Strona 4 z 4

dinner in the shadow of secrets

: ndz paź 05, 2025 11:28 pm
autor: Galen L. Wyatt
Uniósł jedną brew, kiedy Pilar zapytała co jeszcze smakuje jak grzech, jego niebieskie tęczówki zatrzymały się na jej ustach. Ale w ogóle nawet nie powinien o tym myśleć, więc sięgnął po frytkę i umoczył ją w jakimś sosie.
- Frytki, ale tylko z tym sosem - uśmiechnął się delikatnie i znowu to zrobił, znowu spojrzał na jej usta. Tego grzechu to akurat nie będzie mu dane spróbować.
Z jego płuc wyrwało się jakieś ciężkie westchnienie, kiedy opadł plecami na oparcie fotela.
Rzeczywiście kiedy opowiadał o Yvonne oczy mu błyszczały, tym samym blaskiem, co wtedy, gdy pływał z nią łódką po jeziorze. Fajne wspomnienie.
Na pytanie o siostrę przełknął ślinę, twarz momentalnie mu się zmieniła. Siostra to był kolejny ciężki temat w życiu Galena Wyatta, może nawet najcięższy, może taki nad którym najdłużej pracował ze swoim terapeutą. Ale teraz Yvonne wróciła, wróciła na moment, żeby wyrzucić z siebie te wszystkie żale, które trawiły ją przez lata, i zniknęła znowu. Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
- Nie mam, prawie wcale... - powiedział i podniósł spojrzenie na Pilar, kiedy dodała, że to pytania uzupełniające. Nie musiał na nie odpowiadać, ale może chciał? Chociaż nie chciał, to był temat, który go drażnił. Bo cały czas miał w głowie to, że chciałby się pogodzić z Yvonne, ale ona ma mu tyle rzeczy za złe, że może nigdy to nie dojdzie do skutku, a on jej wybaczył nawet to, że go zostawiła w najgorszym momencie życia i powiedziała, że chciał się zabić na pokaz. Galen po prostu był za miękki. Skrzyżował ręce na piersi, tego jej nie powie, ale...
- Wróciła do miasta, moja siostra, ale przyszła do mnie tylko raz, teraz nie wiem gdzie jest - wbił w nią spojrzenie, bo przez myśl mu przeszło, że może gdyby ta sprawa z kontenerami się skończyła, to mógłby poprosić Pilar, żeby pomogła mu znaleźć siostrę? Może by mu pomogła? Chociaż on cały czas myślał o tym, żeby zatrudnić do tego prywatnego detektywa, który by ją wytropił. Bo to musiało być zrobione po cichu, tak, żeby się niczego nie domyśliła, żeby Ivy znowu nie uciekła mu do Szwecji na milion lat.
Kurczaka zjadł już z zupełnie inną miną, bo Galen to potrafił w jednej chwili siedzieć zły, w drugiej smutny, a w trzeciej kompletnie szczęśliwy. A kiedy zadawał jej to pytanie, to był szczerze poruszony, słuchał jej łokcie opierając na stole, pochylony w jej kierunku. Matka by go za to zganiła, łokcie ze stołu. Ale ona siedziała sobie gdzieś we Włoszech udając, że nie ma syna.
Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, kiedy opowiadała o tym, że chciała bronić słabszych. Bardzo mu to imponowało, bo Galen też zawsze żałował słabszych i chociaż często nie stawał w ich obronie, to miał jakieś swoje przebłyski. On po prostu nie był tak odważny jak Pilar.
Kiwnął głową, kiedy powiedziała, że nie wie czy pamięta o jej pobycie w bidulu. Pamiętał, myślał o tym, o tym ile biednych dzieci przeżywa tam to samo co ona. Ściągnął brwi kiedy opowiadała, co robiły jej inne dzieci. Dzieci są okrutne, chociaż Wyatt akurat w tej swojej prywatnej szkole był dość lubiany, pewnie na pokaz, ale jednak nie miał wrogów. Dopiero później, to się odmieniło.
Patrzył na nią, nawet przez chwilę chciał do niej sięgnąć ręką, dotknąć jej dłoni na moment, żeby okazać jakieś wsparcie? Ta jej opowieść była tak osobista, sprawiała, że widział w niej to wszystko, wiedział dlaczego jest uparta, dlaczego tak jej zależy na tej sprawie, że zrobi dla niej wszystko. Nie dla niego. Dla tych biednych dziewczyn. Bo one potrzebowały jej pomocy.
Uśmiechnął się delikatnie na ten jej żart.
- Nie jest źle, wystarczy dobry fryzjer i może zmienić te kudły w całkiem eleganckie włosy - puścił do niej oczko, bo on też sobie żartował, tak naprawdę to podobały mu się jej ciemne, gęste włosy i ta ich niesforność. Na to co powiedziała później wrócił plecami na oparcie.
- Tak myślałem, że to chodzi o pistolet i kajdanki, no i kopanie takich gnid jak Seeley - znowu się uśmiechnął, ale wiedział, że to nie o to chodziło, bo Pilar była po prostu dobra, współczująca, była dla niego bo-ha-ter-ką.
Patrzył na Pilar, kiedy jadła kurczaka wciąż się uśmiechając. Dopiero kiedy zadała mu pytanie, to mina mu zrzedła. Chociaż przecież pytała go o to co sprawia mu radość. Tylko, że jemu mało co ją sprawiało.
- Radość - powtórzył po niej, jazda Porsche sprawiała mu nawet radość, dobre whisky też, albo jakaś fajna wycieczka, ale czy to była ta prawdziwa radość? Czy w ogóle coś, co można kupić za pieniądze daje taką radość? Spojrzał na Pilar jakby chciał jej o to zapytać, ale wtedy wpadło mu coś do głowy.
- Jak ktoś mi ufa, ale nie tak wiesz... Ufam ci Galen dla świętego spokoju, ale tak naprawdę to w ciebie nie wierzę. Tylko jak ktoś mi ufa i we mnie wierzy. Najlepsze uczucie, chyba wtedy to jest prawdziwa radość - stwierdził, bo tak czuł. Lubił to uczucie, takie pełne zaufanie, taka wiara w niego. Nie było nic lepszego, ani Porsche, ani modelki, ani wakacje na jakimś Borabora.
Pewnie dlatego, kiedy u Seeleya mu powiedziała, że da radę z podsłuchem to się tak przejął. Bo przy Pilar trochę czuł właśnie, że ona w niego wierzy, chociaż później wywracała oczami i pytała, czy mu się udało.
Sięgnął po to skrzydełko, które mu się należało i odgryzł kawałek, ale w sumie to już nie był taki głodny, a przede wszystkim to miał pytania dla Pilar, zlapał chusteczkę, żeby wystrzec usta, ale rozmazał sobie coś na policzku, chyba keczup, ale mniejsza o to, chyba w Wendy's nie zwracali na takie rzeczy uwagi. Pochylił się znowu do przodu i utkwił spojrzenie w jej oczach.
- Zostajemy przy temacie szczęścia. Ostatnia rzecz która Cię uszczęśliwiła. Co? I kiedy? To nie musi być największa radość w życiu, ale coś miłego, co Cię spotkało, ostatnio - był ciekawy jej odpowiedzi. W ogóle był jej taki ciekawy, że mógłby jej zadać milion pytań i tylko jej słuchać. Ale Pilar była za sprytna, nie pozwoliłaby mu tylko słuchać.

