I never planned for forever. Until you.
: śr sie 06, 2025 3:19 pm
— No, zacznijmy od tego, że umówiłaś się ze mną. A potem chciałaś ze mną być. A potem stwierdziłaś, że też mnie kochasz. — Wyliczył na poczet tych „głupich decyzji”, o których rzekomo miała mówić. Wiedział, że nie chodziło konkretnie o to, bo jeśli już – to o to całe popełnianie sportów ekstremalnych i to chyba tylko dlatego, że on je lubił (chociaż wcale jej nie zmuszał). Ale jego natura nie pozwalała mu tego nie przekuć w ten zaczepny, znany jej aż za dobrze żart.
I znów można napisać: widziały gały, co brały.
Chociaż żadne gały faktycznie nie widzą od razu, co tak naprawdę kryje się pod taką ładną buzią, jak ta Jiwoonga.
Sora już to odkrywała i przerabiała z nim swoją własną wersję Na Wspólnej. Bardziej ekstremalną, nieco mniej poplątaną, ale na pewno też na jakiś sposób zawiłą i z rozbudowaną fabułą. Taką, dzięki której czekało się na kolejne odcinki, bo żadne motywy się nie powielały.
I kto by się spodziewał, że w tym konkretnym odcinku, Jiwoong wpadnie na genialny pomysł, aby nastraszyć Sorę. I to w dość oczywisty sposób, bo to zejście do piwnicy nie stało się ani nagle, ani niespodziewanie. A nie było ono wywołane ani podejrzanym szmerem czy nagłym, podejrzanym wyłączeniem prądu.
Po prostu schodził, bo tak stanowiły instrukcje nadesłane przez gospodarza. Włączyć korki i uruchomić boiler, żeby za parę godzin mogli cieszyć się ciepłą wodą pod prysznicem. Tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło im na myśl w nocy wymrozić sobie dupę.
Jiwoong to ciepłej wody potrzebował też do porannego prysznica, żeby nie klękać przed Sorą śmierdzący a pachnący.
Najlepiej jej płynem do kąpieli. Albo tym drogim szamponem, którego miał nie ruszać.
I jak już zaległ na ziemi, wchodząc w swoją rolę, tak czekał. Bardzo, ale to bardzo starał się nie uśmiechnąć głupawo, kiedy to Sora pojawiła się, z oświadczeniem, że nie było to zabawne. On z kolei miał wokół siebie taką aurę, która zdradzała, że sądził przeciwnie.
I musiał naprawdę walczyć ze sobą, żeby nie drgnąć, kiedy go szturchała, poklepywała czy właśnie dźgała. Ale to był już ten moment krytyczny, bo chociaż dalej był „martwy”, to już po chwili złapał ją w swój uścisk, wytrącając z równowagi i ściągając na siebie, z jakimś dzikim, pewnie w jego głowie: przerażającym, okrzykiem.
Żaden potwór tak nie brzmiał.
Dopadł ją, zamknął w uścisku i jeszcze prutnął jej w szyję, jak tylko po tym okrzyku wcisnął mordę i docisnął do jej skóry.
— Mówiłem ci że miałaś uciekać — powiedział, z wielkim niby wyrzutem. — Nie uciekłaś, to masz przegwizdane. Teraz zostaniesz ze mną, leśnym Quasimodo. tutaj, w piwnicy. Na zawsze. Będziemy razem opierdalać szczury i kąpać się w tym, co skapnie z rur. A raczej nie skapnie dużo, bo woda jest zakręcona. A jak się nam przyfarci, to będziemy doprowadzać do delulu wszystkich innych gości, którzy tu przyjadą. — Brzmiało jak plan dojrzałego mężczyzny, który opowiedziałby swojej partnerce.
Jiwoong był dojrzały. Gdy sytuacja tego wymagała. Jednak na co dzień był raczej lekko duchem, chętnym i skorym do żarcików o różnym poziomie śmieszności. Czasem nawet nie były one zabawne, ale nie dało mu się zarzucić, że próbował.
— Dobra, jednak trochę mnie poniosło z tym „na zawsze” — powiedział, wypuszczając ją na tyle, by móc na nią spojrzeć. — Kto by tyle z tobą wytrzymał, co? — zagaił, z głupawym, zaczepnym półuśmiechem. Tym samym, który mówił za niego, że to był tylko jeden z jego głupich dowcipów, za które nie można było się na niego gniewać. Bo przecież Sora wiedziała, że on za nią szalał.
Ale formalnie jeszcze tego nie przyznał. Chociaż poczynił już kroki w tym kierunku, dając jej pierwszy z pierścionków. Jeszcze dwa, jeden z nich wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, i spełni to formalne „na zawsze”.
— Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś. — Nie była wcale. Jeśli już, to był słodki ciężar, ale dla niego ledwie wyczuwalne. I to nie dlatego, że Jiwoong był jakimś siłownianym koksem. To Sora ważyła tyle, co nic. Pewnie kości miała puste w środku.
Jak on czaszkę.
Sora Wolff
I znów można napisać: widziały gały, co brały.
Chociaż żadne gały faktycznie nie widzą od razu, co tak naprawdę kryje się pod taką ładną buzią, jak ta Jiwoonga.
Sora już to odkrywała i przerabiała z nim swoją własną wersję Na Wspólnej. Bardziej ekstremalną, nieco mniej poplątaną, ale na pewno też na jakiś sposób zawiłą i z rozbudowaną fabułą. Taką, dzięki której czekało się na kolejne odcinki, bo żadne motywy się nie powielały.
I kto by się spodziewał, że w tym konkretnym odcinku, Jiwoong wpadnie na genialny pomysł, aby nastraszyć Sorę. I to w dość oczywisty sposób, bo to zejście do piwnicy nie stało się ani nagle, ani niespodziewanie. A nie było ono wywołane ani podejrzanym szmerem czy nagłym, podejrzanym wyłączeniem prądu.
Po prostu schodził, bo tak stanowiły instrukcje nadesłane przez gospodarza. Włączyć korki i uruchomić boiler, żeby za parę godzin mogli cieszyć się ciepłą wodą pod prysznicem. Tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło im na myśl w nocy wymrozić sobie dupę.
Jiwoong to ciepłej wody potrzebował też do porannego prysznica, żeby nie klękać przed Sorą śmierdzący a pachnący.
Najlepiej jej płynem do kąpieli. Albo tym drogim szamponem, którego miał nie ruszać.
I jak już zaległ na ziemi, wchodząc w swoją rolę, tak czekał. Bardzo, ale to bardzo starał się nie uśmiechnąć głupawo, kiedy to Sora pojawiła się, z oświadczeniem, że nie było to zabawne. On z kolei miał wokół siebie taką aurę, która zdradzała, że sądził przeciwnie.
I musiał naprawdę walczyć ze sobą, żeby nie drgnąć, kiedy go szturchała, poklepywała czy właśnie dźgała. Ale to był już ten moment krytyczny, bo chociaż dalej był „martwy”, to już po chwili złapał ją w swój uścisk, wytrącając z równowagi i ściągając na siebie, z jakimś dzikim, pewnie w jego głowie: przerażającym, okrzykiem.
Żaden potwór tak nie brzmiał.
Dopadł ją, zamknął w uścisku i jeszcze prutnął jej w szyję, jak tylko po tym okrzyku wcisnął mordę i docisnął do jej skóry.
— Mówiłem ci że miałaś uciekać — powiedział, z wielkim niby wyrzutem. — Nie uciekłaś, to masz przegwizdane. Teraz zostaniesz ze mną, leśnym Quasimodo. tutaj, w piwnicy. Na zawsze. Będziemy razem opierdalać szczury i kąpać się w tym, co skapnie z rur. A raczej nie skapnie dużo, bo woda jest zakręcona. A jak się nam przyfarci, to będziemy doprowadzać do delulu wszystkich innych gości, którzy tu przyjadą. — Brzmiało jak plan dojrzałego mężczyzny, który opowiedziałby swojej partnerce.
Jiwoong był dojrzały. Gdy sytuacja tego wymagała. Jednak na co dzień był raczej lekko duchem, chętnym i skorym do żarcików o różnym poziomie śmieszności. Czasem nawet nie były one zabawne, ale nie dało mu się zarzucić, że próbował.
— Dobra, jednak trochę mnie poniosło z tym „na zawsze” — powiedział, wypuszczając ją na tyle, by móc na nią spojrzeć. — Kto by tyle z tobą wytrzymał, co? — zagaił, z głupawym, zaczepnym półuśmiechem. Tym samym, który mówił za niego, że to był tylko jeden z jego głupich dowcipów, za które nie można było się na niego gniewać. Bo przecież Sora wiedziała, że on za nią szalał.
Ale formalnie jeszcze tego nie przyznał. Chociaż poczynił już kroki w tym kierunku, dając jej pierwszy z pierścionków. Jeszcze dwa, jeden z nich wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, i spełni to formalne „na zawsze”.
— Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś. — Nie była wcale. Jeśli już, to był słodki ciężar, ale dla niego ledwie wyczuwalne. I to nie dlatego, że Jiwoong był jakimś siłownianym koksem. To Sora ważyła tyle, co nic. Pewnie kości miała puste w środku.
Jak on czaszkę.
Sora Wolff