Strona 3 z 3

you smiled and I knew I was in trouble

: czw gru 04, 2025 10:05 am
autor: Harold Carnegie
Bynajmniej nie uważał, że mógłby się pomylić. Sam nie był osobą, którą łatwo dałoby się onieśmielić, jednak wystarczyłyby nieco mniejsze pokłady pewności siebie, a złapałaby na to również jego. Nie miał pojęcia, czy rzeczywiście tego nie zauważała, czy może była to wyłącznie sztuczna skromność. Niezależnie od powodów, nie zamierzał tego oceniać.
Uniósł jedną brew, nie do końca przekonany do jej słów. Sam na pewno nie określiłby jej mianem n i e z n o ś n e j, choć może wynikało to z faktu, że do tej pory mieli ze sobą dość niewielką styczność? Odpowiadała mu jej osobowość. Odpowiadało mu to, jak dobrze zdawali się odnajdywać w swoim towarzystwie, ale to nadal nie zmieniało faktu, że wszystko to było dość kruche i niestabilne. Wykonywali w tej relacji pierwsze kroki i nie mieli jeszcze okazji zaliczyć potknięcia.
A ono mogło przesądzić o tym, jak dalej poukłada się ich los.
Los, którego nie podzielało wiele kobiet, ponieważ Harold zwyczajnie im na to nie pozwalał. Nie zapraszał ich tutaj i nie starał się dla nich, bo wcale nie chciał, aby w jego życiu znalazł się ktoś na s t a ł e. Miał wrażenie, że związki były czymś, co wyłącznie stało ludziom na drodze do samorealizacji. To odczucie raczej nie miało szansy się zmienić.
Niekoniecznie. Próbowałaś kiedyś? — zapytał, a na jego twarzy wymalowało się szczere rozbawienie. Nie podejrzewał jej o to, choć może jednak powinien? Zgodziła się tu dzisiaj przyjść, a przecież musiała wiedzieć, że nie był typem mężczyzny, który mógłby mieć względem niej wyłącznie koleżeńskie zamiary. Podobała mu się, zatem nie widział powodów, aby to ukrywać. — Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał, skupiając nieco więcej uwagi na sosie. — Że powinienem teraz wystawić cię za drzwi i zaprosić na tę carbonarę kogoś innego? — zasugerował lekko, a kącik jego ust pozostał wykrzywiony w zaczepnym grymasie.
Nie musiała odpowiadać. Nie chciał niby wprawić jej w zakłopotanie, choć jednocześnie czerpał ogrom przyjemności ze sprawdzania tego, w jaki sposób jeszcze mogła na niego zareagować. Z tego powodu sięgnął po łyżkę i zgarnął na nią nieco sosu, aby chwilę później wyciągnąć ją w stronę Georginy, na którą spojrzał wymownie, jak gdyby rzucał jej teraz wyzwanie. — Nie wiem czy wiesz, ale wcale nie idzie ci to tak znów najgorzej — stwierdził lekko.
Na nim wywarła przecież całkiem spore wrażenie i nie wydawało mu się, że musiała się przy tym starać.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: czw gru 04, 2025 9:51 pm
autor: Georgina Gardner
Może mieli ze sobą małą styczność, a może nie był obiektywny? A może to Georgina przez lata pchana w całe mnóstwo kompleksów tak mocno zakorzeniła w sobie pewne rzeczy, że trudno było inaczej. Żartowanie (lub też wcale nie), że wcale nie była tak fajna jak się mogło wydawać, albo że stawała się fajniejsza po alkoholu wcale nie były zaskakujące. Zresztą… jak mogła uważać innego, gdy własny mąż sprawiał wrażenie jakby się nią znudził i zdecydowane więcej frajdy sprawiała mu kancelaria oraz wszystko, co z nią związane. Więc tak… ego Georginy Gardner było kruche i niestabilne zupełnie jak ta znajomość. I dlatego nie mogła wyjść z podziwu jak on sobie dobrze z nim radził. I jak zaskakująco pewnie i swobodnie czuła się w jego towarzystwie.
Na tej… randce.
