fast cars, faster heartbeats
: pt paź 24, 2025 11:06 pm
				
				Galena też to cieszyło, że może niebawem uda mu się odzyskać chociaż trochę tego normalnego życia, które prowadził przed zawałem, byłoby miło. Bo chociaż to na Wyatta zostały nałożone te wszystkie ograniczenia, to niektóre przecież dotykały też Cherry, znacząco, więc to było dobre dla ich obojga. Dla ich związku też.
Jakby mogli wrócić do tego co było, a najlepiej do samego początku, do Lanzarote, gdzie to wszystko było jakieś prostsze, gdzie nie było jeszcze nad nimi widma żadnego ślubu. Bo to pojawiło się z końcem tej pięknej wycieczki, a uderzyło jeszcze bardziej z tą białą sukienką, którą miała na sobie Cherry w salonie, kiedy patrzyła w lustro i myślała o Eliottcie, dupku przez którego Galen miał zawał.
No może nie przez niego, tylko przez chorobę genetyczną, ale jednak ten jej przyjaciel gej nie pomógł.
Na tego słodziaka Galen wywrócił oczami, jak już kardiolog mu pozwoli, to będzie musiał jej wybić z głowy tego słodziaka, zdecydowanie. Bo to brzmiało, jakby Galen z lwa zamienił się w jakiegoś kociaka, do tego perskiego. Aż odchylił głowę do tyłu, a później to musiał się przejść po tej windzie, żeby to rozchodzić, jak lew zamknięty w klatce. Dzika bestia, a nie słodziak.
Później też, jak wcale nie słodziak, przyparł Cherry do chłodnej ściany tej windy, tak, żeby poczuła ciężar jego ciała na swoim.
- Najlepsze opakowanie, to takie koronkowe, w kolorze moich oczu - powiedział spuszczając spojrzenie niebieskich oczu na jej usta, na tę przygryzioną dolną wargę, sięgnął do niej, żeby przesunąć po niej kciukiem. Może dobrze, że ta widna stanęła, chociaż... Galen wcale nie miał jakiś fantazji dotyczących windy, miała je za to jego sekretarka. Zastanowił się czy Cherry, też, skoro chciała zakładać mundurek sekretarki, to może też chciała w windzie. Będzie musiał ją o to zapytać. Kiedyś.
Bo teraz, kiedy już stali przed tym salonem, kiedy Galen dotykał tej matowej karoserii, to on myślał tylko o tym, żeby się tym samochodem przejechać. Kiedy Cherry powiedziała, że jest piękne to wbił w nią spojrzenie, te błyszczące z ekscytacji oczy.
- Ale piękne jak nie wiem, pogoda? Czy piękne jak Niagara? Zachwyca? A może tylko ładnie wygląda? - bo Galena zachwycało, jak Niagara, albo jak Cherry, kiedy krzyczała jego imię. Wypuścił powietrze z płuc prosto w jej szyję, kiedy tak stali opierając się o ten samochód.
- Lwa... a nie słodziaka - mruknął prawie w jej usta, ale finalnie to się odsunął widząc sprzedawcę. Chociaż przez głowę mu przemknęła taka myśl, czym jeżdżą słodziaki. Pewnie multiplą, albo smartem, bo na pewno nie Lamborghini Urus Performante.
Facet przywitał się z Cherry ciepłym uśmiechem, a na jej pytanie to najpierw zerknął na Galena, a później na Marshall.
- Nie, to bezpieczne rodzinne auto - taaak, zapewne, bezpieczne lambo, które rozpędza się do setki w 3 sekundy, zanim dziecku zdąży się ulać. Ale Wyatt kazał tak mu mówić, więc był zadowolony.
- Tak, Pan Wyatt wybrał naprawdę zjawiskowy model... i tutaj te złote felgi, będzie rzucało się w oczy - Galen aż klasnął w ręce, piękne auto, które będzie rzucało się w oczy, jeszcze bardziej niż Porsche, będzie musiał je pokazać...
Wszystkim będzie je pokazywał, jutro już pewnie pojedzie nim do biura!
- Tak, piękne... kluczyki - powiedział Galen, no i w końcu je dostał. Te kluczyki też wyglądały luksusowo, przez chwilę Wyatt na nie patrzył, a później to już pożegnał się ze sprzedawcą ściskając mu rękę i mówiąc, że jak się będzie prowadziło, tak jak wygląda, to dorzuci mu coś ekstra. Złapał Cherry za rękę, żeby zaprowadzić ją do drzwi od strony pasażera, otworzył je przed nią, a kiedy już wsiadła to oparł się o drzwi i zajrzał do środka.
