salsa con el diablo en Medellín
: śr paź 22, 2025 8:54 pm
				
				Wyszedł z tego klubu mijając w drzwiach Sorę, która wracała z papierosa, nawet poprosił ją o jednego i go dostał, odpaliła mu go, ale nic nie powiedziała. Madox przeszedł wzdłuż ściany ozdobionej pięknym, kolorowym graffiti z napisem Medellín, zatrzymał się koło śmietnika paląc tę fajkę szybko, może nawet trochę za szybko, bo kiedy ta nikotyna dotarła do mózgu, to aż go zemdliło. A może mdliła go cała ta sytuacja? Dlaczego nic nie mogło iść po jego myśli? To miał być miły wyjazd, urlop, a póki co nie było tutaj nic miłego, no może nie licząc cioteczki i jej pysznego obiadu.
Już miał siadać na tym krawężniku za koszem, tak, żeby pozbierać myśli i później tam wrócić, przecież musiał tam wrócić, ale wtedy usłyszał to hej, przecież wiedział, że to Pilar, nie powinien jej zostawiać, ale zdecydowanie lepiej było tutaj, z tym pomarańczowym słońcem za plecami, niż w tym ciemnym korytarzu. Odwrócił się powoli deptając butem papierosa, którego wypalił w chwilę. Dym papierosowy mieszał się z jego mocnymi perfumami, co w zasadzie nie dawało jakiejś nieprzyjemnej nikotynowej woni, a taką przydymioną, taką pasująca zupełnie do Medellín, zresztą Madox w tej swojej koszuli, na tle tego graffiti też pasował. Tylko może on już wcale nie pasował do tych ludzi. Może dlatego stąd uciekł, żeby się odciąć? Ucieczkę miał po prostu we krwi, uciekła jego matka, a potem on. W klubie też często uciekał, czasem lepiej było po prostu się zaszyć, bezpieczniej.
Chociaż przed Pilar nie chciał uciekać, nie po to ją tutaj zabrał, żeby się przed nią chować, a jednak wychodziło trochę inaczej. Było między nimi jakieś takie przyciąganie, a jednak wszechświat wciąż im przeszkadzał.
- Do trzech razy sztuka? - mruknął, ale nie z tym swoim typowym przekąsem, jakoś tak od niechcenia. Bo jego myśli rzeczywiście błądziły gdzieś w zupełnie odległych zakątkach przeszłości. Gdzieś, gdzie miał nie wracać, a wracał cały czas. Bo to miejsce przywoływało za dużo wspomnień, bo ci ludzie sprawiali, że o niektórych rzeczach trudno było nie myśleć, zapomnieć.
Na to pytanie, czy wszystko okej, wzruszył ramionami. Nie było okej, było kiepsko, chociaż może gdy Pilar była obok, to trochę lepiej? Spuścił wzrok na jej rękę, w którą ujęła tę jego, na moment, bo później podniósł go w jej oczy, w których widział coś innego niż zwykle, może właśnie tę troskę?
- Jest w porządku - powiedział w końcu i już nawet postarał się uśmiechnąć, trochę krzywo mu wyszło, ale jednak zawsze to coś. Patrzył na nią i naprawdę nie chciał, żeby sobie stąd poszła, nie chciał też tam wracać. Mogliby tu stać, było tu zdecydowanie bardziej przyjemnie.
- Nie, chcę żebyś została - powiedział, ale wtedy z baru wysypało się kilku jakiś barmanów, albo kelnerów, a może tancerki? Jakaś banda, która chyba zaczynała się już świetnie bawić, a przede wszystkim to zaczynała już obgadywać tych specyficznych gości, o Rosie to wiedzieli już pewnie wszyscy. Madox spojrzał w tamtym kierunku, a później delikatnie przyciągnął do siebie Pilar za tę rękę, którą trzymała.
