Strona 3 z 8

salsa con el diablo en Medellín

: ndz paź 19, 2025 2:58 pm
autor: Madox A. Noriega
Kiedy dostał tą torbą z lodem w krocze to tylko jęknął, ale to wcale nie wyglądało dobrze, tak samo jak ta ślina spływająca po brodzie stewardessy i jej czerwona twarz. Dobrze, że Pilar zareagowała, chociaż jak dziewczyna znowu przywaliła głową w kolano Madoxa, to aż mu się wyrwało.
- Santa madre - bo jak ona wyjdzie z tego samolotu bez wstrząsu mózgu to będzie dobrze, Noriega już czuł, że na kolanie będzie miał siniaka. Zaraz też poczuł na sobie spojrzenie szefowej stewardess, a jak tym pingwinim kroczkiem ruszyła w ich kierunku, to aż zabrał te ręce z Karen, bo jak go zaraz oskarżą o molestowanie stewardess, to on bierze ten spadochron i wysiada. Całe szczęście wszystko było na Karen, chociaż... to też nie była jakaś jej wielka wina, ale już Madox postanowił to przemilczeć, zerknął tylko na Pilar unosząc brew, bo kurwa rzeczywiście wyglądało to wszystko słabo, a ta Karen wciąż była czerwona, potargana i z wielkim czerwonym śladem na czole, jeszcze do tego ośliniona i upaprana gdzieś na mundurku tą zupą. Nad nią Pilar jakby ją strzeliła w twarz. A Noriega przykładał sobie lód do krocza. Ciekawe czy ten facet, który skończył w szpitalu też sobie przykładał? Madox aż się skrzywił kiedy to usłyszał, chociaż może powinien przekląć i wierzgnąć nogą, bo w końcu miał Toruetta. Ale bał się w ogóle poruszyć, że znowu coś mogłoby się odjebać. Karen by dostała jakiegoś innego ataku, albo jej szefowa by dostała, bo też wyglądała na wściekłą, kiedy tak szarpała blondynkę za ucho.
- Widać... - mruknął tylko, jak powiedziała, że Karen jest nowa i się nie odnajduje, jakim cudem jeszcze Karen w ogóle tu pracowała po tej skardze i tym, że gościu wylądował w szpitalu? Też zalała go zupą, a może zrobiła coś zupełnie innego? Dużo pytań pojawiło się teraz w głowie Madoxa, ale jednak te darmowe drinki jakby trochę je stłumiły. A zwłaszcza ta reakcja innych gości, bo teraz jak będą wychodzić z samolotu, to będą mogli machać do reszty jak angielska królowa, że to oni to załatwili. Albo może lepiej nie? Może lepiej spuścić głowę i udawać, że nic się nie wydarzyło?
Kiedy Karen wreszcie się oddaliła, to Madox tylko rzucił do Pilar, że idzie się przebrać i wyminął ostrożnie tę zupę, wziął coś ze swojej walizki i zniknął. Chwilę mu to zeszło, bo się okazało, że ta zupa jest już wszędzie i miał ją nawet we włosach, no i na butach, które musiał wyczyścić, dodatkowo wszystko mu teraz jebało szparagami, dlatego jak wrócił, to wcale nie zjadł tej zupy, tylko oddał ją od razu stewardessie, jakiejś całkiem ogarniętej. Usiadł ostrożnie koło Pilar, żeby jednak jej nie obudzić. Sam jeszcze przez chwilę patrzył na nią i na ten wydęty policzek, bo wyglądała rzeczywiście słodko, przejrzał jakieś czasopismo podróżnicze, wypił też dwa kolejne drinki, całkiem niezłe, dużo lepsze niż te standardowe, a później to sam zasnął.

Obudził ich dopiero miły głos szefowej stewardess, która poinformowała, że zbliżają się do lądowania na lotnisku José María Córdova. Zanim się na dobre dobudzili, a przynajmniej Madox, to pasażerowie pierwszej klasy zaczęli już opuszczać samolot jakimś specjalnym wyjściem dla VIPów, więc oni też. Wyszli szybko ze swoimi bagażami, a Noriega do tego ze strasznym kacem, nawet chyba gorszym niż po tym koksie do rana z Marco. Zegarek na lotnisku wskazywał piętnastą (bo to policzyłam). Ogólnie już na lotnisku panował zupełnie inny klimat niż w Toronto, bo wszystko było jakieś takie intensywne, dużo kolorów, głośne rozmowy, wszystko było głośne, kolorowe i było tego dużo, a w powietrzu jakby unosił się zapach cygar, rumu i salsy, o ile salsa może w ogóle go mieć. Chyba trochę miała.
Madox założył ciemne okulary, bo słońce go trochę raziło, przestawił zegarek na czas lokalny i spojrzał na Pilar.
- Właściwie zaraz ma przyjechać po nas Ticiano, ale może moglibyśmy... - zaczął, bo chciał iść jeszcze na drinka, takiego bardziej klina, na tego okropnego kaca, ale nie było im to dane, bo jeszcze zanim zdążyli się rozejrzeć po lotnisku, to Ticiano już dzwonił. Madox odebrał i zamienił z nim kilka słów po hiszpańsku, ale przecież Pilar wszystko rozumiała, a zresztą on nawet się nie odsunął, rozmawiał przy niej, spojrzeniem wodząc po jej twarzy, po oczach, które jeszcze chłonęły ten cały nastrój lotniska. A to przecież było tylko lotnisko.
Umówili się przed wejściem, nie tym głównym, jakimś z boku i kiedy wreszcie Madox i Pilar tam dotarli, kiedy tylko wyszli przez drzwi, to od razu w ich oczy rzuciły się dwa duże, czarne auta terenowe zaparkowane na zakazie parkowania, ale kto by się tym przejmował? Ticiano się nie przejmował w ogóle, a ochrona chyba bała się podejść, bo stali gdzieś z boku udając, że to nic takiego. Ticiano był typowym latynoskim Don Juanem, wysoki, dobrze zbudowany, ciemna karnacja, czarne, gęste włosy i szelmowski uśmiech, trochę jak latynoska wersja supermana, czy coś w tym stylu. Podszedł do nich od razu i uściskał Madoxa, poklepali się po plecach. Ticiano zaraz podszedł do Pilar, żeby się jej przedstawić, żeby chwycić jej dłoń i musnąć ją wargami, ale wcale nie tak obleśnie jak Seeley, zdecydowanie inaczej, tak jakby tutaj w tym intensywnym kraju, to było jak najbardziej na miejscu. Madox nawet chciał się odezwać, przedstawić Pilar, ale okazało się, że Ticiano nie jest wcale sam, bo był ze swoją narzeczoną, drobną, ale śliczną czarnulką, którą Madox też znał.
- Maria! - zawołał i oczywiście ucałowali się w oba policzki - nic się nie zmieniłaś - Madoxa mogło w kraju nie być jakieś dziesięć lat, a Ticiano i Maria wciąż wyglądali tak samo. Rosalinda też...
Bo okazało się, że Maria wzięła ze sobą również swoją świadkową - Rosalindę. Ta to dopiero rzucała się w oczy, latynoska uroda i niebieskie oczy, rzadko spotykane, wyglądała trochę jak Adriana Lima.
- Rosalinda ty też - mruknął Madox, ale Rosalinda na to tylko wywróciła oczami.
- Spierdalaj Madox - nie ma to jak cieplutkie powitanie. Maria aż pisnęła i zaraz podeszła do Pilar pytając - a to kto.
I wtedy dopiero Madox się cofnął i chwycił Stewart za rękę, nawet się nad tym nie zastanawiał, tylko pociągnął ją lekko w kierunku Marii, na której ramieniu już wisiał Ticiano.
- Pilar, moja przyjaciółka - przedstawił ją i chociaż powiedział to całkiem normalnie, to Rosalinda prychnęła, za to Maria złapał Pilar za ramiona i ucałowała w oba policzki - miło mi Cię poznać Pilar, jesteś śliczna - uśmiechnął się wesoło, a Rosalinda znowu prychnęła. Zareagował Ticiano, i dobrze, bo Madox też już chciał coś powiedzieć, otworzył usta, ale wtedy jego kuzyn rzucił mu kluczyki od jednego z tych jeepów.
- Łap amigo, ja pojadę z dziewczynami - oznajmił. Tylko, że Madox był jeszcze na sto procent pijany, zerknął na Pilar, ale ona też trochę wypiła w tym samolocie, właściwie to przecież zrobili tam po butelce szampana na łebka, praktycznie.
- Tio my w zasadzie to trochę porządziliśmy już w samolocie... - mruknął, a Ticiano się roześmiał, głośno i szczerze, Maria też się uśmiechnęła, tylko Rosalinda wciąż była skrzywiona.
- To Rosalinda będzie waszym kierowcą, bo Marie nie ma prawka - rzucił Ticiano, jakby to było jakieś takie naturalne. Rosalinda jednak rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale Marie już patrzyła na nią wielkimi oczami, więc finalnie wyciągnęła rękę do Madoxa. Chciał, czy nie, oddał jej kluczki, a ona je szarpnęła i poszła do auta.
Ticiano pomógł im jeszcze z walizkami, a potem poszli do swojego samochodu trzymając się za rękęz Marią.
- Nie zwracaj na nią uwagi Pilar, nie wiedziałem, że ją tutaj przywiozą - mruknął kiedy już stali koło samochodu. Ale z jednej strony to dobrze, bo przynajmniej mieli kierowcę, który łypał na nich krzywo, ale jednak. Madox się zawahał, ale w końcu otworzył drzwi z przodu obok kierowcy przed Stewart, oparł się o nie i czekał aż wsiądzie, bo może uznał, że jego obecność tam będzie jeszcze bardziej denerwowała Rosalindę? Chociaż... ciekawe czy Pilar nie będzie jej denerwowała?
Sam usiadł z tyłu, oczywiście nie zapinał pasów, tylko, kiedy Rosalinda wyjechała z miejsca parkingowego z piskiem opon chyba przyciskając gaz do dechy to przesunął się do przodu, żeby zajrzeć do dziewczyn trzymając się fotela Pilar.

