Strona 3 z 3

the bond we build

: pn paź 27, 2025 11:15 am
autor: zaylee miller
Zaylee wiedziała, że Evina uważała ją za pedantkę. Czasami nawet słyszała to w jej tonie — to drobne westchnienie, kiedy prosiła, żeby nie odkładała noża na blat bez wcześniejszego wytarcia, albo kiedy po raz kolejny przetarła klamkę środkiem dezynfekującym. W rzeczywistości nie chodziło wyłącznie o obsesję. A przynajmniej Miller lubiła sobie wmawiać, że nie. To raczej świadomość. Wiedza, którą wyniosła ze studiów, dyżurów i przeprowadzanych dysekcji. Kiedy człowiek widzi, jak bakterie potrafią zniszczyć organizm i jak niewinne skaleczenie zmienia się w zakażenie, bo pacjent, który miał tylko zadrapanie, kończy z sepsą, potem już nie patrzy na rzeczy tak samo. A jeśli czasem zdarzało jej się przesadzać z płynem dezynfekującym czy układaniem rzeczy w sposób, który wydawał się irracjonalny, to tylko dlatego, że w świecie pełnym niewidzialnych zagrożeń porządek dawał jej poczucie kontroli.
Samuelowi, który wcinał kolejny kawałek ciasta, jednocześnie głaskając Spike'a, co oczywiście przyprawiało Zaylee o palpitację serca, za każdym razem pokazywał, że wcale nie potrzebował zbyt wiele do szczęścia. Wystarczyło wspólne czytanie książki, oglądanie ulubionego uniwersum czy właśnie tarmoszenie za uszy psa. Chyba najbardziej lubił po prostu spędzać czas z osobami, które poświęcały mu swoją uwagę i nie musiał dzielić obecność dorosłych z innymi dziećmi, tak jak działo się to w domu dziecka. Za każdym razem był wdzięczny za wszystko, co sprawiono mu w prezencie i ekscytował się małymi rzeczami. Na przykład wycieczką na zakurzony, oblepionymi pajęczynami strych. Potrafił też dobrze wyczuwać zmianę nastrojów, bo kiedy nagle został poruszony temat tego, co przytrafiło się Zaylee, od razu wlepił w nią zaniepokojone spojrzenie.
Znacznie lepiej, dziękuję — odparła z uśmiechem, bo może wciąż nie wróciła do pełni sił, zwłaszcza psychicznie, to i tak progres był wystarczająco zauważalny. Na pewno dla Eviny, która widziała ją w najgorszych momentach. Ale teraz znów były w patowej sytuacji, przez co trudno było dojść do siebie tak na sto procent. W międzyczasie Miller puściła też oko do Sama, dając mu znać, że wszystko jest w porządku i nie musi się zamartwiać, na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
Temat szybko przeszedł na wybór weselnego menu, a sugestia, gdzie Elaine miałaby pomóc w wyborze dań, okazała się strzałem w dziesiątkę. Na tę zaczepkę ze strony narzeczonej Zaylee posłała jej rozbawione spojrzenie i wypchnęła policzek językiem. Gdyby nie towarzystwo, w jakim się znajdowały, od razu odpowiedziałaby, że najchętniej to zjadłaby Swanson, ale w momentach takich jak ten, musiała gryźć się w język.
Na pewno nie chcemy nic fikuśnego — zastrzegła od razu, bo po co serwować dania, który nazwy nikt potem nie zapamięta. — Raczej postawiłabym na coś tradycyjnego i prostego. Przynajmniej jeśli chodzi o główne posiłki. Nie jestem raczej za tym, żeby fundować gościom sushi, nawet jeśli jest to coraz bardziej popularny zwyczaj. No i wy wiecie najlepiej, co najbardziej przypadnie do gustu waszej rodzinie — w tym miejscu Zaylee posłała starszemu małżeństwu ciepły uśmiech. — Ode mnie nikt nie jest raczej szczególnie wybredny — dodała, bo wszystkożerność była u Millerów chyba genetyczna. Tak, jak pochłanianie jedzenia w niesamowicie dużej ilości oraz świetna przemiana materii. — Ale to naprawdę takie mocno wstępne plany, nawet nie mamy jeszcze terminu — zaznaczyła jeszcze. A może powinny w końcu coś ustalić? Tylko kiedy, skoro żadna z nich zupełnie nie miała do tego głowy.