- A właściwie to chcę Ci coś pokazać - dodał zaglądając jej wciąż w oczy, ale teraz się uśmiechnął, tak normalnie, ciepło - chyba nikt nie zauważy, jak stąd na chwilę uciekniemy - i pociągnął ją za sobą za rękę wzdłuż tej ulicy prowadzącej na przód klubu. Nie puścił jej dłoni, ale w zasadzie skoro udawali parę, to mogli przecież spacerować sobie za rękę. Przed klubem stało już zaparkowane dużo ciemnych samochodów, wszystkie z przyciemnianymi szybami, a ludzie którzy mijali lokal przechodzili na drugą stronę ulicy, jakby się bali. Bo pewnie się bali, bawiła się tam mafia, nie dało się tego ukryć. Z jednego czarnego SUV'a wysiadła jeszcze jakaś spóźniona para, mężczyzna w wieku mniej więcej Madoxa wciągał jeszcze koks z deski rozdzielczej, a dziewczyna piszczała, że są już spóźnieni. Madox mocniej zacisnął palce na ręce Pilar i zatrzymał ją na moment w tej ciemnej uliczce znowu przyciągając ją do siebie tak blisko, że oparła się o jego klatkę piersiową, a na szyi mogła poczuć jego ciepły oddech.
- Alvaro... czyli ten SUV jest jego - mruknął jakby może zamierzał to sobie zapamiętać. Chociaż wcale nie to chciał jej pokazać, jakiegoś SUVa, jakiegoś Alvaro. Kiedy tamten ze swoją dziewczyną weszli do klubu, to Madox znowu pociągnął Pilar za rękę. Przeszli na drugą stronę ulicy.
Medellín o tej porze cichło, zgiełk dnia codziennego ustępował miejsca ciszy, sklepikarze zamykali swoje sklepy, składali stragany, robiło się mniej kolorowo, spokojniej, ale to była tylko taka chwila, bo kiedy słońce zajdzie za horyzont, wtedy miasto znowu zacznie się budzić, ale w zupełnie innym stylu. Ale oni teraz trafili na tę chwilę względnego spokoju, na ciszę przed burzą. Jakieś dzieci biegły sobie z piłką i nawet jeden z tych dzieciaków kopnął ją w ich stronę. Zatrzymali się trochę zmieszani, kiedy wylądowała pod ich nogami, ale potem najbardziej rezolutny z tych chłopaczków krzyknął.
- Niech Pan do nas poda! - dopiero teraz Noriega puścił rękę Pilar, a później rzeczywiście kopnął tą piłkę do dzieciaków, tylko, że jakoś nie mógł się powstrzymać, żeby później nie powiedzieć, żeby podali do niego. Chwilę sobie z tymi chłopaczkami pokopali tę piłkę na tej brukowanej drodze. Madox doskonale pamiętał jak sam tutaj ze swoimi kuzynami grał w piłkę. To były akurat dobre wspomnienia. W końcu powiedział, że on już musi iść, bo czeka na niego bardzo piękna Pani, ten rezolutny powiedział, że jest bardzo piękna i nawet zapytał Madoxa czy jest jego dziewczyną, bo jeśli nie to on za kilka lat będzie dorosły i wtedy mógłby się z nią umówić. Madox się zaśmiał, szczerze i głośno, ale później powiedział, że ta Pani jest już zajęta.
Chociaż przecież Pilar nie była z tego, co mu było wiadomo. Jednak Madox przecież nie wiedział o Pilar tak dużo. Ale trochę już wiedział. No i teraz chciał chyba wiedzieć jeszcze więcej. Ale może będzie miał okazję?
Kiedyś.
Tym razem nie chwycił jej za rękę, tylko objął ramieniem, opierając dłoń na jej barku, bo właściwie już dotarli w to miejsce, które chciał jej pokazać. Zatrzymali się przed starym, opuszczonym teatrem, Madox zadarł głowę, żeby spojrzeć na szyld "Medellín Teatro", wyglądał na zniszczony, odpadło nawet kilka liter.
- Trochę się zmienił odkąd byłem tu ostatnio - stwierdził, a później ją poprowadził po tych szerokich schodach prowadzących do dużych drzwi wejściowych. Tylko, że te były zabite deskami, a na drzwiach wisiała stara tabliczka z napisem zamknięte. Madox zmarszczył brwi przyglądając jej się przez chwilę, ale w końcu przeniósł spojrzenie na Pilar. Nie byłby sobą, gdyby tak łatwo się poddał. Zresztą Noriega znał do tego teatru zdecydowanie więcej wejść. To tutaj grał w tych swoich sztukach, tutaj też występował na studiach i wszystkiego się uczył. Z tym teatrem też wiązało się wiele dobrych wspomnień, może nawet tych najlepszych w jego życiu?
