Strona 5 z 5

The fire was his, but the spark was hers

: czw lis 27, 2025 6:45 pm
autor: Valkyrae Callahan
  Nigdy nie pomyślałaby, że ten dzień się tak potoczy. Był to dla niej emocjonalny rollercoaster – jeśli wliczyć w to nieudane zajęcia z samoobrony, późniejszą randkę, na którą go zaprosiła, przechodząc do ekscesów z sypialni, na tym wyznaniu kończąc. Wszystko, co robili było po prostu ciężkie. Próżno było szukać zwykłej, nostalgicznej codzienności, w której każde ich zderzenie nie kończyłoby się czymś większym.
  Czy to było dobre czy złe, to nie zamierzała oceniać. Istotne było, że to było ich, a w tej poplątanej dynamice znajdowali swój własny język, porozumienie i przede wszystkim – jak wyczuwalne było to, jak on był za nią. Tego wrażenia nie wymieniłaby za nic na świecie. Nawet na słodkie słówka, obietnice, kwiaty bez okazji czy małe pocałunki w czoło.
  Bo to, co jej dawał, było dla niej najważniejsze.
   Na mnie tylko potrzeba więcej czasu i energii
  — Oraz pieniędzy i amunicji — dopełniła jego słowa, z figlarnym uśmiechem tlącym się w kąciku jej ust.
  Temat jednak brała na poważnie – wiedziała, że ten mężczyzna przeszedł naprawdę dużo i ciągnął za sobą widmo przelanej krwi, a w szafie miał więcej trupów, niż prawdopodobnie kiedykolwiek przyzna. Mogła się tylko domyślać, jak ciężko byłoby mu odłożyć stare nawyki, aby nieustannie ocierać się o śmierć, na poczet czegokolwiek, co byłoby stabilne. Wiedziała, jak jej samej było ciężko przestawić się z wojskowej marszruty na coś tak zwyczajnego jak codzienność cywila.
  Nawet jeśli ratownika medycznego – to nie było to samo.
  W milczeniu obserwowała go, gdy mówił. Odruchem, w zupełności niekontrolowanym, przycisnęła policzek do jego dłoni, szukając więcej bliskości. Przymknęła oczy, na wydźwięk kolejnych słów, nic nie mówiąc.
  Mogła mu powiedzieć, że był wszystkim, co miała. Mogła mu powiedzieć, że był jedynym, co jej zostało na tym świecie. Wyprowadzić na tego podstawie równanie, które tak bardzo lubił, którego wynikiem miała być bezwzględna lojalność. Ufała mu w ciemno, mogąc zakładać każdy najgorszy scenariusz; nie zmieniło się to po jego wyznaniu. Zrodziło tylko więcej pytań, które mogłyby pozwolić go zrozumieć, a których nie zadawała.
  Mogłaby użyć tak wielu zapewnień, ale była wręcz pewna, że żadne nie przemówiłoby do niego w pełni. Był człowiekiem, który wszystko rozpatrywał na płaszczyźnie czynów, nie słów. Obietnice i zapewnienia pewnie nie zrobiłyby na nim żadnego wrażenia, nieważne jak rzewne i jak głębokie.
  Wszystko musiał zweryfikować sam.
  Faktem było jednak, że nowe tajemnice, które odsłonił, jednocześnie wiele porządkowały, ale w tym samym czasie, wiele też mieszały. Ale czy cokolwiek zmieniały? Już teraz miała pewność, że nie.
  Uniosła powieki, zaraz po nich głowę, by spojrzeć na niego, rozpuszczając patos całej tej sytuacji, by stała się ona bardziej ich. Bardziej jego, bardziej jej. Taka, w której zwykle wielkie słowa czy deklaracje zasypywany były później uszczypliwościami czy czymś po prostu zwyczajnym.
  Zmarszczyła czoło, słysząc jednaj jego odpowiedź na jej wcześniej zadane pytanie. Odsunęła się nawet korpusem o te parę centymetrów od niego, patrząc na niego z powątpiewaniem.
  — Poczekaj, moment — odezwała się, świadomie zmywając resztki jakiegokolwiek rozbawienia z twarzy. — Czy ty właśnie wyceniłeś seks ze mną po niższym kursie niż twoje stare historie i tajemnice? — By dodać sobie przejaskrawionej ostentacyjności, mówiąc to oparła z oburzeniem dłoń nad swoją klatką piersiową, jak gdyby to, co insynuowała naprawdę ją uraziło.
  Nim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, szerzej zareagować, bez tej ostentacyjnej otoczki, a z uniesioną brwią, dodała:
  — Aż tak źle było? Chodzi o to, że lód był kiepski, czy za mało wygimnastykowana jestem? — dopytała, już z autentyczną, figlarną iskrą zaczepki skrzącą się w oku, sunąc dłońmi w górę jego korpusu. Paznokciami, na granicy wyczuwalności, wadziła o naskórek pod nimi, wcale go nie naruszając. — Jeśli mam się poprawić, to musisz mi powiedzieć — dodała z nutą zbalansowanej zgryźliwości oraz prowokacji.