- I jak? - zapytał i wciągnął w płuca zapach tego nowiutkiego samochodu wymieszany z jej mocnymi perfumami.
W końcu obszedł auto, odpiął guziki marynarki i siadł za tym kółkiem, a to było najlepsze co go ostatnio spotkało. Przejechał palcami po skórzanym siedzeniu, po desce rozdzielczej i zacisnął je na kierownicy, a później obrócił się do Cherry.
- Gotowa? - zapytał, bo on sam to już nie mógł się doczekać, odpalił silnik, a jego ryk wcale nie brzmiał jak ten koci pomruk Porszaka, Lambo zdecydowanie bardziej ryczało jak lew. Ruszył z miejsca z piskiem opon, a później na pierwszej prostej musiał go rozpędzić do setki, w te 3.3 sekundy. Dało się czuć tę moc, to przyspieszenie, tylko że Galen nie rozbujał go do oporu, bo przy tym sto sześćdziesiąt na godzinę zwolnił. Tak mu kazał lekarz, nic powyżej Panie Wyatt, ale może dzisiaj uda mu się namówić kardiologa na dwieście. Oby.
Oczywiście Galen sprawdził wszystkie możliwe przyciski, te od ustawiania siedzeń i szyb, te od klimy, od radia i nawigacji, wszystko podczas jazdy, bo akurat kiedy prowadził to miał dość podzielną uwagę, mógł jeszcze przy tym zerkać na Cherry tymi wielkimi, błyszczącymi z ekscytacji oczami.
Zaparkował przed szpitalem, ale szkoda mu było wysiadać, siedzenia były tak wygodne, obejrzał się przez ramię do tyłu, a to tylne było tak szerokie, że można tam było...
- Idziemy sprawdzić na ile sobie może pozwolić to serce - stwierdził i walnął się pięścią w pierś, bo dzisiaj czuł, że na dużo. Gorzej jak lekarz mu powie, że wcale nie.
Wysiadł, poprawił marynarkę zapinając guziki i otworzył Cherry drzwi. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc jej wysiąść, ale później wcale jej nie puścił, tylko ruszył tak z nią do tego szpitala.
Zaraz się okaże, jego być, albo nie być.
Cherry Marshall
			Jakby mogli wrócić do tego co było, a najlepiej do samego początku, do Lanzarote, gdzie to wszystko było jakieś prostsze, gdzie nie było jeszcze nad nimi widma żadnego ślubu. Bo to pojawiło się z końcem tej pięknej wycieczki, a uderzyło jeszcze bardziej z tą białą sukienką, którą miała na sobie Cherry w salonie, kiedy patrzyła w lustro i myślała o Eliottcie, dupku przez którego Galen miał zawał.
No może nie przez niego, tylko przez chorobę genetyczną, ale jednak ten jej przyjaciel gej nie pomógł.
Na tego słodziaka Galen wywrócił oczami, jak już kardiolog mu pozwoli, to będzie musiał jej wybić z głowy tego słodziaka, zdecydowanie. Bo to brzmiało, jakby Galen z lwa zamienił się w jakiegoś kociaka, do tego perskiego. Aż odchylił głowę do tyłu, a później to musiał się przejść po tej windzie, żeby to rozchodzić, jak lew zamknięty w klatce. Dzika bestia, a nie słodziak.
Później też, jak wcale nie słodziak, przyparł Cherry do chłodnej ściany tej windy, tak, żeby poczuła ciężar jego ciała na swoim.
- Najlepsze opakowanie, to takie koronkowe, w kolorze moich oczu - powiedział spuszczając spojrzenie niebieskich oczu na jej usta, na tę przygryzioną dolną wargę, sięgnął do niej, żeby przesunąć po niej kciukiem. Może dobrze, że ta widna stanęła, chociaż... Galen wcale nie miał jakiś fantazji dotyczących windy, miała je za to jego sekretarka. Zastanowił się czy Cherry, też, skoro chciała zakładać mundurek sekretarki, to może też chciała w windzie. Będzie musiał ją o to zapytać. Kiedyś.