Chociaż, to życie które teraz prowadził też całkiem lubił. Uwielbiał swój klub, był chyba dla niego najważniejszy na świecie. Może tylko to lawirowanie między światem przestępczym, a policją było dla niego trochę trudne, ale on w zasadzie to też lubił, bo Madox nienawidził nudy, lubił kiedy coś się działo, dlatego może kiedy patrzył w te ciemne oczy Pilar otoczone kurtyną czarnych rzęs, to tym razem on odszukał jej rękę, żeby zacisnąć na niej swoje palce. Z Pilar nigdy nie było nudno. Nawet kiedy stali sobie tutaj w cieniu, a jednak...
- Wchodzimy od tyłu - powiedział normalnie, takim tonem jakby proponował jej właśnie wyjście do kina, a nie włamywanie się od tyłu do starego teatru. Pociągnął ją za rękę w boczną uliczkę, która przylegała do ściany teatru. Było tam trochę jakiś śmieci, może nawet z tego właśnie teatru, ale powoli udało im się nią przejść. Na końcu znajdował się dziedziniec, otoczony budynkami, które też przynależały do teatru. Madox rozejrzał się dookoła licząc okna po jednej stronie. Puścił na chwilę dłoń Pilar, żeby podejść do jednego z okien, trzeciego od prawej, podniósł rękę, żeby pchnąć szybę na wysokości jego głowy. Okno ustąpiło od razu skrzypiąc trochę złowieszczo, ale czy Madox się tym przejął? Wcale, a nawet uśmiechnął się do Pilar szeroko. Zamknięcie w tym oknie było zepsute jeszcze jak teatr działał, to było to okno przez które zawsze palili na szybko papierosy między kolejnymi przedstawieniami, albo wykładami, nie domykało się, bo sami uszkodzili ten zamek, żeby okno było nieszczelne, żeby ten dym papierosowy szybko się ulatniał. Dorośli ludzie, którzy chowali się z fajkami przed swoimi profesorami. Chociaż czy oni naprawdę byli wtedy tacy dorośli? Kolorowi, głośni na pewno, ale dojrzali nie za bardzo. To właśnie chyba po tym epizodzie z teatrem i tą całą artystyczną bohemą, Madoxowi zostało to zamiłowanie do rzucania się w oczy, do kolorów, co zresztą było teraz widać po tej jego kolorowej koszuli, po złotych łańcuszkach spływających po szyi, po tych jakiś pierścieniach. Wyciągnął rękę nimi ozdobioną w kierunku Pilar.
- Panie przodem - chociaż może nie powinien jej tam wpuszczać przodem, ale to była Pilar, nawet jakby spotkała tam seryjnego mordercę, to wiedział, że by sobie poradziła, zresztą chciał jej pomóc się tam wspiąć. Kiedy podeszła, to splótł palce obu dłoni razem i oparł je na kolanie, żeby zrobić jej taki schodek i ją podsadzić do okna. Pilar była sprytna, jak ten wąż, więc poradziła sobie sprawnie, nawet w tych szpilkach, aż Madox była pod prawdziwym wrażenie. Całe szczęście on też był dość sprytny, może nie jak wąż, ale bardziej jak ten lew, którego też nosił na piersi? Chociaż kiedy Pilar była już w środku i wyciągnęła do niego pomocną dłoń, to zanim chwycił się parapetu, żeby się podciągnąć to chwycił jej rękę. Zeskoczył po drugiej stronie i zerknął przed siebie. Byli na klatce schodowej, która prowadziła w górę i w dół, wysokie drewniane schody jak w starych kamienicach, progi wydeptane setkami stóp. Madox aż uśmiechnął się na ten widok, szeroko i kompletnie szczerze, a potem znowu złapał Stewart za rękę, żeby spleść jej palce ze swoimi i pociągnąć ją w dół. Schody były dość strome, a w środku panował półmrok, bo tylko przez okna wpadało tu jakiekolwiek światło, wciąż jeszcze pomarańczowe, więc Madox szedł po tych schodach pierwszy badając pod stopami każdy próg. Kiedy w końcu zeszli na dół, to zatrzymał się przed dużymi, podwójnymi drzwiami. Odwrócił się do Pilar, żeby raz znowu spojrzeć jej w oczy, a później nacisnął na klamkę i pchnął wrota, zaskrzypiały, ale otworzyły się. Madox tym razem znowu znalazł się za plecami Pilar, bardzo blisko, oparł jej miękko ręce na ramionach i wprowadził ją do teatralnej sali, gdzie znajdowała się scena i fotele z czerwonymi obiciami. A wszystko wyglądało tak, jak pamiętał...