Pilar Stewart

salsa con el diablo en Medellín

: ndz paź 19, 2025 7:42 pm
autor: Pilar Stewart
Obudziła się dopiero przy lądowaniu, a dokładniej w momencie, kiedy niektórzy podróżujący już zaczęli wysiadać z samolotu. Oczy całe się jej kleiły. Niby było to zaledwie marne pięć godzin, a jednak Pilar spała jak dziecko. Jakby od bardzo dawna tak dobrze nie spała i coś faktycznie w tym było, bo sama nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała ten luksus kimania przez tyle godzin. Cały ten offboarding szedł jej w jakimś iście żółwim tempie. Jeszcze po drodze minęli się z Dżesiką i jej matką, które patrzyły na nich, jakby byli pierdolnięci i coś tam jeszcze przy okazji pomruczały pod nosem, że nie mieli wstydu. No cóż, w końcu trochę byli. I wstydu też raczej nie mieli.
Lotnisko José María wyglądało świetnie. A może jak każde inne lotnisko, tylko Pilar po prosty tak rzadko podróżowała? Szła za Madoxem, rozglądając się na boki, czując na sobie ciepłe promienie słoneczne, przebijające się przez wielki, szklany sufit. I kiedy on tak rozmawiał przez telefon z Ticiano, do Pilar dopiero tak naprawdę doszło, co właśnie robiła. Jakby ten fakt, że poleciała z Noriegą do innego kraju, na wesele jego kuzyna, dopiero ja uderzył. Nie było odwrotu. Jednak zamiast poczuć jakieś obawy i skrępowanie, czuła… ekscytacje. Bo chociaż lubiła mieć wszystko pod kontrolą, jakoś przy Madoxie wręcz miała ochotę spuścić nieco tą gardę i po prostu dać się ponieść. A ten cały gwar dookoła, te głośne rozmowy i szczery śmiech ludzi jakoś tak naturalnie wywołał uśmiech i na jej twarzy. Jakby poczuła przynależność do tej Kolumbijskiej ziemi i całego klimatu, z jakim było to związane.
Grzecznie dała się poprowadzić do wyjścia, a na widok kuzyna Madoxa uśmiechnęła się szeroko. Kurwa, czy wszyscy w jego rodzinie tak dobrze wyglądali? Kwestia genów czy po prostu pochodzenia i tego gorącego słońca? Ticiano już na pierwszy rzut oka wydawał się otwarta osobą i tylko to potwierdził w chwili, w której sam podszedł szybko do Pilar, żeby się przedstawić. Posłała mu serdecznie spojrzenie, gdy tak ucałował jej dłoń. Już chciała się odwrócić do Madoxa i rzucić jakimś zaczepnym tekstem, że on jej tak ładnie nie witał, kiedy pozostałe dwie kobiety wyskoczyły z jednego z samochodów. Stewart próbowała sobie przypomnieć, czy Noriega wspominał z którą żenił się jego kuzyn, ale na marne. Chociaż już po chwili szło się szybko domyślić.
Na to spierdalaj Madox uniosła wysoko brew do góry i przyjrzała się dokładniej ładnej, ciemnowłosej kobiecie. Pilar może i nie wiedziała za wiele na temat życia Madoxa w Medellin, ale za to coś tam wiedziała o relacjach międzyludzkich i nikt bez powodu nie witał się tak troskliwie ze swoim dobrym znajomym. Szczególnie kiedy posłała potem samej Stewart mordercze spojrzenie, w dodatku takie oceniające, które przejechało bezczelnie od czubka jej głowy po same dresy i adidasy. Cóż jeśli chciała, by Pilar poczuła się przez to jakoś gorzej, że wyglądała mało wyjściowo, to jej niedoczekanie, bo akurat śledcza miała to mocno w poważaniu. Całe szczęście nie musiała jakoś na to bardzo reagować, bo Maria już rzuciła się jej na szyje i zaczęła całować chłodne policzki.
Ciebie również milo poznać — odezwała się w końcu, odwzajemniając te wszystkie serdeczne gesty. — Madox dużo o was opowiadał — chuja. Nic nie opowiadał, nawet nie wspomniał jej imienia, ale przecież ludzie uwielbiali to słuchać. I Marie też ewidentnie się to spodobało. Rosalinda natomiast znowu prychnęła, co nie uszło uwadze Stewart. — Chociaż nie o wszystkich — złapała jej błękitne spojrzenie i wzruszyła ramionami w przepraszającym geście, na co kobieta jedynie przewróciła oczami i wbiła wzrok w Madoxa. Pilar chciała to ignorować, ale jakoś tak nie mogła przestać się zastanawiać, co takiego ich łączyło. Bo na pewno nie zwykła przyjaźń.
Jak coś to ja mogę prowadzić — zaproponowała. Sama wypiła zdecydowanie mniej niż Madox i z pewnością czuła się o wiele lepiej po tych kilku godzinach snu. Spokojnie mogła wsiąść za kółko. Tylko że nim Noriega zdążył jej odpowiedzieć, Tio już oznajmił, że urocza koleżanka pojedzie z nimi. Koleżanka, która ZAJEBIŚCIE się z tego powodu ucieszyła. Tak mocno, że aż końcówki jej ust sięgnęły prawie samej brody. NO CÓŻ.
Pilar stała jeszcze chwile z boku, obserwując rozwój sytuacji. Zdawała sobie sprawę, że nie jest u siebie, więc pozwoliła się prowadzić. Oddała Tio walizkę, dziękując pięknie za pomoc, a potem skierowali się do samochodu. Chciała usiąść z tyłu. Serio. Totalnie nie miała presji, żeby być w obowiązku rozmawiać z tą wspaniałą koleżanką Madoxa, a jednak ten otworzył jej drzwi tuż obok kierowcy. I jeszcze zadowolony dodał, żeby nie zwracać na nią uwagi. Śmieszne. Jakby na moment zapomniał z kim rozmawiał.
Chyba mnie nie lubi — nachyliła się do jego twarzy i szepnęła mu prosto do ucha. Jeszcze nie oceniła jak bardzo nie lubiła Rosalindy, ale jak narazie te jej prychnięcia i krzywe spojrzenia mocno pracowały na to, by Pilar pod koniec wieczoru miała ją wysoko swojej listy. Chciała się jeszcze trochę posprzeczać z Noriegą, by to może on usiadł z przodu, albo żeby oboje wjebali się do tyłu jak w taksówce, jednak finalnie westchnęła zrezygnowana i wcisnęła się do środka.
Zapięła pas. Bo pas się kurwa zapinało. Chociaż Rosalinda i Madox chyba uważali inaczej i życie było im niemiłe, bo postanowili mieć to w dupie. Ale co tam, może w Kolumbii ludzie nie wylatywali przez szyby przy zbyt mocnym hamowaniu. Może to kwestia magicznego powietrza. I chyba nie bali się też wypadków, bo ciemnowłosa miała kurwa tak ciężką nogę, że ruszyła z tego parkingu, jakby co najmniej spierdalała przed policją. Nawet nie popatrzyła w lusterko, kiedy włączała się do ruchu. A Pilar jak to Pilar — przewróciła na to oczami.
Jechali w ciszy. Pewnie gdyby nie było z nimi Rosalindy albo znajdowali się w drugim samochodzie, z pewnością już ruszyłby jakiś ciekawy temat. Może nawet Madox opowiedziałby kuzynowi o ich przygodach z ruchaniem przez spodnie i robieniem loda przez Karen, a tamto Rosalinda nawet nie spytała, jak minął im lot. Uroczo. Pewnie wcale ją to nie obchodziło. Stewart trochę postukała palcami o kolana, a potem westchnęła. Trochę liczyła, że Madox przejmie inicjatywę ale skoro się do tego nie palił, ONA MOGŁA.
Od zawsze mieszkasz w Medellin? — zagadała, chociaż chuja ją to obchodziło. W ogóle cała Rosalinda mało ją interesowała, ale przecież chyba nie będą te trzydzieści kilometrów jechać w totalnej ciszy. Nawet radia nie włączyła.
Ta — przeciągnęła jedynie w odpowiedzi, a Pilar zamrugała. To tyle? Świetnie. Aż miała ochotę prychnąć. To będzie niesamowita rozmowa.
Fajnie się tu żyje?
Mhm
A do wesela wszystko już przygotowane?
Mhm
Powinnaś wrzucić piątkę.
Co? — w końcu na nią spojrzała i w końcu powiedziała coś kurwa innego niż to pieprzone mruczenie, które mogło naprawdę doprowadzać do szału. Pilar tylko uśmiechnęła się pod nosem i wciąż patrzyła przed siebie.
Bieg. Powinnaś już być na piątce, a dalej jedziesz na trójce — prychnęła, bo kurwa świetnie się to wszystko złożyło, że akurat rozmowa tak świetnie im się kleiła, kiedy się okazało, że Rosalinda jest mocno c h u j o w y m kierowcą.
Wcale nie powinnam — brnęła w to dalej, chociaż Pilar to bardziej była pod wrażeniem tego prawie KOMPLETNEGO zdania, które po raz pierwszy powędrowało w jej kierunku.
Jedziesz ponad siedemdziesiąt i cały silnik ci warczy. Nie słyszysz? — wyjaśniła grzecznie, bo kurwa to akurat nawet największy debił wiedział. A jak nie wiedział, to pewnie słyszał. A że Pilar kochała samochody i szybką jazdę, to jednak znała się na nich bardzo dobrze. I aż szkoda było takiej terenówki, żeby tak bezczelnie przegrzewać silnik. I chyba Rosalinda też po chwili to wiedziała, ale za głupio jej było teraz zmienić ten bieg i przyznać się do błędu, więc kurwa dalej MĘCZYŁA tą biedną furę, malując na twarzy szczere poirytowanie
Ve y dile que se calle y se ocupe de sus asuntospowiedz jej, żeby się zamknęła i zajęła swoimi sprawami, rzuciła w stronę Madoxa, spoglądając w lusterko wsteczne, próbując złapać jego spojrzenie. WSPANIALE.
Lo mejor para mí es que mi trasero llegue allí sano y salvo — odpowiedziała jej praktycznie od razu, że przecież akurat to, żeby jej tyłek dojechał na miejsce cały zdrowy należało do jej spraw i szczerze, widok Rosalindy jak sobie uświadomiła, że Piłar rownież podsłuchuje się Hiszpańskim była bezcenna. Szkoda, że Stewart wcześniej nie wiedziała, to by sobie zdążyła wyciągnąć telefon i strzelić foteczkę, tak żeby miała się czym pocieszać przez cały wyjazd.
Może i była bezczelna, że tak zwróciła jej uwagę i odpyskowała, ale to przecież ona zaczęła. Pilar chociaż SPRÓBOWAŁA się dogadać. A że Rosalinda nie miała takiego zamiaru, to już nie problem Stewart. Na jej nieszczęście Madox nie zabrał ze sobą jakieś grzecznej modeleczki, tylko nieokiełznaną dzikuskę, która umiała się postawić. Sorry not sorry.

