the taste of goodbye, or maybe not?
: sob wrz 27, 2025 6:16 pm
- Twoim tak Cece, ale... tylko Twoim - Miles niby detektyw, a jakoś wcale tego nie wyczuł, że to moim, twoim, to jest jakieś nazywanie tego co miedzy nimi jest po imieniu, czy jakieś... określanie, że są nawzajem dla siebie kimś ważnym. Ale to może dlatego, że on się przejmował, że jakby na posterunku ktoś się dowiedział, że jest Kubusiem Puchatkiem, to by miał przerąbane, delikatnie mówiąc.
Miles uniósł jedną brew, kiedy Cece zrobiła tą zakłopotaną minę, a później sięgnął do niej, żeby na moment chwycić ją za rękę, chwilę, ale jednak tak pokrzepiająco.
- Albo to ja jestem łatwy? A do tego... niezdarny, bo nawet nie dopilnowałem kolacji... na pierwszej randce - uśmiechnął się do niej delikatnie, no bo może właśnie to wszystko co składało się na tą dziwną pierwszą randkę, nie do końca udaną i w ogóle, taką z deserem przed kolacją, miało swój urok? Taki, który do nich jak najbardziej pasował. I może kiedyś za sto lat będą ją wspominać z uśmiechem, tę dziwną pierwszą randkę.
Nad jej kolejnymi słowami zamyślił się, podrapał po karku, w zasadzie to mógł być trochę awans... Ale Miles lubił konnych, no i to przeniesienie to bardziej była propozycja, która miała mu dać do zrozumienia, że nie może wiecznie przychodzić do roboty na kacu.
- Nie wiem, w sumie... Może, chociaż to jest wiesz takie na chwilę, to nie wiem czy to awans - trochę kręcił, ale to dlatego, że on sam do końca tego nie rozumiał. Chociaż, rozumiał, po prostu sam komendant dawał mu szansę na jakiś nowy start. Na od-cię-cie się.
Kiedy Cece tak posmutniała, to Waits też poczuł, jakby właśnie dostał w łeb jakimś obuchem. Bo wcale nie chciał, żeby tak to wyszło, miał trochę inne intencje.
- Cece... - zaczął, no ale serce mu się krajało na pół, jak widział ją taką smutną, więc wstał i przysunął sobie krzesło tak, żeby usiąść obok niej - jestem pewien, bo teraz bym chciał, spróbować z Tobą... nie wiem, związku? - Miles naprawdę bardzo tego nie potrafił, takiego rozmawiania o uczuciach. Z jednej strony potrafił rozmawiać z Cece o wszystkim i to było dobre, bo nie było miedzy nimi tej niszczącej ciszy, jak między nim, a Paige, ale z drugiej... to jak miał jej to powiedzieć?
- Bo ja... bardzo Cię lubię Cece i jest mi z Tobą dobrze - trochę się pochylił do przodu, żeby złapać jej spojrzenie, oparł rękę na jej udzie. Miał nadzieję, że to wystarczy, ale nie wiedział. Dla niego to naprawdę dużo znaczyło, lubił ją, u-wiel-biał. No i było mu z nią dobrze, teraz, kiedy śpiewali karaoke i kiedy się kochali. Ale przede wszystkim, to kiedy Cece się do niego uśmiechała.
- Nie chcę, żebyś była smutna - dodał i zacisnął palce na jej udzie trochę mocniej, w jakimś takim pokrzepiającym geście, wciąż próbując spojrzeć jej w oczy, jakby z nich chciał coś wyczytać.
Cece Marquis
Miles uniósł jedną brew, kiedy Cece zrobiła tą zakłopotaną minę, a później sięgnął do niej, żeby na moment chwycić ją za rękę, chwilę, ale jednak tak pokrzepiająco.
- Albo to ja jestem łatwy? A do tego... niezdarny, bo nawet nie dopilnowałem kolacji... na pierwszej randce - uśmiechnął się do niej delikatnie, no bo może właśnie to wszystko co składało się na tą dziwną pierwszą randkę, nie do końca udaną i w ogóle, taką z deserem przed kolacją, miało swój urok? Taki, który do nich jak najbardziej pasował. I może kiedyś za sto lat będą ją wspominać z uśmiechem, tę dziwną pierwszą randkę.
Nad jej kolejnymi słowami zamyślił się, podrapał po karku, w zasadzie to mógł być trochę awans... Ale Miles lubił konnych, no i to przeniesienie to bardziej była propozycja, która miała mu dać do zrozumienia, że nie może wiecznie przychodzić do roboty na kacu.
- Nie wiem, w sumie... Może, chociaż to jest wiesz takie na chwilę, to nie wiem czy to awans - trochę kręcił, ale to dlatego, że on sam do końca tego nie rozumiał. Chociaż, rozumiał, po prostu sam komendant dawał mu szansę na jakiś nowy start. Na od-cię-cie się.
Kiedy Cece tak posmutniała, to Waits też poczuł, jakby właśnie dostał w łeb jakimś obuchem. Bo wcale nie chciał, żeby tak to wyszło, miał trochę inne intencje.
- Cece... - zaczął, no ale serce mu się krajało na pół, jak widział ją taką smutną, więc wstał i przysunął sobie krzesło tak, żeby usiąść obok niej - jestem pewien, bo teraz bym chciał, spróbować z Tobą... nie wiem, związku? - Miles naprawdę bardzo tego nie potrafił, takiego rozmawiania o uczuciach. Z jednej strony potrafił rozmawiać z Cece o wszystkim i to było dobre, bo nie było miedzy nimi tej niszczącej ciszy, jak między nim, a Paige, ale z drugiej... to jak miał jej to powiedzieć?
- Bo ja... bardzo Cię lubię Cece i jest mi z Tobą dobrze - trochę się pochylił do przodu, żeby złapać jej spojrzenie, oparł rękę na jej udzie. Miał nadzieję, że to wystarczy, ale nie wiedział. Dla niego to naprawdę dużo znaczyło, lubił ją, u-wiel-biał. No i było mu z nią dobrze, teraz, kiedy śpiewali karaoke i kiedy się kochali. Ale przede wszystkim, to kiedy Cece się do niego uśmiechała.
- Nie chcę, żebyś była smutna - dodał i zacisnął palce na jej udzie trochę mocniej, w jakimś takim pokrzepiającym geście, wciąż próbując spojrzeć jej w oczy, jakby z nich chciał coś wyczytać.
Cece Marquis