Pilar Stewart

dinner in the shadow of secrets

: pn paź 06, 2025 8:20 pm
autor: Pilar Stewart
Jak to nie wiesz gdzie jest? — ściągnęła brwi, gdy Galen opowiadał o Yvonne, a raczej jej braku w swoim życiu. Czy naprawdę po jego historii o łodzi żyła w takim naiwnym przekonaniu, że Wyatt miał świetny kontakt z siostrą? Tak sobie wysnuła wnioski z palca i przez kilku minut trzymała się ich kurczowo, jakby były świętością. Błąd. Bo jak się okazało, nie każde więzy rodzinne były nie do zdarcia. Pilar mało znała się na posiadaniu rodzeństwa (wcale), ale jakoś zawsze myślała, że to tego typu relacje, które po prostu , niezależnie od tego jak źle by nie było. Zawsze chciała brata. Takiego starszego najlepiej, który broniłby ja przed światem ale z którym mogłaby się upić o drugiej w nocy po słabym dniu. Tylko że go nie miała. I mieć nigdy nie będzie. Bo do tego potrzebowałaby pierwsze mieć matkę.
Nie za dobrze opowiadało się Galenowi o tych wszystkich smutnych wspomnieniach z bidula, jednak było cos takiego w jego spojrzeniu, że Pilar po prostu z wyjątkową łatwością się przed nim otwierała. Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to nie było to nic dobrego, ale co ona mogła na to poradzić? Czuła z nim jakaś dziwną, nienamacalną więź. I tu nawet nie chodziło o pociąg seksualny. To było o wiele głębsze niż zwykły flirt. Ale nie mogła się nad tym za długo zastanawiać. Nie powinna. Dlatego kiedy tylko wspomniał o tych kudłach, to kopnęła go pod stołem, trafiając prosto w piszczel.
Sam chciałeś, żebym je rozpuściła, Wyatt! — wymierzyła w niego palcem, chociaż na twarzy malował się uśmiech. — Mogłabym cię udusić tymi kudłami — no i poszła standardowa groźba. Bo niech sobie nie myśli, że może tak się z niej naśmiewać, nawet jeśli sama to sprowokowała i NAWET jeśli i ją to bawiło. A do togo jeszcze mogła zakuć go w kajdany, bo zawsze nosiła jedną, starannie złożoną parę z brzegu torebki. I nawet przeszło jej przez myśl, żeby na którą chwile je wyciągnąć, ale szybko przypomniała sobie, że to Galen był pijany, nie ona. A ktoś przecież musiał trzymać pion.
Gdy tak mówił o wierze, przez krótką chwilę chciała powiedzieć, że ona w niego wierzyła. Tak szczerze, a nie na odpierdol. Bo faktycznie tak było. Jednak ponownie tego wieczoru, zachowała słowa dla siebie. Chyba były pewne granice, których oboje nie chcieli przekraczać i Pilar powinna to szanować. Dlatego uśmiechnęła się jedynie do niego szczerze.
Wiem, o czym mówisz — odezwała się w końcu, ładując do ust pałeczkę mozzarelli w panierce. — Jak się całe życie tak desperacko walczy, żeby wszystkich dookoła zadowolić i na marne szukać aprobaty, to ciężko znaleźć kogoś, kto szczerze doceni i uwierzy — wzruszyła ramionami, bo chociaż ich historie były od siebie tak różne, brakowało im w dzieciństwie dokładnie tych samych emocji. A przede wszystkim brakowało im prawdziwej, rodzinnej miłości. Bezinteresownej i dobrej. Takiej która wspiera i nie wymaga nic w zamian. Bez presji i bez oczekiwań.
Co mnie ostatnio uszczęśliwiło? — uniosła brwi na jego kolejne pytanie, po czym wbiła spojrzenie w tą ubabraną od ketchupu męską buzię. — Ano na przykład ten sos na twojej twarzy — prychnęła i podała mu czystą chusteczkę z tacki, chociaż tak szczerze mówiąc, było mu wyjątkowo do twarzy w takim nieładzie. Wyglądał jakoś tak.. ludzko i o wiele bardziej beztrosko. — A tak serio, to niech pomyśle — zadumała się na krótką chwilę, wertując wspomnienia, bo jedyne, co jej przychodziło do głowy, to wszystkie epickie rozwiązane sprawy i pościgi zakończone sukcesem, ale przecież nie o takie szczęście mu chodziło. A przynajmniej Pilar stwierdziła, że nie powinno ono by związane z pracą. — O wiem — poprawiła sie na oparciu i zgarnęła kilka frytek. Bo może on i pojadł, ale ona miała spust bez dna. — Jakiś tydzień temu jak byłam na zmianie, to natrafiłam na małego szczeniaka zawiniętego w reklamówkę — no kurwa Pilar, ale szczęśliwa historia, nie ma co. Prychnęła, widząc jego spojrzenie. — No i wzięłam go do siebie na cały dzień. Oczywiście potem musiałam go zawieźć do schroniska, bo niestety nie mogę mieć zwierząt, biorąc pod uwagę moją prace i fakt, że ciągle mnie nie ma w domu. Ale te kilka godzin z tym psiakiem, kurwa Galen, były najlepszymi w ostatnim czasie, serio. Wzięłam go do weta, na długi spacer po lesie, naładowałam smaczkami i tuliłam aż go następnego dnia — aż micha się jej cieszyła, kiedy o tym mówiła. Pilar zawsze kochała zwierzęta. I kiedyś obiecała sobie, że w końcu zaadoptuje jakiegoś czworonoga, ale to dopiero jak skończy z policją. Narazie musiały jej wystarczyć owczarki podczas tropień.
Podniosła spojrzenie na Galena. Wpatrywał się w nią intensywnie. A Pilar bardzo chciała wiedzieć, o czym myślał. Tylko jakoś nie miała odwagi zapytać. Zamiast tego zdecydowała się na inne pytanie.
A to życie, które wiedziesz.. podoba ci się? Umiałbyś tak z ręką na sercu powiedzieć, że nie zamieniłbyś go na żadne inne? — bo chyba być Galenem Wyattem wcale nie było tak prosto, jakby się większości ludzi mogło wydawać.

