salsa con el diablo en Medellín
: pt paź 24, 2025 7:55 pm
				
				Dlaczego Madoxa wcale nie zaskoczyło to zdziwienie Pilar? Bo ją znał, znał ją na tyle, żeby wiedzieć, że ona weźmie stronę biednej Marii i Madox mimo wszystko też ją brał. Mógł powiedzieć Ticiano, że mu wybacza, ale wiedział jeszcze coś, czego ta dwójka nie wiedziała. Wiedział on i Marie. Może nawet by coś powiedział, ale wpatrzony był w Pilar, bo ten jej ogień, z którym walczyła o innych zawsze go kupował w całości. On by tak nie potrafił, a ona przecież nawet nie znała Marie, a jednak nie chciała pozwolić, żeby stała jej się krzywda, bo Marie w tym wszystkim wydawała się najsłabsza, a przecież Pilar zawsze broniła słabszych.
Nawet nie spojrzał na Ticiano, gdy ten się odezwał. Przecież Madox wiedział, że on nie będzie widział problemu. Znał go, ale znał też Pilar i widział w jej oczach, które teraz mógł podziwiać tylko z profilu, ten żar.
- Ticiano... - zaczął, żeby go trochę skarcić, ale czy Tio sobie coś z tego zrobił, no nie, bo był tym koksem już tak naćpany, że nawet jakby Madox powiedział mu, że ma spierdalać, to on by tego pewnie nie zrozumiał, a Pilar tylko dolewała oliwy do ognia, nie ona kurwa, lała benzynę prosto w ten żar, który widać było też w oczach Ticiano, z każdym jednym słowem, które padało z jej ust.
Madox ruszył się z miejsca, tylko Ticiano był szybszy, zastawił jej drogę, bo był teraz tym pierdolonym królem świata, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo Pilar mogła go szybciutko zdetronizować i Madox o tym wiedział. Może dlatego on tak od razu nie zareagował, kiedy Ticiano ją zatrzymywał, bo wiedział, że Stewart sobie poradzi, bo pewnie nie z takimi jak Ticiano miała do czynienia. Tylko, że w momencie, w którym Tio chwycił Pilar za szyję, to przesadził. I to kurwa grubo przesadził.
Tio się wyprostował po jej uderzeniu łokciem i podniósł rękę, jakby chciał rzeczywiście znowu zamachnąć się na Pilar, tylko że to mu się wcale nie udało, bo w następnej chwili, to on już leżał na tej podłodze. I może Stewart też by go powaliła i może nawet Madox chciałby to zobaczyć, w końcu, ale jednak coś w nim pękło w momencie, w którym on podniósł rękę właśnie na nią. Na Pilar. A przecież Madox nie był jakimś bohaterem, obrońcą słabszych, czy nawet kobiet, on się po prostu w takie rzeczy nie mieszał. Tylko, że dzisiaj to chodziło właśnie o nią, więc chwycił Ticiano za tą uniesioną rękę, a później wykręcił ją tak, że coś mu w niej chrupnęło, potem wystarczyło go tylko podciąć, a Tio nawet nie zdążył się obrócić, walnął na tę zakurzoną podłogę, na twarz, z łoskotem, aż biurko się zatrzęsło, a w powietrze poszły drobinki kurzu. Madox przycisnął go do ziemi kolanem, mocno, może nawet mocniej niż powinien, że ciężej było mu przez chwilę złapać oddech, no ale jakby nie był jego bratem, to pewnie już dostałby w gębę za takie zachowanie. Mocniej wykręcił mu też rękę, a na głowie jeszcze oparł drugą dłoń z tymi swoimi złotymi pierścioneczkami, jeden taki najbardziej kanciasty wbijając mu prosto w pulsy, czuł jak krew w jego żyłach krąży zdecydowanie za szybko, ale w tych Noriegi też krążyła, wymieszana z adrenaliną, a jakby do tego była podsycona taką dawką kokainy, jak ta Ticiano, to może od razu by mu ten łeb rozwalił.
- Ostrzegłem Cię Tio... - warknął pochylając się nad nim, a potem spojrzenie podniósł na Pilar - teraz powinna Ci oddać - dodał i jeszcze raz go tym kolanem docisnął, żeby teraz jemu brakło w płucach tchu - przeproś ją - Tio próbował się wyrwać, ale Madox wiedział jak go trzymać, a zresztą Ticiano tylko się wydawało, że jest niezniszczalny, kiedy prawda jest taka, że na tej kokainie był po prostu nieskoncentrowany, w przeciwieństwie do Noriegi. Ticiano coś tam mruknął, ale nie dało się go wcale zrozumieć, więc Madox jeszcze mocniej wykręcił mu rękę, na pewno bolało, jeszcze chwila a mógł sprawić, że wyskoczy ona ze stawu, nie specjalnie przecież, nie miał takiego zamiaru, ale czasem wypadki się zdarzają, zwłaszcza gdy się nie współpracuje.