Madox A. Noriega

salsa con el diablo en Medellín

: ndz paź 19, 2025 9:07 pm
autor: Madox A. Noriega
Kiedy Pilar powiedziała, że jednak może prowadzić, to było już trochę za późno, bo Madox oddał klucze Rosalindzie, a raczej ona wyrwała mu je z ręki z tym fuknięciem. A po chwili już siedziała za kierownicą w swoich dużych, ciemnych okularach i wiązała włosy w wysokiego, niezgrabnego koka. Może radia im wcale nie puściła, ale szyby skręciła do oporu, tak jakby chciała może podsłuchać o czym oni tak sobie szeptali na ucho zanim Stewart wsiadła do auta.
Bo oczywiście Madox też nie omieszkał zbliżyć twarz do jej ucha i wyszeptać.
- Ona nikogo nie lubi Pilar - chociaż sam Madox to doskonale wiedział kogo lubił Rosalinda, ale postanowił to na razie zachować dla siebie. Może w ogóle temat nie zostanie poruszony jak Rosalinda przestanie się tak zachowywać, chociaż Noriega znał ją na tyle, że szczerze w to wątpił.
Wątpił też w to, że one w ogóle złapią jakiś wspólny temat, bo Rosalinda to chyba bardziej interesowała się jego odbiciem w lusterku niż w ogóle drogą, więc w pewnym momencie Madox wyjął telefon i zaczął coś w nim sprawdzać. Pisał do Maddie jak sobie radzą, bo może był na urlopie, ale jednak to nie dawało mu spokoju.
Kiedy Pilar się odezwała i zapytała o to Medellín, to Madox utkwił spojrzenie w jej fotelu, a potem przeniósł je na Rosalindę. Słuchał ich i cały czas się zastanawiał, czy ma się odezwać, ale... świetnie sobie przecież radziły?
Tragicznie kurwa. Kiedy zaczęły się kłócić o ten bieg, to chciał czy nie, znowu złapał się za oparcie na którym siedziała Pilar i wyjrzał do przodu. Nawet ktoś, kto nie prowadzi słyszałby, że zarzynała silnik.
- Rose wrzuć kurwa tę piątkę nie słyszysz jak silnik ryczy - rzucił biorąc stronę Pilar, a wtedy Rosalinda aż się odwróciła, żeby na niego spojrzeć, autem szarpnęło i gdyby Noriega się nie trzymał, to pewnie by spadł z tego śliskiego, skórzanego fotela, ale nie spadł. A wtedy Rosalinda powiedziała po hiszpańsku, żeby kazał się zamknąć Pilar znowu szukając jego spojrzenia w lusterku. Już chciał jej odpowiedzieć, że Stewart i tak zna hiszpański, ale Pilar go ubiegła. Na co Rosalinda zrobiła tylko wielkie oczy, ale czego się spodziewała, że Madox weźmie ze sobą jakąś kanadyjkę, której musiałby wszystko tłumaczyć? Może tak.
- Świetnie - mruknęła Rosalinda i w końcu wrzuciła piątkę, a jak przycisnęła pedał gazu, to ten jeep poszedł po autostradzie pewnie ponad dwie stówki, nawet chyba wyprzedziła Ticiano, który najpierw mrugnął im kilka razy długimi światłami, ale później też dodał gazu.
- Minęłaś Ticiano - wtrącił odkrywczo Madox, ale Rosalinda nic sobie z tego nie zrobiła.
- No i co z tego? Przecież wiem, gdzie jechać - rzuciła i znowu spojrzała w lusterko, Madox był pewny, że ona to robi specjalnie, na złość Pilar, jemu może też. Ale Ticiano chyba potraktował to jako zabawę, bo zaraz ten jego Jeep Grand Cherokee Trackhawk zrównał się z nimi, a później ich minął. Rosalinda poprawiła okulary i znowu docisnęła gaz, maksymalna prędkość tego auta to dwieście dziewięćdziesiąt na godzinę i Rose prawie do niej dochodziła.
- Nie mów, że kurwa będziecie się ścigać - wychylił się, żeby spojrzeć jakoś karcąco na Rosalinde, ale ona sobie nic tego nie zrobiła, roześmiała się tylko dźwięcznie.
- Nie mów, że zrobiłeś się miękką pałą przy swojej nowej dupie Madox - rzuciła i zerknęła z ukosa na Pilar. Ticiano już chyba dał za wygraną, ale Rosalinda jeszcze nie zwolniła. Przez chwilę Madox chciał powiedzieć, że nie, albo w ogóle, że Pilar nie jest jego dupą, ale Rose chyba na to liczyła, bo cały czas zerkała na niego w lusterku. Dobrze ją znał i wiedział, że jest jeszcze bardziej pierdolnięta niż on, może nawet niż oni z Pilar razem wzięci.
Nic nie powiedział, cofnął się na siedzeniu i zapiął pas, żeby jej tym wymownym gestem dać do zrozumienia, że on jednak jest po stronie Pilar, a nie tamtej wariatki.
Mieli jechać trzydzieści pięć minut, a jechali piętnaście, większość drogi w ciszy.
W końcu Rosalinda wjechała na parking jakiejś hiszpańskiej pięknej hacjendy, z ogrodem, który już był przygotowany do tego hucznego wesela. Stanęła na żwirowym podjeździe i zgasiła silnik. Spojrzała jakoś wymownie na Pilar, jakby jej chciała dać do zrozumienia, żeby wysiadła, a później szarpnęła za gumkę do włosów, żeby ją ściągnąć, a te jej kruczoczarne włosy wcale się nie potargały od tego wiatru, który szalał w aucie, tylko rozsypały kaskadą na jej odkryte ramiona, bo Rosalinda miała na sobie czerwoną hiszpankę, ona w ogóle lubiła robić wrażenie. Robiła. Trochę. Odwróciła się do Noriegi i ściągnęła z nosa okulary, żeby na niego spojrzeć tymi niebieskimi ślepiami.
- Sprawdzę to Madox - rzuciła zaczepnie, teraz on miał jej ochotę powiedzieć spierdalaj, ale ugryzł się w język. Przecież oni oboje mieli być tymi świadkami, więc no nie mógł za bardzo się z nią kłócić, a w zasadzie to mieliby o co. Wywrócił tylko oczami, a Rose wysiadła. Zrobiła to jakoś tak powoli, z gracja, jakby kurwa grała w reklamie tego Jeepa Grand Cherokee Trackhawk. Kiedy z domu zaczęli się wysypywać ludzie pewnie jakieś ciotki Madoxa i kuzynki, które były go ciekawe, bo w końcu długo się nie widzieli, to Rosalinda uśmiechnęła się wesoło.
- Och ciociu przywiozła wam tego małego łobuza - zaćwierkała wesoło po hiszpańsku do ciotki Madoxa, tej, która się nim opiekowała i wzięła ją pod ramię, żeby zaprowadzić ją do auta.
Noriega zanim jednak wysiadł, to jeszcze przechylił się do przodu między siedzeniami do Pilar, żeby na nią spojrzeć i dotknąć lekko jej ramienia.
- Proszę Cię Pilar, nie daj się jej sprowokować, ja też postaram się nie dać - rzucił, a kiedy zabierał dłoń z jaj ramienia, to zjechał nią na moment niżej na jej obojczyk, w końcu jednak otworzył drzwi i wysiadł, ale zanim zaczął się witać z rodzina, to jednak otworzył też Stewart.
Nawet jej podał rękę, bo z Jeepa też się trudno wysiadało, nie był niski jak sportowe autka, za to był cholernie wysoki. Wiedział, że ona dałaby sobie radę sama, ale jak Pilar już wysiadła, to Madox wcale nie puścił jej ręki, tylko jeszcze trochę mocniej zacisnął palce na jej dłoni i pociągnął ją za sobą. Najpierw do tej najważniejszej ciotki. Rosalinda wciąż uśmiechała się słodko, ale z jej spojrzenia i tak dało się wszystko wyczytać.
- Och niño - cioteczka uśmiechnęła się szeroko i najpierw złapała Madoxa za policzki żeby go wyściskać i wycałować, więc Noriega musiał puścić dłoń Pilar. Ale ciotka, gdy tylko skończyła głaskać jego włosy i układać je jakoś na jedną stronę, to przeniosła spojrzenie na Stewart i czekała aż któreś z nich coś powie.
Tylko, że oczywiście wtedy wtrąciła się Rosalinda.
- To Pilar nowa dziewczyna Madoxa - oczywiście powiedziała to po hiszpańsku, a cioteczka się uśmiechnęła, zawołała coś, że to świetnie, że wita ją z całego serca w ich domu i zaczęła ją ściskać, tylko, że Madox już kręcił głową.
- Właściwie to... - zaczął kiedy ciotka puściła Pilar i odsunęła się od niej patrząc na niego badawczo.

Pilar Stewart

salsa con el diablo en Medellín

: ndz paź 19, 2025 10:59 pm
autor: Pilar Stewart
Rosalinda była pierdolnięta, to nie podlegało nawet dyskusji. Chociaż Pilar znała ją zaledwie kilkanaście minut, czytała z niej jak z otwartej księgi, bo przecież znała to aż za dobrze — ten ogień w oczach i bezczelność, która emanowała z niej w każdym, najdrobniejszym ruchu. I nawet nie potrzebowała tej idiotycznej rozmowy o zmianie biegów, żeby stwierdzić, że Rose jeszcze da im się we znaki podczas tego wyjazdu.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Madox stanął po jej stronie i również opierdolił ciemnowłosą piękność, by w końcu wrzuciła tą piątkę. Nie oczekiwała tego od niego. Zrozumiałaby, gdyby chciał pozostać bezstronny, szczególnie, że sama nie miała jeszcze pojęcia, co dokładnie łączyło tą dwójkę. I może nawet mógł jednak siedzieć cicho, bo jego uwaga podziałała na Rosę jak płachta na byka. W sekundę wrzuciła odpowiedni bieg i pognała do przodu, jakby chciała ich lata moment ROZPIERDOLIĆ o pierwsze lepsze auto jadące z naprzeciwka. Świetnie. A to niby Pilar była loco chica.
Poprawiła się na fotelu i spojrzała przed siebie. Bo to nawet nie chodziło o tą prędkość, sama Stewart kochała szybką jazdę, ale kiedy za kółkiem był ktoś k o m p e t e n t n y, a nie wariatka, która nawet nie wiedziała, jak powinno się używać skrzyni biegów. Złapała w płuca więcej powietrza i jej pierwszą myślą było, by odwrócić się do Madoxa i kazać mu zapiąć pasy. Ją miała w dupie, niech sobie nawet połamie kręgosłup, ale Noriega to jednak coś ją tam obchodził. Może czasami bardziej niż powinien. Szybko okazało się jednak, że nawet nie musiała nic mówić, bo on jakby czytał jej w myślach, opadł na swoje miejsce i się zapiął.
Rosalinda jechała mocno przeciętnie. Ewidentnie bardziej stawiała po prostu na napierdalanie nogi po gazie niż sprytne rozwiązania. Nawet kiedy wymijała wolniej jadące auta, robiła to tak nerwowo i elektrycznie, jakby ledwo panowała nad pojazdem. I chyba faktycznie tak było, bo kiedy brała zakręt, prawie wyjebało ich z drogi. I ten policzek Pilar znowu zaczął krwawić, bo znowu musiała go zagryzać od środka, tylko tym razem nie żeby powstrzymać się od śmiechu, a żeby przypadkiem nic nie powiedzieć. Pracowała w policji i dobrze wiedziała, że wariatów u władzy nie powinno się powokować. A Rosa właśnie taka była — psycholka za kółkiem, od której zależało bezpieczeństwo Madoxa i Pilar. Wiec siedzieli w milczeniu, każde zapewne zapętlone we własnych myślach.
Chociaż kiedy nazwała Noriegę miękką pałą, Pilar nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. Bo kurwa akurat przy kim jak przy kim, ale przy Stewart to Madoxowi daleko było do miękkiej pały, biorąc pod uwagę ich ostatnie spotkanie nad z w ł o k a m i. Prawie razy dwa, gdyby liczyć to niedoszłe rozjebanie głowy Ruby. Ale akurat tego Rose nie wiedziała i nigdy się nie dowie. W ogóle pewnie nikt się nie powinien dowiedzieć, że Pilar pracowała w policji. Niby tego nie przegadali, a wydawało się to jakieś takie.. oczywiste? Może powinna mówić, że pracowała w marketingu jak wtedy na kolacji u Seeleya?
Gdy podjechali pod wielką hacjendę, Pilar z zachwytem spojrzała przez szybę. Dom był przepiękny, nie wspominając nawet o ogrodzie i ślicznych kwiatach, które ciągnęły się wokół ogrodzenia i ścieżki wjazdowej. Oczy Stewart jakoś tak aż zaświeciły się od tego widoku, a serce zabiło szybciej, że nawet nie zauważyła kiedy Rosalinda zaczęła robić to wielkie wyjście z auta jak jebana modelka prosto z reklamy. Dopiero kiedy mówiąc o Madoxie do jednej z ciotek jej usta wyrzuciły słowo łobuz, Pilar momentalnie sprowadziła się na ziemię i przy okazji przypomniała sobie o tej wspaniałej koszulce, która podczas lotu została tak bezczelnie zniszczona. A potem poczuła dłoń Noriegi na swoim ramieniu.
Zdefiniuj sprowokować — odwróciła nieco głowę, nie na tyle by na niego spojrzeć, ale wystarczajaco, by otulić oddechem tą jego dłoń na jej ciele. Bo na przykład dla Pilar sprowokować to można było do bójki, żeby komuś wyjebała prosto z pięści albo otwartej ręki, jak to zrobiła z pleckami Karen, a dla kogoś normalnego, to bardziej tyczyło się słów i konkretnych zachowań. Chociaż jemu chodziło pewnie o wszystko. — Dobra już dobra, nie dam się. Nie bój się, nie rzucę się przecież na tą twoją uroczą koleżankę — położyła nacisk na ostatnie słowo, a potem zabrała się za odpinanie pasa. Chociaż gdy tak zjechał dłonią na jej obojczyk, to wstrzymała się na moment i nawet chciała sięgnąć do niej tą swoją. Ale wtedy Madox zebrał się z auta i podszedł do drzwi racząc pomocą w wysiadaniu.
Przed domem kręciła się masa ludzi. Było głośno, huczno i w każdym zakamarku coś się działo. Każdy rozmawiał z każdym i Pilar autentycznie nie wiedziała gdzie pierwsze spojrzeć, wiec po prostu zacisnęła mocniej dłoń na tej Madoxa i dała się prowadzić, trochę jednak żałując, że nie zrobili jakiegoś małego postoju przy kiblach, żeby mogła się przebrać. Bo jakby na to nie spojrzeć każdy wyglądał obłędnie, szczególnie ta przeklęta Rosa, a Pilar stając obok niej, jakby urwała się trochę z ulicy. Takiej bardziej premium ulicy, bo zajebiste miała te dresy, ale jednak z ulicy.
Nie myślała o tym jednak zbyt długo, bo już po chwili ciotka Madoxa wzięła go w objęcia, spoglądając na niego z taką szczerą, bezgraniczną miłością, że aż Pilar poczuła przyjemne ciepło w okolicy klatki piersiowej. Miło było go widzieć w takich rodzinnych scenach, podczas gdy normalnie oglądała go jedynie w towarzystwie półnagich barmanek i trupów.
I właśnie z tym szczerym, ciepłym uśmiechem, który już i tak miała na sobie, skrzyżowała spojrzenia z ciocią Noriegi. Bo nie musiał jej wcale przedstawiać, żeby Stewart domyśliła się, że to właśnie matka tych kuzynków, z którymi się wychował. Zresztą patrzyła na niego przed chwilą z taką właśnie troską, jak matka stęskniona za własnym dzieckiem. A teraz z wyczekiwaniem spoglądała na Pilar, czekając, aż ktoś im je w końcu sobie przedstawi. Tylko zamiast Madoxa zrobiła to Rosa. Pierdolona Rosalinda, która już od początku wciskała nos w nieswoje sprawy. Nowa dziewczyna Madoxa. Pilar zamrugała i nie za bardzo wiedziała, jak powinna się zachować. Może nawet chciała to jakoś sprostować, bo przecież wcześniej Madox przedstawił ją jako przyjaciółkę, ale kiedy kobieta tak ochoczo i z niesamowitą czułością zamknęła ją w swoich ramionach, jakoś nagle bardzo nie chciała już niczego prostować. Bo może to głupie, kurewsko głupie, ale jakoś tak rozczuliła ją ta całą scena. Może jednak dziecku z bidula wystarczył jeden rodzicielski uścisk, by zmiękły kolana? A kiedy do tego doszła jeszcze ta cwana, wykrzywiona w uśmiechu twarz Rosalindy tuż obok, Pilar jakoś tak…
Zgadza się — skinęła głową, racząc ją swoim nienagannym hiszpańskim i malując to wszystko wielkim uśmiechem. — Wspaniale w końcu Panią poznać — skinęła nawet delikatnie głową i dopiero potem spojrzała na Madoxa. Przelotnie. Bo trochę nie była pewna jego reakcji. Był zły? Wkurwiony? Nie powinna? No CHUJ. Trzeba było się odezwać przed Rosą, to nie było problemu. A on stał. No to teraz miał już pełnoprawną dziewczynę. A Pilar dla podkreślenia tych słów znowu złapała go za rękę i przysunęła się nieco w jego stronę. Rosa tylko fuknęła coś pod nosem.
Przepiękna — stwierdziła ciotunia, przyglądając się Pilar już bardziej uważnie. Nawet podeszła kroczek bliżej i złapała jej policzek. — Ah, te długie włosy i ciemne oczy, przepiękne — dodała jeszcze, jakby bardziej mówiła do siebie niż do któregokolwiek z nich, a Pilar pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, jak pieką ją policzki. I chyba było to nawet widać, bo przecież nie miała na sobie żadnego makijażu. — I ta karnacja.. skąd jesteś, słońce?
Kanada — odpowiedziała z uśmiechem, chociaż pewnie ciotka liczyła na bardziej ciekawy kraj. — Ale rodzice pochodzą z Hiszpanii — dodała zaraz po chwili i jakoś tak mimowolnie zacisnęła palce mocniej na dłoni Madoxa. Nie było to do końca tak wielkie kłamstwo, bo akurat swoje pochodzenie dawno zdążyła ustalić, pomogła jej w tym Helena i testy genetyczne. Ale to taki drobny szczegół.
Ah wspaniale! Witaj w Medellin, kochanie, czuj się u nas jak u siebie w domu — kobieta znowu uśmiechnęła się szczerze i spojrzała na Noriegę. — Madox ci wszystko pokaże. Pewnie chcecie odpocząć i się przebrać. Jesteście głodni? Mam nadzieje, bo dzisiaj na obiad Bandeja paisa. Ulubione tego o tutaj — i znowu sięgnęła to jego włosów, by tym razem nieco je rozczochrać.

