Strona 1 z 1

Bo picie tequilli zawsze kończy się źle, a jak będzie tym razem?

: czw lip 17, 2025 12:19 pm
autor: Galen L. Wyatt
- dziesięć -


Galen Wyatt - facet, który ma w tygodniu więcej randek niż spotkań biznesowych, a jest przecież prezesem Northex Industries, więc od razu można sobie porównać tę skalę. Nie jest to jednak wcale jakieś dziwne, czy niewiarygodne, kiedy on miedzy spotkaniami siedział na Tinderze. Kiedyś mu się za to oberwie, tylko od kogo, skoro on tutaj rządził?

Pozostając więc bezkarnym pisał z Alice gdzieś między plikami dokumentów rozłożonymi na biurku, kolejną filiżanką cienkiej kawy, a rozmową z jakimś podwładnym, którego imienia jak zwykle nie pamiętał (pozdrowienia dla Chrisa, znowu). Tym razem to on przesunął w prawo, miała ładne zdjęcie profilowe, w koszuli, do tego to spojrzenie, nawet nie przeszkadzały mu skarpetki, chociaż ostatnio gdzieś słyszał opinię o tym, że tylko psychopaci śpią w skarpetach. Ale Galen miał delikatną słabość do psychopatek, może dlatego ją polubił? Nie to żeby z góry ją ocenił, czy coś założył, po prostu jego przeczucie, które rzadko się myliło, podpowiadało mu, że to będzie ciekawa randka. Nie mogło być inaczej.

Krótka wymiana wiadomości, nawet kilka żartów i spora ilość emotek jak na ludzi, którym bliżej do trzydziestki (tobie Galen to już zaraz do czterdziestki), niż do piętnastki. Ale był między nimi jakiś flow, nawet Wyatt złapał się na tym, że raz spojrzał na telefon z myślą, czy już mu odpisała, za szybko, sam z siebie, od tak, bo czekał na wiadomość. Dziwne rzeczy, ale się zdarzały, raz na dziesięć matchów może, albo rzadziej, więc to już jest coś na rzeczy.

Tym razem postawił na lokal może nieco mniej ekskluzywny, ale bardziej z duszą. Bo miał jakieś nieodparte wrażenie, że to będzie bardziej pasowało do Alice Krueger, miał tylko nadzieję, że to spotkanie nie skończy się jak jakiś Koszmar z Ulicy Wiązów, bo tego by nie przeżył. Dobrze skrojony garnitur wymienił po prostu na białą koszulkę, skórzaną kurtkę i jeansy, taka wersja Galena Wyatta może i była dość nietypowa, ale wciąż prezentowała się dobrze. W jakimś czasopiśmie plotkarskim dostał za podobną stylówkę dziesięć na dziesięć, od jakiegoś znawcy mody w spódnicy (cieszyć się, czy płakać?). Spóźnił się, dosłownie dwie minuty, ale jednak, więc mamy tutaj typowego Galena, Galena w skórze, a nie Galena księcia z bajki, ciekawe co na to powie Alice? Od razu powiódł spojrzeniem po knajpie rozglądając się za nią. Miał nadzieję, że nie wyszło, to przecież tylko dwie minuty, potwierdził to na tarczy swojego bajecznie drogiego zegarka. W końcu ją dostrzegł, przy barze. Siedziała sama i od razu rzucała się w oczy. Są takie kobiety, które po prostu się wyróżniają, które nawet w tłumie latynoamerykańskich bogini robią piorunujące wrażenie. Ona je właśnie robiła.

Przeczesał palcami włosy, idealnie ułożone w artystyczny nieład. A już po chwili stanął obok niej, oparł łokcie o kontuar i odwrócił się w jej kierunku.

- Zasłużyłem na karną tequilę? Chociaż sam nie wiem czy to kara, czy jednak nagroda? - wzruszył delikatnie ramionami, a później kiwnął na barmana - zaczniemy od dwóch kolejek, a potem wszystko się okaże - zamówił im po dwa szoty, do tego limonka i sól. Galen przełknął ślinę, o ile whisky mógł pić w ilościach przemysłowych, to co do tequili miał jakieś dziwne obawy. Zawsze kończyło się to źle, urwanym filmem, czterema meksykankami śpiącymi po kątach w jego apartamencie, wizytą na komisariacie, albo w szpitalu. No ale może tym razem nie będzie tak źle! Nie zakładajmy od razu jakiejś jatki jak z filmu akcji (albo z horrur, oby nie!). Chociaż trzeba przyznać, że ta meksykańska knajpa miała klimat, idealny pod tą tequillę właśnie. W tle było słychac podniesione rozmowy po hiszpańsku, a zapach był ostry i ciężki, ale wcale nie nieprzyjemny. Idealny pod takie spotkanie, które mogło ich oboje zaskoczyć.

Chwycił swój kieliszek, ale spojrzał na Alice.

- Najpierw sól, czy limonka? Zawsze mam z tym problem - miał? A może po prostu czekał na jej reakcję, może udawał tutaj Galena Wyatta, który rzadko pija tequillę, który rzadko bywa w takich miejscach, który trochę nie pasuje do tego obrazka, a jednak tu jest. Właśnie z nią.