Wiedziała, że nie powinna sobie w ogóle pozwalać na taką myśl. Nigdy nie przypuszczała, że może być kimś zdradzającym. A czy to była już zdrada? Zabawne, ale naprawdę przeszło jej to przez myśl! Czy jeśli tak naprawdę jedyne, co rozmawiali (no i gotowali!) w jego mieszkaniu to, czy można to traktować w kategoriach zdrady małżeńskiej? Próbowała w swojej głowie odwrócić sytuację. Czy wściekłaby się, gdyby dowiedziała się, że Percy gotuje carbonarę w mieszkaniu innej kobiety?
Najgorsze, że przeszło jej przez myśl, że nie. Że byłoby to rozczarowujące, ale nie zaskakujące. Bo przecież nawet nie miała stu procentowej pewności, że to zawsze jest praca i czy to jego jedyna kochanka.
- Ej nie… teraz to już za późno! Nie wyjdę bez spróbowania. – zaśmiała się, upijając kolejny łyk wina – Ale następnym razem lepiej wykorzystaj okazję na gotowanie. – dodała przekornie.
I spojrzała wymownie na łyżkę oraz na Harolda. Nie wahała się jednak, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu. Spróbowała i z czystej przekory przez moment zastanawiała się nad werdyktem, bo przecież nie mogła od razu wykrzyknąć, że była fantastyczna. Dała sobie oraz jemu moment.
- Potraktuję to jako komplement, Harold. – że dobrze szło jej randkowanie, no kto to widział… - A to… – wskazała na jego garnek – Jest bardzo dobra carbonara. – rzuciła z uznaniem – Możesz się nią chwalić. Tym dziewczynom, które zdecydujesz się już tu zaprosić. Po mnie. – wzruszyła lekko ramionami – Naprawdę dobrze się z tobą bawię… i możemy to nawet nazwać randką, ale mam męża, Hal. – więc na nic więcej poza miło spędzonym przyjacielskim czasem nie mógł liczyć. Prawda? Sama musiała się do tego przekonać, ale na szczęście brzmiała zaskakująco pewnie - Dlaczego mnie zaprosiłeś?


Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: pt gru 05, 2025 9:30 am
autor: Harold Carnegie
Harold nie miał problemu z moralnością. Dla niego dylematem nigdy nie było to, czy w y p a d a ł o coś zrobić, ponieważ wychodził z założenia, że jeśli miał taką ochotę, należało po to sięgnąć. Podobnie było zresztą z towarzystwem Georginy, która w najgorszym przypadku mogła powiedzieć, że nie podzielała jego entuzjazmu, a wówczas co? Czy zburzyłoby to tę pewność siebie, którą sam budował przez lata? Nie, ponieważ nie byłaby to pierwsza w jego życiu odmowa, a dopóki nie znał jej dobrze i nie kierował w jej stronę głębszej sympatii, w ogóle by go to nie obeszło.
A choć chciał, żeby tu była, nie zamierzał pozwolić na to, by jego odczucia względem jej osoby wymknęły się spod kontroli. Miała być to relacja jak każda inna, a to, jak daleko zabrną, zależało przede wszystkim od tego, na jak wiele ona im pozwoli. Nie był bowiem ślepy i dostrzegał to, że Gardner posiadała wątpliwości.
To zaś oznaczało, że jego towarzystwo nie było jej aż tak obojętne, jak sama próbowała to podkreślić.
Świadomość tego wystarczyła mu, aby dobrze się z nią bawić, a całą resztą nie musiał się przejmować. Wykrzywił tylko usta w uśmiechu, kiedy dostał od niej dokładnie to, czego oczekiwał - potwierdzenie tego, że wcale nie miała ochoty zniknąć za drzwiami, przez które jeszcze przed chwilą ją tu zaprosił. Po spróbowaniu jego dania miała jeszcze się w tym przekonaniu utwierdzić.
Obserwował ją uważnie, kiedy próbowała sos, jednak wcale nie dlatego, że był piekielnie ciekawy jej opinii. Interesowała go ona, ale o wiele więcej przyjemności sprawiało mu zwyczajne przyglądanie jej się w takich okolicznościach - kiedy już odrzuciła wszelkie opory i zdawała się czuć tu po prostu s w o b o d n i e. Z tym jeszcze bardziej było jej do twarzy.