Galen L. Wyatt

dinner in the shadow of secrets

: pn paź 06, 2025 10:28 pm
autor: Galen L. Wyatt
- Kilka tygodni temu była w Toronto, bo do mnie przyszła, ale od tej pory cisza - powiedział na temat swojej siostry. Obiecała mu, że kiedy to wszystko przemyśli to wróci. Albo nie przemyślała, albo doszła do wniosku, że Galen Wyatt wcale nie jest dobrym materiałem na brata. On by się wcale nie zdziwił, Yvonne powiedziała do niego wiele gorzkich słów na ostatnim spotkaniu, ale większość była po prostu prawdą.
- Ała! - krzyknął, trochę głośniej niż chciał, kiedy go kopnęła, bo zrobiła to mocno, a on jeszcze ruszył nogą i walnął się w kolano, sięgnął pod stół, żeby rozmasować nogę - żartowałem... Tak naprawdę mi się podobają - mruknął, a później oparł łokcie na stole - a najbardziej podoba mi się to, że zostawiłaś je rozpuszczone, dla mnie - no tak, Galen lubił takie gesty. I lubił jak kobieta ubrała się specjalnie dla niego, albo specjalnie dla niego rozpuściła włosy na przykład.
Oparł plecy o oparcie nie spuszczając wzroku z twarzy Pilar.
- W moich fantazjach może to być całkiem przyjemna śmierć, ale jednak śmierć... - zmarszczył brwi. Lepsze to niż potrącenie przez samochód, uduszenie kudłami. Może nawet napisaliby o tym w lokalnej prasie, nie śpi, bo został uduszony włosami, Galen W. 34l.
Podniósł kubek Pepsi i siorbnął przez słomkę, trochę nieelegancko, ale cóż. Do eleganckiej kolacji to trochę temu brakowało. Chociaż Galen w zasadzie czuł się tu nawet lepiej niż na eleganckiej kolacji.
Słuchał jej kiedy powiedziała wiem o czym mówisz, uśmiechnął się kiedy włożyła do ust mozzarellę, a później się odezwała. Pilar była taka inna niż wszystkie kobiety które znał. A najgorzej to, że mu się to podobało, ten jej świat, to, że nie liczyła kalorii, nie pilnowała tego, żeby nie mówić z pełną buzią, nie wycierała się co chwilę serwetką. Była naturalna i prawdziwa.
- A zwłaszcza jak wszyscy dookoła najchętniej by cię wsadzili za kratki, albo wysłali w kosmos. W mojej firmie jest pełno osób, które uważają, że jestem świetny… Ale sama się przekonałaś jak tak naprawdę mnie tam lubią - po każdym spotkaniu słyszał gratulacje, ale wiedział, że ci ludzie, którzy do niego uśmiechają się niby miło, najchętniej podłożyliby mu nogę. Była sekretarka uświadomiła go, że o nim plotkują, potem jeszcze trzy grosze dołożyła sama Pilar. Ale Galen się nawet temu nie dziwił, był szefem to było nieuniknione, że większość pracowników weszłaby mu w tyłek, a tak naprawdę to go nienawidziła.
Spojrzał na Stewart, kiedy zaczęła mówić co ją uszczęśliwia, a na ten sos podniósł do góry jedną brew.
- Sos? - powtórzył po niej, wziął chusteczkę i przejechał nią po twarzy, ale właściwie nic się nie poprawiło - z której strony? - dopytał i nawet sięgnął do kieszeni, żeby się przejrzeć w telefonie, ale go nie miał. Pewnie zostawił w samochodzie.
Ale za bardzo się już nie przejmował tym sosem, tylko siedział z chusteczką w ręce i patrzył na Pilar gdy opowiadała o tym szczeniaku. Chociaż na to, że znalazła go zawiniętego w reklamówkę, to uniósł jedną brew. Brzmiało to nieciekawie. Skończyło się jednak miło, a Wyatt znowu się uśmiechnął. Lubił psy, ale też nie chciał go mieć, ze względu na czas, którego właściwie poza pracą nie miał, może w weekendy, ale i tak nie do końca.
- Jak go nazwałaś? - zapytał, chociaż może go nie nazwała, skoro go oddała, ale przecież musiała się do niego jakoś zwracać. Galen by go na pewno nazwał.
Przyglądał się Pilar, z jednej strony twarda policjantka, ale z drugiej miękka, troskliwa, kochająca. Wciąż go zaskakiwała, kiedy się tak przed nim odsłaniała.
Jej pytanie trochę go zaskoczyło, ale odpowiedział praktycznie od razu.
- Zamieniłbym się prawie z każdym - dopiero po chwili dotarło do niego, że może źle to brzmi - lubię moje życie, ale... ono wcale nie jest proste, czasami naprawdę myślę, że wolałbym wrócić do domu po pracy, usiąść przed telewizorem i wypić piwo, zjeść nie wiem, danie z mikrofalówki, ale mieć spokojną głowę. Albo zamiast iść na kolację służbową i delektować się gównem z wegańskiej kuchni, to przyjść do Wendy's - powiedział i jeszcze sięgnął po cebulowego krążka, żeby go zjeść, odruchowo wytarł usta tą chusteczką, którą trzymał. To rzeczywiście nie było takie proste, być Galenem Wyattem, im wyżej jesteś tym wyżej stawiają ci poprzeczkę i teraz Galen to już jej nawet nie widział. Wywindowała gdzieś do nieba, a on się potknął i jeszcze wciąż się zbierał z ziemi. Ludzie patrzyli na niego i widzieli fajny samochód, apartament, zegarek, te jego garnitury i eleganckie buty, ale nikt nie pomyślał, że on na to wszystko pracuje od rana do nocy, że w tej chwili, kiedy te kontenery wyszły na jaw, to on kończy jedno spotkanie i zaczyna drugie, zarywa noce, weekendy, żeby to wszystko trzymać w ryzach. A i tak z różnym skutkiem.
- A Ty Pilar? Lubisz swoje życie? - zapytał nie odrywając od niej spojrzenia nawet na moment. Według niego miała fajne życie, ale Galen wiedział, że czasami to się tak tylko wydaje, że jak się na to patrzy z boku, to jest cudnie. Jak u niego.
Był ciekaw jak to jest u niej.