Pilar Stewart
			Już miał siadać na tym krawężniku za koszem, tak, żeby pozbierać myśli i później tam wrócić, przecież musiał tam wrócić, ale wtedy usłyszał to hej, przecież wiedział, że to Pilar, nie powinien jej zostawiać, ale zdecydowanie lepiej było tutaj, z tym pomarańczowym słońcem za plecami, niż w tym ciemnym korytarzu. Odwrócił się powoli deptając butem papierosa, którego wypalił w chwilę. Dym papierosowy mieszał się z jego mocnymi perfumami, co w zasadzie nie dawało jakiejś nieprzyjemnej nikotynowej woni, a taką przydymioną, taką pasująca zupełnie do Medellín, zresztą Madox w tej swojej koszuli, na tle tego graffiti też pasował. Tylko może on już wcale nie pasował do tych ludzi. Może dlatego stąd uciekł, żeby się odciąć? Ucieczkę miał po prostu we krwi, uciekła jego matka, a potem on. W klubie też często uciekał, czasem lepiej było po prostu się zaszyć, bezpieczniej.
Chociaż przed Pilar nie chciał uciekać, nie po to ją tutaj zabrał, żeby się przed nią chować, a jednak wychodziło trochę inaczej. Było między nimi jakieś takie przyciąganie, a jednak wszechświat wciąż im przeszkadzał.
- Do trzech razy sztuka? - mruknął, ale nie z tym swoim typowym przekąsem, jakoś tak od niechcenia. Bo jego myśli rzeczywiście błądziły gdzieś w zupełnie odległych zakątkach przeszłości. Gdzieś, gdzie miał nie wracać, a wracał cały czas. Bo to miejsce przywoływało za dużo wspomnień, bo ci ludzie sprawiali, że o niektórych rzeczach trudno było nie myśleć, zapomnieć.
Na to pytanie, czy wszystko okej, wzruszył ramionami. Nie było okej, było kiepsko, chociaż może gdy Pilar była obok, to trochę lepiej? Spuścił wzrok na jej rękę, w którą ujęła tę jego, na moment, bo później podniósł go w jej oczy, w których widział coś innego niż zwykle, może właśnie tę troskę?
- Jest w porządku - powiedział w końcu i już nawet postarał się uśmiechnąć, trochę krzywo mu wyszło, ale jednak zawsze to coś. Patrzył na nią i naprawdę nie chciał, żeby sobie stąd poszła, nie chciał też tam wracać. Mogliby tu stać, było tu zdecydowanie bardziej przyjemnie.
- Nie, chcę żebyś została - powiedział, ale wtedy z baru wysypało się kilku jakiś barmanów, albo kelnerów, a może tancerki? Jakaś banda, która chyba zaczynała się już świetnie bawić, a przede wszystkim to zaczynała już obgadywać tych specyficznych gości, o Rosie to wiedzieli już pewnie wszyscy. Madox spojrzał w tamtym kierunku, a później delikatnie przyciągnął do siebie Pilar za tę rękę, którą trzymała.
- A właściwie to chcę Ci coś pokazać - dodał zaglądając jej wciąż w oczy, ale teraz się uśmiechnął, tak normalnie, ciepło - chyba nikt nie zauważy, jak stąd na chwilę uciekniemy - i pociągnął ją za sobą za rękę wzdłuż tej ulicy prowadzącej na przód klubu. Nie puścił jej dłoni, ale w zasadzie skoro udawali parę, to mogli przecież spacerować sobie za rękę. Przed klubem stało już zaparkowane dużo ciemnych samochodów, wszystkie z przyciemnianymi szybami, a ludzie którzy mijali lokal przechodzili na drugą stronę ulicy, jakby się bali. Bo pewnie się bali, bawiła się tam mafia, nie dało się tego ukryć. Z jednego czarnego SUV'a wysiadła jeszcze jakaś spóźniona para, mężczyzna w wieku mniej więcej Madoxa wciągał jeszcze koks z deski rozdzielczej, a dziewczyna piszczała, że są już spóźnieni. Madox mocniej zacisnął palce na ręce Pilar i zatrzymał ją na moment w tej ciemnej uliczce znowu przyciągając ją do siebie tak blisko, że oparła się o jego klatkę piersiową, a na szyi mogła poczuć jego ciepły oddech.
