salsa con el diablo en Medellín
: pn paź 20, 2025 11:56 pm
				
				Może i tak wypadało powiedzieć B, kiedy powiedziało się A, ale Madox to nie do końca zawsze robił to co wypadało. Zdarzało mu się, aż sam się czasem dziwił, że jednak to potrafi, zachować się jakoś po ludzku, ale jednak zdecydowanie częściej, ten ludzki pierwiastek gdzieś tam u niego ginął. I teraz też zaginął?
Chociaż może to właśnie było najbardziej ludzkie zachowanie jakie on mógł z siebie wykrzesać? Że nic jej nie powiedział, że nikomu nic nie powiedział?
Znał Pilar na tyle, żeby być przekonanym, że ona lubi wiedzieć, zupełnie tak jak on. Pod tym względem byli tacy sami, dociekliwi, pragnący poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Dużo ich było.
Ale akurat tym jednym razem nie mógł udzielić jej żadnych odpowiedzi. Może by mógł? Ufał jej. Ale jakby to wszystko wyszło, to już jutro pakowaliby walizki i wracali do Toronto.
Nie chciał jeszcze pakować walizki, dopiero co ją otworzył. Walczył ze sobą, mógł jej coś powiedzieć, POWINIEN.
Powinien w ogóle tutaj nie przyjeżdżać, skoro gdzieś tam głęboko na dnie serca, wciąż nosił sekrety, które mógłby dużo tutaj zburzyć, zniszczyć. Ale ten jebany Ticiano tak go prosił, tak się powoływał na ich przyjaźń i na to, co sobie obiecywali jako dzieci, taki kurwa przyjaciel, ale kutasa w spodniach nie umiał utrzymać.
Kiedy wyszedł z tej łazienki to w pierwszej kolejności kopnął gdzieś pod łóżko tę swoją walizkę. Bo może mógł się spodziewać, że tak to wszystko będzie wyglądało? Że jak zacznie i powie Pilar prawdę, to ona nie odpuści, nigdy nie odpuszczała, ale problem pojawił się w momencie, w którym on nie mógł powiedzieć jej całej prawdy. Kiedy wyszła po te swoje rzeczy to usiadł na łóżku w tym ręczniku, a dopiero jak zatrzasnęła za sobą drzwi, to zanurkował pod to łoże po swoją walizkę, a kopnął ją pod samą ścianę, więc praktycznie musiał się tam wczołgać. Dobrze, że sprzątaczki w tym pięknym domu sprzątały też tam, chociaż kiedy już wyszedł to strzepnął z siebie trochę kurzu.
Wypił w międzyczasie jeszcze trochę rumu, głowa znowu zaczynała go boleć, ale to już chyba nie był kac, tylko po prostu w tej chwili to za dużo myśli już mu się kłębiło pod czaszką, może mógł jakoś inaczej to rozegrać? Po prostu skłamać, umiał kłamać jak z nut, a jednak się przyznał. Wciągnął na siebie czarne jeansy, a na ramiona założył tę kolorową koszulę w złote łańcuchy, taką, która miała w sobie coś z Medellín, tutaj wszyscy chodzili w złocie, Madox nie chciał się wyróżniać, złote łańcuszki spłynęły po jego torsie. Przez chwilę jeszcze siedział w fotelu wpatrując się w drzwi od łazienki. Może też powinien wejść tam do niej do łazienki i powiedzieć jej wszystko, i wtedy zapytać jej co teraz czuje? Bo on czuł się chujowo.
Kiedy Pilar wyszła w tym ręczniku to tylko powiódł za nią spojrzeniem, no i w końcu zaczął zapinać tę swoją koszulę. Założył te swoje eleganckie buty i zegarek, nie tak bajecznie drogi jak Galena Wyatta, a jednak też drogi. Długo podwijał rękawy koszuli i poprawiał mankiety, kiedy Pilar już wyszła, długo starał się na nią nie spojrzeć, ale w końcu spojrzał. Na tę sukienkę z dekoltem i na tego węża między jej piersiami. Chciał go zobaczyć, ale jakoś nie potrafił się teraz za bardzo z tego ucieszyć. Kiedy Stewart stanęła przy drzwiach, to tylko złapał skórzaną kurtkę i ruszył za nią.
- Pięknie wyglądasz - rzucił mijając ją w drzwiach, ale nawet się nie zatrzymał. Nawet nie prześlizgnął się spojrzeniem po jej sylwetce, chociaż... cały czas ją obserwował udając, że walczy z tymi mankietami.
Kiedy ruszyli korytarzem w kierunku schodów, to po drodze wpadli na... Rosę, bo kogo by innego? Wychodziła z jakiegoś pokoju i trochę się zmieszała.