Skąd pomysł, że mi to przeszkadza? — zapytał lekko, kiedy tak dobitnie podkreśliła to, że na jej palcu znajdowała się obrączka wciśnięta tam przez innego mężczyznę. W dodatku takiego, którego on szczerze nie znosił.
Zamieszał łyżką zawartość patelni, po czym zabrał się za odcedzanie makaronu. Kiedy kierował się z garnkiem w stronę zlewu, na jego usta znów wkradł się ten zadziorny, pełen pewności siebie uśmiech. — Zaprosiłem cię, bo dobrze mi się z tobą rozmawia i uważam, że zasługujesz na coś więcej, niż kolejna kolacja, w której jedynym zaangażowaniem jest wyłożenie na nią pieniędzy — czyli to, co on sam praktykował z dziesiątkami innych kobiet.
Sięgnął po dwa talerze, ale zanim zaczął napełniać je jedzeniem, zatrzymał się i zerknął uważnie na Gardner. — To raczej oczywiste, więc chyba istotniejsze jest to, dlaczego ty zgodziłaś się to zaproszenie przyjąć — uniósł ku górze jedną brew. I tak, na odpowiedź zamierzał zaczekać, dlatego wcale nie spieszył się, aby wrócić do tego, czym zajmował się jeszcze przed chwilą.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: pn gru 08, 2025 7:31 pm
autor: Georgina Gardner
Sprawnie funkcjonująca rzeczywistość Georginy od dłuższego czasu się chwiała. To, co zbudowała i wypracowała przez lata miało coraz mniej sensu. Było coraz mniej pewne! Ta dobrze działająca maszyna zaczynała zaliczać coraz częstsze awarie, a to sprawiało, że tak naprawdę pewnie czuła się tylko i wyłącznie w pracy. Tam miała nad wszystkim kontrolę, ale poza nią? Nic już nie było pewne. Nic już nie było takie jak je znała. Więc może trzeba było też zmienić postrzeganie relacji z innymi ludźmi. Może sam fakt, że tu była dowodził, że… tego chciała. Jednak zwyczajnie trudno było się do tego przyznać.
Spuściła wzrok na swoją dłoń. Pierścionek oraz obrączka wyraźnie lśniły w kuchennym świetle i przypominały jej o zobowiązaniach. Ale także o tym brutalnym uczuciu samotności, które ją ostatnio męczyło. Jednak były tam… miała męża. A czemu jemu powinno to przeszkadzać? Kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu.
- Nie macie jakiegoś męskiego… kodeksu? – obawiała się, że ten dotyczył tylko przyjaciół, a przecież doskonale wiedziała, że ta dwójka nie pałała do siebie sympatią. Cichy głosik z tyłu podpowiedział jej coś, co mogło być prawdą, ale co też uparcie od siebie odsuwała możesz być zabawką, Gigi. Może tylko chciał zagrać na nosie Gardnera? Móc mu się pochwalić, że jego żona zjadła z nim kolację? Ugh. Jednocześnie mówił jej rzeczy, której przecież chciała usłyszeć. Które każda kobieta chciałaby usłyszeć.
- Nie wiem. – przyznała szczerze, wracając spojrzeniem do Harolda i wbijając je w jego twarz – Naprawdę nie wiem. Może właśnie po to, żeby się tak poczuć? Że zasługuję na więcej niż dostaję. – wzruszyła lekko ramionami. Nie trzeba było się szczególnie mocno starać, żeby zrozumieć, że jej małżeństwo nie było w najlepszej możliwej formie. Wcale tego nie ukrywała. Od doprowadzania męża do szału na służbowej imprezie, przez jego nieobecność na wystawie aż po dzisiejszy wieczór. Nie gryzła się w język, mówiła rzeczy, które to jasno sugerowały, ale jednocześnie wiedziała, że do tej pory to nie ona miała powody do wstydu… nie ona musiała czuć się winna.
- No ale nieważne… – zeszła z tych poważnych tonów i uśmiechnęła się do mężczyzny, podchodząc bliżej do jego stacji z jedzeniem – Skoro to randka, Hal, chcę cię lepiej poznać. Od tego są chyba pierwsze randki, co? - upiła kolejny łyk wina, żeby chyba dodać sobie odwagi w płynie - Co mi o sobie powiesz?



Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: wt gru 09, 2025 2:13 pm
autor: Harold Carnegie
Początkowo tak właśnie było. Ich znajomość, ale przede wszystkim jej zainteresowanie miało stanowić dla niego coś w rodzaju t r o f e u m. Poczucia wygranej nad mężczyzną, który zajął miejsce przynależne w kancelarii właśnie Haroldowi.
Rzecz w tym, że chociaż jego podejście wyglądało w ten sposób od samego początku, wcale nie planował rzucać tym Gardnerowi w twarz. Ktoś mógłby posądzić go o posiadanie przynajmniej minimum skrupułów i być może miałby rację, ale może też chodziło wyłącznie o to, że trochę ją jednak polubił i nie zamierzał otwarcie wyrządzić jej takiej krzywdy?
Sam już nie wiedział, co tak właściwie siedziało mu teraz w głowie.
A wy macie? — odbił piłeczkę, wykrzywiając usta w pełnym rozbawienia uśmiechu. Wnosząc jednak po tym, jak często trafić można było na wszystkie te hasła w stylu girl power, mógł domyślić się odpowiedzi. Podobnie zresztą jak domyślał się odpowiedzi na to, o co zapytał już chwilę później. — I jeśli tak, stosujesz je konsekwentnie do każdej osoby? — Harold na pewno tego nie robił. Posiadał grono najbliższych przyjaciół, którym nie wchodził w paradę, ale w przypadku Percivala wcale nie czuł się do tego zobowiązany. Zresztą dlaczego miałby, skoro nawet w sferze zawodowej nie mógł z jego strony liczyć na bycie uczciwym?
Nie ciągnął jej za język. Nie karcił jej też swoim spojrzeniem, ponieważ tak naprawdę jej powody jakoś mocno go nie interesowały. Liczyło się dla niego natomiast to, że Georgina rzeczywiście tu była i najwyraźniej pragnęła poświęcić mu choć trochę uwagi, co w jej przypadku było całkiem przyjemne.
Chciał też, żeby ona czuła się względem niego tak samo, dlatego nie zwlekał z podaniem jedzenia. Gdy wszystko było gotowe, uzupełnił dwa talerze, które następnie ulokował na niewysokim, kawowym stoliku w części codziennej. — Zapraszam — skinął głową w stronę brunetki, podczas gdy sam cofnął się jeszcze po butelkę z winem, na wypadek gdyby jeszcze jej dziś potrzebowali.
Nie przypuszczał zresztą, że mogłoby być inaczej.
Zaśmiał się, kiedy w przestrzeni zawisło jedno z najtrudniejszych pytań, jakie człowiek słyszy w swoim życiu. — Wiesz, że nie ma na to jednej, dobrej odpowiedzi — stwierdził, upijając niewielki łyk wina. — Ale możesz pytać o konkrety. Pytanie za pytanie — zaproponował uczciwą wymianę, która, przynajmniej jego zdaniem, miała pomóc im obojgu.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: wt gru 09, 2025 10:49 pm
autor: Georgina Gardner
Zaśmiała się, bo tak… jego odbicie było całkiem trafne! I aż musiała się zastanowić – czy istniał babski kodeks? Właściwie… tak. Istniał. Nie spotkałaby się z facetem koleżanki, ani nawet znajomej. Chyba. Przypominała sobie początki z własnym mężem i zastanawiała się, co by było, gdyby wtedy spotykał się z kimś jej znajomym… - Okej, ta logika ma pewne dziury. – zaśmiała się, wzruszając bezradnie ramionami, bo kodeksy kodeksami, uczciwość uczciwością, ale czasami… czasami warto było po prostu zaryzykować. Ale czy teraz powinna ryzykować? I dla czego ryzykowała? Oh, przecież to, że z kimś ci się dobrze rozmawia i tak samo dobrze czujesz się w jego towarzystwie nie jest powodem. Więc automatycznie się za to w myślach skarciła i upiła kolejnym łyk wina. Jeszcze zanim zdążyli się przetransportować z kuchni.
To był też ten moment, w którym ucieszyła się, że nie wpadła na idiotyczny pomysł zakładania dzisiaj sukienki. Mogła swobodnie i zupełnie bezproblemowo usadzić się wygodnie w części dziennej jego mieszkania, po której zresztą znowu przesunęła spojrzeniem zanim wrócił. Nie sięgnęła po talerz zanim nie wrócił i nie zajął swojego miejsca.
