Now is really not the time to pretend we have morals
: wt sie 12, 2025 12:57 am
Niska temperatura grudniowych nocy w Toronto oraz zdecydowanie za dużo sherry sprawiło, że Milo wcisnąwszy się pod prysznic nie chciał z niego wychodzić. Wystarczyło parę stopni poniżej zera by zmrozić jego najlepsze intencje i gościnność, zwłaszcza, że odkąd odkrył limitowaną edycję żelu pod prysznic w lokalnym spożywczaku (cinnamon bun, Rivera był zachwycony) jego czas namakania, pienienia i bezczynnego sterczenia pod natryskiem wydłużył się co najmniej o dodatkowe pięć minut.
Woda posiadała jednakowoż tę cudowną właściwość cucenia najbardziej nietrzeźwych umysłów i wkrótce Milo przypomniał sobie o obecności gościa, następnie przypomniał sobie, że to przecież tylko Dylan, po to, aby zaraz za gardło ścisnęła go panika, bo - to AŻ Dylan. W jego mieszkaniu, w którym co prawda nie trzymał na wierzchu nic szczególnie kompromitującego, ale ścianę obok, może nawet zaraz za drzwiami!
Odetchnął pełną piersią dla animuszu, a trochę dlatego, że na krótko zapomniał, że to konieczne, a drobne wzorki na kafelkach zatańczyły mu przed oczami. Oparł się o nie skronią, wsparł się ręką, kolana ugięły się pod nim odrobinę, a kilka mokrych kosmyków przykleiło mu się do czoła. Przez parę kolejnych minut do akompaniamentu przyjemnie szumiącego ukropu Milo debatował nad swoim żałosnym, rozmiękłym (aczkolwiek nie wszędzie i nie do końca) jestestwem, żenującym crushem i króciutko rozważał, czy w ogóle wychodzić spod prysznica. Bo mógłby tu przecież zostać, zamiast wystawiać się na śmieszność, na czyhające z każdej strony ryzyko i...
Od dłuższego momentu wpatrywał się tępo w jeden kafelek i udawał, że nie zauważał łagodnego zainteresowania tematem Gauthiera okazywanego przez południowe rejony swojego ciała, bo wyjątkowo nie był to czas na tête-à-tête z własną wyobraźnią. Musiał wziąć się w garść. To znaczy, zebrać się w sobie.
一 Joder.
W kuchni wygodnie łączonej z salonem Dylan rzeczywiście poczuł się domowo. W samej koszulce, i nie umknęło to uwadze Rivery, wilgotnej tu i ówdzie i przyklejającej się gdzieniegdzie do ciała, Gauthier przeprowadzał rewizję lodówki.
一 Suche. Suche ciuchy. Jasne. Tak 一 zgodził się mechanicznie; artykułowanie porządnych, złożonych zdań leżało obecnie poza granicami jego możliwości, tak krasomówczych jak i opartych o zdolność skupienia. On sam dopiero teraz pochylił głowę by sprawdzić co założył na siebie i odkrył, że nie licząc bluzy założonej tył na przód, nie było tragicznie. Była trochę workowata, granat przeszedł w pruski wypłowiały błękit po dwudziestym praniu i strzępił się jej rękaw, ale nadal była ciepła i dość miękka, aby Milo sięgał po nią chętnie i z przyzwyczajenia. Dresowe spodnie reprezentowały inną parafię i choć dopiero wyciągnął je z prania, na kieszeni widać było wielką tłustą plamę, z jaką nie poradził sobie detergent. Skarpetki, dwie różne, przynajmniej nie dziurawe, Rivera wybierał na podstawie satysfakcjonującej, gwarantującej ciepło grubości.
一 Znajdę ci, może i sweter będzie. 一 I mimo, że dopiero co przyszedł, obrócił się bardzo powoli, sztywno i z sercem na ramieniu. 一 Zapytaj ASAPa o funkcje mikrofali, powie ci co ustawić, żeby nie zwęgliło ci pizzy, mogłem ostatnio przesadzić z mocą 一 dodał na odchodnym, myślami będąc już koło ewentualnych opcji jakie mógł zaproponować Dylanowi w temacie czegoś suchego i w rozmiarze. Rivera osobiście lubił oversize, sympatyzował ze wszystkim co komfortowe (nie musiało koniecznie wyglądać), ale częściej do głosu dochodziła jego praktyczna natura alarmująca, że za długi rękaw na stanowisku roboczym to ryzyko podpalenia, przewrócenia czegoś albo, najgorzej, zniszczenia jakiegoś delikatnego komponentu, stąd kwiatki takie jak zestaw w jakim nosił się obecnie były rzadkością.
Dylan miał jakkolwiek dziwne szczęście tej nocy, bo Milo nie tylko odkrył w swojej szafie dawno zapomniane i możliwie pasujące spodnie, ale przypomniał sobie o istnieniu starej bluzy, którą zwędził parę lat temu któremuś znajomemu.
Smoki z Sacramento.
Z naręczem skrupulatnie złożonych i niepasujących do siebie dresów Milo wrócił do salonu nadal rumiany od wrzątku, jakim zlał się pod prysznicem i spragniony, by taki sam ukrop, tylko o smaku herbaty, wlać w siebie na dobranoc.
