Dream that never came
: wt paź 07, 2025 8:11 pm
				
				Galen L. Wyatt 
Uniosła wysoko jedną ze swoich brwi. Ale? To było magiczne sformułowanie. Charity od dawna była nauczona, że wszystko co znajdowało się przed nim, przestawało się liczyć. Stąd czuła przedziwne mrowienie w żołądku, którego nie była w stanie w żaden, racjonalny sposób wytłumaczyć. Zmarszczyła swoje brwi, obserwując bacznie Galena. Czekając na jego ostatnie słowa, westchnęła cicho, słysząc te finalne.
Jej by nie było szkoda Felji. Głupia żmija.
— To zmienia faktu tego, co powiedziała. Nie wybaczę jej tego, nie jesteś nieudacznikiem — powiedziała lekkim, delikatnym tonem, marszcząc przy tym swoje brwi. Cokolwiek by się stało, jakkolwiek nie uchyliłaby przed nimi nieba, Charity już znienawidziła własną teściową. Widocznie będzie musiała liczyć za każdym razem na starcia między nimi.
Nie będzie wspólnych świąt.
— Zgadza się skarbie — kiwnęła głową, obserwując, jak bawi się jej palcami. Z Galenem wszystko wydawało proste. Bywały takie chwile, w których mogliby się kłócić, aż doszłoby do jakiejś zbrodni, ale też takie jak te...
— I co mi o niej opowiesz? — spytała, bo jej oczy momentalnie zabłysnęły. Ciekawiło ją, co dokładnie kryło się za tymi słowami, co dokładnie miał jej do powiedzenia. Przegryzła swoją dolną wargę, czekając na... odrobinę więcej szczegółów? Pytanie, czy po hucznym, wielkim weselu będą mieli jakąkolwiek chwilę na chwilę dla siebie, czy jednak zasną, czując poduszkę pod głową — wiem, ale właśnie... tyle się wydarzyło, a stres wpływa na nasz organizm... Mógłbyś dla mojego spokoju? — spytała, wbijając w niego nieustępliwe spojrzenie. Długotrwałe działanie kortyzolu działało niekorzystnie na cały organizm. Potrafiło spowodować większe prawdopodobieństwo nie wykrycia komórek nowotworowych przez organizm, popsuć nerki, wątrobę, ale też serce. Ciało było kruche. Choć Charity nie miała jakiejkolwiek wiedzy medycznej, może coś na poziomie liceum, to zmartwiła się. KARDIOMIOPATIA brzmiała cholernie poważnie, a skoro była dziedziczna... to on też mógłby na nią zachować. Nie mogłaby go stracić, kiedy już jedno istnienie zniknęło.
— I dalej Cię kocham i chcę, żebyś przy mnie był — utrata dziecka, teściowa koszmar tego nie zmieniły. Spojrzała jeszcze raz na Galena. Może to on zmienił zdanie? — chyba że... — zaczęła, próbując wyczytać coś z jego twarzy — mam dzwonić do kumpla geja? — dopytała, przegryzając swoją dolną wargę. Już sama nie wiedziała, co dokładnie kryło się za jego słowami. Wolała mieć pewność.
— A kiedy chciałbyś nasz ślub? — spytała, przechylając głowę. Dla niej wiosna wydawała się być najlepszym terminem. W tym roku na pewno nie dadzą rady, miesiące zimowe wydawały się zbyt ponure, a Marshall chciała widzieć piękno rozkwitającego świata. Wiosna trochę przypominała im ich związek — a myślisz, że ktokolwiek z naszych rodzin pozwoli na małe? Musielibyśmy im o tym nie mówić — postawienie przed faktem dokonanym wydawałoby się najbardziej rozsądne. Mogliby polecieć w każde miejsce na ziemi i szukać odpowiedniego. Gdy zakochaliby się w pięknym widoku, zwyczajnie zrobiliby to. Wzięliby ślub, ale wpierw... musza wybrać obrączki.
— Już zaczęłam patrzeć — stwierdziła z niewinnym uśmiechem — ale przed tym wszystkim... za to mam coś innego, to pokażę Ci coś innego — jedną rzecz już wybrała. Nie będzie mu tak od razu jej zdradzała. Wpierw musieli dojrzeć do tego, czego właściwie od siebie nawzajem oczekiwali. Ślub i wesele to zdecydowanie ogromne wybory. Cały czas musisz je podejmować - smak tortu, ustawienie stołów gości, zaproszenia, kwiaty, a na tym tak naprawdę się nie kończyło. Lista cały czas się przedłużała.
— Tylko my mamy być szczęśliwi, a nie oni — poprawiła go. Oni powinni decydować. Zarówno jej rodzina, jak i Galena, będzie próbowała podejmować za nich decyzje. Tylko nie było w tym żadnego większego celu. Muszą być niezależni. Niedługo stworzą własną rodzinę.
— Skarbie, będą wszyscy, więc i ona — powiedziała spokojnym tonem. Nie podobała się jej wizja teściowej na weselu. Jakoś będzie musiała to przełknąć i tak nie spędzi z nią, ani chwili na weselu. O ile będzie w stanie mieć jakąkolwiek dłuższą z przyszłym mężem — próbowałeś jej szukać? Może... może coś się jej stało? Wiesz, gdzie mieszka? Może powinnam wynająć prywatnego detektywa? — patrzyła na Galena z poważną miną. Wolała go nie straszyć, ale przez utratę dziecka wydawała się być jeszcze bardziej podenerwowana niż wcześniej.