- Pomagałam Marie z sukienką - rzuciła, jakby ktoś ją pytał, a nikt przecież kurwa nie pytał. Madox nawet chciał ją wyminąć, ale zatrzymał się w miejscu, żeby poczekać na Pilar, żeby wyciągnąć do niej rękę, bo wcześniej szedł trochę z przodu.
Rosalinda miała na sobie czerwoną, krótką sukienkę całą w dużych, mieniących się cekinach, które połyskiwały przy każdym jej ruchu, wyglądała trochę jak syrenka, która urwała się z burdelu i podwinęła sobie ogon.
- Zjemy i jedziemy Madox - zarządziła poprawiając kieckę, która podwinęła jej się tak, że prawie było widać jej majtki, albo może to, że ich nie miała?
Noriega to w ogóle nie zwrócił na nią uwagi, dopiero kiedy chciała wbić się przed Pilar, żeby stanąć obok niego, to zrobił jakiś krok w bok.
Z racji tego, że Pilar już trochę mniej chętnie mu tę rękę podawała, albo może Rosa zrobiła na niej takie wrażenie, to Madox objął Stewart ramieniem, żeby odwrócić się do Rosalindy plecami.
- Wiem co mam robić Rosa - rzucił tylko do niej, chociaż na usta mu się cisnęło jeszcze kilka innych epitetów, które chciałby posłać w jej kierunku, ale ugryzł się w język. Zeszli z Pilar po tych wielkich, rzeźbionych schodach, na dole były już nie tylko jego kuzynki, ale też kuzyni i wujowie, całkiem dużo nowych ludzi.
- Teraz się zacznie... - mruknął, a później zaczęły się te wszystkie powitania. Większość z nich dość serdecznych zwłaszcza z wujem, ale kilka razy padło pytanie, czy już spłacił dług, albo czy nie szkoda mu Rosalindy, nawet ktoś powiedział Pilar, żeby uważała.
A na koniec, na deser, chociaż jeszcze przecież nie usiedli do stołu, pojawił się brat Rosy, o tak samo niebieskich oczach jak jego siostra.
- W końcu odważyłeś się wyjść z ukrycia Madox? Mam nadzieję, że tym razem nie spierdolisz tego ślubu, bo podobno Ticiano wziął cię na świadka, tragiczny wybór - tragiczny wybór to było jednak tutaj przyjeżdżać, od razu pomyślał sobie Madox, ale nic nie powiedział, chociaż najchętniej to by po prostu dał mu w ryj, temu całemu Alvaro - bratu Rosy. Zacisnął nawet dłoń w pięść, ale wtedy podeszła do nich cioteczka. Złapała rękę Pilar, którą Madox cały czas przedstawiał jako swoją dziewczynę. Chociaż może już wcale nie chciała nią być? Udawać. Ale teraz to już nie miała wyjścia.
- Chodźcie kochani, Pilar siedzisz koło mnie - i pociągnęła ją za sobą do stołu. Usadziła obok siebie. Przy wielkim, syto zastawionym stole siedzieli obok ciotki, Pilar, po jej prawej Madox, Rosalinda (skąd ona się tutaj wzięła), Ticiano i Maria.
Oczywiście ciotka podała ten bandeja paisa, na który Madox tak czekał, cały talerz, a na nim fasola, sos hogao, ryż, plantany, chicharrones, jajko sadzone, arepas, kiełbaski, mięso mielone i awokado. Dużo wszystkiego, ale pachniało wybornie, aż Madoxowi kiszki zaczęły grać marsza, ale zanim jeszcze podniósł widelec, to pochylił się w kierunku Pilar, zawieszając oddech tuż nad jej odkrytym ramieniem.
- Bandeja paisa to taki kolumbijski talerz, mam nadzieję, że będzie Ci smakowało - szepnął jej to do ucha, a cioteczka uśmiechnęła się - musisz spróbować wszystkiego - powiedziała wesoło, oprócz tego dania głównego to były też inne, na stole już nic by się nie zmieściło. Madox zaczął od fasoli, której pełną łyżkę od razu wpakował sobie w usta. Ten obiad wyglądał zdecydowanie inaczej niż te kolacje u bogaczy, wszyscy ze sobą rozmawiali, dzielili się jedzeniem, po chwili już krążyły półmiski z innymi daniami. Oczywiście Madox dokładał wszystko na swój talerz, aż w końcu miał na nim mały stos. Cioteczka też pilnowała, żeby Pilar spróbowała rzeczywiście wszystkiego, a kiedy już trochę zjedli, a Madox dyskutował o czymś z Ticiano, to ciocia zapytała Stewart.