- Alvaro... czyli ten SUV jest jego - mruknął jakby może zamierzał to sobie zapamiętać. Chociaż wcale nie to chciał jej pokazać, jakiegoś SUVa, jakiegoś Alvaro. Kiedy tamten ze swoją dziewczyną weszli do klubu, to Madox znowu pociągnął Pilar za rękę. Przeszli na drugą stronę ulicy.
Medellín o tej porze cichło, zgiełk dnia codziennego ustępował miejsca ciszy, sklepikarze zamykali swoje sklepy, składali stragany, robiło się mniej kolorowo, spokojniej, ale to była tylko taka chwila, bo kiedy słońce zajdzie za horyzont, wtedy miasto znowu zacznie się budzić, ale w zupełnie innym stylu. Ale oni teraz trafili na tę chwilę względnego spokoju, na ciszę przed burzą. Jakieś dzieci biegły sobie z piłką i nawet jeden z tych dzieciaków kopnął ją w ich stronę. Zatrzymali się trochę zmieszani, kiedy wylądowała pod ich nogami, ale potem najbardziej rezolutny z tych chłopaczków krzyknął.
- Niech Pan do nas poda! - dopiero teraz Noriega puścił rękę Pilar, a później rzeczywiście kopnął tą piłkę do dzieciaków, tylko, że jakoś nie mógł się powstrzymać, żeby później nie powiedzieć, żeby podali do niego. Chwilę sobie z tymi chłopaczkami pokopali tę piłkę na tej brukowanej drodze. Madox doskonale pamiętał jak sam tutaj ze swoimi kuzynami grał w piłkę. To były akurat dobre wspomnienia. W końcu powiedział, że on już musi iść, bo czeka na niego bardzo piękna Pani, ten rezolutny powiedział, że jest bardzo piękna i nawet zapytał Madoxa czy jest jego dziewczyną, bo jeśli nie to on za kilka lat będzie dorosły i wtedy mógłby się z nią umówić. Madox się zaśmiał, szczerze i głośno, ale później powiedział, że ta Pani jest już zajęta.
Chociaż przecież Pilar nie była z tego, co mu było wiadomo. Jednak Madox przecież nie wiedział o Pilar tak dużo. Ale trochę już wiedział. No i teraz chciał chyba wiedzieć jeszcze więcej. Ale może będzie miał okazję?
Kiedyś.
Tym razem nie chwycił jej za rękę, tylko objął ramieniem, opierając dłoń na jej barku, bo właściwie już dotarli w to miejsce, które chciał jej pokazać. Zatrzymali się przed starym, opuszczonym teatrem, Madox zadarł głowę, żeby spojrzeć na szyld "Medellín Teatro", wyglądał na zniszczony, odpadło nawet kilka liter.
- Trochę się zmienił odkąd byłem tu ostatnio - stwierdził, a później ją poprowadził po tych szerokich schodach prowadzących do dużych drzwi wejściowych. Tylko, że te były zabite deskami, a na drzwiach wisiała stara tabliczka z napisem zamknięte. Madox zmarszczył brwi przyglądając jej się przez chwilę, ale w końcu przeniósł spojrzenie na Pilar. Nie byłby sobą, gdyby tak łatwo się poddał. Zresztą Noriega znał do tego teatru zdecydowanie więcej wejść. To tutaj grał w tych swoich sztukach, tutaj też występował na studiach i wszystkiego się uczył. Z tym teatrem też wiązało się wiele dobrych wspomnień, może nawet tych najlepszych w jego życiu?
Chociaż, to życie które teraz prowadził też całkiem lubił. Uwielbiał swój klub, był chyba dla niego najważniejszy na świecie. Może tylko to lawirowanie między światem przestępczym, a policją było dla niego trochę trudne, ale on w zasadzie to też lubił, bo Madox nienawidził nudy, lubił kiedy coś się działo, dlatego może kiedy patrzył w te ciemne oczy Pilar otoczone kurtyną czarnych rzęs, to tym razem on odszukał jej rękę, żeby zacisnąć na niej swoje palce. Z Pilar nigdy nie było nudno. Nawet kiedy stali sobie tutaj w cieniu, a jednak...