Pilar Stewart

dinner in the shadow of secrets

: śr paź 08, 2025 4:54 pm
autor: Pilar Stewart
I nie ma w tym nic dziwnego, że tyle się nie odzywa? — nie mogła przejść obok tego obojętnie. Pomimo tego, że Galen dawkował ją minimalnymi informacjami, ewidentnie nie chcąc na ten temat rozmawiać. Problem w tym, że Pilar Stewart była ciekawska do granic możliwości, a jeśli dołożyć do tego bezpośredniość, wychodził właśnie taki brak taktu i ciągnięcie kogoś za język. — Nie rozmawiacie ze sobą? — dopytała, bo jakoś jej głowa nie mogła zrozumieć, dlaczego Galen nie jest w żaden sposób ruszony faktem, że nie miał kontaktu ze swoją siostra od kilku dobrych tygodni. No chyba, że takie zachowanie było normalne, a Pilar po prostu nie mogła tego wiedzieć, jako osoba, która własnego rodzeństwa nigdy nie miała.
Tak samo jak nie mogła wiedzieć, jak to jest odpowiednio prowadzić biznes. Jasne, wiedziała doskonale, jak to jest nienawidzić swojego szefa, bo sama własnego przeklinała w myślach podczas gdy na żywo słała grzeczne uśmiechy, jednak w słowach, które mogił Galen było coś o wiele głębszego. Otaczał się ludźmi, którzy dosłownie chcieli jego krzywdy. To już nawet nie chodziło o sympatię. Kurwa byli gotowi wsadzić go za kraty za przęstepstwo, którego nie popełnił, nie mówiąc nawet o tym, że za jego pieniądze handlowali kobietami.
Przykro mi — wyrwało jej się nagle, kiedy tak mu się przyglądała. I nawet nie zauważyła, kiedy jej dłoń odszukała tą jego, wolno leżącą obok pudełka z frytkami. Delikatnie musnęła jego chłodną skórę, przesuwając opuszkami palców wzdłuż odstających żył aż po same knykcie. Było w tym coś pokrzepiającego ale również… niewłaściwego. Dlatego równie szybko zabrała rękę i odsunęła się od stolika, poprawiając włosy. — Musiało być naprawdę do dupy, kiedy się o tym wszystkim dowiedziałeś. O tych wszystkich tansportach. O Seeleym — dodała szybko, sprowadzając to współczucie jedynie do sytuacji z kontenerami, chociaż gdzieś w środku doskonale wiedziała, że było to o wiele bardziej złożone niż ta sprawa. Galen jako człowiek był o wiele bardziej złożony. Ale o tym nie wolno jej było myśleć.
Orzeszek — rzuciła po chwili, gdy spytał o imię psa. — Był cały kudłaty i ulany do tego stopnia, że autentycznie wyglądał jak orzech. A że był słodki, to musiałam zrobić z tego zdrobnienie — wyjaśniła, przypominając sobie cały ten urok orzeszka. To jak spoglądał na nią niebieskimi ślepiami, jakby Pilar była jego najlepszą przyjaciółką. Pewnie dlatego, że dała mu dużo jedzenia i smaczków, ale wciąż. To jej zdecydowanie wystarczyło, żeby zakochała się w nim po uszy.
Z wyjątkową uwagą słuchała kolejnej odpowiedzi Galena na jej pytanie. Pewnie gdyby zadała mu je podczas pierwszego spotkania, zapewne powiedziałby, że kochał wszystko, co związane z Galenem Wyattem. A teraz? Teraz otwierał się przed nią, jakby znali się pół życia. Pilar zresztą też. Zabawne jak wiele wspólne traumy potrafiły robić z ludźmi.
No okej ale to co cię przed tym powstrzymuje? — wypaliła praktycznie od razu, kiedy skończył mówić. Jedynym ruchem zgarnęła kilka frytek z pudełka i załadowała do ust. — W sensie nie zrozum mnie źle, mam świadomość, że TAKIEGO IMPERIUM nie można tak po prostu zostawić z dnia na dzień bla bla bla, ale no.. sama nie wiem, co strasznego by się stało, gdybyś tak jebnął wszystkim i zaczął nowe życie? — zainteresowała się, rzucając otwarte pytanie. Bo przecież nawet ona nie znała odpowiedzi na to pytanie. — Myślisz, że nie znalazłbyś roboty? Na pewno masz jakieś talenty. Mógłbyś na przykład… zostać szoferem i wozić dupska takim Wyattom, albo zatrudnić się w Wendey’s i serwować kurczaczki, o. Chociaż z twoją wiedzą na temat pochodzenia imion, mógłbyś zostać jakimś wróżbitą, czy coś. A no i oczywiście zostaje jeszcze opcja chłopaka na wynajem — spojrzała mu głęboko w oczy, trzymając na twarzy ostatki rozbawienia. — Trzeba przyznać to wychodzi ci b e z b ł ę d n i e — czy znowu go komplementowała? Może. Ale czy było w tym coś złego? W końcu była to sama prawda. Nawet jako udawany partner Galen sprawdził się świetnie. Nie tylko sprawił, że Pilar czuła się przy nim bezpieczna, to jeszcze sposób, w jaki ją traktował, gdy udawali, sprawiał, że czuła się kobietą. A nie tylko policjantką z pistoletem.
A Ty Pilar? Lubisz swoje życie?
Zastanowiła się na chwile.
To wcale nie było takie proste pytanie, gdy samemu się je dostawało, musiała przyznać.
Lubię — odpowiedziała w końcu. — Jasne, jest w nim dużo mankamentów, jak na przykład to, że okres świąt jest tym najbardziej znienawidzonym, bo siedzę sama w domu, zastanawiając się, co takiego zrobiłam w poprzednim życiu, że w tym nie mogłam dostać nawet matki czy chociaż jednego członka rodziny, czasami bywa samotnie, czasami nawet bardzo, ale wydaje mi się, że pomiędzy miejscem, w którym byłam, a w którym jestem teraz, autentycznie zrobiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby to życie nie było jednak tak okropne i smutne. Kocham swoją pracę i kocham to, że mogę pomagać innym. Wydaje mi się, że jestem w dobrym miejscu — zgarnęła ze stołu kubeczek z pepsi, który Galen tak namiętnie miętosił w ustach i sama przystawiła słomkę do tych swoich. — A jeszcze jak po udanej misji mogę iść opierdolić trochę skrzydełek w doborowym towarzystwie, to już w ogóle jest super — czy nazwała jego towarzystwo super? Możliwe. Ale Galen I tak pewnie nie będzie pamiętał połowy z tych rozmów, więc co jej tam szkodziło. Mogła mu trochę posłodzić, skoro wszyscy dookoła tylko wbijali mu noże w plecy.
A skoro już byli ze sobą tacy szczerzy, transparentni i rzucali jednorazowe pytania, na których temat już nigdy nie będą rozmawiać, bo to zapewne było ich ostatnie spotkanie..
Te nasze wiadomości, które wymieniliśmy.. — zaczęła ostrożnie, czując, że nie powinna, a jednak coś nie pozwalało jej się wycofać. Złapała jego jasne jak niebo spojrzenie. — Czy mia—
Przepraszam najmocniej — niski, męski głos wszedł jej w pół słowa, a chuda sylwetka wyrosła tuż przy stoliku. — Przykro mi ale jesteśmy zamknięci już od pięciu minut — poinformował młody mężczyzna z czerwoną czapeczką, a Pilar wypuściła głośno powietrze, orientując się, że trzymała je w sobie przez ten cały czas.
Jasne, oczywiście, już idziemy — skinęła głową, momentalnie poprawiając się na kanapie. Dopiero po chwili otuliła wzrokiem całe to jedzenie, które im zostało na stole. — Możemy to wziąć na wynos?
Oczywiście. Już pakuję — chłopak ostrożnie spakował wszystkie talerzyki na jedną tackę i zabrał na zaplecze. W tym czasie Pilar niezręcznie poprawiła włosy, westchnęła i wstała z miejsca. No to koniec zwierzeń.
Chodź Bond, czas wracać do bazy — posłała mu delikatny uśmiech i poklepała po ramieniu. Dopiero wtedy zauważyła brakujący guzik w jego koszuli. A to zaś przypomniało jej o całej sytuacji z Seeleyem i twarz Pilar jakoś automatycznie się skrzywiła. Ciekawe jak miała się Chloe..
Proszę bardzo. Państwa zamówienie — chłopak wręczył Stewart jedną papierową reklamówkę z całym zapakowanym jedzeniem. Podziękowała mu skinieniem głowy i pociągając Galena za ramie, ruszyła do wyjścia.
Patrz ile żarełka będziesz mieć jeszcze na jutro — pomachała mu paczką przed oczami, kiedy tylko wyszli na parking. — Będziesz mógł zjeść sobie te kurczaczki z mikrofali, zapić piwem i na moment poczuć się jak inny człowiek.