- A jak się poznaliście z moim niño? - i chociaż Noriega słuchał Ticiano, to jednak zerknął w kierunku Pilar.
Pilar Stewart
			Chociaż może to właśnie było najbardziej ludzkie zachowanie jakie on mógł z siebie wykrzesać? Że nic jej nie powiedział, że nikomu nic nie powiedział?
Znał Pilar na tyle, żeby być przekonanym, że ona lubi wiedzieć, zupełnie tak jak on. Pod tym względem byli tacy sami, dociekliwi, pragnący poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Dużo ich było.
Ale akurat tym jednym razem nie mógł udzielić jej żadnych odpowiedzi. Może by mógł? Ufał jej. Ale jakby to wszystko wyszło, to już jutro pakowaliby walizki i wracali do Toronto.
Nie chciał jeszcze pakować walizki, dopiero co ją otworzył. Walczył ze sobą, mógł jej coś powiedzieć, POWINIEN.
Powinien w ogóle tutaj nie przyjeżdżać, skoro gdzieś tam głęboko na dnie serca, wciąż nosił sekrety, które mógłby dużo tutaj zburzyć, zniszczyć. Ale ten jebany Ticiano tak go prosił, tak się powoływał na ich przyjaźń i na to, co sobie obiecywali jako dzieci, taki kurwa przyjaciel, ale kutasa w spodniach nie umiał utrzymać.
Kiedy wyszedł z tej łazienki to w pierwszej kolejności kopnął gdzieś pod łóżko tę swoją walizkę. Bo może mógł się spodziewać, że tak to wszystko będzie wyglądało? Że jak zacznie i powie Pilar prawdę, to ona nie odpuści, nigdy nie odpuszczała, ale problem pojawił się w momencie, w którym on nie mógł powiedzieć jej całej prawdy. Kiedy wyszła po te swoje rzeczy to usiadł na łóżku w tym ręczniku, a dopiero jak zatrzasnęła za sobą drzwi, to zanurkował pod to łoże po swoją walizkę, a kopnął ją pod samą ścianę, więc praktycznie musiał się tam wczołgać. Dobrze, że sprzątaczki w tym pięknym domu sprzątały też tam, chociaż kiedy już wyszedł to strzepnął z siebie trochę kurzu.
Wypił w międzyczasie jeszcze trochę rumu, głowa znowu zaczynała go boleć, ale to już chyba nie był kac, tylko po prostu w tej chwili to za dużo myśli już mu się kłębiło pod czaszką, może mógł jakoś inaczej to rozegrać? Po prostu skłamać, umiał kłamać jak z nut, a jednak się przyznał. Wciągnął na siebie czarne jeansy, a na ramiona założył tę kolorową koszulę w złote łańcuchy, taką, która miała w sobie coś z Medellín, tutaj wszyscy chodzili w złocie, Madox nie chciał się wyróżniać, złote łańcuszki spłynęły po jego torsie. Przez chwilę jeszcze siedział w fotelu wpatrując się w drzwi od łazienki. Może też powinien wejść tam do niej do łazienki i powiedzieć jej wszystko, i wtedy zapytać jej co teraz czuje? Bo on czuł się chujowo.
Kiedy Pilar wyszła w tym ręczniku to tylko powiódł za nią spojrzeniem, no i w końcu zaczął zapinać tę swoją koszulę. Założył te swoje eleganckie buty i zegarek, nie tak bajecznie drogi jak Galena Wyatta, a jednak też drogi. Długo podwijał rękawy koszuli i poprawiał mankiety, kiedy Pilar już wyszła, długo starał się na nią nie spojrzeć, ale w końcu spojrzał. Na tę sukienkę z dekoltem i na tego węża między jej piersiami. Chciał go zobaczyć, ale jakoś nie potrafił się teraz za bardzo z tego ucieszyć. Kiedy Stewart stanęła przy drzwiach, to tylko złapał skórzaną kurtkę i ruszył za nią.
- Pięknie wyglądasz - rzucił mijając ją w drzwiach, ale nawet się nie zatrzymał. Nawet nie prześlizgnął się spojrzeniem po jej sylwetce, chociaż... cały czas ją obserwował udając, że walczy z tymi mankietami.
Kiedy ruszyli korytarzem w kierunku schodów, to po drodze wpadli na... Rosę, bo kogo by innego? Wychodziła z jakiegoś pokoju i trochę się zmieszała.