Evina J. Swanson

the bond we build

: pn paź 27, 2025 3:14 pm
autor: Evina J. Swanson
Podobnej perspektywy na świat i otaczającą ją rzeczywistość. Nie przejmowała się tak zarazkami i bakteriami, komentując, że wszystkie te środki dezynfekujące jedynie wysuszają i podrażniają skórę oraz przewracając oczami na to jak Zaylee od razu chciała profesjonalnie opatrywać każde najmniejsze skaleczenie. Detektywka twierdziła, że skoro do tej pory jakoś przeżyła w świecie policyjnym to na pewno nie umrze od zacięcia się nożem przy krojeniu kapusty. To byłoby zbyt żałosne.
Nie dało się zaprzeczyć temu, że Samowi ewidentnie brakowało tych prostych i małych przyjemności, które towarzyszyły normalnie dzieciom w jego wieku. Dla niego każde wspólne śniadanie było wydarzeniem, a nie elementem codzienności. Dlatego właśnie tak bardzo doceniał każdy gest. Z czasem jak już przywyknie do posiadania rodziny to te niepozorne momenty zaczną powoli wytracać swoją magię.
Z pewnością Miller miała się dużo lepiej niż w pierwsze tygodnie po ataku Fostera. Wciąż jednak powrót do pełnej świetności zajmie jej sporo czasu. Zwłaszcza teraz gdy musiały się jeszcze mierzyć z widmem Blythe’a czającym się gdzieś w cieniu.
Nie było wątpliwości, co do tego, że poproszenie o pomocy kogoś takiego jak Elaine było wyśmienitym posunięciem. W końcu dzięki temu mogły przynajmniej odrobinę odciążyć się i skupić na zupełnie innych szczegółach niż układanie menu i zastanawianie się nad tym czy na pewno każdemu przypadnie do gustu oraz będzie miał w czym wybierać. Równie dobrze dla Eviny mogły zrobić po prostu jednego wielkiego grilla i dla osób, które nie lubowały się w mięsie dorzucić pieczone warzywa czy sałatki.
- Oczywiście. Pomyślę nad tym. Są pewne dania, które zawsze są trafnym wyborem - starsza kobieta uśmiechnęła się lekko, wyraźnie ruszając myślami ku wszelkich możliwych daniach, które od dawien dawna lądowały na stołach w czasie rodzinnych uroczystości.
- W sumie co do terminu... Myślałyśmy wstępnie może o wiośnie, ale z tym jak ciężko nam idzie zebranie się do załatwienia konkretów to możemy się nie wyrobić. No i trzeba byłoby dokonać rezerwacji w wybranym miejscu - dopowiedziała jeszcze, odkładając na stolik pusty kubek po herbacie.
Z jednej strony kusząca była dla nich wizja wesela plenerowego, ale musiały do tego mieć odpowiednią pogodę. Rozważnym zatem wydawało się wybranie lokacji, która w razie potrzeby mogłaby pomóc im w przeniesieniu imprezy do środka. Na pewno musiały obmyślić jeszcze wiele różnych rzeczy nim finalnie będą mogły rozesłać zaproszenia.