Bo teraz, kiedy już stali przed tym salonem, kiedy Galen dotykał tej matowej karoserii, to on myślał tylko o tym, żeby się tym samochodem przejechać. Kiedy Cherry powiedziała, że jest piękne to wbił w nią spojrzenie, te błyszczące z ekscytacji oczy.
- Ale piękne jak nie wiem, pogoda? Czy piękne jak Niagara? Zachwyca? A może tylko ładnie wygląda? - bo Galena zachwycało, jak Niagara, albo jak Cherry, kiedy krzyczała jego imię. Wypuścił powietrze z płuc prosto w jej szyję, kiedy tak stali opierając się o ten samochód.
- Lwa... a nie słodziaka - mruknął prawie w jej usta, ale finalnie to się odsunął widząc sprzedawcę. Chociaż przez głowę mu przemknęła taka myśl, czym jeżdżą słodziaki. Pewnie multiplą, albo smartem, bo na pewno nie Lamborghini Urus Performante.
Facet przywitał się z Cherry ciepłym uśmiechem, a na jej pytanie to najpierw zerknął na Galena, a później na Marshall.
- Nie, to bezpieczne rodzinne auto - taaak, zapewne, bezpieczne lambo, które rozpędza się do setki w 3 sekundy, zanim dziecku zdąży się ulać. Ale Wyatt kazał tak mu mówić, więc był zadowolony.
- Tak, Pan Wyatt wybrał naprawdę zjawiskowy model... i tutaj te złote felgi, będzie rzucało się w oczy - Galen aż klasnął w ręce, piękne auto, które będzie rzucało się w oczy, jeszcze bardziej niż Porsche, będzie musiał je pokazać...
Wszystkim będzie je pokazywał, jutro już pewnie pojedzie nim do biura!
- Tak, piękne... kluczyki - powiedział Galen, no i w końcu je dostał. Te kluczyki też wyglądały luksusowo, przez chwilę Wyatt na nie patrzył, a później to już pożegnał się ze sprzedawcą ściskając mu rękę i mówiąc, że jak się będzie prowadziło, tak jak wygląda, to dorzuci mu coś ekstra. Złapał Cherry za rękę, żeby zaprowadzić ją do drzwi od strony pasażera, otworzył je przed nią, a kiedy już wsiadła to oparł się o drzwi i zajrzał do środka.
- I jak? - zapytał i wciągnął w płuca zapach tego nowiutkiego samochodu wymieszany z jej mocnymi perfumami.
W końcu obszedł auto, odpiął guziki marynarki i siadł za tym kółkiem, a to było najlepsze co go ostatnio spotkało. Przejechał palcami po skórzanym siedzeniu, po desce rozdzielczej i zacisnął je na kierownicy, a później obrócił się do Cherry.
- Gotowa? - zapytał, bo on sam to już nie mógł się doczekać, odpalił silnik, a jego ryk wcale nie brzmiał jak ten koci pomruk Porszaka, Lambo zdecydowanie bardziej ryczało jak lew. Ruszył z miejsca z piskiem opon, a później na pierwszej prostej musiał go rozpędzić do setki, w te 3.3 sekundy. Dało się czuć tę moc, to przyspieszenie, tylko że Galen nie rozbujał go do oporu, bo przy tym sto sześćdziesiąt na godzinę zwolnił. Tak mu kazał lekarz, nic powyżej Panie Wyatt, ale może dzisiaj uda mu się namówić kardiologa na dwieście. Oby.
Oczywiście Galen sprawdził wszystkie możliwe przyciski, te od ustawiania siedzeń i szyb, te od klimy, od radia i nawigacji, wszystko podczas jazdy, bo akurat kiedy prowadził to miał dość podzielną uwagę, mógł jeszcze przy tym zerkać na Cherry tymi wielkimi, błyszczącymi z ekscytacji oczami.
Zaparkował przed szpitalem, ale szkoda mu było wysiadać, siedzenia były tak wygodne, obejrzał się przez ramię do tyłu, a to tylne było tak szerokie, że można tam było...
- Idziemy sprawdzić na ile sobie może pozwolić to serce - stwierdził i walnął się pięścią w pierś, bo dzisiaj czuł, że na dużo. Gorzej jak lekarz mu powie, że wcale nie.
Wysiadł, poprawił marynarkę zapinając guziki i otworzył Cherry drzwi. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc jej wysiąść, ale później wcale jej nie puścił, tylko ruszył tak z nią do tego szpitala.
Zaraz się okaże, jego być, albo nie być.
Cherry Marshall