Nothing is right
: czw lip 17, 2025 9:22 am
Dzisiejszego wieczoru, a już raczej nocy czuł zmęczenie jakiego dawno nie odczuwał. To była kolejna nocka z rzędu, w dzień poświęcał się życiu prywatnemu, a o zachodzie słońca wychodził do pracy i siedział tam, aż do ostatniego napalonego klienta. Po czterech dniach twarze osób zaczęły mu się zlewać, a on już machał niekiedy dłonią gdy ktoś próbował przedostać się bez pokazania dowodu osobistego. Na końcu wylądował za barem zamieniając się z kolegą, który miał dosyć pijanych i nachalnych kobiet.
Ayers lubił pracować przy sprzedawaniu drinków czy piwa. Mógł wtedy obserwować otoczenie udając, że myje szklanki, a tak naprawdę rzucał kątem oka na podejrzanych typów, których musiał wyrzucać, gdy zaczynali rozprowadzać nielegalne substancje odurzające. Jednak akurat tej nocy zainteresował się grupce młodszych od niego osób o średnio dekadę. Bawili się, pili duże ilości alkoholu, byli głośni i nieznośni. Bradley nie mógł nic z tym zrobić, bo właśnie po to były takie kluby, by młodzież mogła się wybawić, wypić, a z rana obudzić z kacem, który ich niczego nie nauczy. Tydzień później znowu wrócą licząc, że kolejna impreza skończy się innymi skutkami ubocznymi.
Na chwilę dosłownie stracił ich z zasięgu wzroku. Musiał obsłużyć kilku klientów, którzy cierpliwością nie grzeszyli. Zamienił parę zdań z niektórymi próbując być na tyle miłym, by zostawili sowite napiwki. Spojrzał na godzinę, a potem ponownie na grupkę nieznanych mu osób i zauważył, że jedna z pracownic klubu właśnie koło nich przechodziła trzymając w dłoni drinka. Była nieco przymroczona, ale stwierdził, że to prawdopodobnie przez zmęczenie. Mimo to nadal spoglądał w jej kierunku, aż tak skręciła za murek prowadzący do toalet ledwo trzymając się na nogach.
Bez namysłu wyszedł zza baru i skierował się w jej kierunku chcąc sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Znał ten stan, który obecnie oglądał. Nogi jak z waty, ciężkie powieki, zwiotczałe ciało. Widział wiele osób w takim stanie, sam w takowym kiedyś bywał. Alkohol w połączeniu z czymś mocniejszym nie wróżyły niczego dobrego. Problem polegał na tym, że ona zawsze była odpowiedzialna. Odepchnął od dziewczyny jakieś pijanego starego dziadka, który ewidentnie chciał skorzystać z okazji tego, że jest zamroczona. Chwycił twarz kobiety w dłonie próbując spojrzeć jej w oczy, ale ona kompletnie nie kontaktowała.
- Hej, słyszysz mnie? - Spytał próbując nią potrząsnąć, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. W ostatniej chwili chwycił ją w ramiona pozwalając na oparcie głowy Bryce o swój tors. Jego koszulka pachniała pewnie perfumami wymieszanymi z potem całonocnej pracy.
Ludzie wokół w ogóle nie zwrócili na nich uwagi. Byli zajęci własnymi sprawami, a nietrzeźwość niektórych nie pozwalała na racjonalne myślenie. Bradley próbował wyłapać wzorkiem winowajców jej stanu, ale na próżno. Albo zniknęli w tłumie, albo ją zostawili. Ayers zabrał dziewczynę na zaplecze, gdzie wraz z kolegami wstawili kanapę na której mogli się przekimać w przerwie. Położył na nią kobietę i poszedł po szklankę zimnej wody. Wracając wziął pod pachę krzesło i postawił go obok łóżka i wpatrywał się w Bryce. Opuszkami palców przeczesał jej włosy, które były spocone. Zacisnął usta zastanawiając się co dalej, przykrył ją kocem, a potem delikatnie próbował obudzić, na tyle spokojnie, by jej nie wystraszyć.
