snowflakes and rainbows
: ndz gru 28, 2025 2:03 pm
Zawsze czuła się młoda duchem. I ciałem też, choć pod tym względem nie miała złudzeń i wiedziała, że wygląda raczej na swój wiek. Może na rok czy dwa młodziej, ale po trzydziestce i tak przestawało to mieć większe znaczenie. Przynajmniej tak twierdziła Teddy. Co prawda trójkę z przodu nosiła dopiero od kilku dni, jednak była już absolutnie pewna, że to tylko liczba. Że nic nagle się nie zmieni, nie przestanie się śmiać z tych samych głupstw, nie zacznie wcześniej chodzić spać ani patrzeć w lustro z niepokojem, doszukując się pierwszych zmarszczek. Czuła, że w środku wciąż jest tą samą osobą — ciekawą świata i chyba trochę zbyt pewną, że najlepsze dopiero przed nią.
Kiedy April wtuliła się w nią, poczuła nieoczekiwane napięcie w piersi. Nie potrafiła tego określić. Na pewno nie tak dokładnie, jakby chciała. Bliskość przyjaciółki była przyjemna, ale też wymagała czujności, żeby nie rozjebać niczego przez własne pragnienia. Już wystarczyło, że odkrywała nowe warstwy tej przyjaźni, których wcześnie nie zauważała.
— Lubię wiosnę — stwierdziła tonem Johnny'ego Bravo, który równie mocno lubił placki. — Ale lubię też zimę, bo wtedy masz powód, żeby się tak do mnie przytulać — dodała z przekonaniem, że Finch zrobiła to tylko dlatego, że było jej zimno. — Ty pachniesz jak kiełbaska z ogniska — rzuciła jeszcze uszczypliwie i dźgnęła ją palcem pod żebra. Nie za mocno, bo przecież pamiętała o tych nieszczęsnych urazach, których Finch nabawiła się na stoku.
A gdy ta sięgnęła po swojego blanta, Darling zrozumiała, że to był moment, w którym miała przejebane. Czy naprawdę April chciała, żeby spaliła tego lolka całkiem sama, biorąc pod uwagę dość istotny fakt, że nie paliła na co dzień?
— No właśnie — zaczęła, obserwując jak przyjaciółka najpierw siada w progu. I nawet nie zakodowała momentu, w którym przysiad zmienił się leżenie na wznak. — Anulowałam zakład, a ty i tak zdjęłaś zegarek. A on się nawet nie liczy. Ten zakład, nie zegarek. Bez zegarka to wiem, że czujesz się naga — stwierdziła, bo to nie był pierwszy raz, kiedy Finch spoglądała na nadgarstek. — Przesuń się — poleciła i wcisnęła się obok niej.
Pomimo że opadła na podłogę z głuchym łoskotem, jej ciało wydawało się lekkie, jakby unosiła się na jebanej chmurce. Dziwne, cudownie oderwane od rzeczywistości uczucie. Głowa też była leciutka, a myśli rozpływały się w powietrzu jak dym z blanta. Miała wrażenie, że jej mózg stopniał w coś mazistego i bezkształtnego. Albo może wcale już go nie było, a jedynie cienki sznurek podtrzymywał uszy? Każdy dźwięk wokół docierał z dziwnym opóźnieniem — szum wentylatora brzmiał jak echo w wielkiej jaskini, a śmiech przyjaciółki wydawał się jednocześnie bliski i odległy, jakby dochodził zza ściany.
Teddy uśmiechnęła się do siebie z tej własnej, nieporadnej lekkości. Wszystko było na swoim miejscu i jednocześnie zupełnie nie było.
— Jestem taka gorąca — wypaliła nagle, dociskając jointa do ust. — Ale nie, że seksowna, tylko ciepło mi okrutnie — wyjaśniła krótko. Czas rozciągał się w bezmiarze, myśli sunęły leniwie w odrealnionym świecie, gdzie każda chwila trwała wieczność, a każda drobnostka wydawała się fascynująca i dziwacznie ważna.
April Finch
Kiedy April wtuliła się w nią, poczuła nieoczekiwane napięcie w piersi. Nie potrafiła tego określić. Na pewno nie tak dokładnie, jakby chciała. Bliskość przyjaciółki była przyjemna, ale też wymagała czujności, żeby nie rozjebać niczego przez własne pragnienia. Już wystarczyło, że odkrywała nowe warstwy tej przyjaźni, których wcześnie nie zauważała.
— Lubię wiosnę — stwierdziła tonem Johnny'ego Bravo, który równie mocno lubił placki. — Ale lubię też zimę, bo wtedy masz powód, żeby się tak do mnie przytulać — dodała z przekonaniem, że Finch zrobiła to tylko dlatego, że było jej zimno. — Ty pachniesz jak kiełbaska z ogniska — rzuciła jeszcze uszczypliwie i dźgnęła ją palcem pod żebra. Nie za mocno, bo przecież pamiętała o tych nieszczęsnych urazach, których Finch nabawiła się na stoku.
A gdy ta sięgnęła po swojego blanta, Darling zrozumiała, że to był moment, w którym miała przejebane. Czy naprawdę April chciała, żeby spaliła tego lolka całkiem sama, biorąc pod uwagę dość istotny fakt, że nie paliła na co dzień?
— No właśnie — zaczęła, obserwując jak przyjaciółka najpierw siada w progu. I nawet nie zakodowała momentu, w którym przysiad zmienił się leżenie na wznak. — Anulowałam zakład, a ty i tak zdjęłaś zegarek. A on się nawet nie liczy. Ten zakład, nie zegarek. Bez zegarka to wiem, że czujesz się naga — stwierdziła, bo to nie był pierwszy raz, kiedy Finch spoglądała na nadgarstek. — Przesuń się — poleciła i wcisnęła się obok niej.
Pomimo że opadła na podłogę z głuchym łoskotem, jej ciało wydawało się lekkie, jakby unosiła się na jebanej chmurce. Dziwne, cudownie oderwane od rzeczywistości uczucie. Głowa też była leciutka, a myśli rozpływały się w powietrzu jak dym z blanta. Miała wrażenie, że jej mózg stopniał w coś mazistego i bezkształtnego. Albo może wcale już go nie było, a jedynie cienki sznurek podtrzymywał uszy? Każdy dźwięk wokół docierał z dziwnym opóźnieniem — szum wentylatora brzmiał jak echo w wielkiej jaskini, a śmiech przyjaciółki wydawał się jednocześnie bliski i odległy, jakby dochodził zza ściany.
Teddy uśmiechnęła się do siebie z tej własnej, nieporadnej lekkości. Wszystko było na swoim miejscu i jednocześnie zupełnie nie było.
— Jestem taka gorąca — wypaliła nagle, dociskając jointa do ust. — Ale nie, że seksowna, tylko ciepło mi okrutnie — wyjaśniła krótko. Czas rozciągał się w bezmiarze, myśli sunęły leniwie w odrealnionym świecie, gdzie każda chwila trwała wieczność, a każda drobnostka wydawała się fascynująca i dziwacznie ważna.
April Finch