the bond we build
: pn paź 27, 2025 11:15 am
				
				Zaylee wiedziała, że Evina uważała ją za pedantkę. Czasami nawet słyszała to w jej tonie — to drobne westchnienie, kiedy prosiła, żeby nie odkładała noża na blat bez wcześniejszego wytarcia, albo kiedy po raz kolejny przetarła klamkę środkiem dezynfekującym. W rzeczywistości nie chodziło wyłącznie o obsesję. A przynajmniej Miller lubiła sobie wmawiać, że nie. To raczej świadomość. Wiedza, którą wyniosła ze studiów, dyżurów i przeprowadzanych dysekcji. Kiedy człowiek widzi, jak bakterie potrafią zniszczyć organizm i jak niewinne skaleczenie zmienia się w zakażenie, bo pacjent, który miał tylko zadrapanie, kończy z sepsą, potem już nie patrzy na rzeczy tak samo. A jeśli czasem zdarzało jej się przesadzać z płynem dezynfekującym czy układaniem rzeczy w sposób, który wydawał się irracjonalny,  to tylko dlatego, że w świecie pełnym niewidzialnych zagrożeń porządek dawał jej poczucie kontroli.
Samuelowi, który wcinał kolejny kawałek ciasta, jednocześnie głaskając Spike'a, co oczywiście przyprawiało Zaylee o palpitację serca, za każdym razem pokazywał, że wcale nie potrzebował zbyt wiele do szczęścia. Wystarczyło wspólne czytanie książki, oglądanie ulubionego uniwersum czy właśnie tarmoszenie za uszy psa. Chyba najbardziej lubił po prostu spędzać czas z osobami, które poświęcały mu swoją uwagę i nie musiał dzielić obecność dorosłych z innymi dziećmi, tak jak działo się to w domu dziecka. Za każdym razem był wdzięczny za wszystko, co sprawiono mu w prezencie i ekscytował się małymi rzeczami. Na przykład wycieczką na zakurzony, oblepionymi pajęczynami strych. Potrafił też dobrze wyczuwać zmianę nastrojów, bo kiedy nagle został poruszony temat tego, co przytrafiło się Zaylee, od razu wlepił w nią zaniepokojone spojrzenie.
— Znacznie lepiej, dziękuję — odparła z uśmiechem, bo może wciąż nie wróciła do pełni sił, zwłaszcza psychicznie, to i tak progres był wystarczająco zauważalny. Na pewno dla Eviny, która widziała ją w najgorszych momentach. Ale teraz znów były w patowej sytuacji, przez co trudno było dojść do siebie tak na sto procent. W międzyczasie Miller puściła też oko do Sama, dając mu znać, że wszystko jest w porządku i nie musi się zamartwiać, na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
Temat szybko przeszedł na wybór weselnego menu, a sugestia, gdzie Elaine miałaby pomóc w wyborze dań, okazała się strzałem w dziesiątkę. Na tę zaczepkę ze strony narzeczonej Zaylee posłała jej rozbawione spojrzenie i wypchnęła policzek językiem. Gdyby nie towarzystwo, w jakim się znajdowały, od razu odpowiedziałaby, że najchętniej to zjadłaby Swanson, ale w momentach takich jak ten, musiała gryźć się w język.
— Na pewno nie chcemy nic fikuśnego — zastrzegła od razu, bo po co serwować dania, który nazwy nikt potem nie zapamięta. — Raczej postawiłabym na coś tradycyjnego i prostego. Przynajmniej jeśli chodzi o główne posiłki. Nie jestem raczej za tym, żeby fundować gościom sushi, nawet jeśli jest to coraz bardziej popularny zwyczaj. No i wy wiecie najlepiej, co najbardziej przypadnie do gustu waszej rodzinie — w tym miejscu Zaylee posłała starszemu małżeństwu ciepły uśmiech. — Ode mnie nikt nie jest raczej szczególnie wybredny — dodała, bo wszystkożerność była u Millerów chyba genetyczna. Tak, jak pochłanianie jedzenia w niesamowicie dużej ilości oraz świetna przemiana materii. — Ale to naprawdę takie mocno wstępne plany, nawet nie mamy jeszcze terminu — zaznaczyła jeszcze. A może powinny w końcu coś ustalić? Tylko kiedy, skoro żadna z nich zupełnie nie miała do tego głowy.
Evina J. Swanson
			Samuelowi, który wcinał kolejny kawałek ciasta, jednocześnie głaskając Spike'a, co oczywiście przyprawiało Zaylee o palpitację serca, za każdym razem pokazywał, że wcale nie potrzebował zbyt wiele do szczęścia. Wystarczyło wspólne czytanie książki, oglądanie ulubionego uniwersum czy właśnie tarmoszenie za uszy psa. Chyba najbardziej lubił po prostu spędzać czas z osobami, które poświęcały mu swoją uwagę i nie musiał dzielić obecność dorosłych z innymi dziećmi, tak jak działo się to w domu dziecka. Za każdym razem był wdzięczny za wszystko, co sprawiono mu w prezencie i ekscytował się małymi rzeczami. Na przykład wycieczką na zakurzony, oblepionymi pajęczynami strych. Potrafił też dobrze wyczuwać zmianę nastrojów, bo kiedy nagle został poruszony temat tego, co przytrafiło się Zaylee, od razu wlepił w nią zaniepokojone spojrzenie.
— Znacznie lepiej, dziękuję — odparła z uśmiechem, bo może wciąż nie wróciła do pełni sił, zwłaszcza psychicznie, to i tak progres był wystarczająco zauważalny. Na pewno dla Eviny, która widziała ją w najgorszych momentach. Ale teraz znów były w patowej sytuacji, przez co trudno było dojść do siebie tak na sto procent. W międzyczasie Miller puściła też oko do Sama, dając mu znać, że wszystko jest w porządku i nie musi się zamartwiać, na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
Temat szybko przeszedł na wybór weselnego menu, a sugestia, gdzie Elaine miałaby pomóc w wyborze dań, okazała się strzałem w dziesiątkę. Na tę zaczepkę ze strony narzeczonej Zaylee posłała jej rozbawione spojrzenie i wypchnęła policzek językiem. Gdyby nie towarzystwo, w jakim się znajdowały, od razu odpowiedziałaby, że najchętniej to zjadłaby Swanson, ale w momentach takich jak ten, musiała gryźć się w język.
— Na pewno nie chcemy nic fikuśnego — zastrzegła od razu, bo po co serwować dania, który nazwy nikt potem nie zapamięta. — Raczej postawiłabym na coś tradycyjnego i prostego. Przynajmniej jeśli chodzi o główne posiłki. Nie jestem raczej za tym, żeby fundować gościom sushi, nawet jeśli jest to coraz bardziej popularny zwyczaj. No i wy wiecie najlepiej, co najbardziej przypadnie do gustu waszej rodzinie — w tym miejscu Zaylee posłała starszemu małżeństwu ciepły uśmiech. — Ode mnie nikt nie jest raczej szczególnie wybredny — dodała, bo wszystkożerność była u Millerów chyba genetyczna. Tak, jak pochłanianie jedzenia w niesamowicie dużej ilości oraz świetna przemiana materii. — Ale to naprawdę takie mocno wstępne plany, nawet nie mamy jeszcze terminu — zaznaczyła jeszcze. A może powinny w końcu coś ustalić? Tylko kiedy, skoro żadna z nich zupełnie nie miała do tego głowy.
Evina J. Swanson