Madox A. Noriega

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 12:24 am
autor: Madox A. Noriega
Madox nie był taki pewny, czy Pilar nie da się sprowokować, ale nie dlatego, że jej nie ufał. Ufał chyba bardziej niż powinien, zabierając ją tutaj, mówiąc jej w samolocie to wszystko, o ojcu, o matce, albo dzwoniąc do niej, gdy na jego podłodze leżał ten cały martwy Marco. Ufał jej chyba bardziej niż komukolwiek na świecie. On po prostu świetnie znał Rosalindę i wiedział czego się może po niej spodziewać, a mógł wszystkiego. Sam też bał się, że go sprowokuje, a jakby to się stało, to mogłoby by być nie za ciekawie, bo jednak kiedyś łączyła ich spora zażyłość, a większość ludzi w tym otoczeniu pewnie myślała, że to wszystko zepsuł sam Madox, prawda jednak była troszeczkę inna, ale Noriega był przecież dobry w dotrzymywaniu tajemnic. A tą dotrzymywał do tej pory.
Obejrzał się przez ramie szukając wzrokiem Ticiano i jego przyszłej żony, ale jeszcze ich nie było. Rosa nieźle ich odstawiła. Wariatka.
Kiedy wysiedli z auta to Madox nabrał w płuca powietrze, znajomy zapach kwiatów, cygar, które pewnie smażyły się gdzieś na tarasie i tego pysznego jedzenia. Tęsknił za tym trochę, chociaż Medellín przywoływał też dużo przykrych wspomnień, to te dobre też. Bardzo szczęśliwe.
Dużo w nich było właśnie tej jego ciotki przed którą właśnie stali i dużo jej tego uśmiechu, z którym na niego patrzyła, a później na Pilar. Madox patrzył jak cioteczka ściska Stewart a jeden kącik jego ust uniósł się momentalnie do góry. Chciał być tutaj dobrze przyjęty, chciał, żeby ona też była, ale tego to się chyba nie spodziewał, chociaż... może o tym właśnie marzył? O jakimś takim przebaczeniu i pojednaniu? Chociaż czuł, że nie wszyscy tak będą go ściskać, nie mogło być tak pięknie, zwłaszcza, że Rosalinda była obok.
Miał już wyjaśnić, że Pilar jest jego przyjaciółką, ale ona wtedy zgodziła się z Rosą. Zdziwił się chociaż nawet powieka mu nie drgnęła, uśmiechnął się nawet delikatnie. Bo przecież w udawaniu to on był świetny, mógłby nawet udawać zakochanego w Pilar, może nawet nie byłoby to takie trudne, bo i tak patrzyła się w nią dość intensywnie. Tylko, że oni na nic takiego się nie umawiali, w ogóle się nie umawiali, nigdy, a jednak później wychodziły z tego takie rzeczy jak w tym samolocie na przykład. Kiedy Pilar złapała go znowu za rękę to naturalnie splótł jej palce ze swoimi, zerknął tylko na ciotkę, kiedy tak mówiła, że Pilar jest piękna, na moment, bo potem spojrzenie znowu przeniósł na Stewart i chociaż stała obok niego w dresie, to zdecydowanie bardziej mu się podobała niż Rosalinda w tej czerwonej sukience, którą pewnie założyła dla niego. Bo Rosa co by nie mówić, to też go znała, bardzo dobrze.
- Zgadzam się - powiedział kiedy ciocia mówiła o tych pięknych długich włosach Pilar i o jej oczach. Madoxowi najbardziej podobały się jej oczy, kiedy błyszczały przy nim w ten specyficzny sposób. Pomyślał też sobie, że tutaj byłaby uwielbiana za te ciemne włosy, za ciemniejszą karnację, za czarne oczy, i za tą dzikość, Kolumbia sama w sobie była dzika, jak Pilar. A w Kanadzie ją za to piętnowali, Kanada była jednak pojebana.
Nic nie powiedział na tę Hiszpanię, gdyby chciała to mogłaby nawet powiedzieć, że pochodzi z jakiejś królewskiej rodziny, albo przywiozły ją do Kanady ufoludki, a on by się z nią zgodził, za to kiedy mocniej zacisnęła palce na jego ręce, to pogłaskał kciukiem jej knykcie.
- Właściwie marzy mi się prysznic przed imprezą - stwierdził na słowa ciotki, ale mógł tego nie mówić, bo Rosalinda spojrzała na niego jakoś dziwnie, może gdyby wciąż nie trzymał ręki Pilar to coś by powiedziała, a tak tylko wydęła jakoś usta - bandejsa paisa? - zaraz jednak powtórzył po ciotce, a oczy aż mu zaświeciły, jadł je kiedyś w Kanadzie, czasem sam próbował gotować, ale Madox w gotowaniu był tragiczny, no i nikt nie robił tego tak jak ciotka. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Pilar jak takie dziecko, co za chwilę miało dostać prezent choinkowy, bo tak właśnie się poczuł. Tylko oczywiście musiała to zepsuć Rosa.
- No to musisz się szybko ogarnąć Madox, bo chciałam jeszcze żebyś mi pomógł z kilkoma rzeczami przed tym kawalerskim i panieńskim - rzuciła ze słodkim udawanym uśmiechem.
- Zaraz do Ciebie PRZYJDZIEMY - podkreślił to ostatnie słowo, a Rosalinda otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, na szczęście cioteczka w porę zareagowała i objęła ramieniem Pilar, żeby poprowadzić ich w stronę domu. Oczywiście po drodze wszystkie kuzynki Madoxa się z nimi witały, każda całowała jego policzki, a później Pilar, każda ich ściskała i przedstawiała się, wszystkie były bardzo zainteresowane Stewart, jej pięknymi włosami, tym jak dobrze mówi po hiszpańsku, a nawet... jej dresem.
Brakowało mężczyzn, ale Madoxa jakoś to nie dziwiło, to zawsze kobiety przygotowywały takie rzeczy jak przyjęcia, a ciotka o to bardzo dbała, żeby żaden gangus z bronią i koksem na srebrnej tacy im tutaj nie przeszkadzał. Chociaż Madox był pewny, że jego wuj gdzieś na tarasach dba o tą męską część gości.
W końcu pojawił się też Ticiano i Maria.
Tino zaproponował, że zaprowadzi ich do pokoju, a ciotka powiedziała mu który będzie dla nich. Maria za to od razu chwyciła pod jedno ramię Pilar, a pod drugie Rosę. Ticiano za to objął ramieniem Madoxa i pociągnął go trochę przodem, Noriega jeszcze obejrzał się na Stewart, wcale nie chciał jej puszczać, a przede wszystkim zostawiać z Rosalindą, ale z drugiej strony Maria była mu zawsze jak siostra. Chociaż te dziesięć lat temu nie przypuszczał, że ona wyrośnie na tak piękną dziewczynę i kiedyś się spiknie z Ticiano.
Tio od razu zaczął mu opowiadać o tym, co przez te wiele lat się wydarzyło, a Madox go słuchał, ale co chwilę jednak zerkał przez ramię.
Maria za to ścisnęła mocniej ramię Pilar.
- Ale się cieszę dziewczyny, będziemy siedzieć razem przy stole... - zaczęła, ale Rosalinda nic nie powiedziała, chociaż widać było, że nie jest zadowolona.
- Przecież Madox miał przylecieć sam - mruknęła Rosa, ale wtedy Marie się uśmiechnęła.
- Ale to chyba dobrze, że nie jest sam, daj już spokój Rosa, to było ponad dziesięć lat temu - pokręciła głową, Rosalinda może nawet jeszcze chciała coś powiedzieć, ale wszyscy stanęli już przed pięknymi, rzeźbionymi, podwójnymi drzwiami i Ticiano otworzył je zapraszając ich do środka. Pokój był duży, piękny, tylko problem był w tym, że miał jedno łóżko, no bo skoro cioteczka uznała ich za parę to ich tutaj umieściła. A Madox jednak miał zadbać o to, żeby mu dali chociaż jakąś dostawkę, chociaż na tym wielkim łożu pewnie zmieściłoby się z dziesięć osób, ale... Noriega chciał po prostu, żeby Pilar czuła się komfortowo. To miał być komfortowy wyjazd, a na razie, to atmosfera była raczej średnia.
- No to co, ogarnijcie się i lecimy na miasto, na dzisiaj mamy wynajęty cały klub. A kto zna się lepiej na klubach niż ten tutaj? - walnął Madoxa w klatę, a później wyciągnął obie ręce, żeby po drodze zgarnąć Rosalindę i Marię - tylko trochę się streszczajcie, bo nie mamy zbyt wiele czasu, jeszcze trzeba zjeść obiad, bo matka nie odpuści nam tego, w końcu zrobiła Twoje ulubione danie - rzucił na odchodne oglądając się przez ramię.
W końcu wyszli z tego pokoju, a Madox aż usiadł na łóżku, bo wciąż męczył go kac, a do tego jeszcze ta Rosa tez go męczyła, ciemne tęczówki zawiesił na Pilar.
- Jeśli chcesz to ja to wszystko wyjaśnię Pilar, nie musisz udawać mojej dziewczyny, może nawet dostaniemy inny pokój - powiedział spokojnie, a później się rozejrzał. Duże łóżko było tu zdecydowanie punktem kulminacyjnym, ale wrażenie też robił zaszklony prysznic, który od pokoju oddzielała tylko szyba, po której cały czas spływała woda, ona krążyła między dwoma szybami. Było pięknie, jak w jakimś ekskluzywnym hotelu, ale raczej jakimś apartamencie dla nowożeńców. W końcu Madox wypatrzył jakiś jeżdżący barek pod jedną ze ścian. Wstał i zajrzał do środka.
- Bogu kurwa dzięki - mruknął i wyjął z niego jakaś butelkę, oczywiście rum, a jakże by inaczej, i to ten lokalny. Odkorkował go zębami i z gwinta pociągnął dwa łyki.
- Łeb mi pęka - rzucił, żeby się może trochę usprawiedliwić.