Alice Krueger

Bo picie tequilli zawsze kończy się źle, a jak będzie tym razem?

: wt lip 22, 2025 12:49 am
autor: Alice Krueger
-3- Galen L. Wyatt

Weszła do lokalu piętnaście minut wcześniej. W szpilkach, które przypominały jej czasy, gdy świat wydawał się mniej okrutny, a ona wciąż wierzyła, że piękno idzie w parze z dobrem. Ubrała się z umiarem – biała, dopasowana koszula, czarne spodnie z wysokim stanem, i ramoneska rzucona nonszalancko na plecy. Naturalne fale opadły jej na ramiona, a subtelny makijaż tylko podkreślał ostrość spojrzenia – chłodnego, nieprzystępnego, ale z tym błyskiem… jakby walczyła sama ze sobą, żeby nie zamrozić go do końca.
Wybrała miejsce przy barze. Plecami do drzwi – celowo. Zbyt długo pracowała w terenie, żeby nie znać mechanizmów instynktownej ucieczki. Tym razem chciała się zmusić. Do stania w ogniu. Do tego, żeby nie uciec, nawet jeśli wszystko w środku wrzeszczy, że to pułapka.
Czekała. Dłoń spoczywała na szklance z wodą – zamówiła ją, bo potrzebowała czegoś, co będzie ją trzymać w ryzach. Nie ruszyła. Po prostu siedziała. I oddychała. Wolno. Głębiej niż powinna. Każda sekunda przypominała jej o przeszłości, której nie chciała wspominać – a jednak czuła ją w swoim ciele. Na skórze. W miednicy. W spojrzeniu każdego faceta, który zbyt długo się jej przyglądał.

Wtedy usłyszała jego głos.


Ten ironiczny, lekko zachrypnięty ton, którym mężczyźni z wysokiego pułapu próbują zdobyć kobietę z przeszłością, której nie rozumieją. Przez chwilę nie spojrzała. Dała sobie jeszcze dwie sekundy – żeby nie wybuchnąć śmiechem, nie zamknąć się od razu, nie uciec. Ostatecznie – odwróciła głowę. I spojrzała mu w oczy. Prosto. Głęboko. Bezczelnie spokojnie.

– Tylko dwie minuty? Już mi się zaczęło wydawać, że będę musiała dzisiaj pić sama. - Uniosła kącik ust w ledwo zauważalnym półuśmiechu, ale jej wzrok nie łagodniał. Była napięta. Jakby trzymała się własnej kruchości siłą woli. Jakby wiedziała, że jeśli pozwoli sobie na miękkość – popłynie. A ona już nie chciała tonąć.

Ale nie była też gotowa uciekać.

Spojrzała na kieliszki, które postawił przed nią barman. Tequila. Limonka. Sól. Czysta klasyka – jakby Galen chciał powiedzieć, że nie musi się silić na oryginalność, bo i tak wszystko działa. A może po prostu… chciał, żeby ten wieczór był łatwy?

– Nie piję często – powiedziała cicho, zerkając na niego kątem oka. – Ale dzisiaj zrobię wyjątek. - Złapała za kieliszek z delikatnością kobiety, która dobrze zna swoją siłę, ale nie ma potrzeby jej udowadniać. Wykonała cały rytuał – sól, tequila, limonka – bez pośpiechu, jakby każda z tych czynności miała swoją wagę. Dopiero po wszystkim spojrzała mu w oczy naprawdę.

– Zazwyczaj unikam takich wieczorów. Takich ludzi. Takich spotkań… – zawiesiła głos i poprawiła rękaw koszuli, jakby chciała zetrzeć z siebie jakiś ślad, który tylko ona widziała. – Ale z tobą… coś mnie tknęło.
Uśmiech nie wrócił na usta, ale jej rysy złagodniały. Było w niej coś, co przypominało powracającą do życia kobietę – taką, która długo była zamknięta w sobie, ale w końcu odważyła się uchylić drzwi. Może nie szeroko. Może jeszcze z ręką na klamce. Ale jednak.

– Chciałabym myśleć, że nie wszystko we mnie zostało połamane. – Zsunęła wzrok na blat baru, jakby mówiła bardziej do siebie niż do niego. – Więc… nie spalmy od razu tych dwóch minut. -Zamówiła kolejną kolejkę – nie dlatego, że chciała się upić. Ale dlatego, że uznała, że zasługuje, żeby chociaż spróbować.

– Opowiedz mi coś. Coś prawdziwego. Coś… nie z tej wersji ciebie, którą pokazujesz wszystkim. W zamian opowiem ci coś swojego. Uczciwie. - Spojrzała na niego z lekkim uniesieniem brwi. To był test. Ale nie jak z komisariatu. Raczej jak z życia.
Jeśli go nie obleje – może dostanie coś więcej niż tylko drugą kolejkę.

Bo picie tequilli zawsze kończy się źle, a jak będzie tym razem?