Damon Tae

The fire was his, but the spark was hers

: pt lis 28, 2025 10:00 pm
autor: Damon Tae
Dziwnie było mu spędzać czas z kimkolwiek poza sobą. Dziwnie było dzielić jedno mieszkanie, jedną sypialnię, a teraz też łazienkę z kimś innym. Obcym, a jednocześnie akceptowalnym na takim poziomie, że jej osoba nie była dyskomfortem. Stanowiła część jego środowiska i otoczenia. Bo chociaż przywykł do samotności, do bycia zdanym tylko na siebie, tak nawet nie zauważył kiedy Senna zaczęła tworzyć pewną stałą w jego dniu.
Jakby jeszcze rok temu ktoś mu powiedział, że po seksie z dziewczyną pójdzie z nią pod prysznic, a potem się jeszcze z nią położy do jednego łóżka, to by tego kogoś wyśmiał.
Oraz pieniędzy i amunicji.
— Tak — zgodził się, unosząc delikatnie jeden kącik ust.
Mógłby się z tym kłócić, ale też nie było sensu. Zwłaszcza, że sama na własne oczy też już trochę widziała. Może nie była z nim na każdej misji, nie widziała go na wojnie, ale na pewno się domyślała, że potrzeba było na niego nieco więcej środków, niż na przeciętnego człowieka z bronią.
I chociaż ta wiedza mogła być przytłaczająca, to ona jednak nie wydawała się być wystraszona. To było z jednej strony zaskakujące, z drugiej zastanawiające. Wiele osób zwyczajnie by się zdystansowało. Obcowanie z niebezpiecznym człowiekiem zwykle wiązało się z problemami, bo taka osoba miała wiele wrogów i sytuacji za które mógł przypłacić zdrowiem lub życiem. Gdy zostanie z nim skojarzona, bardzo szybko może stać się celem.
Wolałby tego uniknąć, ale skoro już się z nią w pełni związał, brał taką ewentualność. Prędzej czy później. Dlatego też miał na nią baczenie.
Starał się jej też w tym wszystkim ufać. Zdradzenie jednej z tajemnic było właśnie jego wyciągniętą ręką. I to było więcej, niż dał komukolwiek. Nie wiedział czy to było dobre zagranie. Nie wiedział czy to nie był błąd, ale postanowił zaryzykować. Uratowała go, gdy paliła mu się dupa we Włoszech. Pomagała i składała, gdy zachodziła taka potrzeba. Dała dach nad głową i nie wywaliła go na zbity pysk, chociaż powinna była to zrobić dawno temu. Właśnie dlatego wydawało mu się, że zasłużyła na zaufanie. Nie pełne, bo do tego jeszcze trochę czasu, ale jak to się mówiło - małymi kroczkami do przodu.
Z jakiegoś powodu spodziewał się pytań. Ale żadne nie nadeszło.
Zamiast tego nadeszło co innego.
Co? — wyrzucił z siebie, chyba nie do końca rozumiejąc skąd ten wniosek. Brew mu drgnęła wyżej, gdy jej słuchał, a zaraz za nią jego twarz wykrzywiła się w ironicznym smirku. Przekrzywił głowę w bok, lustrując ją swoim ciemnym spojrzeniem, gdy się jeszcze rozkręcała.
Prychnął pod nosem.
Jeśli chcesz ze mną ćwiczyć, to nie musisz się dalej produkować — powiedział, zjeżdżając spojrzeniem po jej nagim, mokrym od lecącej wody ciele. Zjechał dłonią z jej policzka do karku na którym zacisnął mocniej palce. — Chociaż uważam, że nie potrzebujesz żadnego treningu — dodał, zbliżając swoją mordę do jej twarzy. Nie przekroczył jednak tych kilku milimetrów, które ich dzieliło. — Ale kim jestem, aby ci odmawiać. — Wystarczył jeden, zrozumiały sygnał, a rzuci wszystko co robił.
Wycofał się i wyprostował. Zadarł głowę, pozwalając aby woda spłynęła mu po czole, nosie i policzkach, po czym wrócił do niej spojrzeniem.
Dawaj, Senna. Wodę marnujesz. Ogarniamy się i idziemy jeść. — Bo on to się zmęczył po ostatnim maratonie i zdecydowanie zgłodniał. A jak to już było wiadome - jadł dużo.