Pilar Stewart

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 10:07 am
autor: Pilar Stewart
Jej też marzył się prysznic. Szczególnie po tylu godzinach podróży i tej wspaniałej zupie szparagowej. Bo chociaż Pilar nie dostała bezpośrednio na siebie, jakoś i tak wszędzie ją czuła, nie wspominając już o tych wszystkich godzinach spędzonych w samolocie. Chociaż kiedy ciotka Madoxa wspomniała tą tradycyjną potrawę, a jego oczy zaświeciły się jak małemu dziecku, jakoś od razu miała ochotę siąść do stołu. Nie miała zielonego pojęcia czy było Bandeja paisa, ale skoro Maodx tak się tym faktem podekscytował, musiało być przepyszne. A Pilar kochała jeść. Aż jej ślinka pociekła na samą myśl.
Chociaż może faktycznie pierwsze prysznic był wręcz wskazany, bo kiedy tak witała się z jego wszystkimi ciotkami i przyjaciółkami rodziny, ciągle miała wrażenie, że nie pachniało od nich za pięknie. Pomimo tego z wielkim uśmiechem i wyjątkową życzliwością jak na nią przedstawiała się i opowiadała kilka słów o sobie. Madox wspominał w samolocie, że nie był za bardzo mile widziany w rodzinnych stronach, jednak jak na tamten moment Pilar czuła jedynie szczerą miłość i radość, płynącą z rodziny na jego widok, co było miłym zaskoczeniem, bo jednak po jego słowach, jej oczekiwania spoczywały gdzieś nisko na podłodze. Miło było się pozytywnie zaskoczyć. Nawet jeśli w tym wszystkim grała nieco inną rolę niż z początku było to zamierzone.
I nawet z tą Rosą… która nie szczędziła sobie uszczypliwości nawet kiedy szły pod rękę razem z Marie, kierując się do pokoi. Co chwile rzucała jakiś krzywym tekstem, podczas gdy przyszła żona Tio próbowała się dowiedzieć czegoś więcej o Pilar. Kiedy dodała, że Madox powinien przylecieć sam, Pilar tylko przewróciła oczami. A ciekawe skąd ona to kurwa wiedziała, skoro podobno nie było go tutaj kilka lat. No chyba że byli w ciągłym kontakcie? Sciągnęła w brwi w zmyśleniu, jednak nie mogła sobie na tym podumać zbyt długo, bo Marie już uraczyła ją kolejną informacją. A raczej Rosalindę, chociaż nie umknęło to uwadze Stewart. Co było dziesięć lat temu?
Pokój okazał się być jeden, ale za to p r z e p i ę k n y. Zresztą jak cały dom, przez który Pilar przechodziła, ciągle rozglądając się na boki i wzdychając z zachwytu. Nawet najgłupsze rzeczy jak okna były zdobione w taki sposób, że wydawały się jedyne w swoim rodzaju i robiły wrażenie. Chociaż i tak największe wrażenie zrobiło na niej to łóżko na środku pokoju, przy którym właśnie się znaleźli. Może i nie miała dokładnego metra w oczach, ale było ono o g r o m n e. Jakby się ktoś uparł, pewnie mógłby na nim zamieszkać. Serio, lodóweczka w rogu, jakiś telewizorek przy krawędzi.. no może gorzej z kiblem, ale to już szczegół.
Posłuchała jeszcze rozmowy Tio z Madoxem i sama nie odzywając się za wiele, poczekała grzecznie aż wyjdą, odprowadzając ich wielkim uśmiechem. No może niekoniecznie dla wszystkich był ten wielki uśmiech, ale Rosa raczej to wiedziała. Gdy drzwi się w końcu zamknęły, Stewart rzuciła torbę na jedno z foteli i odetchnęła. Jakoś świat dookoła był spokojniejszy, kiedy byli tylko we dwójkę. Spojrzała na Noriegę, gdy mówił o tym całym odkręceniu sytuacji z udawaniem pary.
No pewnie, możesz odwołać, jak chcesz — rzuciła, wzruszając ramionami i poprawiła włosy, na moment wplatając w nie palce i potrząsając delikatnie, by te ostałe, zmęczone loki dostały chociaż trochę powietrza. — Ja mam z tym luz — dodała beztrosko, trochę na wyjebce, a potem rzuciła się na łóżko tuż obok miejsca, gdzie siedział Madox. Kurwa. Materac był tak WYGODNY, że aż na moment przymknęła oczy, gdy tak leżała plackiem, rozwalona w najlepsze. Dopiero po chwili znowu się odezwała. Bo chyba wypadało jednak trochę o tym podyskutować. — Udawałam dziewczyna Wyatta w burdelu i na kolacji z mordercą i gwałcicielem. Taka robota to żadna robota — zaśmiała się, wciąż trwając w tym przyjemnym stanie nieważkości, nawet na moment nie podnosząc powiek. Bo taka była prawda: oboje na porządku dziennym działali pod przykrywką. Madox lawirował gdzieś pomiędzy policją, a półświatkiem, bratając się z największymi zgangusami w Toronto, a ona zaś często jeździła na misje, w których musiała udawać kogoś innego. I robić rzeczy, z których nie zawsze była dumna. Dlatego to całe udawanie pary naprawdę nie było niczym wyjątkowym czy nawet problematycznym.
Już i tak zrobiłeś ze mnie swoją żonę — zauważyła, czując przy okazji, że materac lekko się podniósł, co mogło znaczyć, że Madox wstał. Nie obchodziło jej to jednak na tyle, żeby ruszyć się z miejsca. — Wiec bycie zdegradowaną do miana dziewczyny jakoś mnie nie rusza — chociaż może trochę ruszało? Bo jednak zastanawiające było z jaką łatwością łapała jego dłoń i dobrze czuła się w jego towarzystwie. Nie było tam ani grama niezręczności. A przecież chyba powinno?
I dopiero kiedy tak sobie leżała i myślała, doszła do wniosku, że może Madox tak naprawdę nie chciał, żeby tak to wszystko wyglądało, a ona się po prostu narzucała. Bo przecież chciał zaprzeczyć słowom Rose, na pewno chciał, a ona mu bezczelnie w tym przeszkodziła. I dopiero z tą myślą podniosła się na łokciach, w końcu otwierając ciemne oczy.
Nie chce się narzucać — zaczęła, przyglądając się, jak grzebał w tym ruchomym barku pod jedną ze ścian. — Miałam ci tylko tutaj towarzyszyć, a nie przytakiwać jakiejś wariatce i zgrywać dziewczynę — przypomniała, łapiąc jego spojrzenie, jak już wracał do łózka z butelką rumu. — Więc zrób jak uważasz, Madox — pozostawiła decyzję jemu. Bo taka była prawda — Pilar była na jego terenie, jako osoba towarzysząca, tak dla ozdoby i dobrej zabawy. Nie żeby zgrywać zakochaną i go ograniczać. Bo jednak jakby na to nie spojrzeć, wymagało to nieco większego zaangażowania. A może Madox chciał spędzić czas z innymi kobietami? Może z Rosą? Ta myśl gdzieś ją zakuła, ale szybko orzuciła ją na bok, gdy tak przyglądała mu się jak cierpiał z powodu kaca i obrzydliwej migreny. Milczała przez moment, a potem zerwała się na tym wygodnym materacu.
Dobra — odezwała się w końcu i zrzuciła z nóg nawzajem adidasy, żeby wciągnąć stopy na łózko. A potem przesunęła się bardziej w głąb, bliżej poduszek. — Chodź tu — zrządziła, krzyżując nogi i siadając po turecku. — No co się tak gapisz? Chodź tu i daj mi tą butelkę — przewróciła oczami, bo patrzył na nią jakby conajmniej proponowała mu coś niemoralnego. Na moment wspięła się na kolanach i nachyliła do niego. Zwinnym ruchem sama zabrała mu tą przeklętą butelkę, upiła kilka łyków i odstawiła zakręconą na stolik nocny. Wróciła do poprzedniej pozycji, jedynie z tą różnicą, ze na nogach położyła jeszcze małą poduszkę.
Połóż głowę — poprosiła, a on dalej się patrzył. Chorutki jakiś? Czy może jednak głuchy? Już chciał coś powiedzieć, zapewne oponować, ale Pilar tylko wystawiła w jego stronę palec. — No kładź się. Wiem, że zaraz mamy wychodzić i nie ma czasu. To zajmie tylko chwilę. No już. Bo nie mogę na ciebie patrzeć takiego zmarnowanego — głos miała już o wiele bardziej stanowczy, trochę taki podchodzący po ten z rodzaju nieznoszących sprzeciwu. Minę też miała poważną. Taką, że jakby zaraz się faktycznie nie położył na tych jej nogach, to wyszarpałaby go za fraki i najzwyczajniej w świecie go po prostu do tego zmusiła. Całe szczęście finalnie wcale nie musiała, bo jej prośby w końcu zostały wysłuchane.
Obserwowała go uważnie, kiedy tak się rozłożył i westchnął, a jego twarz nagle znalazła się na wyciągnięcie dłoni. I Pilar faktycznie te dłonie wyciągnęła przed siebie, a następnie umieściła na jego twarzy. Bo Madox nie był jedynym, który wiedział to i owo na temat masaży. Chociaż Pilar nie tyle masaży, co czułych i odpowiednich punktów na ciele.
Nie tylko wiem, gdzie nacisnąć, żeby kogoś obezwładnić — zaczęła zawodolona, trochę nawiązując do tej sytuacji z Ruby, gdy wcisnęła mu palce pod łokieć, podczas gdy jej palce przesunęły się po szyi Noriegi. Powoli i delikatnie, chociaż po chwili dodała do tego również okrężne ruchy pod większym naciskiem. — Ale też wiem to i owo gdzie dotknąć, żeby trochę przeszedł ci ten okropny ból głowy — przeniosła dłonie w okolicy skroni, odszukała odpowiednie wgłębienie, po czym przycisnęła palce, czując pod skórą dobrze znane pulsowanie. Punkt Taiyang był najlepszym sposobem na pozbycie się kaca. A przynajmniej na Pilar działał zawsze jak z nut. Odpowiednie uciskanie pobudzało zakończenia nerwowe w skórze, blokowało przekazywanie sygnałów bólowych do mózgu i PODOBNO zwiększało też wydzielanie endorfin. A te zaś przecież były naturalnymi substancjami przeciwbólowymi.
Gdy tak leżał zaraz pod nią, przyjrzała mu się dokładnie. Nigdy wcześniej nie miała okazji robić tego z takiego bliska i bez presji jego ciemnego spojrzenia. Chociaż trzeba było przyznać, że gdy na nią patrzył, wcale nie narzekała. Trwali moment w ciszy i tym (oby) przyjemnym zen, które zostawał od ucisku Pilar, ale Stewart nie mogła całą wieczność ignorować myśli w głowie. Nie przy jej niewyparzonym języku, a chyba lepiej, żeby zrobiła to teraz niż potem w klubie.
To jak to było z tą Rosalindą dziesięć lat temu? Powiesz mi coś więcej, czy mam tak dalej się tylko domyślać i udawać, że nie widzę, że coś jest między wami?