Galen L. Wyatt

dinner in the shadow of secrets

: śr paź 08, 2025 8:29 pm
autor: Galen L. Wyatt
Zmrużył oczy patrząc na Pilar spod na wpółprzymkniętych powiek, zdecydowanie była ciekawska i lubiła ciągnąć za język, ale w zasadzie Galen mało komu o tym mówił, a z nią rozmawiało się na ten temat jakoś tak naturalnie, z zresztą może Stewart mogłaby mu nawet pomóc znaleźć siostrę? Może.
- Nie odzywała się do mnie kilka lat, więc nie ma. Ale teraz obiecała, że niedługo to zrobi, a nie zrobiła, czuję, że powinienem jej poszukać, ale nie mam pojęcia gdzie ona teraz jest, bo nie chciała zatrzymać się u mnie - ani w willi Wyattów, ani w ogóle nie chciała od Galena żadnej pomocy. Teraz żałował, że jej jednak czegoś nie wynajął, albo nie dał kluczy do ich starego domu. Ale czasu nie mógł już cofnąć. Tak samo jak nie mógł tak łatwo zmienić tego, jak postrzegała go reszta świata, na przykład jego pracownicy, mógł być dobrym szefem, a i tak dostawał po dupie bo był Galenem Wyattem.
Wzruszył ramionami na jej przykro mi, nie raz to słyszał, chociaż te słowa od Pilar, czuł, że jednak były prawdziwe. Tak jak ten jej gest, kiedy dotknęła jego ręki. Nie ruszył się, spuścił tylko na moment wzrok, a kiedy się odsunęła to znowu niebieskie tęczówki odszukały jej oczy.
- Bywało gorzej - rzucił jakby nigdy nic. Bo to w zasadzie go przybiło, zwłaszcza, że w tym samym momencie praktycznie, odeszła jego sekretarka i Galen po prostu w tej firmie nie miał już żadnej zaufanej osoby, ale teraz już trochę to uporządkował, ułożył po swojemu, pod siebie. Jeśli chodzi o firmę to nie miał tam skrupułów, a to dawało mu trochę przewagi nad na przykład życiem rodzinnym, gdzie on nie umiał tego tak łatwo poukładać.
Uśmiechnął się na tego Orzeszka ale tak szczerze, bo go sobie wyobraził, Pilar i Orzeszka, którego ściskała i karmiła i kochała, tylko przez jeden dzień.
Na jej kolejne słowa zamyślił się. Miała... trochę racji. Co go powstrzymywało?
Uśmiechnął się, kiedy tak zaczęła mu wymieniać, gdzie mógłby znaleźć robotę. Wróżbita Galen. Albo Galen w tej czerwonej czapeczce, albo Galen szofer, i Galen chłopak do towarzystwa.
- Jak któregoś dnia zniknę, to szukaj mnie tutaj, za kasą - zaśmiał się krótko.
Nie lubił swojego życia, ale nie wyobrażał sobie innego. Za długo o to wszystko walczył, żeby teraz to zostawić.
Chociaż im dłużej nad tym myślał, to tym bardziej dochodziło do wniosku, że mógłby, zaszyć się gdzieś w Meksyku, z dala od tego wszystkiego. Mogłoby być fajnie, nikt by go do niczego nie zmuszał, nikt niczego by od niego nie wymagał. Bujany fotel na werandzie, tequilla i jakiś Orzeszek przy nodze.
Ale to nie byłby Galen Wyatt.
Galen nie lubił swojego życia, ale lubił siebie. Nie chciał stracić siebie, a niestety jego jakimś nieodzownym elementem była ta praca, i ta cała otoczka. Chyba nawet ta ciągła walka.
Słuchał jej odpowiedzi na to samo pytanie, które mu zadała. Tego się spodziewał.
- To dlaczego sobie kogoś nie znajdziesz Pilar? Na pewno jest wielu facetów, którzy chętnie spędziliby z Tobą święta i każdy inny dzień - zapytał gdzieś między jej słowami. Galen też nie spędzał świąt z rodziną, ale zawsze z kimś. Zazwyczaj przypadkowym, chwilowym, ale jednak nie samotnie. Patrzył na nią i zastanawiał się dlaczego Pilar Stewart nie ma kogoś, kto by ją kochał. Bo według niego zasługiwała na to bardzo. Piękna, wrażliwa, lojalna, mógłby długo wymieniać. Mógłby nawet się z niej zakochać. W innym życiu. Może w tym, w którym pracował na kasie w Wendy's?
- Jesteś, nie znam drugiej tak... - dużo słów - wrażliwej, oddanej, pomocnej - takiej policjantki - chciał to trochę inaczej skończyć. Ale czuł, że może to też nie byłoby na miejscu. Nie wypadało.
Zmarszczył brwi, kiedy zaczęła mówić o tych wiadomościach. Bo teraz będzie musiał jej to powiedzieć. Nabrał powietrze w płuca i utkwił w niej wzrok. W jej ciemnych oczach, a kiedy chłopak z obsługi im przerwał, jego niebieskie oczy zatrzymały się na nim. Z jednej strony chciał go wygonić, bo tak bardzo chciał, żeby Pilar skończyła, z drugiej był mu trochę wdzięczny, że to przerwał.
Galen zamrugał i pokiwał głową.
- Jest już późno - stwierdził zerkając na zegarek. I chociaż to było naprawdę przyjemne, inne, takie naturalne, to chyba pora była wracać do swojego życia, nawet jeśli Galen nie za bardzo je lubił. Wstał i poprawił koszulę, która wyglądała trochę tragicznie, przeczesał palcami włosy, a potem nawet przeglądając się w jakiejś szybie wytarł z policzka ten keczup.
- To była bardzo przyjemna... - randka? - kolacja - stwierdził - gdyby nie ta wcześniejsza wizyta u Seeleya - strzelił oczami, no bo jednak tam nie było przyjemnie. W poniedziałek też nie będzie, gdy ten dupek do niego przyjdzie, ale... takie było życie.
Dał się jej pociągnąć do wyjścia, a kiedy powiedziała o tym kurczaku to się uśmiechnął.
- A mogłabyś je zabrać, moja gosposia mogłaby się o to obrazić, dostała już menu na cały tydzień, jutro ma być mousaka - i Galen naprawdę mógłby od Lucity dostać, gdyby nagle sobie stwierdził, że ma kurczaka, a trzeba wspomnieć, że jego gosposia też miała latynoski temperament i była praktycznie jedyną osobą na świecie, która umiała go zmusić do tego, żeby zjadł śniadanie. Jak mówiła tym swoim łamanym angielskim - panicz Galen nie pójdzie, póki nie zjeść śniadanie.
Wyatt stanął przy samochodzie i jeszcze ponad dachem zerknął na Pilar.
- No to teraz odwieziesz mnie do domu i to będzie koniec tej romantycznej randki? - zapytał zanim jeszcze wsiadł do auta.
Trochę chciał ją zapytać o te smsy i trochę chciał, żeby to jeszcze nie był koniec. Ale jednak wskazówki na zegarku, które pokazywały prawie trzecią, mówiły same za siebie.