- Przepraszam... - wybełkotał Tio, ale Madox spojrzał tylko na Pilar, czy przyjęła te przeprosiny, właściwie wyglądała, jakby jednak nie do końca ją przekonały, ale niczego więcej Madox nie spodziewał się po Ticiano, jeszcze raz się nad nim pochylił - jeszcze raz spróbujesz dotknąć mojej kobiety, to Cię zapierdolę i nie będę się zastanawiał, czy jesteś moim bratem, czy nie, czy może powinienem to zrobić już te dziesięć lat temu - wycedził przez zęby, a potem wstając to jeszcze raz docisnął Ticiano mocniej do ziemi. Może i Pilar wcale nie była kobietą Madoxa, ale po pierwsze Ticiano tego nie wiedział a po drugie... była mu jakoś tak nieznośnie bliska, naprawdę się nią przejmował i kiedy stanął już przed nią, to jego dłoń delikatnie opadła na jej szyję, na której widać było te czerwone, odbite przez Ticiano paluchy. Przesunął kciuk na jej żuchwę, żeby delikatnie pokręcić jej głową, obejrzeć ją z obu stron. Pięknie będą jutro razem wyglądać na tym ślubie, Pilar z tymi znamionami na szyi, a Madox ze śliwą pod okiem. Bo ślub raczej się odbędzie, nawet jeśli Pilar nie będzie chciała się poddać. Ticiano wstał powoli, a Madox stanął między nim, a Pilar i zasłonił Stewart ramieniem. Chociaż Tio wcale nie wyglądał, jakby jednak znowu chciał się na nią rzucić, ale może Stewart by chciała? Była loca chica, chociaż nie taka loca jak niektóre tutaj. Ticiano się otrzepał i spojrzał na Madoxa z wyrzutem, ale to przecież on zaczął. Madox to akurat był tutaj dzisiaj święty, a że wszyscy zaczynali, to co on miał zrobić? On się po prostu bronił, a teraz to bronił też trochę Pilar.
- Marie o wszystkim wie - powiedział nagle całkiem spokojnym tonem, a kiedy oboje tak na niego spojrzeli, jak na jakiegoś wariata, to zrobił krok w tył, żeby spojrzeć najpierw na Ticiano, a później na Pilar - ona zawsze wiedziała, bo to ona dziesięć lat temu mi powiedziała, że pierdolisz się z moją narzeczoną, to dzięki niej ja was wtedy... - westchnął ciężko, bo jednak złapał ich na gorącym uczynku, w jebanym kościółku na wzgórzu, ale wiedział o tym wcześniej, właśnie od Marie.
Ticiano patrzył na niego jakby niedowierzał, a Madox postanowił kontynuować, skoro już kurwa, cała ta prawda wyszła, to teraz nie miał nic do stracenia. Ale on też nie zrobił nic złego.
- Ja przez ten cały czas utrzymywałem z Marie kontakt, przysyłała mi rum z Medellín, listy, zdjęcia, dzwoniła. Ona przez cały czas wiedziała, tylko liczyła chyba, że Ty w końcu przejrzysz na oczy - spojrzał na Tio, który nagle skurczył się w sobie, jakby ta kokaina zamiast go prostować, to teraz go jakoś tak zgniotła w sobie. Ciemne tęczówki Madoxa spoczęły na twarzy Pilar, widział w jej oczach, że może ona wcale tego nie rozumie, nie popiera. I chociaż Noriega też w pewnym momencie powiedział Marie, że to pojebane, to jednak... stał za nią. Wcale nie za Ticiano, za tym swoim "bratem", tylko za Marie. Dla niej też tu przyjechał, dla jedynej przychylnej mu osoby z całego Medellín, która się od niego nie odsunęła. Marie była dla niego jak siostra, prawdziwa, a nie taka zakłamana jak jej niedoszły mąż.
