Live like a loner, live like a no man
: czw lip 17, 2025 7:59 pm
To był taki długi dzień, a jednocześnie wszystko działo się tak szybko. Odwieźli Lily do rodziców Diane, później na komisariat, z powrotem do teściów, gdzie Diane nie mogła zasnąć ze stresu, więc w pracy pojawiła się wyglądając jak zombie. Zresztą długo w niej nie była, ostatecznie zgłaszając przełożonemu chęć wcześniejszego wyjścia, bo i tak nie mogła się skupić na pracy.
Do domu wracała okrężną drogą, zahaczając jeszcze o market, w którym kupiła zapas środków czystości, bo nie była pewna, czy to, co miała w domu, w kuchni, było jeszcze w stanie używalności, oprócz tego porządne worki na śmieci i sporo tanich ręczników.
Z takim pakunkiem i bronią w kaburze, chociaż na co dzień w ogóle z nią nie pracowała bo i gdzie, wróciła do domu, rozglądając się najpierw uważnie po okolicy, ale ze zgłoszeniem wszystkiego na komendzie, wiedząc, że mogła liczyć na reakcję kogoś będącego w okolicy, czuła się bezpieczniej.
A gdy otworzyła drzwi o mało nie zrzuciła na ziemię swoich zakupów z bezsilności. Cała podłoga była zalana, w niektórych miejscach woda zdążyła już wsiąknąć w panele i wybrzuszyć je, w innych wciąż woda stała, na szczęście nie dotarła do salonu, ale Diane widziała, że to dopiero początek oceniania szkód. Zrzuciła buty, odłożyła zakupy w salonie i zajrzała najpierw do wszystkich pomieszczeń i dopiero kiedy upewniła się, że nigdzie absolutnie nikogo nie ma i że ani w jej sypialni, ani w sypialni Lily nie będzie musiała się zabierać za sprzątanie, przebrała się w luźne ciuchy do sprzątania.
I rozpłakała.
Ciężar sytuacji ją przygniótł, bo myślała, że po rozwodzie wszystko będzie łatwiejsze. Absolutnie nie było. Nathaniel ze swoimi problemami będzie obecny w jej życiu już na zawsze, nie ważne, czy będą mieszkać na jednym osiedlu, czy w innym mieście, czy kraju. Odległość będzie tylko sprzyjać opóźnianiu pewnych wydarzeń, ale nie pomoże pozbyć się brzemienia tego małżeństwa. Bo mieli razem dziecko.
To nie tak, że nie płakała często, bo miała stalowe nerwy i była sztywna jak struna.
Płakała bardzo często, od kilku lat, ale tylko wtedy, kiedy pozwoliła sobie na opuszczenie gardy, wiedząc, że jest sama.
Schowała twarz w dłoniach, czując, jak łzy zaczynają moczyć jej koszulkę a nos puchnie i robi się gorący. Nawet nie próbowała przestać, pozwalając emocjom znaleźć ujście, tłumienie ich nic nie da, teraz był dobry moment na to, żeby się z nimi rozliczyć.
Trwało to dłuższą chwilę, aż musiała wstać, siłą rzeczy, żeby się wysmarkać bo nos się jej zatkał, więc to sygnał, żeby przejść dalej. Chciała opłukać twarz w zimnej wodzie, więc odkręciła kran w łazience, zapominając, że nie ma wody, a widząc, że nic nie leci, tylko znowu się rozpłakała.
Za dużo.
Za dużo tego było.
Wytarła więc twarz w ręcznik i zerknęła na swoje paskudne odbicie w lustrze, na spuchnięte powieki i czerwony nos. Poprawiła odruchowo grzywkę, jakby ktokolwiek ją widział, ale to chyba dla własnego komfortu, odłożyła ręcznik i wróciła do kuchni.
Czas się zabrać do pracy.
Sprzątanie zawsze dobrze na nią działało w silnym stresie.
Nathaniel Rourke
Do domu wracała okrężną drogą, zahaczając jeszcze o market, w którym kupiła zapas środków czystości, bo nie była pewna, czy to, co miała w domu, w kuchni, było jeszcze w stanie używalności, oprócz tego porządne worki na śmieci i sporo tanich ręczników.
Z takim pakunkiem i bronią w kaburze, chociaż na co dzień w ogóle z nią nie pracowała bo i gdzie, wróciła do domu, rozglądając się najpierw uważnie po okolicy, ale ze zgłoszeniem wszystkiego na komendzie, wiedząc, że mogła liczyć na reakcję kogoś będącego w okolicy, czuła się bezpieczniej.
A gdy otworzyła drzwi o mało nie zrzuciła na ziemię swoich zakupów z bezsilności. Cała podłoga była zalana, w niektórych miejscach woda zdążyła już wsiąknąć w panele i wybrzuszyć je, w innych wciąż woda stała, na szczęście nie dotarła do salonu, ale Diane widziała, że to dopiero początek oceniania szkód. Zrzuciła buty, odłożyła zakupy w salonie i zajrzała najpierw do wszystkich pomieszczeń i dopiero kiedy upewniła się, że nigdzie absolutnie nikogo nie ma i że ani w jej sypialni, ani w sypialni Lily nie będzie musiała się zabierać za sprzątanie, przebrała się w luźne ciuchy do sprzątania.
I rozpłakała.
Ciężar sytuacji ją przygniótł, bo myślała, że po rozwodzie wszystko będzie łatwiejsze. Absolutnie nie było. Nathaniel ze swoimi problemami będzie obecny w jej życiu już na zawsze, nie ważne, czy będą mieszkać na jednym osiedlu, czy w innym mieście, czy kraju. Odległość będzie tylko sprzyjać opóźnianiu pewnych wydarzeń, ale nie pomoże pozbyć się brzemienia tego małżeństwa. Bo mieli razem dziecko.
To nie tak, że nie płakała często, bo miała stalowe nerwy i była sztywna jak struna.
Płakała bardzo często, od kilku lat, ale tylko wtedy, kiedy pozwoliła sobie na opuszczenie gardy, wiedząc, że jest sama.
Schowała twarz w dłoniach, czując, jak łzy zaczynają moczyć jej koszulkę a nos puchnie i robi się gorący. Nawet nie próbowała przestać, pozwalając emocjom znaleźć ujście, tłumienie ich nic nie da, teraz był dobry moment na to, żeby się z nimi rozliczyć.
Trwało to dłuższą chwilę, aż musiała wstać, siłą rzeczy, żeby się wysmarkać bo nos się jej zatkał, więc to sygnał, żeby przejść dalej. Chciała opłukać twarz w zimnej wodzie, więc odkręciła kran w łazience, zapominając, że nie ma wody, a widząc, że nic nie leci, tylko znowu się rozpłakała.
Za dużo.
Za dużo tego było.
Wytarła więc twarz w ręcznik i zerknęła na swoje paskudne odbicie w lustrze, na spuchnięte powieki i czerwony nos. Poprawiła odruchowo grzywkę, jakby ktokolwiek ją widział, ale to chyba dla własnego komfortu, odłożyła ręcznik i wróciła do kuchni.
Czas się zabrać do pracy.
Sprzątanie zawsze dobrze na nią działało w silnym stresie.
Nathaniel Rourke