一 Tylko szanuj, prawdziwe dolce gabbana, co nie? ASAP, Netflix.
Sam uwił się na kanapie ciesząc jak nigdy z obecności grubego, pstrokatego koca.
Dylan Gauthier
Woda posiadała jednakowoż tę cudowną właściwość cucenia najbardziej nietrzeźwych umysłów i wkrótce Milo przypomniał sobie o obecności gościa, następnie przypomniał sobie, że to przecież tylko Dylan, po to, aby zaraz za gardło ścisnęła go panika, bo - to AŻ Dylan. W jego mieszkaniu, w którym co prawda nie trzymał na wierzchu nic szczególnie kompromitującego, ale ścianę obok, może nawet zaraz za drzwiami!
Odetchnął pełną piersią dla animuszu, a trochę dlatego, że na krótko zapomniał, że to konieczne, a drobne wzorki na kafelkach zatańczyły mu przed oczami. Oparł się o nie skronią, wsparł się ręką, kolana ugięły się pod nim odrobinę, a kilka mokrych kosmyków przykleiło mu się do czoła. Przez parę kolejnych minut do akompaniamentu przyjemnie szumiącego ukropu Milo debatował nad swoim żałosnym, rozmiękłym (aczkolwiek nie wszędzie i nie do końca) jestestwem, żenującym crushem i króciutko rozważał, czy w ogóle wychodzić spod prysznica. Bo mógłby tu przecież zostać, zamiast wystawiać się na śmieszność, na czyhające z każdej strony ryzyko i...
Od dłuższego momentu wpatrywał się tępo w jeden kafelek i udawał, że nie zauważał łagodnego zainteresowania tematem Gauthiera okazywanego przez południowe rejony swojego ciała, bo wyjątkowo nie był to czas na tête-à-tête z własną wyobraźnią. Musiał wziąć się w garść. To znaczy, zebrać się w sobie.
一 Joder.
W kuchni wygodnie łączonej z salonem Dylan rzeczywiście poczuł się domowo. W samej koszulce, i nie umknęło to uwadze Rivery, wilgotnej tu i ówdzie i przyklejającej się gdzieniegdzie do ciała, Gauthier przeprowadzał rewizję lodówki.
一 Suche. Suche ciuchy. Jasne. Tak 一 zgodził się mechanicznie; artykułowanie porządnych, złożonych zdań leżało obecnie poza granicami jego możliwości, tak krasomówczych jak i opartych o zdolność skupienia. On sam dopiero teraz pochylił głowę by sprawdzić co założył na siebie i odkrył, że nie licząc bluzy założonej tył na przód, nie było tragicznie. Była trochę workowata, granat przeszedł w pruski wypłowiały błękit po dwudziestym praniu i strzępił się jej rękaw, ale nadal była ciepła i dość miękka, aby Milo sięgał po nią chętnie i z przyzwyczajenia. Dresowe spodnie reprezentowały inną parafię i choć dopiero wyciągnął je z prania, na kieszeni widać było wielką tłustą plamę, z jaką nie poradził sobie detergent. Skarpetki, dwie różne, przynajmniej nie dziurawe, Rivera wybierał na podstawie satysfakcjonującej, gwarantującej ciepło grubości.
一 Znajdę ci, może i sweter będzie. 一 I mimo, że dopiero co przyszedł, obrócił się bardzo powoli, sztywno i z sercem na ramieniu. 一 Zapytaj ASAPa o funkcje mikrofali, powie ci co ustawić, żeby nie zwęgliło ci pizzy, mogłem ostatnio przesadzić z mocą 一 dodał na odchodnym, myślami będąc już koło ewentualnych opcji jakie mógł zaproponować Dylanowi w temacie czegoś suchego i w rozmiarze. Rivera osobiście lubił oversize, sympatyzował ze wszystkim co komfortowe (nie musiało koniecznie wyglądać), ale częściej do głosu dochodziła jego praktyczna natura alarmująca, że za długi rękaw na stanowisku roboczym to ryzyko podpalenia, przewrócenia czegoś albo, najgorzej, zniszczenia jakiegoś delikatnego komponentu, stąd kwiatki takie jak zestaw w jakim nosił się obecnie były rzadkością.
Dylan miał jakkolwiek dziwne szczęście tej nocy, bo Milo nie tylko odkrył w swojej szafie dawno zapomniane i możliwie pasujące spodnie, ale przypomniał sobie o istnieniu starej bluzy, którą zwędził parę lat temu któremuś znajomemu.
Smoki z Sacramento.
Z naręczem skrupulatnie złożonych i niepasujących do siebie dresów Milo wrócił do salonu nadal rumiany od wrzątku, jakim zlał się pod prysznicem i spragniony, by taki sam ukrop, tylko o smaku herbaty, wlać w siebie na dobranoc.
一 Tylko szanuj, prawdziwe dolce gabbana, co nie? ASAP, Netflix.
Sam uwił się na kanapie ciesząc jak nigdy z obecności grubego, pstrokatego koca.
Dylan Gauthier