- Więc jeśli, nie wiem, chociaż trochę Ci na niej zależy Ticiano to się kurwa w końcu ogarnij, bo taka dziewczyna jak Marie to nawet nie powinna na Ciebie spojrzeć, a ona Cię kocha całym sercem - bo Marie była dobra, może za dobra, może trochę zagubiona jak Doña Sofia, tylko, że ona jednak stawiała na być. Być z miłością swojego życia, nawet jeśli on był takim dupkiem. Może po prostu te kobiety z Medellín, w przeciwieństwie do mężczyzn, miały w sobie za dużo miłości, za dużo wybaczenia, może one naprawdę były... za dobre?
A Rosa była tylko jakimś wyjątkiem, który podkreślał regułę?
Pilar Stewart
			Nawet nie spojrzał na Ticiano, gdy ten się odezwał. Przecież Madox wiedział, że on nie będzie widział problemu. Znał go, ale znał też Pilar i widział w jej oczach, które teraz mógł podziwiać tylko z profilu, ten żar.
- Ticiano... - zaczął, żeby go trochę skarcić, ale czy Tio sobie coś z tego zrobił, no nie, bo był tym koksem już tak naćpany, że nawet jakby Madox powiedział mu, że ma spierdalać, to on by tego pewnie nie zrozumiał, a Pilar tylko dolewała oliwy do ognia, nie ona kurwa, lała benzynę prosto w ten żar, który widać było też w oczach Ticiano, z każdym jednym słowem, które padało z jej ust.
Madox ruszył się z miejsca, tylko Ticiano był szybszy, zastawił jej drogę, bo był teraz tym pierdolonym królem świata, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo Pilar mogła go szybciutko zdetronizować i Madox o tym wiedział. Może dlatego on tak od razu nie zareagował, kiedy Ticiano ją zatrzymywał, bo wiedział, że Stewart sobie poradzi, bo pewnie nie z takimi jak Ticiano miała do czynienia. Tylko, że w momencie, w którym Tio chwycił Pilar za szyję, to przesadził. I to kurwa grubo przesadził.
Tio się wyprostował po jej uderzeniu łokciem i podniósł rękę, jakby chciał rzeczywiście znowu zamachnąć się na Pilar, tylko że to mu się wcale nie udało, bo w następnej chwili, to on już leżał na tej podłodze. I może Stewart też by go powaliła i może nawet Madox chciałby to zobaczyć, w końcu, ale jednak coś w nim pękło w momencie, w którym on podniósł rękę właśnie na nią. Na Pilar. A przecież Madox nie był jakimś bohaterem, obrońcą słabszych, czy nawet kobiet, on się po prostu w takie rzeczy nie mieszał. Tylko, że dzisiaj to chodziło właśnie o nią, więc chwycił Ticiano za tą uniesioną rękę, a później wykręcił ją tak, że coś mu w niej chrupnęło, potem wystarczyło go tylko podciąć, a Tio nawet nie zdążył się obrócić, walnął na tę zakurzoną podłogę, na twarz, z łoskotem, aż biurko się zatrzęsło, a w powietrze poszły drobinki kurzu. Madox przycisnął go do ziemi kolanem, mocno, może nawet mocniej niż powinien, że ciężej było mu przez chwilę złapać oddech, no ale jakby nie był jego bratem, to pewnie już dostałby w gębę za takie zachowanie. Mocniej wykręcił mu też rękę, a na głowie jeszcze oparł drugą dłoń z tymi swoimi złotymi pierścioneczkami, jeden taki najbardziej kanciasty wbijając mu prosto w pulsy, czuł jak krew w jego żyłach krąży zdecydowanie za szybko, ale w tych Noriegi też krążyła, wymieszana z adrenaliną, a jakby do tego była podsycona taką dawką kokainy, jak ta Ticiano, to może od razu by mu ten łeb rozwalił.
- Ostrzegłem Cię Tio... - warknął pochylając się nad nim, a potem spojrzenie podniósł na Pilar - teraz powinna Ci oddać - dodał i jeszcze raz go tym kolanem docisnął, żeby teraz jemu brakło w płucach tchu - przeproś ją - Tio próbował się wyrwać, ale Madox wiedział jak go trzymać, a zresztą Ticiano tylko się wydawało, że jest niezniszczalny, kiedy prawda jest taka, że na tej kokainie był po prostu nieskoncentrowany, w przeciwieństwie do Noriegi. Ticiano coś tam mruknął, ale nie dało się go wcale zrozumieć, więc Madox jeszcze mocniej wykręcił mu rękę, na pewno bolało, jeszcze chwila a mógł sprawić, że wyskoczy ona ze stawu, nie specjalnie przecież, nie miał takiego zamiaru, ale czasem wypadki się zdarzają, zwłaszcza gdy się nie współpracuje.