- Jesteś tu ze mną? Jeśli rozumiesz cokolwiek pokiwaj głową lub porusz powiekami. - Nie chciał mieć problemów, powinien ją zabrać do szpitala i zostawić, ale wielokrotnie był w podobnym stanie i nie chciałby żeby ktokolwiek zabierał go wtedy do lekarza. Wiązało się to z wieloma pytaniami, które dziewczyna zapewne chciała uniknąć. A może? Wtedy wpadł na jeszcze bardziej szalony pomysł. Powinien ją stąd zabrać do domu, z dala od wścibskich spojrzeń innych pracowników.
Bryce Serrano
Ayers lubił pracować przy sprzedawaniu drinków czy piwa. Mógł wtedy obserwować otoczenie udając, że myje szklanki, a tak naprawdę rzucał kątem oka na podejrzanych typów, których musiał wyrzucać, gdy zaczynali rozprowadzać nielegalne substancje odurzające. Jednak akurat tej nocy zainteresował się grupce młodszych od niego osób o średnio dekadę. Bawili się, pili duże ilości alkoholu, byli głośni i nieznośni. Bradley nie mógł nic z tym zrobić, bo właśnie po to były takie kluby, by młodzież mogła się wybawić, wypić, a z rana obudzić z kacem, który ich niczego nie nauczy. Tydzień później znowu wrócą licząc, że kolejna impreza skończy się innymi skutkami ubocznymi.
Na chwilę dosłownie stracił ich z zasięgu wzroku. Musiał obsłużyć kilku klientów, którzy cierpliwością nie grzeszyli. Zamienił parę zdań z niektórymi próbując być na tyle miłym, by zostawili sowite napiwki. Spojrzał na godzinę, a potem ponownie na grupkę nieznanych mu osób i zauważył, że jedna z pracownic klubu właśnie koło nich przechodziła trzymając w dłoni drinka. Była nieco przymroczona, ale stwierdził, że to prawdopodobnie przez zmęczenie. Mimo to nadal spoglądał w jej kierunku, aż tak skręciła za murek prowadzący do toalet ledwo trzymając się na nogach.
Bez namysłu wyszedł zza baru i skierował się w jej kierunku chcąc sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Znał ten stan, który obecnie oglądał. Nogi jak z waty, ciężkie powieki, zwiotczałe ciało. Widział wiele osób w takim stanie, sam w takowym kiedyś bywał. Alkohol w połączeniu z czymś mocniejszym nie wróżyły niczego dobrego. Problem polegał na tym, że ona zawsze była odpowiedzialna. Odepchnął od dziewczyny jakieś pijanego starego dziadka, który ewidentnie chciał skorzystać z okazji tego, że jest zamroczona. Chwycił twarz kobiety w dłonie próbując spojrzeć jej w oczy, ale ona kompletnie nie kontaktowała.
- Hej, słyszysz mnie? - Spytał próbując nią potrząsnąć, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. W ostatniej chwili chwycił ją w ramiona pozwalając na oparcie głowy Bryce o swój tors. Jego koszulka pachniała pewnie perfumami wymieszanymi z potem całonocnej pracy.
Ludzie wokół w ogóle nie zwrócili na nich uwagi. Byli zajęci własnymi sprawami, a nietrzeźwość niektórych nie pozwalała na racjonalne myślenie. Bradley próbował wyłapać wzorkiem winowajców jej stanu, ale na próżno. Albo zniknęli w tłumie, albo ją zostawili. Ayers zabrał dziewczynę na zaplecze, gdzie wraz z kolegami wstawili kanapę na której mogli się przekimać w przerwie. Położył na nią kobietę i poszedł po szklankę zimnej wody. Wracając wziął pod pachę krzesło i postawił go obok łóżka i wpatrywał się w Bryce. Opuszkami palców przeczesał jej włosy, które były spocone. Zacisnął usta zastanawiając się co dalej, przykrył ją kocem, a potem delikatnie próbował obudzić, na tyle spokojnie, by jej nie wystraszyć.
- Jesteś tu ze mną? Jeśli rozumiesz cokolwiek pokiwaj głową lub porusz powiekami. - Nie chciał mieć problemów, powinien ją zabrać do szpitala i zostawić, ale wielokrotnie był w podobnym stanie i nie chciałby żeby ktokolwiek zabierał go wtedy do lekarza. Wiązało się to z wieloma pytaniami, które dziewczyna zapewne chciała uniknąć. A może? Wtedy wpadł na jeszcze bardziej szalony pomysł. Powinien ją stąd zabrać do domu, z dala od wścibskich spojrzeń innych pracowników.
Bryce Serrano