zaylee miller

the bond we build

: pn paź 27, 2025 4:44 pm
autor: zaylee miller
Nie miała do tego głowy. Właściwi, to nie miała do niczego głowy. Myśl o ślubie, o kwiatach, o menu i o tym, w jakim kolorze będą obrusy, wydawała się Miller nie tylko abstrakcyjna, ale wręcz niestosowna. Jak miały to wszystko zaplanować, skoro wciąż prześladowała je myśl, że w każdej chwili Blythe może zechcieć spełnić swoją groźbę? Zaylee wiele razy budziła się w środku nocy z sercem łomoczącym o żebra i przekonaniem, że słyszała za oknem czyjeś kroki. Czasami były tylko gałęzie uderzające o szybę, ale innym razem wcale nie była już tego taka pewna.
Dlatego Elaine, ze swoim spokojem i rozsądkiem, była błogosławieństwem, gdy zgodziła się wziąć na siebie organizacyjne szczegóły, które dla nich w tym momencie były nie do udźwignięcia. Na szczęście Swansonowie nie wnikali, a one mogły zrzucić wszystko na pracę. To była zawsze dobra wymówka, która działał, bo każdy wiedział, że obie uchodziły za mocno zapracowane kobiety.
Tak, wiosna byłaby doskonała — przytaknęła Evinie skinieniem głowy. Miały już chwile, w których faktycznie rozmawiały o terminie i wspólnie doszły do wniosku, że ze wszystkich pór roku, to właśnie najbardziej pasowała do ślubnej otoczki. Wtedy temperatury nie były już ani zbyt niskie, a fale upałów nadchodziły dopiero w połowie lata. — Zawsze możemy coś wstępnie zarezerwować — zasugerowała Zaylee, bo gdyby coś pokrzyżowało im plany, co najwyżej stracą zaliczkę. Ona sama również była za ślubem plenerowym, bo naprawdę zachwyciła ją atmosfera, jaka panowała na rodzinnym przyjęciu w rodzinie Eviny podczas urodzin wuja Randalla. Tylko nikt nie mógł przewidzieć, jaka pogoda będzie za pół roku i czy nie zaskoczą ich nagle ulewne deszcze.
A czemu ślub trzeba planować z takim wyprzedzeniem? — zainteresował się Sammy, który do tej pory w ciszy przysłuchiwał się rozmowie, a Spike cały czas warował przy jego nodze.
Żeby móc dopiąć wszystko na ostatni guzik — wyjaśniła Zaylee, ujmując w dłonie filiżankę z resztką kawy.
Ale co to właściwie znaczy?
To, że jest to ważne wydarzenie i każdy chce, żeby ten dzień był wyjątkowy — upiła łyk kofeinowego napoju.
I dlatego trzeba tak nad wszystkim główkować? Nie możecie po prostu ożenić się jutro? — dopytywał Młody i w zasadzie Miller najchętniej tak by zrobiła. Cichy ślub w obecności świadków. Wiedziała jednak, jak duże miało to znacznie dla Swanson. Nie przez przepych, ale przez obecność bliskich.
A nie chcesz tańczyć na naszym weselu i zajadać się pysznymi przekąskami? — Zaylee dźgnęła Młodego pod żebra, a ten zakwiczał głośno, na co siedzący przy kanapie labrador szczeknął i zamerdał ogonem.
W sumie to chcę — zgodził się Samuel, odgarniając z czoła jasne loki. — Pójdziemy na strych? — spojrzał swoimi dużymi, niebieskimi oczami na Swansonów, dając im do zrozumienia, że wcale nie zapomniał o wcześniejszej rozmowie i książkach, które leżały gdzieś w kartonie na zakurzonym poddaszu.