- Przepraszam... - wybełkotał Tio, ale Madox spojrzał tylko na Pilar, czy przyjęła te przeprosiny, właściwie wyglądała, jakby jednak nie do końca ją przekonały, ale niczego więcej Madox nie spodziewał się po Ticiano, jeszcze raz się nad nim pochylił - jeszcze raz spróbujesz dotknąć mojej kobiety, to Cię zapierdolę i nie będę się zastanawiał, czy jesteś moim bratem, czy nie, czy może powinienem to zrobić już te dziesięć lat temu - wycedził przez zęby, a potem wstając to jeszcze raz docisnął Ticiano mocniej do ziemi. Może i Pilar wcale nie była kobietą Madoxa, ale po pierwsze Ticiano tego nie wiedział a po drugie... była mu jakoś tak nieznośnie bliska, naprawdę się nią przejmował i kiedy stanął już przed nią, to jego dłoń delikatnie opadła na jej szyję, na której widać było te czerwone, odbite przez Ticiano paluchy. Przesunął kciuk na jej żuchwę, żeby delikatnie pokręcić jej głową, obejrzeć ją z obu stron. Pięknie będą jutro razem wyglądać na tym ślubie, Pilar z tymi znamionami na szyi, a Madox ze śliwą pod okiem. Bo ślub raczej się odbędzie, nawet jeśli Pilar nie będzie chciała się poddać. Ticiano wstał powoli, a Madox stanął między nim, a Pilar i zasłonił Stewart ramieniem. Chociaż Tio wcale nie wyglądał, jakby jednak znowu chciał się na nią rzucić, ale może Stewart by chciała? Była loca chica, chociaż nie taka loca jak niektóre tutaj. Ticiano się otrzepał i spojrzał na Madoxa z wyrzutem, ale to przecież on zaczął. Madox to akurat był tutaj dzisiaj święty, a że wszyscy zaczynali, to co on miał zrobić? On się po prostu bronił, a teraz to bronił też trochę Pilar.
- Marie o wszystkim wie - powiedział nagle całkiem spokojnym tonem, a kiedy oboje tak na niego spojrzeli, jak na jakiegoś wariata, to zrobił krok w tył, żeby spojrzeć najpierw na Ticiano, a później na Pilar - ona zawsze wiedziała, bo to ona dziesięć lat temu mi powiedziała, że pierdolisz się z moją narzeczoną, to dzięki niej ja was wtedy... - westchnął ciężko, bo jednak złapał ich na gorącym uczynku, w jebanym kościółku na wzgórzu, ale wiedział o tym wcześniej, właśnie od Marie.
Ticiano patrzył na niego jakby niedowierzał, a Madox postanowił kontynuować, skoro już kurwa, cała ta prawda wyszła, to teraz nie miał nic do stracenia. Ale on też nie zrobił nic złego.
- Ja przez ten cały czas utrzymywałem z Marie kontakt, przysyłała mi rum z Medellín, listy, zdjęcia, dzwoniła. Ona przez cały czas wiedziała, tylko liczyła chyba, że Ty w końcu przejrzysz na oczy - spojrzał na Tio, który nagle skurczył się w sobie, jakby ta kokaina zamiast go prostować, to teraz go jakoś tak zgniotła w sobie. Ciemne tęczówki Madoxa spoczęły na twarzy Pilar, widział w jej oczach, że może ona wcale tego nie rozumie, nie popiera. I chociaż Noriega też w pewnym momencie powiedział Marie, że to pojebane, to jednak... stał za nią. Wcale nie za Ticiano, za tym swoim "bratem", tylko za Marie. Dla niej też tu przyjechał, dla jedynej przychylnej mu osoby z całego Medellín, która się od niego nie odsunęła. Marie była dla niego jak siostra, prawdziwa, a nie taka zakłamana jak jej niedoszły mąż.
- Więc jeśli, nie wiem, chociaż trochę Ci na niej zależy Ticiano to się kurwa w końcu ogarnij, bo taka dziewczyna jak Marie to nawet nie powinna na Ciebie spojrzeć, a ona Cię kocha całym sercem - bo Marie była dobra, może za dobra, może trochę zagubiona jak Doña Sofia, tylko, że ona jednak stawiała na być. Być z miłością swojego życia, nawet jeśli on był takim dupkiem. Może po prostu te kobiety z Medellín, w przeciwieństwie do mężczyzn, miały w sobie za dużo miłości, za dużo wybaczenia, może one naprawdę były... za dobre?
A Rosa była tylko jakimś wyjątkiem, który podkreślał regułę?
Pilar Stewart