Madox A. Noriega

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 5:46 pm
autor: Madox A. Noriega
Słuchał słów Pilar, on w zasadzie też miał z tym luz, udawanie miał we krwi, taki nawyk, chociaż przyleciał tu może trochę od tego odpocząć? Trochę pobyć wreszcie sobą? Ale czy tak do końca on gdziekolwiek mógł być sobą, skoro tutaj też musiał się jednak pilnować co mówi, bo może i ciotka i te wszystkie znajome dziewczęce buzie zareagowały na nich dobrze, cieszyły się, to Rosalinda miała za sobą też wiele osób, co się pewnie okaże na tej całej klubowej imprezie, a Madox już wyobrażał sobie, co ona o nim w ogóle rozpowiadała, skoro sama przywitała go tak ciepło.
Kiedy Stewart wspomniała o tym, że udawała dziewczynę Wyatta w burdelu i na kolacji, to zerknął na nią z boku, bo przez myśl mu przeszło, że gdyby Cherry się o tym dowiedziała, to Galen Wyatt miałby przejebane.
- I ktoś w to uwierzył, że Galen Wyatt poderwał taką dziewczynę? Ludzie to są jednak naiwni - stwierdził wywracając oczami, czego ona nie widziała, no bo jednak miała zamknięte oczy. Madox nie znał Galena Wyatta, tylko co nieco o nim słyszał, ale skoro gość zadawał się z Pilar i z Charity Marshall to może powinni iść razem na piwko? Chyba zdecydowanie mieli podobny gust jeśli chodzi o kobiety. Chociaż Madox na jednej z nich szybciej się poznał niż Galen. Może jednak miał lepszego nosa do ludzi?
Zamyślił się kiedy powiedziała, że już i tak zrobił z niej swoją żonę, ale to w samolocie wyszło jakoś tak naturalnie, powiedział to, żeby utrzeć nosa tej stewardessie, a może Dżesice? A to tutaj to raczej była złośliwość Rosalindy, chociaż z drugiej strony...
- Powiedziała to specjalnie, żebym zaprzeczył - stwierdził, bo kurwa znał Rosę, ona może tak tylko wyglądała jak jakiś bezmyślny aniołek Victoria Secret, ale tak naprawdę była przebiegła i te jej wymuszone uśmiechy na pewno miały jakiś cel, wszystko miało jakiś cel i na pewno nie było to pogratulowanie Madoxowi, że za oceanem układa sobie życie.
Schylił się po rum, a kiedy pociągnął dwa łyki, to zwrócił się znowu do Pilar, znowu utkwił w niej wzrok.
- O to właśnie chodzi Pilar, że nie przyleciałaś tutaj udawać moją dziewczynę, ale z drugiej strony... Inaczej Rosa się ode mnie nie odpierdoli - zrobił krok w kierunku łóżka, żeby też lepiej móc zajrzeć w oczy Pilar - więc może skoro sama to zasugerowała, to już trzeba płynąć z prądem? - a to akurat też wychodziło mu całkiem dobrze, improwizacja i dostosowywanie się do sytuacji, zresztą Stewart też była w tym świetna. Jakby nie zostali "bandziorem" i policjantką, to pewnie byliby jakimiś gwiazdami latynoskiego kina, grali w filmach pokroju jakaś "Dzikość Serc", czy "Narzeczona na niby" (zmyślam te tytuły, nie wiem czy takie istnieją), w wersji latino oczywiście, chociaż oni może bardziej by się nadawali do "Pan i Pani Smith", bo mogliby się nawzajem pozabijać.
Przechylił na bok głowę i uniósł jedną brew, kiedy Pilar rzuciła to chodź tu, bo po pierwsze nie było na to czasu. A po drugie to nie wiedział za bardzo właściwie na co tego czasu nie mają, ale zważając na jego wybujałą wyobraźnię to opcji było dużo, zaczynając od tego, że mu w tym łóżku napierdoli, żeby jednak pokazać, że następnym razem powinien obstawić ją, a nie Maddie, kończąc na pokazywaniu tych tatuaży, jeden za drugim.
Jego mózg nawet tego nie zakodował, kiedy on już stał przy łóżku z tą butelką rumu, a kiedy Pilar wyciągnęła mu ją z ręki, to sam przewrócił znowu ślepiami. Już miał powiedzieć, że myślał o czymś innym, ale wtedy ona powiedziała, żeby położył głowę. Druga jego brew uniosła się ku górze, czy to była jakaś nowoczesna technika przesłuchań, której Madox nie znał?
Ten palec wyciągnięty w jego kierunku wyglądał już chyba zbyt groźnie, bo w końcu skapitulował.
- No dobra, ale jak zaboli, to Ci oddam - rzucił trochę zaczepnie, ale usiadł na łóżku, a kiedy jego plecy dotknęły materaca, to z jego płuc wyrwało się westchnienie, wystarczyłoby mu pewnie kilka minut, żeby odpłynąć, bo kokaina już całkowicie zeszła, teraz czuł tylko te drinki, zdecydowanie zbyt różne. Poprawił głowę na tej poduszce na jej nogach i spojrzał jej jeszcze w oczy, bo z takiego punktu widzenia to jej jeszcze nie widział.
Kiedy dotknęła jego twarzy to przymknął jedno oko, ale gdy opuszki jej palców musnęły skórę na jego szyi to zamknął oba. Chwilę walczył ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć, ale jednak jeden kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry, bo dotyk Pilar był przyjemny, nawet jeśli jeszcze nic takiego nie zrobiła, to miał w sobie coś elektryzującego.
- Ale to ja miałem Ciebie masować Pilar - mruknął, bo rzeczywiście było mu przyjemnie, gdy już jej palce znalazły się na jego pulsach. Ten ból rzeczywiście zaczął się jakby ulatniać, odpuszczać, aż reszta spiętych mięśni też odrobinę zluzowała. Mógłby usnąć, odpłynąć, razem z tymi myślami, które też teraz opuściły jego głowę. Było mu przyjemnie. Uchylił jedno oko, żeby na nią spojrzeć, przez myśl mu przeszło, że mógłby teraz się poderwać i sprawić, żeby to jej plecy dotknęły tego wygodnego materaca, też mogłoby być przyjemnie, bo on też wiedział jakich miejsc należy dotknąć, żeby było.
Tylko wtedy Pilar zapytała o Rosalindę, nawet jej tu kurwa nie ma, a i tak potrafiła zepsuć cały nastrój. Otworzył oczy i spojrzał na Pilar z jakimś wyrzutem, a potem zerwał się, żeby usiąść na brzegu łóżka. Rzeczywiście jakiś ucisk na czaszce ustąpił, było lepiej. Chociaż też gorzej, bo zaczęła temat Rosy, no ale chyba należały jej się jakieś wyjaśnienia, lepiej od niego niż od tej wariatki.
Sięgnął po butelkę z rumem, żeby ją odkręcić, ale się nie napił, westchnął ciężko i spojrzenie wbił w Pilar.
- No dobra, bo i tak byś się pewnie dowiedziała - zaczął i dał jej tę butelkę, bo Madox wiedział, że jak jej to zaraz powie, to oceni go tak samo jak wszyscy i nawet może pożałuje Rosalindy. Każdy jej żałował, ale to wszystko dlatego, że Madox w ogóle tej sprawy nie wyjaśnił, zniknął, a teraz to nawet nie chciał do tego wracać.
- Ona te dziesięć lat temu, prawie została moją żoną - powiedział w końcu, a później wstał z łóżka - ale ją porzuciłem przed ołtarzem - dodał z poważną miną. Kto by pomyślał, że Madox Noriega to taka uciekająca panna młoda? A raczej pan młody.
Chyba nikt.
Przez chwilę patrzył na Pilar jakby rzeczywiście jeszcze coś chciał powiedzieć, dodać, może wyjaśnić, ale jednak tego nie zrobił. Sięgnął do swojej walizki, żeby ją otworzyć, wyjął z niej jakąś kolorową koszulę i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Idę pod prysznic - stwierdził, już miał się odwrócić i iść, ale jeszcze zatrzymał się w pół drogi i znowu obejrzał na Pilar - chciałbym, żebyśmy pojechali z Rosą do tego klubu wcześniej, zaraz po obiedzie, jeśli to nie jest dla Ciebie problem Pilar - powiedział jeszcze. Chociaż była taka opcja, że ona jednak teraz stwierdzi, że Rosalinda to była ta biedna i poszkodowana, a Madox to jest chuj, tak jak stwierdziły te wszystkiego jego siostry, a nawet trochę jego cioteczka, kiedy Rosa zanosiła się łzami, że została porzucona przed ołtarzem. I może wcale nie będzie chciała z nim jechać, nawet może nie byłby o to jakiś zły. Pewnie nawet by poprosił Marię, żeby się nią zaopiekowała.
W końcu jednak poszedł pod ten prysznic, a właściwie to za tą ścianę wodną, okręcił wodę, która wypełniła pomieszczenie tym dźwiękiem kropli odbijających się od marmurowych płytek. Nawet się nie zawahał, tylko ściągnął z siebie ciuchy i wreszcie wszedł pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach tych szparagów. Do tej pory je czuł.

