a birthday party like no other
: pn lis 17, 2025 10:36 pm
Żadna z nich nie była typem, który lubił omawiać życie prywatne ze współpracownikami. Gdyby nie to, że nie potrafiły utrzymać rąk przy sobie oraz urządziły kilka scen, gdy jeszcze sytuacja między nimi była naprawdę napięta. To tylko rodziło kolejne plotki, na które nie zwracały uwagi i z czasem jakoś organicznie dla wszystkich stało się jasne, że pani detektyw z wydziału zabójstw jest z tą pedantyczną koronerką.
Szczerze mówiąc to, że chciały adoptować dziecko było czymś zaskakującym. W końcu nie potrafiły dalej się zebrać na to, aby wziąć ten przeklęty ślub tak jak powinny, a i nie wydawały się szczególnie rodzinne. Dopóki nie spotkały Sama były przekonane, że dzieci nie są czymś czego pragną w swoim życiu. Evina miała już własne, które dawno dorosły, a Zaylee nie przejawiała raczej instynktów macierzyńskich, ale nagle wszystko się zmieniło.
- Dzięki. My sobie jakoś poradzimy, ale Sam... To tylko dzieciak, Sloan - powiedziała, patrząc wprost na mężczyznę.
Wiedziała, że Zaylee naciskała na ochronę, ale jeśli z jakiegoś powodu środki policyjne byłyby ograniczone to chyba obie wolałyby, aby to właśnie Samuel otrzymał wszelką możliwą ochronę. One potrafiły radzić sobie z różnymi typami.Niejednokrotnie już to udowodniły.
- Zainstaluję na dniach monitoring - oświadczyła, gdy tylko Sloan zaczął przechodzić do rzeczy i w końcu obiecał im, że zajmie się wszystkim należycie. - Przynajmniej będziemy wiedzieć kto i kiedy się tu kręci.
Dotychczas nie przypuszczały, aby takie środki były niezbędne. Okolica, w której mieszkały była naprawdę spokojna i bezpieczna, ale biorąc pod uwagę obecne okoliczności musiały zrobić coś, aby nieco lepiej się zabezpieczyć i zebrać ewentualne dowody, gdyby tylko Blythe zaczął się kręcić koło ich domu i podrzucał kolejne paczki.
- Wiesz jak wygląda nasza praca, Charlie - odparła, gdy tylko ten kazał im na siebie uważać i się nie wychylać. - Będziemy robiły, co możemy. Nie potrzebujemy dodatkowych atrakcji.
Chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie kusiło jej odnalezienie Blythe'a na własną rękę i własnoręczne przekonanie go do tego, że powinien się na dobre odwalić od jej rodziny.
Pożegnała się ze Sloanem, który wyszedł niezbyt pocieszony, a następnie spojrzała w kierunku narzeczonej, która stała w przejściu do kuchni. Nie chciała, aby ta zamartwiała się niepotrzebnie w dniu, który miał być jej świętem. Nawet jeśli doszło w jego trakcie do pewnych nieprzyjemnych wydarzeń.
- Myślę, że... - zaczęła, stając tuż przy niej, a zdrowa dłoń bez problemu odnalazła jej talię, a następnie brzeg bluzy. - Powinnyśmy wyjść jeśli tylko mamy na to ochotę... Powinnyśmy robić to, co tylko będziesz dzisiaj chciała.
Nie zamierzała odpuszczać. Może i w tym momencie starała się uszczęśliwiać koronerkę na siłę, ale miała nadzieję, że wystarczy krótka chwila, aby ta mogła faktycznie rozluźnić się po tym wszystkim.
Przylgnęła do niej i przycisnęła ją do framugi. Zaciągnęła się świeżym zapachem jej bluzy i ucałowała jej szyję blisko kąta jej żuchwy. Jej ręka dawno już wpełzła pod materiał ubrania i przesuwała się spokojnie po rozpalonej skórze. Starała się nacieszyć tym momentem: pełnym ciepła i bliskości. Właśnie tak chciała zapamiętać ten dzień.
zaylee miller
Szczerze mówiąc to, że chciały adoptować dziecko było czymś zaskakującym. W końcu nie potrafiły dalej się zebrać na to, aby wziąć ten przeklęty ślub tak jak powinny, a i nie wydawały się szczególnie rodzinne. Dopóki nie spotkały Sama były przekonane, że dzieci nie są czymś czego pragną w swoim życiu. Evina miała już własne, które dawno dorosły, a Zaylee nie przejawiała raczej instynktów macierzyńskich, ale nagle wszystko się zmieniło.
- Dzięki. My sobie jakoś poradzimy, ale Sam... To tylko dzieciak, Sloan - powiedziała, patrząc wprost na mężczyznę.
Wiedziała, że Zaylee naciskała na ochronę, ale jeśli z jakiegoś powodu środki policyjne byłyby ograniczone to chyba obie wolałyby, aby to właśnie Samuel otrzymał wszelką możliwą ochronę. One potrafiły radzić sobie z różnymi typami.Niejednokrotnie już to udowodniły.
- Zainstaluję na dniach monitoring - oświadczyła, gdy tylko Sloan zaczął przechodzić do rzeczy i w końcu obiecał im, że zajmie się wszystkim należycie. - Przynajmniej będziemy wiedzieć kto i kiedy się tu kręci.
Dotychczas nie przypuszczały, aby takie środki były niezbędne. Okolica, w której mieszkały była naprawdę spokojna i bezpieczna, ale biorąc pod uwagę obecne okoliczności musiały zrobić coś, aby nieco lepiej się zabezpieczyć i zebrać ewentualne dowody, gdyby tylko Blythe zaczął się kręcić koło ich domu i podrzucał kolejne paczki.
- Wiesz jak wygląda nasza praca, Charlie - odparła, gdy tylko ten kazał im na siebie uważać i się nie wychylać. - Będziemy robiły, co możemy. Nie potrzebujemy dodatkowych atrakcji.
Chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie kusiło jej odnalezienie Blythe'a na własną rękę i własnoręczne przekonanie go do tego, że powinien się na dobre odwalić od jej rodziny.
Pożegnała się ze Sloanem, który wyszedł niezbyt pocieszony, a następnie spojrzała w kierunku narzeczonej, która stała w przejściu do kuchni. Nie chciała, aby ta zamartwiała się niepotrzebnie w dniu, który miał być jej świętem. Nawet jeśli doszło w jego trakcie do pewnych nieprzyjemnych wydarzeń.
- Myślę, że... - zaczęła, stając tuż przy niej, a zdrowa dłoń bez problemu odnalazła jej talię, a następnie brzeg bluzy. - Powinnyśmy wyjść jeśli tylko mamy na to ochotę... Powinnyśmy robić to, co tylko będziesz dzisiaj chciała.
Nie zamierzała odpuszczać. Może i w tym momencie starała się uszczęśliwiać koronerkę na siłę, ale miała nadzieję, że wystarczy krótka chwila, aby ta mogła faktycznie rozluźnić się po tym wszystkim.
Przylgnęła do niej i przycisnęła ją do framugi. Zaciągnęła się świeżym zapachem jej bluzy i ucałowała jej szyję blisko kąta jej żuchwy. Jej ręka dawno już wpełzła pod materiał ubrania i przesuwała się spokojnie po rozpalonej skórze. Starała się nacieszyć tym momentem: pełnym ciepła i bliskości. Właśnie tak chciała zapamiętać ten dzień.
zaylee miller