Evina J. Swanson

the bond we build

: pn paź 27, 2025 6:45 pm
autor: Evina J. Swanson
Problem częściowo polegał też na tym, że one po prostu nie lubiły podobnych rzeczy. Nie bawiło je planowanie przyjęć, imprez ani niczego podobnego, a niestety wesele nie było spontanicznym spotkaniem ze znajomymi, na które przychodziło się z kupionymi po drodze ciastkami i butelkę wina, a czymś dużo poważniejszym i z natury bardziej oficjalnym. Dlatego właśnie miały trudności organizacyjne.
Szkoda, że nie pomyślały o tym wcześniej, aby zasięgnąć rady kogoś z rodziny i spróbować poprosić ich o pomoc z takimi rzeczami, które nie potrzebowały aż tak bardzo ich własnej uwagi. Dzięki temu miały o wiele więcej czasu na to, aby nie dać się zwariować temu, że gdzieś w Toronto przebywał człowiek, który groził tym, że ukatrupi detektywkę, gdy tylko uzna to za słuszne.
- Okay. Możemy w tygodniu się rozejrzeć za odpowiednim miejscem - przytaknęła, bo w sumie nie był to taki głupi pomysł.
Najważniejsza była miejscówka. Potem mogły zacząć myśleć o całej reszcie jak wystrój i catering. Może faktycznie będzie im łatwiej jak wykonają ten pierwszy krok i ustalony termin pomoże im w jakiś sposób się zmotywować do tego, aby powoli zacząć wszystko ustalać jeden szczegół po drugim...
- I żeby wszyscy goście mogli wziąć wcześniej wolne w pracy albo zaplanować podróż jeśli mieszkają gdzieś daleko. Ludzie też często kupują na te okazje eleganckie stroje i chcą mieć czas, aby zrobić odpowiednie zakupy i przygotowania - dodała również słowem wyjaśnienia, gdy tylko malec zainteresował się tym czemu właściwie to wszystko musi być planowane z tak wielkim wyprzedzeniem.
Uśmiechnęła się jedynie z rozbawieniem, gdy tylko Sam dalej drążył temat, dopytując czemu nie wezmą szybkiego ślubu zamiast planować wesele. Pewnie mogłyby to zrobić. Tylko, że Evina chciała czegoś wyjątkowego i pragnęła się tym podzielić również z innymi osobami, które były jej bliskie. Gdyby wzięły cichcem ślub miałaby wrażenie jakby robiły z tego tajemnicę i wstydziły się tego faktu. Dlatego właśnie marzyło jej się coś niezbyt wystawnego, ale na pewno zrzeszającego osoby z rodziny oraz przyjaciół.
David zaśmiał się, gdy tylko usłyszał jak chłopiec szybko zmienił temat, chcąc pójść na obiecany strych.
- Pójdziemy. Wy możecie tu zostać i kontynuować te swoje rozmowy na kobiece tematy - odpowiedział, bo w sumie nie chciał ciągać całego towarzystwa na poddasze, gdy nie było to w żaden sposób konieczne.

zaylee miller

the bond we build

: wt paź 28, 2025 11:16 am
autor: zaylee miller
Właśnie dlatego, że nie lubiły podobnych rzeczy, Zaylee najchętniej załatwiłaby to szybko. Dla niej nie musiały robić wielkie wydarzenia z tego, że powiedziały sobie "tak". Ale Evina się uparła, chociaż nie miała pojęcia o organizacji tego typu przyjęć. Teoretycznie powinna mieć, bo to nie był jej pierwszy raz, kiedy brała ślub, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że wtedy planowaniem zajmował się jej przyszły małżonek. Albo po prostu ich rodziny, w tym Elaine, która pewnie była równie zachwycona, co teraz.
Zaangażuję też w coś swoją mamę, bo później będzie narzekać, że nie mogła pomóc — stwierdziła po dłuższym namyśle, bo jeszcze tego brakowało, żeby Dorothy nie miała żadnego wpływu na organizację ślubu swojej najstarszej córki. Chyba nie wybaczyłaby jej tego do końca swoich dni. — Poproszę ją, żeby rozejrzała się za jakimiś miejscami w Whitby. Jej będzie z tym zdecydowanie łatwiej niż nam — oznajmiła, bo one co najwyżej mogły przeglądać miejscówki w interencie, bo i tak nie będą miały wystarczająco dużo czasu, żeby znów tutaj przyjechać. Chyba zaangażowanie rodziny w te plany nie było najgłupszym pomysłem. Tylko wpierw musieli mieć jakieś wytyczne, żeby przypadkiem nie zaczęli robić wszystkiego po swojemu.
Samuel chyba w końcu pojął, że ślub był czymś wyjątkowym i że trzeba było się do tego odpowiednio przygotować, chociaż Miller spodobała się bardzo jego propozycja, żeby ożenły się jutro. Tak byłoby najwygodniej. Wcale nie chodziło tutaj o zatajanie przed najbliższymi czegokolwiek, po prostu Zaylee zawsze była pragmatyczna. Dlatego kierowała się praktycznymi względami i realnymi skutkami działań, a nie emocjami, tradycją czy tym, co wypada.
Młody zerwał się z kanapy i razem z Davidem (i nieodstępującym go na krok labradorem), udał się na górę w poszukiwaniu wspomnianych książek młodzieżowych, które Swansonowie trzymali na strychu. Miller dopiła swoją kawę i pustą filiżankę na stolik.
To na pewno żaden problem z tym strychem? — upewniła się, odprowadzając ich wzrokiem, a kiedy obaj zniknęli w korytarzu, spojrzała na Elaine. — Dave powinien oszczędzać swój kręgosłup, a Sam... No cóż, jest bardzo żywym dzieckiem — oznajmiła, co starsze małżeństwo chyba zdążyło już zauważyć.
Młody był po prostu nie do zatrzymania. Nie potrafił usiedzieć w miejscu, ciągle coś podnosił, dotykał, przekładał, podskakiwał w miejscu i potrafił przegadać nawet najwytrwalszego dorosłego. Na dłuższą metę takie zachowanie mogło być męczące, ale one chyba zaczynały się przyzwyczajać, że mają styczność z prawdziwą, nieokrzesaną kulą energii. Dobrze, że przyszli dziadkowie mieli widywać chłopca sporadycznie, bo chyba wpędziłby ich do grobu.