Pilar Stewart

dinner in the shadow of secrets

: śr paź 08, 2025 11:21 pm
autor: Pilar Stewart
Nie spodobało jej się to, co usłyszała o siostrze Galena. Jednak nie w taki sposób, jaki mogłoby się wydawać. Bo to że mieli słabe relacje albo ich brak to jedno, ale że obiecała się odezwać i zniknęła bez śladu.. Pilar po prostu za dużo słyszała i widziała już takich historii zaginionych osób. Obiecała, że zadzwoni. Przysięgał, że się odezwie. Miał przyjść wczoraj, a dalej go nie ma. I chociaż dwie na dziesięć takich kończyły się jak zwykle pierdołą, tak pozostałe osiem faktycznie zamieniały się w prawdziwe zaginięcia. Nie mówiąc już o tym, że nie wszystkie kończyły się happy endem. Jeszcze gdyby wziąć pod uwagę chociaż sprawę, którą oni sami właśnie się zajmowali..
No ale próbowałeś się z nią kontaktować? Dzwoniłeś, pisałeś? Czy tak czekasz aż magicznie się odezwie? — Pilar nie rozumiała ich relacji. Nie miała prawa jej rozumieć, bo przecież dopiero poznawała poznawała Galena. Jedyne co wiedziała o Yvonne, to że pływała łódką i wcześniej nie miała najlepszych kontaktów z bratem, jednak dlaczego, co i jak wciąż widniało pod znakiem zapytania. A szkoda. Bo przecież mogła mu pomóc. Uniosła na niego ciemne spojrzenie. — Mogłabym się czegoś dowiedzieć. Gdybyś chciał.. — nie chciała się narzucać. To nie była jej sprawa, a poza tym Yvonne nie była uznana za osobę zaginioną, oficjalnie po prostu nie odzywała się brata. Nie można wiec było otworzyć pełnej sprawy, ale przejrzeć policyjne wykazy tu i tam już tak. Mogła to dla niego zrobić. Ale tylko, jeśli faktycznie by ją o to poprosił i uchylił rąbka tajemnicy, bo narazie właśnie tym to było owiane — tajemnicą bez odpowiedzi.
Totalnie wyobrażam sobie ciebie w tej czerwonej czapce i z fartuszkiem, jak zapierdalasz jak motorynka przy tej frytkownicy o tam — zaśmiała się, głośno, naturalnie, podczas gdy energicznym gestem ręki wskazała na ladę po drugiej stronie restauracji. — I jak potem próbujesz zmyć z głowy ten zapach frytury — gdyby był bliżej pewnie zmierzwiłaby mu te blond kudły. Już wcześniej miała okazję chować w nich palce i Pilar dałaby sobie rękę uciąć, że Galen używał jakiś fikuśnych szamponów z wyciągu z jednorożca i odżywki ze złotego bambusa rosnącego na wyspach Bergamutach, gdzie podobno jest kot w butach, doprawionych diamentami. Jego włosy były tak przyjemne w dotyku, że gdyby Pilar tylko mogła zażyczyłaby sobie z nich poduszkę. Chociaż to trochę creepy. Ale to nic.
Prychnęła żałośnie, gdy spytał o to, dlaczego była sama. Był to ten zestaw pytań, na który zazwyczaj po prostu przewracała oczami i rzucała komentarz w stylu nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz, jednak w tamtym momencie, gdy jego niebieskie oczy tak intensywnie wwiercały się w jej duszętwarz, jakoś nie miała ochoty na pyskowanie. Wzięła więc głęboki oddech i ponownie na niego spojrzała.
Nie mogę — zaczęła. — Nie chce — poprawiła się momentalnie. Bo jednak to był bardziej jej wybór niż zakaż nałożony z góry. — Miłość po prostu nie jest dla mnie, okej? — spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego bardziej jakiś krzywy grymas niż faktyczny uśmiech. No bo co mu miała powiedzieć? Że obiecała samej sobie, że nigdy się nie zakocha? Że łatwiej konsumowało się przelotne romanse niż prawdziwe uczucia? Spuściła wzrok. Wbiła go gdzieś w stół. Gdziekolwiek, byle nie w okolice twarzy Galena. Bo jakby na to nie spojrzeć, to pytanie trafiło ją gdzieś w czułe miejsce. A przecież Pilar Stewart nie okazywała słabości. I może własne dlatego przywołała się do porządku i postawiła na wymijającą odpowiedź, która jednak leżała o wiele dalej od tej najszczerszej prawdy. — To niebezpieczne wiązać się z kimś, mając taką pracę, jaką mam. Nastawiać kogoś na taką opcję, że jadąc na misję, mogę faktycznie z niej nie wrócić. I jasne, można mówić, że każdego może pierdolnać samochód na drodze. Super. Tylko, że ja biorę udział w prawdziwych strzelaninach, z prawdziwą bronią i prawdopodobieństwo, że któraś kulka wyląduje kiedyś we mnie jest o wiele większe niż ten jeden, pijany kierowca na drodze, który może w ciebie wjechać. Nie wspominając nawet o tym, że tą drugą osobę też narażałabym na niebezpieczeństwo — mówiąc o pracy już nie miała problemu, by zajrzeć mu w oczy. To co mówiła wcale nie było kłamstwem, też było jednym z powodów, ale nie tym głównym. — Wystarczą mi jednorazowe przygody. Głowa jest wtedy zdrowsza i mniej zaśmiecona — bo faktycznie jej wystarczyły. To czym się z nim dzieliła, nie było w żadnym stopniu próbą użalania się nad soba. Pilar samodzielnie wybrała takie życie i naprawdę dobrze się w nim czuła. Pewnie gdyby zechciała się związać, w końcu by kogoś znalazła, ale po co, skoro było dobrze tak jak było? A święta, cóż, i tak nigdy ich nie lubiła. W bidulu nie śpiewali nawet kolęd. Po prostu każde dziecko dostało dodatkowego piernika i nową parę skarpetek. To co tu celebrować?
Przyglądała się uważnie, jak Galen zwleka się z kanapy, a następnie wyprowadza swój pijany tyłek z restauracji. Uśmiechnęła się nawet pod nosem, gdy oznajmił, że było przyjemnie. Ucieszyło ją to, tak szczerze. Miło było pokazać komuś tak mocno odklejonemu przyziemny świat szarych ludzi w postaci tanich, tłustych skrzydełek i burgera z mięsem, w którym było mało mięsa. Galen tak bardzo nie pasował do tego Wendy’s, a jednak tak dobrze się w nim odnalazł. Może faktycznie, gdyby istniała nieskoczona ilość alternatywnych rzeczywistości, gdzie każda dedycja wpływa na kolejną.. może w jednej z nich Wyatt był zwykłym kasjerem, cieszącym się życiem, a Pilar szukającą miłości, drobną dziewczynką w kolorowej sukience. Bez broni w torebce i ciężkiego bagażu doświadczeń. Może.
Nawet nie wiem co to Mousakakaka, ale brzmi chociaż trochę bardziej smakowicie niż carpaccio z surowej cukinii, więc pozostanę w przekonaniu, że to pewnie coś smacznego — pokręciła głową z niedowierzaniem, gdy tak jeszcze zaglądała na niego z drugiego końca samochodu, opierając się o dach Porche. — A jeśli nie chcesz kurczaczków, to nie. Moja gosposia nie będzie miała nic przeciwko, że wezmę je do domu — może dlatego, że była swoją własną gosposią. Ale to taki mały szczegół. Pilar nawet gdyby miała cały sztab ludzi pod sobą, nigdy nie poradziłaby skrzydełkami z Wendy’s. — A teraz ładuj się do środka — zagroziła mu palcem, bo doskonale widziała jak już wisiał na tej masce. Może i głowa trochę mu trzeźwiała, ale ciało wciąż pozostało pod mocnym wpływem whiskey i może nawet powoli zaczynało wychodzić z niego zmęczenie tym ciężkim dniem.
Poczekała aż sylwetka Wyatta zniknie z pola widzenia i dopiero wtedy Pilar sama załadowała się do samochodu. Odstawiła kurczaczki na mikro tylne siedzenie, ale kiedy zauważyła spojrzenie Galena, to jednak dała je piętro niżej, co by przypadkiem nie ujebały tych wartych miliony siedzeń.
Pasy — przypomniała mu i pomodliła się jeszcze w duchu, żeby tym razem mógł je sobie sam zapiać i nie potrzebował do tego niańki. Całe szczęście się udało, wiec zapięła i swoje, po czym wyjechała na drogę. Byli już praktycznie w mieście, chociaż wciąż na obrzeżach i na dobrą sprawę, została im tylko jedna prosta, by..
Mogę? — przekręciła głowę i spojrzała na niego tymi brązowymi, świecącymi się oczami jak u małego dziecka. A potem serce zabiło jej mocniej, gdy noga osiadła na pedale gazu i przycisnęła go jeszcze mocniej. Rozpędziła ten samochód do niesamowitej prędkości. Przynajmniej dla niej. Aż zaparło jej dech w piersiach. I tak sobie wtedy pomyślała, że gdyby miał być jeden powód, dla którego mogłaby zapragnąć życia Galena Wyatta, to właśnie to. Ten samochód.
Rozluźniła nieco ręce na kierownicy, gdy Porche zaczęło zwalniać, wciąż wymijając inne auta. I dopiero wtedy zdała sobie sprawę z jednej bardzo istotnej rzeczy.
A gdzie mam cię zawieść? — bo przecież nie wiedziała, gdzie mieszkał. Tylko ona podzieliła się adresem. I pewnie mogłaby go gdzieś wygrzebać w policyjnych aktach, ale była zbyt zajęta prowadzeniem. Poza tym miała swoją pasenger princess tuż obok i mogła jej po prostu podać swój adres. Jakikolwiek by to nie był. Bo przecież nie było powiedziane, że Galen będzie wracał na noc do własnego domu.