- Pytania za pytanie brzmi niebezpiecznie… ale jest całkiem uczciwie! – uśmiechnęła się pod nosem – Chociaż co z czasami, gdy można było jeszcze wybrać wyzwanie? – prychnęła, trochę dając mu jednocześnie do zrozumienia, że nie była najlepsza w udzielaniu odpowiedzi, ale jednocześnie wcale nie zamierzała się wycofywać z tego, co poniekąd sama zaczęła. Musiała zadać konkretne pytanie.
Wpatrywała się w niego przez moment intensywnie. Może nawet zbyt intensywnie? Tak jakby coś miało jej to dać, jakby coś więcej chciała z niego wyczytać – Dlaczego prawo? – to nieszczęsne prawo, które niszczyło rodziny, a już na pewno niszczyło Georginę – Nie kojarzę w tym waszym… hermetycznym towarzystwie w Toronto żadnego innego Carnegie, więc zakładam, że to nie jest rodzinna tradycja? – wpatrywała się w niego zaciekawiona, a jednocześnie sięgnęła po porcję makaronu, która naprawdę robiła na niej wrażenie. Czy była to najlepsza carbonara w mieście? Tego nie wiedziała, ale całkowicie ją satysfakcjonowała.



Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: śr gru 10, 2025 7:41 pm
autor: Harold Carnegie
Harold nie był z tych, którzy wierzyli w wielką miłość. Prawdę powiedziawszy ciężko stwierdzić, czy wierzył w miłość w ogóle, choć kilka jej solidnych przykładów spotkał w przeszłości na swojej drodze. Wiedział natomiast, że część dobrze znanych mu osób skłonna byłaby upierać się przy stwierdzeniu, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, najwyraźniej wierząc w to, że kiedy w grę wchodziły uczucia, czasami ciężko było się im oprzeć.
On zaś zastosować mógł to wyłącznie do fizycznego pociągu.
Uśmiechnął się wyłącznie kącikiem ust, nie uważając za konieczne ciągnięcie tego tematu. Wydawało mu się bowiem, że i tak dość skutecznie przekazał jej to, co próbował jej powiedzieć. To, jak na ich relację spoglądać miał jej mąż, w ogóle go nie obchodziło. A może inaczej - myśl o tym, że mógł się zirytować, dodawała temu jeszcze większego smaku.
Jeśli chcesz grać w ten sposób, nie widzę problemu — odparł, a kąciki jego ust wygięły się w zadziornym uśmiechu. Harold nie należał do osób, które stroniły od wszelkiego rodzaju w y z w a ń. Był raczej z tych, którzy z przyjemnością się ich podejmowali, choć to zależeć mogło od tego, z jakim kłopotem konkretnie się zmagał.
Na cokolwiek wpadłaby Georgina, nie sądził, żeby nie miało mu się to spodobać.
I może to rzeczywiście byłoby b e z p i e c z n i e j s z e? Już pierwsze z zadanych przez nią pytań podążyło bowiem w kierunku, który Harold powinien był przewidzieć. I o którym wcale nie mówił ze szczególnym zamiłowaniem. Prawdę powiedziawszy nie uciekał myślami w kierunku swojej rodziny zbyt często, a jeszcze rzadziej się z nimi kontaktował. — Sam nie wiem… Po prostu jakoś tak wyszło? W szkole średniej spotykałem się z dziewczyną, której ojciec miał kancelarię. Uznałem, że to ciekawa robota — ot, prosta inspiracja, za którą nie kryło się coś więcej. — Gdybym poszedł w ślady rodziców, zostałbym kucharzem — do czego zresztą również miał predyspozycje, ale nie znosił ciężkiej pracy.
Nie fizycznej, bo przecież nie sposób powiedzieć, że obecnie nie pracował ciężko.
Wziął kęs jedzenia, jednocześnie zastanawiając się nad tym, w jaki sposób powinien odbić piłeczkę. — A ty? Poszłaś w rodzinne ślady? — prawdę mówiąc nie wiedział n i c o jej rodzinie. Ani tego, kim był jej ojciec, ani tego, czym zajmowała się jej matka.

Georgina Gardner