Evina J. Swanson

the bond we build

: wt paź 28, 2025 12:26 pm
autor: Evina J. Swanson
W teorii faktycznie Evina powinna mieć większe rozeznanie. Tylko, że ostatni raz na ślubnym kobiercu stawała grubo ponad dwadzieścia lat temu. Miała wrażenie, że wtedy wszystko było o wiele prościej załatwić. Głównie dlatego, że mogła liczyć nie tylko na rodzinę, ale też na podekscytowane jej zamążpójściem przyjaciółki, które chętnie jej doradzały w tym, co powinna ubrać i co zorganizować. Możliwe też, że po części zdała się na profesjonalistów, którzy mieli na pewno pojęcie o tym, co robią w przeciwieństwie do niej. Teraz jednak chciała, aby wszystko zrobiły według swojego gustu, a nie podążały ślepo za radami czy trendami, aby zrobić szałową imprezę.
- Mhmm. Tak byłoby najlepiej. Nie chciałabym, aby poczuła się pominięta przez to, że jej o nic nie poprosiłyśmy - zgodziła się, bo zdecydowanie spodziewałaby się tego, że Dorothy poczuje się dotknięta tym, że Elaine udało się zaangażować w organizację ślubu, a sama nie otrzymała żadnego zadania. - Jeśli będzie jej to odpowiadać to czemu nie.
Co prawda może i lepiej, aby same sprawdzały oglądane w internecie miejsca, ale może dzięki temu uda im się odsiać to, co faktycznie nie wyglądało tak jak na zdjęciach, które mogły ukrywać jakieś ważne detale. Dzięki temu na pewno będą mogły dalej zacieśniać grupę potencjalnych miejsc ożenku.
Wyglądało na to, że propozycja tego by pójść samodzielnie z dziadkiem na strych wydawała się na tyle satysfakcjonująca, że Samuel natychmiast zapomniał o wszystkim innym i od razu ruszył za Davidem, zagadując go wesoło o to jakie jeszcze skarby trzymali w skrzyniach na strychu. Naprawdę udało im się stworzyć dobrany duet.
- Nic im nie będzie - zapewniła ją Elaine, gdy tylko panowie zniknęli już z zasięgu wzroku. - Dave da sobie radę. Poza tym to on doskonale wie, gdzie co poukładał. Miło jednak, że tak się o niego troszczysz.
Detektywka nie zamierzała się w to wtrącać. Wiedziała, że gdyby tylko jej ojciec widział w tym wyjściu jakąkolwiek trudność dla siebie to subtelnie podpytałby ją o to czy nie chciała mu pomóc w przeszukiwaniu pudeł. Skoro jednak tego nie zrobił to najwyraźniej nie było tak źle, aby się tym szczególnie przejmować.
- No, ale skoro już jesteśmy same... To powiedzcie jak się w tym wszystkim odnajdujecie? - zapytała raz jeszcze starsza kobieta, lustrując je uważnym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu, które z pewnością miały w sobie coś znajomego i podobnego do tych, które posiadała jej córka. - Sammy faktycznie jest żywiołowym chłopcem. Radzicie sobie z nim jakoś?
Evina mogła się spodziewać tego pytania. Teraz, gdy miała nieco więcej miejsca na kanapie niemal odruchowo przysunęła się bliżej narzeczonej, od której wcześniej odgradzał ją żywiołowy dziewięciolatek.
- Nie zawsze jest łatwo, ale staramy się przywyknąć - przyznała szczerze. - Naprawdę go uwielbiamy, ale czasem mamy poczucie, że nie możemy czuć się już swobodnie we własnym domu.
Wiedziała, że może być szczera z własną matką, która teraz właśnie wydawała z siebie przytakujący pomruk, spoglądając na nie jakby dokładnie rozumiała na czym polega problem. W zasadzie chyba każdy rodzic był zapoznany z tym uczuciem. U nich było na tyle intensywne, że nie miały jak się na to nastawić zawczasu.