Galen L. Wyatt

dinner in the shadow of secrets

: czw paź 09, 2025 6:10 pm
autor: Galen L. Wyatt
Może Galen bardziej by się przejął swoją siostrą, gdyby rzeczywiście utrzymywał z nią jakiś kontakt, ale tak nie było. Yvonne nie odzywała się do niego kilka lat, więc nie dziwił go fakt, że nadal tego nie robi. Jej obietnice traktował raczej... jak słowa wypowiedziane tylko po to, żeby dał jej spokój. Dał. Nie mógł jej zmusić do kontaktu z rodziną, której się przecież wyrzekła.
- Pięć lat do niej dzwoniłem, pisałem i próbowałem się z nią skontaktować. Po pięciu latach przyszła do mnie do biura na dziesięć minut... Nie wiem Pilar, może zniknęła na kolejne pięć lat? - a może na zawsze? Sam jej powiedział wtedy, że jakby się odciął od rodziny, od tego przeklętego nazwiska Wyatt, to by nie wrócił. A może ona wzięła sobie jego słowa do serca? Zamyślił się patrząc w stolik i dopiero, jak Stewart powiedziała, że mogłaby się czegoś dowiedzieć, to podniósł na nią spojrzenie. Tylko czy chciał?
- Chciałbym, ale sam nie wiem czy ona chce - no właśnie i w tym był największy problem. Ale przecież Pilar była dyskretna, mogłaby mu pomóc po prostu sprawdzić czy wszystko z Yvonne jest dobrze. Przez chwilę jego niebieskie tęczówki znowu utkwione były w jej oczach.
- Może... kiedyś wrócimy do tego tematu? - bo może rzeczywiście powinien? Kiedy Yvonne była w tej swojej Kopenhadze to było jakieś prostsze, była na uczelni, była bezpieczna, a teraz w Toronto… Toronto nie było bezpieczne.
Uśmiechnął się znowu, szczerze i jakoś tak ciepło, kiedy mówiła o tym, że wyobraża go sobie w tej czerwonej czapeczce. On sobie siebie nie wyobrażał, jednak ta koszula od Armaniego była dla Wyatta trochę jak druga skóra, a zapach frytury na jego włosach, tego też by chyba nie zniósł.
- Najpierw przy frytkownicy, a potem na zapleczu, jako jakiś kierownik, bo jednak wiesz... Galen Wyatt to jest człowiek ambitny, w każdym życiu - zerknął za ladę, ale to tylko na moment, bo potem zadał jej to pytanie. Potem jego niebieskie oczy utkwione były w jej twarzy. Słuchał każdego słowa, a jeden kącik jego ust drgnął ku górze. Jakby te słowa wyjęła z ust Galena Wyatta sprzed miesiąca.
Jakby przeglądał się w lustrze i słyszał siebie.
Nie mogę, nie chcę, nie dla mnie.
- To się stanie Pilar i wtedy pomyślisz sobie... Kurwa ja? - powiedział cicho gdzieś między jej słowami, nawet na moment nie odwracając od niej wzroku. Bo Galen tak sobie właśnie powiedział. Przecież tacy ludzie się nie zakochują.
Tacy jak ona, czy tacy jak on.
Na jej kolejne słowa oprał się o oparcie, ręce krzyżując na piersi. Każdego może pierdolnąć samochód. Pilar Stewart może dostać kulkę na akcji. A Galen Wyatt może zejść na zawał w każdej chwili, bo odziedziczył serce po chorej matce. Odziedziczył po niej oczy, uśmiech i to cholerne zbrakowane serce.
- Przejebane - rzucił i westchnął ciężko. Ale myślami był już trochę gdzieś indziej. Bo może Pilar miała rację?
Głowa jest wtedy zdrowsza, mniej zaśmiecona, nie narażasz nikogo... na stratę?
Coś w tym było, w tym co powiedziała, chociaż przecież mówiła o sobie. Jeszcze przez chwilę niebieskie tęczówki były zawieszone na jej ciemnych oczach otoczonych kurtyną czarnych rzęs, ale kiedy ten chłopaczek podszedł, to Galen wstał natychmiast. Musiał to rozchodzić, jakieś takie nieprzyjemne uczucie w okolicy mostka.
Kiedy powiedziała o tej musace to uśmiechnął się delikatnie i pierwsze słowa, które kładły mu się na język to było zaproszenie jej na kolację, do siebie. Wystarczyło powiedzieć, zjesz ze mną kolację Pilar. Mogłabyś spróbować musaki, będzie Ci smakować. Moglibyśmy...
Tylko, że właśnie oni wcale nie mogli.
- To zjecie sobie razem z gosposią - powiedział i uśmiechnął się nawet, bo Galen chyba nie do końca zrozumiał, że mówiąc o tej gosposi, to Pilar miała na myśli siebie, bo nie każdy tak jak on ma gosposię. A właściwie większość ludzi nie ma.
Oparł się o samochód, bo nagle wszystkie siły opadły, jakby ta whisky, która teraz zamiast ożywiać i ciągnąć na kolejną imprezę, to zmieniała kierunek na łóżko. Tak, teraz mógłby wziąć azymut prosto na łóżko.
Wsiadł do auta i znowu jakoś tak dziwnie się czuł na tym siedzeniu pasażera, to tak czuły się te wszystkie jego laski? Pokręcił się w miejscu, ale kiedy przypomniała o pasach, to po niego sięgnął. Pociągnął powoli i... udało się, za pierwszy razem.
Patrzył w szybę, jak mijali te wszystkie latarnie, ale kiedy Pilar zapytała czy może, to przeniósł na nią wzrok, przez chwilę tylko tak patrzył, ale później nabrał w płuca powietrza i skinął głową.
- Ale ja nie patrzę - zasłonił palcami oczy, ale tylko teatralnie i demonstracyjnie, bo tak naprawdę to patrzył, ale nie na drogę, tylko na jej twarz. Mała rzecz, a ile może sprawić radości? Jemu też sprawiała.
Taka jedna mała rzecz.
Kiedy zapytała gdzie ma go zawieźć to zerknął na zegarek na nadgarstku, późno. Niedługo będzie musiał się zwlekać do biura.
- Na Financial District, apartamentowiec przy Dziewiątej ulicy - powiedział i odwrócił się w jej kierunku - po pracy... mógłbym odebrać od Ciebie samochód - powiedział zanim zdążył ugryźć się w język. Powinien się ugryźć, bo to miało być ich ostatnie spotkanie. Teraz już zadziała Pilar, może w końcu policja, a potem tylko wyśle jej kosz kwiatów w ramach podziękowania. Ale jakoś jeszcze trochę wciąż pijany Galen Wyatt, nie mógł sobie odmówić chociaż tej krótkiej chwili, kiedy ona wyjdzie przed blok oddać mu kluczyki.
Powinien sobie odmówić.
Ona powinna mu odmówić.