Pilar Stewart

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 7:20 pm
autor: Pilar Stewart
Ktoś uwierzył, że Galen Wyatt poderwał taką dziewczynę? No chyba nawet sama Pilar w to uwierzyła przez pewien czas. Bo przecież kłamstwem byłoby powiedzieć, że nic do niego nie poczuła. Że to była tylko przyjaźń, kiedy wcale nie była. Ale z drugiej strony, czy zrobiłby to, wyrwał ją, gdyby nie te misje policyjne? Bo przecież w biurze Wyattów, kiedy przyszła odwiedzić go w sprawie śledztwa i porozmawiać o kontenerach, wcale nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Jasne, zainteresowała ją jego zadziorność i bezczelność, ale zdecydowanie nie na tyle, by chociażby zgodzić się na tą kolację, którą jej proponował. Wiec chyba tak, gdyby nie potrzeba wzięcia go do Quebec, ich historia skończyłaby się szybciej niż zaczęła. Chociaż na dobrą sprawę ona i tak już się skończyła. A może wtedy Pilar nie miałaby w sobie tego wewnętrznego żalu przez jakiś czas i przelotnych myśli a gdyby tak… Może to właśnie dlatego nie odpowiedziała Madoxowi na te słowa, a jedynie wzruszyła beznamiętnie ramionami, pozostawiając temu pytaniu wybrzmieć bez komentarza.
I podobnie jak powiedział o tej nieszczęsnej Rosalindzie, że zrobiła to tylko i wyłącznie po to, by zaprzeczył. Tylko kto tak kurwa robił? No na pewno nikt, komu Madox był obojętny. Ale z drugiej strony, czy to był wystarczający powód, żeby w to brnąć? Może właśnie trzeba było zaprzeczyć, powiedzieć, że przecież byli tutaj tylko jako dwójka przyjaciół. Chociaż czy ich znajomość można było nawet nazwać przyjaźnią? To też była kwestia sporna. Jak i wszystko, co było między nimi. Włącznie z tym odczuwalnym napięciem, które przychodziło wraz z każdym wydłużonym spojrzeniem w oczy.
Zrobisz, jak uważasz — podsumowała. Nie chciała mu nic narzucać. — Zadecyduj, jak czujesz. Przyjechałeś się tu dobrze bawić i spędzić czas z rodziną. Nie daj jakiejś wariatce dyktować ci, kim masz być — dodała już bardziej stanowczo. Pilar przede wszystkim była w całym tym zamieszaniu po stronie Madoxa. Była gotowa dostosować się do tego, co zadecyduje, niezależnie od tego, czy mieliby grać parę czy jedynie dwójkę znajomych. Każdy z tych scenariuszy nie stanowił dla niej problemu. Bo czy one tak na dobrą sprawę się czymkolwiek różniły? Skoro i tak mieli tańczyć tą salsę do białego rana i pic kolosalną ilość pysznego rumu? I to I to mogli robić w obu relacjach.
Kiedy tak masowała jego pospinaną twarz, a z ust Madoxa wyrwał się ten przyjemny pomruk, to uśmiechnęła się pod nosem. Tak szczerze. Chciała mu sprawić nieco przyjemności, w końcu zabrał ją do tej Kolumbii i jeszcze za wszystko zapłacił. A przede wszystkim odciągnął ja od ciągłej pracy i wiecznym zamartwianiu się tymi cholernymi kontenerami. I może Pilar nie mówiła tego na głos, ale była mu za to wdzięczna. Nawet bardzo.
Spokojnie — prychnęła, kręcąc głową z rozbawieniem. — Masz jeszcze dwa dni, żeby mnie wymasować — stwierdziła fakty. Bo chociaż dzisiaj musieli się spieszyć i nie było za bardzo czasu na przyjemności, to przecież nic nie stało na przeszkodzie, żeby jej taki masażyk pierdolnął na przykład jutro, z samego rana najlepiej zaraz po przebudzeniu. No przecież nie pogardzi. Poza tym, teraz to ona masowała jego i chyba robiła to całkiem nieźle, bo jego twarz w końcu wydawała się odprężyć, a na twarz wypłynął delikatny uśmiech, który pomaskował Pilar gdzieś w okolicy brzucha.
No tylko potem ona odezwała się o tej Rosie i po czarującym uśmiechu Madoxa nie było już śladu. A to zaś znaczyło tylko jedno — nie będzie to żadna z tych przyjemnych historyjek pod tytułem po prostu zabrałem jej kiedyś klocki i do teraz ma mi za złe. Obserwowała uważnie, jak Noriega zrywa się z miejsca i przenosi na brzeg łóżka. Świetnie, czyli od startu się dystansujemy. Wybornie. Pilar jedynie poprawiła się na ten gest, prostując plecy, a dłonie ułożyła na poduszce, na której jeszcze chwile temu leżała jego zadowolona głowa. Zostało po niej jedynie wspomnienie, bo miłe rzeczy skończyły się z chwilą, w której zamiast napić się z tej butelki, którą chwycił, to podał ją Pilar.
Aż tak? — spytała, jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. I wzięła w ręce ten rum, chociaż wcale nie miała zamiaru go pic. Zamiast tego oparła go o poduszkę, przytrzymując za otwartą główkę. Serce jakoś zabiło jej mocniej, kiedy trzymał ją w takiej niepewności. Bo przecież do Madoxie mogła się spodziewać wszystkiego. Nawet byłaby w stanie uwierzyć, że zabił kiedyś kogoś z jej rodziny, a teraz ona ma mu za złe. Serio. Pewnie nawet by się nie zdziwiła.
Chociaż kiedy w końcu się odezwał i powiedział o tym ślubie i że uciekł jej spod ołtarza, to jednak się zdziwiła. I to kurwa mocno. Chociaż pokazała to jedynie ściągnięciem brwi do siebie, jakby intensywnie nad czymś myślała. I faktycznie myślała. Chociaż czy w momencie, w którym przez głowę mknął huragan pytań bez odpowiedzi, można było w ogóle nazwać myśleniem? Bardziej zagubieniem się w chaosie, bez drogi ucieczki.
Wbiła w niego spojrzenie. Mocne. Cholernie intensywne. Czekała aż w końcu powie coś więcej, bo przecież chyba nie miał zamiaru zostawić ją z taką zdawkową ilością informacji? No ale jak się już po chwili okazało, jednak chyba miał dokładnie taki zamiar, kiedy nagle stwierdzi, że IDZIE POD PRYSZNIC. A Stewart to tylko zdążyła zamrugać, kiedy on już łapał za ciuchy z walizki.
No chyba żartujesz — pół zdania. Tylko tyle było jej dane powiedzieć, nim Madox zniknął za drzwiami łazienki. I jak Pilar przez te kilka pięknych chwil odkąd przyjechali była dość spokojna, nawet ta pizda aka chujowy kierowca aka Rosa nie wyprowadziła jej z równowagi swoim pierdolelniem, tak Madox w tamtej chwili już tak. I to bardzo. I to nawet nie chodziło o to, że zerwał zaręczyny — chociaż to też było istotne — ale faktem, że zrzucił na nią taką bombę i po prostu sobie poszedł. Wziął ciuchy i kurwa wyszedł. Kto tak kurwa robił? Nie rozumiała. Nie chciał jej wyjaśnić? Powiedzieć chociaż czemu i co się odjebało? Bo chyba należały się jej jakiejś wyjaśnienia?
W pierwszej chwili chciała tam do niego iść i to przegadać. W tamtej dokładnie chwili. I nawet wstała z łóżka, tylko nim doszła do drzwi, woda za szklaną ścianą nabrała na intensywności, oznajmiając dogłębnie, że Madox był już pod prysznicem. Ano więc Pilar jak to Pilar, zaczęła myśleć. A z tego jej myślenia, to więcej zazwyczaj było kłopotów niż pożytku, bo kiedy człowiek myślał, to sobie DOPOWIADAŁ. A to nigdy nie kończyło się dobrze. Dlaczego ją zostawił? Czy mógł okazać się po prostu bezdusznym draniem, który rozkochał w sobie słodką dziewczynę tylko po to, by złapać jej serce? Chciał się zabawić? Miał mało wrażeń? A może stało się cos poważnego? Może Rosa dała mu powód, by zachował się tak, a nie inaczej? Pytania, pytania i jeszcze raz pytania kłębiły się w jej głowie do tego stopnia, że nawet nie zaważyła, że zrobiła już chyba piąte kółko po pokoju.
Bo Pilar już taka, kurwa, była.
Potrzebowała p e ł n e g o obrazu sytuacji, by móc ją odpowiednio ocenić.
A kiedy nie mogła go dostać, chuj ją strzelał.
Dlatego niewiele myśląc, z chwilą, w której dźwięk prysznica w końcu ustał, uniosła spojrzenie na drzwi prowadzące do łazienki i z przyśpieszonym biciem serca od tego zachodzenia w myśli, bezczelnie wpierdoliła się do tej łazienki. Bez pukania. Bez kurwa żadnego ostrzeżenia. I dopiero widząc wycierającego się Madoxa przez głowę przemknęła jej myśl, że może nie do końca to przemyślała. Ale C H U J. W końcu była chica loca.
Zrzucasz na mnie takie gówno, a potem sobie po prostu wychodzisz? — zaczęła wkurwiona i podeszła bliżej. — Dlaczego? — nawet nie zwróciła uwagi na intensywne ciepło i parę, która w sekundę otuliła jej policzki i zaczerwieniła. Chociaż może czerwona to ona już była od tego chodzenia po pokoju? No w każdym razie podeszła do niego w całej tej złości i wbiła paluch w nagą klatkę piersiową. — Dlaczego ja porzuciłeś? Dlaczego przed pierdolonym ołtarzem? — doprecyzowała i dopiero w tamtej chwili, spuściła wzrok na swój palec, który nagle był… mokry. Od wody, która spływała po jego ciele. Uniosła wciąż gniewne spojrzenie i tym razem przyjrzała się jego twarzy, na której osadzały się kształtne krople, opadające z włosów. Równie mokrych włosów. I kiedy tak mu się przyglądała, wyczekując odpowiedzi, dopiero wtedy poczuła jak w tej łazience było g o r ą c o. Tylko chyba nie tylko od pary? Dobrze, że miał chociaż ręcznik.

Madox A. Noriega

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 10:09 pm
autor: Madox A. Noriega
- Przyjechałem tutaj też spędzić trochę czasu z Tobą Pilar, z daleka od Toronto - powiedział unosząc jedną brew, bo jednak takie były fakty. Madox przez trzy miesiące powtarzał Ticiano, że przyleci sam, stąd takie informacje miała Rosalinda, a dwa tygodnie przed tym wydarzeniem, ze względu na Pilar właśnie on zmienił całe swoje plany. Bo może Pilar mu się podobała? Może chciał z nią pobyć wreszcie gdzieś z dala od tego klubu, gdzie każdy patrzył na nich jak na kompletnie pojebanych, bo przecież on był trochę jakby po stronie mafii, a ona policji, wszyscy pewnie zakładali, że to od niej wyciąga informacje, albo ona od niego. Było w tym trochę prawdy, bo jednak dzieli się nimi dość łatwo, ale też ich relacja nie tylko na tym się opierała, a przynajmniej według Madoxa. Dlatego ją zaprosił, bo chciał spędzić z nią te trzy dni z dala od tych wszystkich oceniających spojrzeń.
Dotyk Pilar był naprawdę przyjemny, działał na niego zdecydowanie dobrze, może nawet lepiej niż to sobie wyobrażał? Bo takiego masażu sobie nie wyobrażał, bardziej ten który on mógłby zrobić jej. No i wciąż też sobie wyobrażał te jej tatuaże.
- Ale ja nie lubię czekać... - mruknął tylko między tymi jej słowami, co prawda akurat Madox był dość dobry w wyczekaniu odpowiedniego momentu, kiedy chodziło o jakieś informacje, umiał gości najpierw urobić i zadać każde pytanie w odpowiednim momencie, ale były też rzeczy, na które nie umiał czekać cierpliwie. Latynoska krew, co na to poradzić.
Może by już na nic nie czekał, gdyby nie wleciał ten temat Rosalindy. Trudny temat, bo nawet po tych dziesięciu latach to musiało do niego wrócić, chociaż widział, że ciotka i kuzynki jednak jakoś mu to wybaczyły, ale Rosa chyba wcale nie. Zabawne, bo to kurwa wcale nie była jego wina. Jakby był rzeczywiście takim chujem, za jakiego wszyscy go mieli, to by powiedział co tak naprawdę się wydarzyło. A nie rozpowiadał przez dziesięć pierdolonych lat.
- Sama ocenisz - mruknął, na to jej pytanie aż tak, był święcie przekonany, że ojciec Rosy, albo jej brat za taką zniewagę pewnie chętnie odstrzelili by mu łeb. Miał jednak nadzieję, że dzisiaj ich nie spotka, chociaż ten brat Rosy kiedyś przecież się z nimi trzymał, tak Madox ją poznał przez brata. Rosalinda zawsze pchała się tam gdzie nie powinna, do męskich interesów, ale kiedy w tej swojej na wskroś seksownej sukience pykała cygaro, jakby urodziła się z nim w ustach, to jakoś młody Madox nie mógł się jej oprzeć, do tego stopnia, że rzeczywiście chciał się z nią żenić.
To nie były żarty, chociaż jak teraz o tym myślał po latach, to dochodził do wniosku, że brzmiało to śmiesznie, jak z jakiejś komedii romantycznej, uciekający pan młody. Tylko, że on nie uciekł dla żadnej innej, ani nawet nie uciekł bo nie był pewny, nim kierowały trochę mniej romantyczne pobudki.
Kiedy ona walczyła z tymi wszystkimi myślami i pytaniami, to Madox pozwolił im z siebie spływać z tą chłodną wodą. Wszystkie myśli, wątpliwości, pytania. Bo też teraz się zastanawiał czy Pilar już go oceniła, czy już wydała osąd i tak jak wszyscy stanęła za Rosalindą. Tylko Ticiano był po jego stronie, ale ciężko, żeby nie był...
Z Ticiano też właściwie zaczęli się odzywać stosunkowo niedawno, a kiedy ten zaczął Madoxowi opowiadać o Marii, to Noriega myślał, że może jego kuzyn się zmienił? Ludzie się zmieniają. On zupełnie się zmienił, już nie był tym chłopakiem z Medellín. Narwanym, nieustraszonym, głupim.
Teraz był tygrysem z Toronto, umiał wyczekać moment, żeby dopaść swoją ofiarę w najmniej oczekiwanym momencie, wtedy, kiedy była najsłabsza. Myślał, ważył słowa, bo przecież wiedział jak kurewsko wielką moc mają.
Dlatego kiedy Pilar wpadła do tej łazienki, a on wycierał mokre włosy ręcznikiem, zanim się do niej odwrócił okręcił go na biodrach, ale nie powiedział nic. Przeczesał palcami mokre włosy odgarniając je do tyłu.
Patrzył na nią, ale milczał. Co miał jej powiedzieć? Dziesięć lat trzymał to w tajemnicy i teraz miał jej to powiedzieć, zrzucić na nią kolejne gówno?
Nie chciał, już i tak on się w nim taplał po kostki, albo kolana, bo oni wszyscy, Rosalinda, Madox, Ticiano i Maria to było bardzo niebezpieczne połączenie. Aż strach pomyśleć, co się może wydarzyć w tym klubie.
Kiedy Pilar zrobiła krok w jego kierunku, to on zrobił też w jej, tak, że rzeczywiście mogła mu ten palec wbić w klatę z bardzo bliska.
- A czy to jest kurwa takie ważne, po dziesięciu latach Pilar? - mruknął i strzelił oczami. To była przeszłość, bardzo odległa zrestzą. Dużo rzeczy się od tej pory wydarzyło, dużo zmieniło. Przynajmniej taką nadzieję miał Madox. Ludzie się zmieniają, może ci w Medellín też?
Zrobił kolejny krok do przodu, kiedy zabrała palec, tak, że te kropelki wody z jego włosów to już mogły kapać na jej dekolt, spłynąć po odkrytej skórze znikając między piersiami.
- Może wszyscy powinniśmy o tym zapomnieć i żyć dalej, co? A nie grzebać w przeszłości - bo Madox tego wcale nie chciał. Rozpamiętywać, on wybaczył, chociaż wtedy został zdradzony przez dwie najbliższe mu w życiu osoby. A jednak potrafił to wybaczyć, zakopać wojenny topór, przyjechać tutaj i udawać, że jest dobrze. Mogłoby być dobrze, gdyby Rosa nie robiła już z siebie ofiary, ale czuł, że będzie to robiła. Ona już wtedy na ślubie, kiedy powiedział jej, że wszystko wie, robiła z siebie ofiarę. Błagała go, płakała, a kurwa ten bezduszny Madox ją zostawił i wyjechał z Medellín mając jej uczucia gdzieś.
Jakie uczucia?
Może te uczucia w tym popieprzonym mieście zawsze były jakieś zbrakowane? Uczucia, którymi darzyli go rodzice, a później Rosa? Później jego przybrana rodzina, która w jednej chwili się go wyrzekła?
Może Madox był zbrakowany? Nie był. Bo on kurwa jedyny w Medellín miał serce po właściwej stronie. Dlatego stąd uciekł, jak najdalej stąd, nie do Stanów, do Kanady, żeby zacząć od nowa. Szkoda tylko, że ta przeszłość nagle go dogoniła i nagle do niego tak boleśnie wracała.
Na moment spuścił wzrok na dół za tą kroplą wody na jej skórze, ale szybko podniósł go na jej twarz, na jej ciemne oczy.
- To jest dla Ciebie ważne Pilar, dlaczego to zrobiłem? - zmarszczył brwi - chcesz wiedzieć, żeby mnie ocenić? Za coś, co wydarzyło się dziesięć lat temu? Za grzechy, które może nawet nie były moje? A może za to, że byłem jednak chujowym dzieckiem i dlatego starzy o mnie zapominali, bo ja biłem te biedne dzieci - wywrócił oczami. Można było mówić, że ludzie się zmieniają, ale jednak... dla niektórych to było jakby nieważne, w Medellín wciąż byli ludzie, którzy ocenią go przez pryzmat tego, co zrobił dziesięć lat temu, a nawet tego co zrobili jego starzy. Będą na niego patrzeć jak na złodzieja, jak na zdrajcę, jak na bezdusznego potwora, który zostawił biedną dziewczynę przed ołtarzem.
- Mniej myśl Pilar - teraz to on dotknął palcem, kciukiem właściwie, jej czoła, na którym zostawił mokrą plamkę - więcej czuj - później palcem wskazującym zgarnął do góry tę kropelkę, która prawie spłynęła jej w dekolt. Głowa i serce.
Bo czasami trzeba się kierować jednym, a czasami tym drugim. Wyminął ją i zagarnął po drodze swoje ciuchy, ale jeszcze zatrzymał się w drzwiach łazienki.
- Tylko się pospiesz... proszę - rzucił oglądając się na nią przez ramię, a później sobie poszedł.

