a birthday party like no other
: śr lis 12, 2025 7:34 pm
Obie były siebie warte, więc jak najbardziej Miller mogła się po niej spodziewać podobnej reakcji. Zwłaszcza, że jednak znały się nie od dziś i zdążyły wystarczająco dobrze poznać swoje charaktery. Evina należała zawsze do tych upartych i pod tym względem życie z nią mogło być naprawdę ciężkie. W wielu sprawach mogła iść na rękę, ale były to głównie rzeczy, na których niespecjalnie jej zależało. Jeśli jednak już coś postanowiła to trudno było zmienić jej zdanie.
Westchnęła z niejakim zadowolenie, gdy tylko poczuła usta delikatnie muskające wrażliwą skórę karku. To wystarczyło, aby się rozluźniła, pozbywając się przynajmniej na chwilę napięcia, które zalegało w mięśniach.
- Za to mnie kochasz - odpowiedziała zaczepnie i odwróciła się w jej stronę, aby zdążyć jeszcze złapać jej usta w pospiesznym pocałunku nim Zaylee zdążyła pójść się przebrać.
Przytaknęła jeszcze głową na pełne zdziwienia pytanie narzeczonej. Owszem, może i było to nieco zadziwiające, ale i tak zajmowały mu wolną niedzielę. Zresztą Swanson miała już za sobą jedną rozmowę z przełożonym, gdy przyszedł do niej, aby poinformować o zwolnieniu Blythe'a z zakładu karnego. Odniosła wtedy wrażenie, że zastępcy komendanta faktycznie jest przykro i chciałby zdziałać coś więcej, ale miał związane ręce przez procedury. Jakby nie patrzeć to gliniarzom często zależało na losie swoich współpracowników. Nawet jeśli potrafili ich doprowadzać do tak szewskiej pasji jak Evina robiła to ze Sloanem.
- Wiem, że za nim nie przepadasz, ale... Jednak się przejął - powiedziała z pełną powagą, bo jednak Blythe coraz wyraźniej zaznaczał swoją obecność, a Sloan już wcześniej wyrażał swoje niezadowolenie z faktu, że jednak mordercy nie zamknięto na całą wieczność w więzieniu.
Wolała nie myśleć teraz o przeszłych zatargach z zastępcą komendanta. Już i tak miały wystarczająco wiele na głowie i bez rozpamiętywania tego kiedy i jak ktoś im nadepnął na odcisk. Zwłaszcza, że miały jeszcze jedną kwestię do załatwienia.
- To raczej nie przysporzy nam punktów w rywalizacji o tytuł rodziców adopcyjnych, nie? - zapytała, ale nie zabrzmiało to zbyt zabawnie, gdy tylko wypowiedziała te słowa. - Powinnyśmy jej o tym powiedzieć. Najważniejsze, żeby mieli na niego oko.
Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Skoro chłopiec mógł znajdować się w potencjalnym niebezpieczeństwie to wychowawcy powinni sobie z tego zdawać sprawę.
Zdawała sobie sprawę z tego, że sytuacja była niezwykle napięta i nerwowa. Zwłaszcza, że jeszcze musiały czekać na to, aż Sloan do nich dołączy. Czuła ten ciężar oczekiwania, który przytłaczał powoli Zaylee. Objęła ją powoli ramieniem i przyciągnęła do siebie bliżej.
- Chodź tu - mruknęła, wciągając ją sobie na kolana i powoli wtuliła twarz w zagłębienie jej szyi.
Potrzebowały chwili spokoju, aby jakoś pozbierać myśli i się uspokoić. Żadna z nich nie spodziewała się czegoś podobnego. To miał być powolny i miły poranek, a zamiast tego Blythe zapewnił im dzień pełen wrażeń, ale niekoniecznie pozytywnych.
Teraz jednak miały chwilę na to, aby się wyciszyć. Evina była pewna tego, że z pewnością sobie poradzą z czymkolwiek, co na nie czekało. W końcu przeszły już przez tyle trudności, że powinny sobie poradzić z jednym psychopatą.
zaylee miller
Westchnęła z niejakim zadowolenie, gdy tylko poczuła usta delikatnie muskające wrażliwą skórę karku. To wystarczyło, aby się rozluźniła, pozbywając się przynajmniej na chwilę napięcia, które zalegało w mięśniach.
- Za to mnie kochasz - odpowiedziała zaczepnie i odwróciła się w jej stronę, aby zdążyć jeszcze złapać jej usta w pospiesznym pocałunku nim Zaylee zdążyła pójść się przebrać.
Przytaknęła jeszcze głową na pełne zdziwienia pytanie narzeczonej. Owszem, może i było to nieco zadziwiające, ale i tak zajmowały mu wolną niedzielę. Zresztą Swanson miała już za sobą jedną rozmowę z przełożonym, gdy przyszedł do niej, aby poinformować o zwolnieniu Blythe'a z zakładu karnego. Odniosła wtedy wrażenie, że zastępcy komendanta faktycznie jest przykro i chciałby zdziałać coś więcej, ale miał związane ręce przez procedury. Jakby nie patrzeć to gliniarzom często zależało na losie swoich współpracowników. Nawet jeśli potrafili ich doprowadzać do tak szewskiej pasji jak Evina robiła to ze Sloanem.
- Wiem, że za nim nie przepadasz, ale... Jednak się przejął - powiedziała z pełną powagą, bo jednak Blythe coraz wyraźniej zaznaczał swoją obecność, a Sloan już wcześniej wyrażał swoje niezadowolenie z faktu, że jednak mordercy nie zamknięto na całą wieczność w więzieniu.
Wolała nie myśleć teraz o przeszłych zatargach z zastępcą komendanta. Już i tak miały wystarczająco wiele na głowie i bez rozpamiętywania tego kiedy i jak ktoś im nadepnął na odcisk. Zwłaszcza, że miały jeszcze jedną kwestię do załatwienia.
- To raczej nie przysporzy nam punktów w rywalizacji o tytuł rodziców adopcyjnych, nie? - zapytała, ale nie zabrzmiało to zbyt zabawnie, gdy tylko wypowiedziała te słowa. - Powinnyśmy jej o tym powiedzieć. Najważniejsze, żeby mieli na niego oko.
Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Skoro chłopiec mógł znajdować się w potencjalnym niebezpieczeństwie to wychowawcy powinni sobie z tego zdawać sprawę.
Zdawała sobie sprawę z tego, że sytuacja była niezwykle napięta i nerwowa. Zwłaszcza, że jeszcze musiały czekać na to, aż Sloan do nich dołączy. Czuła ten ciężar oczekiwania, który przytłaczał powoli Zaylee. Objęła ją powoli ramieniem i przyciągnęła do siebie bliżej.
- Chodź tu - mruknęła, wciągając ją sobie na kolana i powoli wtuliła twarz w zagłębienie jej szyi.
Potrzebowały chwili spokoju, aby jakoś pozbierać myśli i się uspokoić. Żadna z nich nie spodziewała się czegoś podobnego. To miał być powolny i miły poranek, a zamiast tego Blythe zapewnił im dzień pełen wrażeń, ale niekoniecznie pozytywnych.
Teraz jednak miały chwilę na to, aby się wyciszyć. Evina była pewna tego, że z pewnością sobie poradzą z czymkolwiek, co na nie czekało. W końcu przeszły już przez tyle trudności, że powinny sobie poradzić z jednym psychopatą.
zaylee miller