zaylee miller

the bond we build

: wt paź 28, 2025 4:52 pm
autor: zaylee miller
Zdecydowanie matka mogłaby mieć jej za złe, że nie poprosiła ją o pomoc podczas organizacji przyjęcia. Chyba bardziej, niż gdyby wzięła ślub po cichu. Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a tak to Dorothy teraz wiedziała, że będzie jakiś ślub i z pewnością poczułaby się przeoczona.
Nie wybaczyłaby nam, gdybyśmy jej nie uwzględniły — powiedziała zgodnie z prawdą, choć głównie cały gniew zostałby przelany na Zaylee. Co najwyżej ojciec zacząłby snuć te swoje niedorzeczne teorie, że to Evina miała wpływ na decyzję jego córki. Zawsze musiał znaleźć sobie jakiegoś kozła ofiarnego. — Podejrzewam, że kiedy tylko dam jej znać, na drugi dzień będzie miała już listę miejsc ze wszystkim za i przeciw — parsknęła pod nosem, bo akurat jeśli Doris angażowała się w coś, to na sto procent. Akurat to jedna z nielicznych cech charakteru, jakie Miller przejęła po swojej matce.
Kiedy w pobliżu pojawiali się jacyś mężczyźni, Sammy od razu łapał z nimi świetny kontakt. Można było doszukiwać się w tym męskich wzorców, których brakowało mu na co dzień, ale przecież w sierocińcu byli opiekunowie, którzy spędzali z nim czas na pozornie chłopięcych czynnościach. W szkole również miał zajęcia z nauczycielami, więc Zaylee podejrzewała, że chodziło po prostu o samo towarzystwo facetów, bo na razie był na etapie, kiedy wszystkie dziewczyny były fuj.
Nie chciałabym po prostu, żeby Dave poczuł się przytłoczony obecnością dziecka. Na pewno dawno odwykliście od tego wszystkiego — powiedziała z myślą o goszczeniu w swoim domu dzieci. Ich wnuki już dawno dorosły, a dzieci w rodzinie chętniej spędzały czas z kimś w podobnym wieku i nie zawracały głowy starszym. Wyjątek stanowili ci, co podłapali rozmowy o pokemonach.
Sam to huragan. Dobrze, że mamy solidne ściany. I cierpliwość. Przynajmniej na razie — podsumowała, ale z uśmiechem. — Zabrzmi to trochę nieprawdopodobnie, ale potrafi w pięć minut zamienić spokojne popołudnie w poligon doświadczalny. Ale to dobry chłopak. Ma w sobie bardzo dużo ciekawości. Chciałabym, żeby nigdy tego nie stracił — Zaylee machinalnie ułożyła swoją dłoń na kolanie narzeczonej, kiedy ta przesunęła na kanapie, niwelując przestrzeń, jaka pozostała po dziewięciolatku. Od razu przypomniała sobie dzisiejszy poranek, gdy próbowała posprzątać w pobieżnie w salonie, a w międzyczasie Samuel budował bazę z poduszek, eksperymentował z gumą do żucia, którą miał później we włosach, bo chciał zrobić ogromnego balona i próbował wytłumaczyć znudzonej Elvirze zasady gry w Uno.
Ona też miała czasami to dziwne uczucie, że ich dom przestał być tylko ich. To akurat zrozumiałe, przecież świadomie chciały stworzyć bezpieczne miejce dla dziewięcioletniego chłopca. Nie chodziło o nic konkretnego, raczej o to nieuchwytne wrażenie, że każda decyzja musiała teraz uwzględniać kogoś jeszcze.
Może to tylko taki przejściowy etap? — spojrzała niepewnie najpierw na Elaine, a potem na Evinę. Z nich trzech tylko Miller nie była matką, więc nie za bardzo wiedziała, czego powinna się spodziewać. — Chyba każdy, kto decyduje się na dziecko, przeżywa coś podobnego? — właściwie mogła poruszyć ten temat z samą narzeczoną, ale ona niewiele mówiła o swoim wcześniejszym macierzyństwie.