- Wchodzimy od tyłu - powiedział normalnie, takim tonem jakby proponował jej właśnie wyjście do kina, a nie włamywanie się od tyłu do starego teatru. Pociągnął ją za rękę w boczną uliczkę, która przylegała do ściany teatru. Było tam trochę jakiś śmieci, może nawet z tego właśnie teatru, ale powoli udało im się nią przejść. Na końcu znajdował się dziedziniec, otoczony budynkami, które też przynależały do teatru. Madox rozejrzał się dookoła licząc okna po jednej stronie. Puścił na chwilę dłoń Pilar, żeby podejść do jednego z okien, trzeciego od prawej, podniósł rękę, żeby pchnąć szybę na wysokości jego głowy. Okno ustąpiło od razu skrzypiąc trochę złowieszczo, ale czy Madox się tym przejął? Wcale, a nawet uśmiechnął się do Pilar szeroko. Zamknięcie w tym oknie było zepsute jeszcze jak teatr działał, to było to okno przez które zawsze palili na szybko papierosy między kolejnymi przedstawieniami, albo wykładami, nie domykało się, bo sami uszkodzili ten zamek, żeby okno było nieszczelne, żeby ten dym papierosowy szybko się ulatniał. Dorośli ludzie, którzy chowali się z fajkami przed swoimi profesorami. Chociaż czy oni naprawdę byli wtedy tacy dorośli? Kolorowi, głośni na pewno, ale dojrzali nie za bardzo. To właśnie chyba po tym epizodzie z teatrem i tą całą artystyczną bohemą, Madoxowi zostało to zamiłowanie do rzucania się w oczy, do kolorów, co zresztą było teraz widać po tej jego kolorowej koszuli, po złotych łańcuszkach spływających po szyi, po tych jakiś pierścieniach. Wyciągnął rękę nimi ozdobioną w kierunku Pilar.
- Panie przodem - chociaż może nie powinien jej tam wpuszczać przodem, ale to była Pilar, nawet jakby spotkała tam seryjnego mordercę, to wiedział, że by sobie poradziła, zresztą chciał jej pomóc się tam wspiąć. Kiedy podeszła, to splótł palce obu dłoni razem i oparł je na kolanie, żeby zrobić jej taki schodek i ją podsadzić do okna. Pilar była sprytna, jak ten wąż, więc poradziła sobie sprawnie, nawet w tych szpilkach, aż Madox była pod prawdziwym wrażenie. Całe szczęście on też był dość sprytny, może nie jak wąż, ale bardziej jak ten lew, którego też nosił na piersi? Chociaż kiedy Pilar była już w środku i wyciągnęła do niego pomocną dłoń, to zanim chwycił się parapetu, żeby się podciągnąć to chwycił jej rękę. Zeskoczył po drugiej stronie i zerknął przed siebie. Byli na klatce schodowej, która prowadziła w górę i w dół, wysokie drewniane schody jak w starych kamienicach, progi wydeptane setkami stóp. Madox aż uśmiechnął się na ten widok, szeroko i kompletnie szczerze, a potem znowu złapał Stewart za rękę, żeby spleść jej palce ze swoimi i pociągnąć ją w dół. Schody były dość strome, a w środku panował półmrok, bo tylko przez okna wpadało tu jakiekolwiek światło, wciąż jeszcze pomarańczowe, więc Madox szedł po tych schodach pierwszy badając pod stopami każdy próg. Kiedy w końcu zeszli na dół, to zatrzymał się przed dużymi, podwójnymi drzwiami. Odwrócił się do Pilar, żeby raz znowu spojrzeć jej w oczy, a później nacisnął na klamkę i pchnął wrota, zaskrzypiały, ale otworzyły się. Madox tym razem znowu znalazł się za plecami Pilar, bardzo blisko, oparł jej miękko ręce na ramionach i wprowadził ją do teatralnej sali, gdzie znajdowała się scena i fotele z czerwonymi obiciami. A wszystko wyglądało tak, jak pamiętał...
Pilar Stewart