: czw lip 31, 2025 7:43 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen Wyatt lubił kobiety z takim spojrzeniem, bezczelnym, śmiałym, więc można powiedzieć, że od razu sobie u niego zaplusowała. Zaplusowała też szpilkami i tym ubraniem, które na pozór wcale nie wyglądało na takie, które krzyczy odstawiłam się na randkę, a jednak miało w sobie coś odświętnego, jakiś taki pazur, może to ta ramoneska? A może ciemne włosy spływające po białym materiale i jego słabość do brunetek?

- Sama? Gdybym nie przyszedł na pewno znalazłby się tutaj nie jeden facet, który postawiłby Ci drinka, a później kolejnego i następnego, aż skończyłabyś na tamtym stoliku śpiewając Cielito Lindo - wskazła stolik obok nich i uśmiechnął się, łagodnie chociaż z tą swoją typową zadziornością - uznajmy więc, że uratowałem Cię przed tym i w tym momencie jesteśmy oboje wygrani - dodał, a gdy stanęły przed nimi kieliszki przesunął jeden z nich jednym palcem w jej kierunku. Chwilę się zawahał. Tequilla. Limonka. Sól. Wydaje się takie łatwe, a jednak to mieszanka wybuchowa. Przełknął ślinę, aż grdyka mu zadrżała. Już chciał chwycić za kieliszek, ale Alice się odezwała, więc znowu utkwił spojrzenie, tych swoich niebieskich oczu, w jej twarzy.

- Muszę przyznać, że rzadko to słyszę. Najczęściej to wiesz... Tylko jedna butelka szampana? Zamów całe wiadro, znam wszystkie drinki z tej karty, nie upijesz mnie, i takie tam... - zacytował te swoje przeszłe kompanki, no cóż Galen nie był jakiś wybredny i trafiał na kobiety, można by rzec bez klasy, co było dziwne, bo przecież sam trzymał poziom, a przynajmniej się starał - czyli mam się czuć wyróżniony? - zapytał obserwując jak powoli jej palce zaciskają się na szkle, jak delikatnie marszczy nos od kwaskowości limonki. Obserwował ją, jakby to było jakieś przedstawienie, które bardzo go wciągnęło zresztą. On swojego drinka wychylił trochę szybciej, z mniejszym namaszczeniem, a na koniec po tej limonce skrzywił się bardzo, aż po plecach przeszedł mu dreszcz. Tylko czy to limona, czy tequilla tak na niego zadziałała? A może Alice?

- Wybrałem zły lokal? - zapytał znowu, bo Galen chyba jeszcze nie czuł tego jej klimatu, tego, że może nawet nie wyjątkowe jest to miejsce, czy on, a w ogóle to, że wyszła do ludzi? Chociaż starał się ją rozgryźć za wszelką ceną, trzeba przyznać, że uwielbiał takie kobiety, pełne tajemnicy, które nie podają wszystkiego na tacy.

Chciał już coś powiedzieć, otworzył usta, żeby zapytać czy kupił ją jego piękny uśmiech, żeby znowu sobie zażartować, ale wtedy Alice odezwała się znowu, a Galen zamilkł. Zastanowił się, trawił przez chwilę jej słowa.

- Postaram się, żeby te dwie minuty były niezapomniane - zapewnił ją i sam też wziął to sobie za cel. Ale nie tak jak zawsze niezapomniane, nie tak, jak z tymi dziewczynami od wiadra z szampanem, może ciut inaczej, spokojniej, bez jego żartów i dwuznaczności w każdym zdaniu.

Na jej prośbą znowu się zamyślił. Była ciekawa, niesztampowa, znowu inna niż wszystkie. Nie wiedział za bardzo co ma powiedzieć, może wspomnieć o siostrze? Nie, to musiało być coś mocnego. Odwrócił wzrok na bar, może już nigdy jej nie spotka, jak większość tych wszystkich randek z tindera… Postanowił zaryzykować.

- Kilka lat temu wylądowałem na odwyku po próbie samobójczej, wszystkim powtarzałem, że przedawkowałem niechcący, aż mi uwierzyli, to nieprawda. Nikt o tym nie wie - powiedział ciszej, bez żadnego uśmiechu, z jakimś takim zupełnie niegalenowym wyrazem twarzy, a w jego oczach dało się dostrzec jakiś cień, jakby tych najciemniejszych wspomnień w jego życiu - teraz Twoja kolej... - sięgnął po kieliszek sugerując, że może powinni wypić zanim ona coś powie? Czekał na coś równie mocnego, ale skoro zaczęła tę grę, to chyba rozumiała jej zasady. On postanowił zacząć od najgorszego, od zwierzenia, które starał się wypierać nawet ze swojej podświadomości, a co dopiero podzielić się nim z kimkolwiek. Ale... co było trochę zrozumiałe, a dla Galena Wyatta bardzo dziwne, poczuł jakąś taką ulgę. Kamień spadł mu z serca, chociaż nigdy nie wierzył, że tak będzie. Nigdy nie myślał, że komukolwiek o tym powie. A tu proszę, zamienili raptem kilka zdań, wypili raptem po jednym kieliszku, a on już zrzuca z ramion najcięższy ciężar, ale to chyba znaczy, że teraz może być już tylko... lepiej? Łatwiej. Lżej.

Alice Krueger