Evina J. Swanson

the bond we build

: śr paź 29, 2025 10:00 am
autor: Evina J. Swanson
Mogłyby nie skorzystać z pomocy Dorothy jedynie w momencie, gdyby faktycznie nie angażowały w organizację ślubu kogokolwiek z rodziny. Jedynie w takim wypadku byłoby im wybaczone to, że pani Miller nie miała w tym wszystkim jakiejkolwiek roli. Skoro jednak zdecydowały już się na to, żeby zaangażować Elaine w dobór menu to Doris również powinna coś otrzymać, aby nie doszło do wielkiej obrazy majestatu.
Powodów zachowania Sama mogły doszukiwać się też w tym, że jednak w większości spędzał czas w otoczeniu dorosłych kobiet, które przeważały w kadrze opiekunów domu dziecka oraz gronie nauczycieli. Dlatego właśnie kontakty z mężczyznami, którzy mogliby dla niego stanowić jakiś wzorzec były niczym na wagę złota. Nie można się było temu dziwić, bo potrzebował na pewno podobnych w swoim otoczeniu.
- O to akurat nie musisz się martwić. Oboje jesteśmy zachwyceni Samem - odparła Elaine, pragnąc ukoić jakoś obawy Zaylee.
Nie trzeba było mieć żadnych specjalnych zdolności obserwacji, aby zauważyć to, że Swansonowie uwielbiali dzieci i cieszyło ich towarzystwo Sama. Może i faktycznie mogli nieco się odzwyczaić od dzieci w jego wieku, które nie gościły u nich już tak często, ale wciąż byli w stanie się nimi odpowiednio zająć.
Ze stwierdzeniem Miller nie można było się nie zgodzić. Sammy istotnie był prawdziwym wulkanem energii oraz huraganem, który w każdej chwili mógłby roznieść ich dom, ale jakimś cudem jeszcze jakoś wszystko trzymały. Możliwe, że w przyszłości uda mu się nieco uspokoić choć na pewno nie chciałyby, aby stracił coś ze swojej ciekawości świata.
Evina sięgnęła ręką do dłoni narzeczonej, która spoczywała na jej kolanie i splotła ze sobą ich palce. Przynajmniej chwilowo korzystały z tego, że miały spokój od dziewięciolatka, który zapewne niedługo wróci ze strychu wielce podekscytowany znaleziskami, które udało mu się odkryć wraz z Davidem.
- To jest raczej coś do czego powoli się przyzwyczajasz niż przejściowy etap - mruknęła w odpowiedzi na słowa koronerki.
Prawdą było, że już nigdy nie będą miały tej samej swobody i prywatności, którą posiadały, gdy mieszkały jedynie we dwie. Teraz musiały uważać na to czy na pewno młody nie zobaczy ani nie usłyszy czegoś co mogłoby go zgorszyć i przed tym niestety nie było ucieczki.
Tak jak się tego spodziewały wycieczka na strych, która zapewniła im odrobinę oddechu i szansę na szczerą rozmowę z Elaine była prawdziwym hitem dla Sama, który poza książkami znalazł tam jeszcze sporo innych ciekawych rzeczy, które Swansonowie spakowali w kartony. Był to jedynie początek niezwykle przyjemnego weekendu, który spędzili rodzinnie w Whitby przed powrotem do czekającej ich w Toronto rzeczywistości.

zaylee miller
koniec