			Uniosła wysoko jedną ze swoich brwi. Ale? To było magiczne sformułowanie. Charity od dawna była nauczona, że wszystko co znajdowało się przed nim, przestawało się liczyć. Stąd czuła przedziwne mrowienie w żołądku, którego nie była w stanie w żaden, racjonalny sposób wytłumaczyć. Zmarszczyła swoje brwi, obserwując bacznie Galena. Czekając na jego ostatnie słowa, westchnęła cicho, słysząc te finalne.
Jej by nie było szkoda Felji. Głupia żmija.
— To zmienia faktu tego, co powiedziała. Nie wybaczę jej tego, nie jesteś nieudacznikiem — powiedziała lekkim, delikatnym tonem, marszcząc przy tym swoje brwi. Cokolwiek by się stało, jakkolwiek nie uchyliłaby przed nimi nieba, Charity już znienawidziła własną teściową. Widocznie będzie musiała liczyć za każdym razem na starcia między nimi.
Nie będzie wspólnych świąt.
— Zgadza się skarbie — kiwnęła głową, obserwując, jak bawi się jej palcami. Z Galenem wszystko wydawało proste. Bywały takie chwile, w których mogliby się kłócić, aż doszłoby do jakiejś zbrodni, ale też takie jak te...
— I co mi o niej opowiesz? — spytała, bo jej oczy momentalnie zabłysnęły. Ciekawiło ją, co dokładnie kryło się za tymi słowami, co dokładnie miał jej do powiedzenia. Przegryzła swoją dolną wargę, czekając na... odrobinę więcej szczegółów? Pytanie, czy po hucznym, wielkim weselu będą mieli jakąkolwiek chwilę na chwilę dla siebie, czy jednak zasną, czując poduszkę pod głową — wiem, ale właśnie... tyle się wydarzyło, a stres wpływa na nasz organizm... Mógłbyś dla mojego spokoju? — spytała, wbijając w niego nieustępliwe spojrzenie. Długotrwałe działanie kortyzolu działało niekorzystnie na cały organizm. Potrafiło spowodować większe prawdopodobieństwo nie wykrycia komórek nowotworowych przez organizm, popsuć nerki, wątrobę, ale też serce. Ciało było kruche. Choć Charity nie miała jakiejkolwiek wiedzy medycznej, może coś na poziomie liceum, to zmartwiła się. KARDIOMIOPATIA brzmiała cholernie poważnie, a skoro była dziedziczna... to on też mógłby na nią zachować. Nie mogłaby go stracić, kiedy już jedno istnienie zniknęło.
— I dalej Cię kocham i chcę, żebyś przy mnie był — utrata dziecka, teściowa koszmar tego nie zmieniły. Spojrzała jeszcze raz na Galena. Może to on zmienił zdanie? — chyba że... — zaczęła, próbując wyczytać coś z jego twarzy — mam dzwonić do kumpla geja? — dopytała, przegryzając swoją dolną wargę. Już sama nie wiedziała, co dokładnie kryło się za jego słowami. Wolała mieć pewność.
— A kiedy chciałbyś nasz ślub? — spytała, przechylając głowę. Dla niej wiosna wydawała się być najlepszym terminem. W tym roku na pewno nie dadzą rady, miesiące zimowe wydawały się zbyt ponure, a Marshall chciała widzieć piękno rozkwitającego świata. Wiosna trochę przypominała im ich związek — a myślisz, że ktokolwiek z naszych rodzin pozwoli na małe? Musielibyśmy im o tym nie mówić — postawienie przed faktem dokonanym wydawałoby się najbardziej rozsądne. Mogliby polecieć w każde miejsce na ziemi i szukać odpowiedniego. Gdy zakochaliby się w pięknym widoku, zwyczajnie zrobiliby to. Wzięliby ślub, ale wpierw... musza wybrać obrączki.
— Już zaczęłam patrzeć — stwierdziła z niewinnym uśmiechem — ale przed tym wszystkim... za to mam coś innego, to pokażę Ci coś innego — jedną rzecz już wybrała. Nie będzie mu tak od razu jej zdradzała. Wpierw musieli dojrzeć do tego, czego właściwie od siebie nawzajem oczekiwali. Ślub i wesele to zdecydowanie ogromne wybory. Cały czas musisz je podejmować - smak tortu, ustawienie stołów gości, zaproszenia, kwiaty, a na tym tak naprawdę się nie kończyło. Lista cały czas się przedłużała.
— Tylko my mamy być szczęśliwi, a nie oni — poprawiła go. Oni powinni decydować. Zarówno jej rodzina, jak i Galena, będzie próbowała podejmować za nich decyzje. Tylko nie było w tym żadnego większego celu. Muszą być niezależni. Niedługo stworzą własną rodzinę.
— Skarbie, będą wszyscy, więc i ona — powiedziała spokojnym tonem. Nie podobała się jej wizja teściowej na weselu. Jakoś będzie musiała to przełknąć i tak nie spędzi z nią, ani chwili na weselu. O ile będzie w stanie mieć jakąkolwiek dłuższą z przyszłym mężem — próbowałeś jej szukać? Może... może coś się jej stało? Wiesz, gdzie mieszka? Może powinnam wynająć prywatnego detektywa? — patrzyła na Galena z poważną miną. Wolała go nie straszyć, ale przez utratę dziecka wydawała się być jeszcze bardziej podenerwowana niż wcześniej.