Pilar Stewart

dinner in the shadow of secrets

: pt paź 10, 2025 11:34 pm
autor: Pilar Stewart
Pięć lat się nie odzywała, a potem przyszła do jego biura na dziesięć minut? Pilar może i nie czytała w myślach, ale miała wypracowane na tyle dobre łączenie kropek, żeby wiedzieć, że zapewne były do tego też jakieś powody. Bo sam fakt, że Galen próbował skontaktować się z nią przez tyle lat tylko po to, by wpadła na dziesięć marnych minut był mocno nie halo. Jej myśli wirowały gdzieś odlegle, tworząc co to kolejne pytania. I nagle Pilar zachciała wszystko wiedzieć. Co się stało podczas tego spotkania? Dlaczego trwało tak krótko? Czemu tyle go ignorowała? Co takiego zrobił, że zasłużył na takie milczenie? Czy zasłużył?
Spojrzała w jego jasne jak bezchmurne niebo oczy. Widać było w nich emocje. Oczywiście Pilar nie potrafiła ich nazwać, aż tak dobrze go przecież nie znała, jednak coś na pewno było na rzeczy. I chociaż Galen ewidentnie nie był gotowy, by odbyć tę rozmowę tamtego wieczoru w Wendy’s, sprawiał wrażenie, jakby faktycznie chciał kiedyś do tego wrócić. A Pilar oczywiście się zgodziła. Jak mogłaby nie? Zakomunikowała to delikatnym skinieniem głowy i ciepłym uśmiechem, kończąc tym samym temat Yvonne i chowając do kieszeni tą zżerającą myśli ciekawość.
Chociaż nawet wtedy, gdy oczy były skierowane na drogę, a noga ostrożnie osadzona na pedale gazu, Pilar Stewart jakoś nie mogła wyrzucić z głowy Galena, jego siostry i tego wszystkiego, co tego wieczoru miało miejsce. Migoczące światła latarni i cisza, która zapanowała w samochodzie po jego słowach, tworzyła dla jej głowy idealne środowisko do nadmiernego myślenia.
Po pracy... mógłbym odebrać od Ciebie samochód.
Nie powinien tego robić.
Nie powinien jej tego proponować.
Nie powinien tworzyć tej dziwnej aluzji, że ich historia jednak nie kończyła się w tym miejscu.
Bo przecież kończyła. Oboje wywiązali się ze swoich obowiązków, z niektórych nawet lepiej niż początkowo zakładano. On wywiązał się ze wszystkiego z nadmiarem. A przecież nie musiał. Nie musiał się tak starać. Nie musiał dzielić się z Marie swoją historią, odrywając maskę, której wnętrze widziało tak niewielka garstka ludzi. Nie musiał być dla niej tak wyrozumiały i czuły, kiedy obiecywał jej, że wszystko będzie dobrze. Nie musiał bić Seeleya tylko dlatego, że powiedział coś nie tak o Anicie, jakby naprawdę mu na niej zależało. A przede wszystkim, nie musiał otwierać się tak przed Pilar nad wielkim pudełkiem kurczaków i z ubabranym od ketchupu policzkiem, jakby byli czymś więcej niż głodnymi agentami po misji.
Nie musiał.
A jednak to zrobił.
I właśnie te wszystkie rzeczy, których nie musiał sprawiły, że głowa Pilar zatraciła się we własnych myślach i już wcale nie była taka pewna, czy na pewno chciała oddać mu te kluczyki tu i teraz.
Nawet kiedy podjechała na wyznaczony adres i starannie zaparkowała auto na jednym z miejsc parkingowych, idealnie mieszcząc się w wyznaczonych liniach, czuła niepewność. Uspokoiła silnik, odpięła pas i mocno zaciągnęła się niesamowitym zapachem Porche, pomieszanym z tym frytury i taniego fast fooda. Pachniał jak świetna przygoda. Szybka przygoda.
Wysiadła z samochodu, a dźwięk wysokich szpilek pomknął wzdłuż samochódu i zatrzymał się przy drzwiach, z których właśnie wytarmosił się Galen. Twarz miał zmęczoną, pijaną i wciąż przystojną. W jego oczach natomiast lawirowało wyczekiwanie. Czekał na jej ruch. Przekazał pałeczkę, jakby to ona miała wiedzieć najlepiej co należało zrobić.
Tylko co jeśli Pilar wcale nie wiedziała?
Co jeśli po raz pierwszy w życiu wcale nie zgadzała się z tym, co należało? Miała w sobie takie dziwne, trudne do opisania wrażenie, jakby to nie powinien być jeszcze koniec. Że do tego rozdziału brakowało jeszcze jednego akapitu. Czegoś, co zrodziło się z przypadku i unosiło gdzieś pomiędzy intensywnymi wymianami spojrzeń, udawanym dotykiem, a szczerymi wyznaniami.
Może dlatego kiedy tak stała przed nim, z głową zadartą w górę, pozwoliła sobie opuścić spojrzenie z jego błękitnych oczu na delikatnie rozchylone usta. I zastanowić się nad ich smakiem. Nawet nie nad konsekwencjami. Tylko smakiem. Czy gdyby teraz ten jedyny raz faktycznie to zrobiła, czy smakowałby jak drogie whiskey, fajki i tanie kurczaki z ketchupem? A może jednak jak ten grzech, którym tyle rozmawiali? Może taki warty pokusy? Może. I może Pilar była gotowa się o tym przekonać.
Wykonała krok do przodu, czując, jak serce w piersi nieznacznie podskoczyło i jednym gestem odszukała jego dłoń. Była ciepła. W przeciwieństwie do tej Pilar. Może do dlatego, że oddech wstrzymała już chwilę temu? Uniosła się nieznacznie na palcach.
Dziękuję — odezwała się w końcu, chociaż jej głos wybrzmiał na tyle cicho, że przypominał bardziej szept niż normalny ton. — Twoja pomoc była naprawdę nieoceniona — dołożyła kolejną dłoń do tych już złączonych, a razem z tym upuściła kluczyki do tej Galena. A potem zacisnęła jego palce tak, by ich przypadkiem nie zgubił, tym samym kapitulując nad własnymi pragnieniami. Na rzecz tego co wypadało. A potem nachyliła się do jego ucha.
Powodzenia, Galen — przysunęła usta to jego policzka i tym razem po raz pierwszy, jako Pilar, złożyła na nim pocałunek. Delikatny. Lekko wydłużony. — Nie daj z siebie robić dupka na siłę, co? — to zaś wypowiedziała prosto do jego ucha, próbując ignorować przyjemny zapach drogich perfum, podczas gdy dłoń przeniosła na jego klatkę piersiową. — I dbaj o to dobre serce.
A potem odeszła. Zostawiając go za sobą, jak i wszystko, co mogło się tego wieczoru wydarzyć. W jego marynarce, zapominając finalnie o tych pieprzonych kurczaczkach, które miała zjeść z gosposią, której nawet nie miała. I z dziwnym niedosytem, który pewnie zapije butelką wina, jak tylko wróci do domu. Oczywiście dopierdalając sobie zabraniem się za podsłuch.
Bo wtedy, gdy Pilar ulicę dalej zamawiała sobie taksówkę do domu, nie miała zielonego pojęcia, że już na pierwszym nagraniu okaże się, że Seeley wcale nie pojechał do szpitala. Zamiast tego zlał Chloe na kwaśne jabłko, mówiąc, że to wszystko to przecież jej wina, a Pilar będzie musiała tego wszystkiego słuchać aż nie wzejdzie słońce.
koniec.