Jak materace, to tylko z rodziną
: czw lip 17, 2025 10:49 pm
Di ewidentnie miała ze sobą jakiś problem. Domyślał się, że miała problemy w domu, w pracy i wszędzie, gdzie tylko pokazywała swój podły charakter, jednak nie znaczyło to, że dawało jej to prawo do dyrygowania innymi. Zgadzał się jednak z tym, że należałoby sprawić rodzicom jakiś porządny prezent z okazji rocznicy oraz tym, że nowy materac do spania wcale nie był głupim pomysłem.
Gnił przez kilka godzin w łóżku, próbując zebrać w garść goniące gdzieś myśli - był pewien, że biegają po całej sypialni, a może to po prostu lsd wciąż go trzymało, nie miał pewności. Od wielu lat nie był pewien niczego. Życie przelatywało mu przez palce jak piach, jednak zamiast zacisnąć dłonie i wziąć się w garść, pozwalał na to, by wszystko przelatywało dalej nie robiąc kompletnie nic poza łykaniem kolejnych pigułek. Miał wrażenie, że spada i zdążył polubić to uczucie. Przetarł dłonią zmęczoną twarz rozmazując jeszcze bardziej czarny cień na powiekach i w końcu się podniósł, żeby powolnym i chwiejnym krokiem udać do łazienki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy, w dodatku nieco rozmazany, bo wciąż nie widział wyraźnie. W myślach wciąż jeszcze dudnił bas, nozdrza nadal czuły zapach haszu, suchość w ustach domagała się czegoś do picia. Zacisnął powieki i wszedł pod prysznic; strumień zimnej wody działał w jakiś sposób otrzeźwiająco.
O umówionej godzinie stawił się pod centrum handlowym czekając na siostry. Nie był punktualny, był przed czasem tylko dlatego, że pomylił godziny, na swoje szczęście. Wcale nie w pełni trzeźwy, wciąż miał nagrzany łeb - nie tylko z niego jeszcze nie zeszło, przed wyjściem pozwolił sobie dziabnąć jeszcze dwa drinki.
Tyle dobrego, że nawalony Arthur nigdy nie jeździł samochodem, chociaż go miał, ciągle stał w garażu. Stawiał na komunikację miejską, w której zawsze poznawał nowych ludzi. Dzisiaj uciął sobie pogawędkę ze starszą kobietą, która jechała, jak mu powiedziała, do swoich wnuków na urodziny. Udziergała im własnoręcznie swetry i wiozła blachę ciasta - poczęstowała go kawałkiem i Arthur opierając się właśnie o ścianę budynku kończył przekąskę.
Midge Anderson Diane Anderson
Gnił przez kilka godzin w łóżku, próbując zebrać w garść goniące gdzieś myśli - był pewien, że biegają po całej sypialni, a może to po prostu lsd wciąż go trzymało, nie miał pewności. Od wielu lat nie był pewien niczego. Życie przelatywało mu przez palce jak piach, jednak zamiast zacisnąć dłonie i wziąć się w garść, pozwalał na to, by wszystko przelatywało dalej nie robiąc kompletnie nic poza łykaniem kolejnych pigułek. Miał wrażenie, że spada i zdążył polubić to uczucie. Przetarł dłonią zmęczoną twarz rozmazując jeszcze bardziej czarny cień na powiekach i w końcu się podniósł, żeby powolnym i chwiejnym krokiem udać do łazienki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy, w dodatku nieco rozmazany, bo wciąż nie widział wyraźnie. W myślach wciąż jeszcze dudnił bas, nozdrza nadal czuły zapach haszu, suchość w ustach domagała się czegoś do picia. Zacisnął powieki i wszedł pod prysznic; strumień zimnej wody działał w jakiś sposób otrzeźwiająco.
O umówionej godzinie stawił się pod centrum handlowym czekając na siostry. Nie był punktualny, był przed czasem tylko dlatego, że pomylił godziny, na swoje szczęście. Wcale nie w pełni trzeźwy, wciąż miał nagrzany łeb - nie tylko z niego jeszcze nie zeszło, przed wyjściem pozwolił sobie dziabnąć jeszcze dwa drinki.
Tyle dobrego, że nawalony Arthur nigdy nie jeździł samochodem, chociaż go miał, ciągle stał w garażu. Stawiał na komunikację miejską, w której zawsze poznawał nowych ludzi. Dzisiaj uciął sobie pogawędkę ze starszą kobietą, która jechała, jak mu powiedziała, do swoich wnuków na urodziny. Udziergała im własnoręcznie swetry i wiozła blachę ciasta - poczęstowała go kawałkiem i Arthur opierając się właśnie o ścianę budynku kończył przekąskę.
Midge Anderson Diane Anderson