- Pomagałam Marie z sukienką - rzuciła, jakby ktoś ją pytał, a nikt przecież kurwa nie pytał. Madox nawet chciał ją wyminąć, ale zatrzymał się w miejscu, żeby poczekać na Pilar, żeby wyciągnąć do niej rękę, bo wcześniej szedł trochę z przodu.
Rosalinda miała na sobie czerwoną, krótką sukienkę całą w dużych, mieniących się cekinach, które połyskiwały przy każdym jej ruchu, wyglądała trochę jak syrenka, która urwała się z burdelu i podwinęła sobie ogon.
- Zjemy i jedziemy Madox - zarządziła poprawiając kieckę, która podwinęła jej się tak, że prawie było widać jej majtki, albo może to, że ich nie miała?
Noriega to w ogóle nie zwrócił na nią uwagi, dopiero kiedy chciała wbić się przed Pilar, żeby stanąć obok niego, to zrobił jakiś krok w bok.
Z racji tego, że Pilar już trochę mniej chętnie mu tę rękę podawała, albo może Rosa zrobiła na niej takie wrażenie, to Madox objął Stewart ramieniem, żeby odwrócić się do Rosalindy plecami.
- Wiem co mam robić Rosa - rzucił tylko do niej, chociaż na usta mu się cisnęło jeszcze kilka innych epitetów, które chciałby posłać w jej kierunku, ale ugryzł się w język. Zeszli z Pilar po tych wielkich, rzeźbionych schodach, na dole były już nie tylko jego kuzynki, ale też kuzyni i wujowie, całkiem dużo nowych ludzi.
- Teraz się zacznie... - mruknął, a później zaczęły się te wszystkie powitania. Większość z nich dość serdecznych zwłaszcza z wujem, ale kilka razy padło pytanie, czy już spłacił dług, albo czy nie szkoda mu Rosalindy, nawet ktoś powiedział Pilar, żeby uważała.
A na koniec, na deser, chociaż jeszcze przecież nie usiedli do stołu, pojawił się brat Rosy, o tak samo niebieskich oczach jak jego siostra.
- W końcu odważyłeś się wyjść z ukrycia Madox? Mam nadzieję, że tym razem nie spierdolisz tego ślubu, bo podobno Ticiano wziął cię na świadka, tragiczny wybór - tragiczny wybór to było jednak tutaj przyjeżdżać, od razu pomyślał sobie Madox, ale nic nie powiedział, chociaż najchętniej to by po prostu dał mu w ryj, temu całemu Alvaro - bratu Rosy. Zacisnął nawet dłoń w pięść, ale wtedy podeszła do nich cioteczka. Złapała rękę Pilar, którą Madox cały czas przedstawiał jako swoją dziewczynę. Chociaż może już wcale nie chciała nią być? Udawać. Ale teraz to już nie miała wyjścia.
- Chodźcie kochani, Pilar siedzisz koło mnie - i pociągnęła ją za sobą do stołu. Usadziła obok siebie. Przy wielkim, syto zastawionym stole siedzieli obok ciotki, Pilar, po jej prawej Madox, Rosalinda (skąd ona się tutaj wzięła), Ticiano i Maria.
Oczywiście ciotka podała ten bandeja paisa, na który Madox tak czekał, cały talerz, a na nim fasola, sos hogao, ryż, plantany, chicharrones, jajko sadzone, arepas, kiełbaski, mięso mielone i awokado. Dużo wszystkiego, ale pachniało wybornie, aż Madoxowi kiszki zaczęły grać marsza, ale zanim jeszcze podniósł widelec, to pochylił się w kierunku Pilar, zawieszając oddech tuż nad jej odkrytym ramieniem.
- Bandeja paisa to taki kolumbijski talerz, mam nadzieję, że będzie Ci smakowało - szepnął jej to do ucha, a cioteczka uśmiechnęła się - musisz spróbować wszystkiego - powiedziała wesoło, oprócz tego dania głównego to były też inne, na stole już nic by się nie zmieściło. Madox zaczął od fasoli, której pełną łyżkę od razu wpakował sobie w usta. Ten obiad wyglądał zdecydowanie inaczej niż te kolacje u bogaczy, wszyscy ze sobą rozmawiali, dzielili się jedzeniem, po chwili już krążyły półmiski z innymi daniami. Oczywiście Madox dokładał wszystko na swój talerz, aż w końcu miał na nim mały stos. Cioteczka też pilnowała, żeby Pilar spróbowała rzeczywiście wszystkiego, a kiedy już trochę zjedli, a Madox dyskutował o czymś z Ticiano, to ciocia zapytała Stewart.
- A jak się poznaliście z moim niño? - i chociaż Noriega słuchał Ticiano, to jednak zerknął w kierunku Pilar.
Pilar Stewart