Valkyrae Callahan

The fire was his, but the spark was hers

: wt gru 02, 2025 9:22 am
autor: Valkyrae Callahan
  Wywróciła teatralnie oczami, choć zdradzał ją buńczuczny półuśmiech, który uniósł kącik jej ust. Przecież ona nie o tym, nie o seksie, nie o treningach. O tym, jak nisko – albo właśnie wysoko – ją wycenił. Waluta w postaci jego wspomnień wydawała się być po mocno zawyżonym kursie. Nie potrafiła więc oszacować, czy ta cena, którą proponował była dobra lub zła. Patrząc po czystych liczbach – trzy do jednego, to była jednak mocno niesprawiedliwa.
  Jakby nie patrzeć – ją też to trochę kosztowało. Tyle tylko, że świadomość tego przychodziła po fakcie. Szczęśliwie dla niej – nie w trakcie, nie tak intensywnie, a pewnie i stopniowo coraz mniej – ale po.
  Jego dotyk dobrze na nią działał, nawet teraz – gdy sięgał do jej policzka czy do karku. Potrafił budzić różne emocje, różne odczucia – czasem bardziej intensywne, czasem mniej. Ale zawsze, dogłębnie, te dobre. Nawet jeśli jej ciało wciąż miało wyuczone traumą odruchy, aby się napinać. Ciągle było w gotowości, ciągle w trybie uciekaj lub walcz. Ale tak jak on oswajał się z nią – mozolnie i z trudne – tak samo i ona oswajała się z nim. Mieli za sobą już całkiem sporo miesięcy, chyba jeszcze więcej turbulencji życiowych. I cały czas, okruch po okruchu, rozkruszała swoją ścianę dla niego.
  Odsunęła się od niego, gdy sam pierwszy to zrobił. Pociągnęła po nim swoim spojrzeniem, zaraz samej przecierając twarz dłonią.
  Prychnęła pod nosem, kręcąc krótko głową w niedowierzaniu na jego kolejne słowa.
  — Och, cóż za płynne przejście — skomentowała z miękką uszczypliwością. Musiała mu dokuczyć, kiedy sam się tak pięknie wystawił ze swoją nagłą zmianą nastawienia. W kontraście do tego, co padło dosłownie chwilę temu, wyglądało to jak szybka zmiana decyzji i porzucenia złożonej wcześniej propozycji.
  Wielka szkoda.
  Nie zamierzała go jednak namawiać, skoro zadecydował, co robią – wyrzucając jej przy tym marnowanie wody, a przecież rachunki i tak już miała znacznie wyższe, a wypłata na chorobowym ledwie to pokrywała – to zamierzała na to przystać. To przecież wcale nie tak, że wzięła pod uwagę fakt, że się rozmyślił.
  A kim była, aby kwestionować jego wybory?
  Oporządziła się szybko, choć nie szybciej niż on – tutaj warunki dyktowały jednak jej włosy, po czym wyszła spod prysznica, zawinęła się w gruby, przyjemnie ciepły, ściągnięty z kaloryfera ręcznik, aby w nim przejść do sypialni, zbierając po drodze i swoje rzeczy i jego też.
  Lepiej jednak, aby za bardzo się do tego nie przyzwyczajał.
  Po ubraniu się w coś, w czym zaraz i tak mogłaby pójść spać, przeszła do kuchni, by na szybko zrobić coś, czym mogłaby go nakarmić. Nic wymyślnego, zwłaszcza że sama nie należała do żadnej konkurencji dla potencjalnego masterchefa. Sama oczywiście niewiele zjadła, aby nie napisać, że nic. Żołądek, po wszystkim, miała dziwnie, nieprzyjemnie ściśnięty, nie potrafiąc zrozumieć, z jakiego powodu. Oraz z jakiego, po tym wszystkim, odczuwała napięcie. Niepokój, który trzymał jej mięśnie napięte.
  Nie były to wyrzuty sumienia w związku z tym, co zrobiła. Takie przecież by rozpoznała. A miała wrażenie, że jej umysł jest otępiały i zaciska się na nim jakaś pętla. Prawdopodobnie, kiedy się już położy do łóżka, to nie zaśnie. I nie będzie to nic nowego, przecież od długiego już czasu miała z tym problemy.

    e o t Damon Tae