Pilar Stewart

salsa con el diablo en Medellín

: pn paź 20, 2025 10:40 pm
autor: Pilar Stewart
Duszno było w tej łazience. Nawet nie zauważyła kiedy tak szybko skończyło się powietrze. Oddychała ciężko, spoglądając w te ciemne oczy Madoxa, które otoczone były niezliczoną ilośc drobnych kropelek, zdobiących jego twarz. Oczywiście, że wyszedł jej naprzeciwko, nie byłby kurwa sobą, gdyby tego nie zrobił. Przecież on niczego się nie bał, prawda? A jednak kiedy Pilar zarządała prawdy, jakoś bardzo łatwo było mu się wycofać.
Ściągnęła brwi na jego pierwsze pytanie, wwiercając w niego spojrzenie.
Ważne — to nawet nie podlegało jakiejkolwiek dyskusji. — Bo skoro już zacząłeś i powiedzieć A, to wypadałoby powiedzieć kurwa B — co, nie miała racji? Mógł ją równie dobrze okłamać, mógł powiedzieć, że po prostu byli razem i rozstali się w chujowych warunkach, nawet by się nie zainteresowała czemu, bo przecież tak to już w życiu było — ludzie się schodzili i rozchodzili, normalna kolej rzeczy. Natomiast kiedy kogoś zostawiło się przed ołtarzem, wypadało mieć jakiś dobry powód. Pilar może i nie lubiła Rosy, ale jednak była kobietą i do tego w chuj wrażliwą, chociaż starała się tego nie pokazywać, dlatego potrzebowała zrozumieć, czy było do tego wszystkiego jakieś głębsze dno niż tylko zostawił ją i uciekł. Bo chciała poznać go lepiej. Chciała zrozumieć. Ona wiecznie wszystko chciała zrozumieć. I ta właśnie chęć zrozumienia kiedyś ją zgubi, wiedziała to, a jednak dalej w to brnęła.
I nawet w tamtej chwili, gdy Madox ewidentnie się wycofywał i zamykał na nią w tej pieprzonej łazience, ociekającej wilgocią i podniesioną temperaturą, ona nie chciała odpuszczać. Tylko co ona mogła, skoro on już zdecydował? Rzucał w nią tymi przesączonymi żalem pytaniami jak z karabinu, a ona brała je wszystkie na klatę, tą z wyciętym dekoltem, na którą leniwie skapywały kropelki wody z tych obłędnych włosów. Chłonęła tą złość jak gąbka, by zaraz potem wycisnąć to z powrotem na niego.
No właśnie nie chce cie oceniać. W tym kurwa cały problem — również podniosła głos, obijając piłeczkę. Mimowolnie wykonała nawet jeszcze jeden krok do przodu, tak, że teraz i jej koszulka zbierała bezpośrednio wodę z jego klatki piersiowej. — Chciałabym zrozumieć. A to kurewsko duża różnica, Madox — zajrzała w jego ciemne oczy o wiele bardziej odważnie. Może była w tym wszystkim aż za bardzo stanowcza, ale potrzebowała, żeby jej uwierzył. Bo pierdolił straszne głupoty. Jakby Pilar go kiedykolwiek kurwa oceniała za to, co zrobił. — Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu złamałeś jej serce z nudów — co jeszcze mogła zrobić? Jak jeszcze bardziej dogłębnie mogła mu powiedzieć, że przecież była po jego stronie? Kto jak kto, ale akurat on powinien to zrozumieć, bo Stewart nigdy wcześniej nie dała mu powodów, żeby myślał inaczej. Nawet jak miał jebanego trupa w klubie, to przecież stała za nim, chociaż powinna powiadomić policję. I trochę szkoda, że o tym zapomniał. A kiedy rzucił tym tekstem o biciu biednych dzieci, to Pilar aż wstrzymała powietrze. I trochę nie wiedziała, co powinna na to powiedzieć. Bo akurat na usta cisnęło jej się wiele rzeczy, jednak bardzo dużo z nich mogło być uznane za zbyt mocne i nie na miejscu, więc finalnie ugryzła się w język i zajrzała w te jego ciemne oczy, tak intensywnie wwiercone w nią, że znowu brakowało jej powietrza w płucach. A potem jeszcze miał czelność przyciskać jej palec do czoła i wycierać krople ostałe na dekolcie, z tej unoszącej się nierówno klatce piersiowej. No wkurwił ją. Doprowadzał do szału, a jednak…
Właśnie w tym problem, że kurwa czuję — rzuciła po chwili, prosto w jego twarz, podczas gdy ręką strzepnęła jego dłoń z okolicy piersi. Tylko czy dalej mówiła o tej sytuacji z Rosą? No bo chyba niekoniecznie. Bo prawda była taka, że gdyby Pilar nie czuła i tylko myślała, to rozegrałaby to o wiele lepiej. Poczekałaby sobie na odpowiedni moment, podeszła do tego jakoś z głową, zagadała, podpuściła i wyciągnęła te informacje z niego czy kogokolwiek innego jak Tio czy Marie albo nawet z samej Rosy, chociaż jej punkt odniesienia akurat zapewne był mocno zakrzywiony. W każdym razie jakoś by sobie poradziła. Na chłodno. Gdyby tylko myślała. A jednak stała teraz pośrodku łazienki, już praktycznie cała mokra, łaknąc od niego tej szczerości. Jego historii. Bo chciała ją poznać właśnie z jego perspektywy. Dokładnie tak, jak w samolocie opowiadał jej o ciężkim dorastaniu i rodzicach. Bo przecież to też nie były łatwe tematy. I wcale go przez to nie oceniała. Jak już to jeszcze lepiej zrozumiała.
Problem w tym, że ona mogła sobie chcieć, a on wciąż był uparty, zresztą nie od dziś. I skończyło się na tym, że po prostu wyszedł. Znowu zostawiając ją samą. Znowu nie kończąc rozmowy.
Świetnie — tylko tyle miała do powiedzenia, zresztą już i tak bardziej do siebie niż do niego, bo przecież w kiblu już go nie było. Westchnęła głośno i na moment oparła się o wilgotne kafelki. I tak już wszystko miała mokre, więc co za różnica. A potem wyszła z impetem i w ciszy, z tym latynoskim, nieugiętym temperamentem wymalowanym na twarzy. Zgarnęła z walizki torbę z kosmetykami i zatrzasnęła się w łazience.
Kto by pomyślał, że przez jedną Rosę będą takie zgrzyty? A przecież obiecali sobie, że nie dadzą się jej wyprowadzić z równowagi. I co? I finalnie gówno z tego wyszło, a przecież nawet jej tutaj nie było.
Z racji tego, że miała się pośpieszyć, zrzuciła z siebie przechodzone ciuchy i wskoczyła pod prysznic. Zimny. Ale to taki kurewsko zimny, który mógł zmyć z człowieka największy wkurw i zmartwienia, tak mocno wbijał się w skórę. I chociaż nie spłukała z siebie całego gniewu, bo to byłoby za proste, to chociaż trochę poczuła się lepiej. Może nawet gdyby nie była taka uparta, zrobiłoby się jej głupio, że tak na niego naciskała. Przecież nie był jej nic winien. A jednak nic nie mogła na to poradzić, że chciała wiedzieć. On przecież też wiecznie wszystko musiał wiedzieć. Znał to uczucie aż za dobrze.
W całym tym amoku, kompletnie zapomniała zabrać ze sobą ciuchów, więc jeszcze zanim zaczęła się ogarniać, owinęła się ręcznikiem i teraz to ona wyszła z łazienki w mokrych włosach i nagich ramionach. Oczywiście nie uszło jej uwadze jak dobrze wyglądał Madox, jednak szybko odwróciła spojrzenie i wygrzebała w walizce sukienkę. Tą z dekoltem. Tą, w której dokładnie było widać starannie wykonany tatuaż węża, wyjącego się w przerwie między piersiami. Tą, w której chciał ją zobaczyć.
I wróciła do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Jak na kobietę i tak zeszło jej całkiem dobrze z czasem i po kilkunastu minutach stała już w pokoju, wciskając na nogi szpilki. Postarała się. No kurwa jak mogłaby nie? Przecież widziała Marie i Rosę, a co do reszty gorących latynosek, mogła się jedynie domyślać. Wszystkie te czynności przygotowawcze odbyły się bez oddania pojedynczego słowa w kierunku Madoxa. Chociaż chciała się odezwać. Ale może każde z nich potrzebowało przetrwać to po swojemu? Te wszystkie słowa wypowiedziane w łazience?
Idziemy? — tym jednym słowem uraczyła go dopiero, gdy sama stanęła przy drzwiach i oparła się ramieniem framugę. W pokoju zaczęło się robić jakoś nieznośnie gorąco i Pilar już nie mogła się doczekać, aż w końcu z niego wyjadą.

Madox A. Noriega