— Por amor.
: ndz lis 16, 2025 4:11 pm
Uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową w odpowiedzi na jego słowa, trochę jakby tym chciał mu przekazać, że nie musi się nim martwić, bo nic złego się nie dzieje. Prawda była taka, że czasem czuł się przemęczony, przede wszystkim dlatego, że nie sypiał zbyt wiele, ale w tym momencie nie wydawało mu się to istotne. Nie chciał rezygnować ani z pracy, ani z czasu z Santiago, ani tym bardziej z opieki nad małym. Obiecał sobie jednak, że zacznie się bardziej wysypiać, a teraz miał poczucie, że znacznie łatwiej będzie mu zasnąć - bo nie będzie zasypiał sam. Zamierzał dzisiejszego wieczora wpakować się do łóżka przyjaciela i przytulić do jego pleców, czy Santiago tego chciał, czy nie i sama myśl o tym sprawiała, że czuł szybsze łomotanie serca w piersi.
- Tengo a ti… Dios mío, cómo suena de maravilla. - zaśmiał się pod nosem, wciąż szeroko uśmiechnięty, zerkając na niego co chwilę z iskierkami w oczach. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy, a ich rozmowa jakiś czas temu wcale nie wskazywała na to, że jeszcze będzie miał dzisiaj dobry humor.
Przystanął tuż obok Santiago, również opierając dłonie o barierkę; jedną z nich położył tuż przy ręce de la Serny, w taki sposób, że krawędzie ich dłoni subtelnie się ze sobą stykały. Spojrzał na przyjaciela, wciąż z uśmiechem, po czym przeniósł spojrzenie na słonia i jego kołyszącą się trąbę.
- Claro que me acuerdo. Fue uno de los mejores días de mi vida. - odpowiedział po chwili, czując jak na samo wspomnienie tamtej wycieczki ściska mu się gardło. - Creo que aquella fue la primera vez que me reí tanto. Fue maravilloso. Nunca voy a olvidarlo. - przełknął ślinę i potarł swój nos palcem wskazującym, czując jednocześnie, że oczy zaczynają mu się szklić. Nie chciał się rozklejać, ale jakoś to wspomnienie uruchomiło w nim tę strunę wrażliwca, którym przecież faktycznie był. - Aunque la primera visita al pabellón de las arañas no la recuerdo precisamente con cariño. - parsknął śmiechem, przywołując te pająki trochę po to, by odwrócić uwagę od gromadzących mu się w oczach łez.
Santiago de la Serna
- Tengo a ti… Dios mío, cómo suena de maravilla. - zaśmiał się pod nosem, wciąż szeroko uśmiechnięty, zerkając na niego co chwilę z iskierkami w oczach. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy, a ich rozmowa jakiś czas temu wcale nie wskazywała na to, że jeszcze będzie miał dzisiaj dobry humor.
Przystanął tuż obok Santiago, również opierając dłonie o barierkę; jedną z nich położył tuż przy ręce de la Serny, w taki sposób, że krawędzie ich dłoni subtelnie się ze sobą stykały. Spojrzał na przyjaciela, wciąż z uśmiechem, po czym przeniósł spojrzenie na słonia i jego kołyszącą się trąbę.
- Claro que me acuerdo. Fue uno de los mejores días de mi vida. - odpowiedział po chwili, czując jak na samo wspomnienie tamtej wycieczki ściska mu się gardło. - Creo que aquella fue la primera vez que me reí tanto. Fue maravilloso. Nunca voy a olvidarlo. - przełknął ślinę i potarł swój nos palcem wskazującym, czując jednocześnie, że oczy zaczynają mu się szklić. Nie chciał się rozklejać, ale jakoś to wspomnienie uruchomiło w nim tę strunę wrażliwca, którym przecież faktycznie był. - Aunque la primera visita al pabellón de las arañas no la recuerdo precisamente con cariño. - parsknął śmiechem, przywołując te pająki trochę po to, by odwrócić uwagę od gromadzących mu się w oczach łez.
Santiago de la Serna