do you remember LAST time we spoke?
: sob lip 19, 2025 2:27 pm
d r u g a.
prawie noc, w jakiejś zaciemnionej, bocznej uliczce
Dawno nigdzie nie wychodziła o tak później porze, ale ostatnie dni były przepełnione emocjami i jakby miała siedzieć w ciasnym mieszkaniu, rozmyślając o tym wszystkim co ją ostatnio spotkało to chyba eksplodowałaby jej głowa. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem i dać sobie czas na poukładanie wszystkim myśli, a takie porządku najlepiej wychodziły jej właśnie pod osłoną nocy, kiedy mogła się wybrać się na jakąś dłuższą wędrówkę i odciąć się od reszty świata.
Ten jej spacer trwał już od kilku dobrych godzin, więc miała sporo czasu żeby doprowadzić swój popieprzony łeb do ładu. Celu podróży żadnego konkretnego nie obrała, więc wiła się między uliczkami jak szczur, szukający resztek pożywienia pozostawionych przez ludzi. Bo faktycznie, niektóre z mijanych przez nią miejsc wyglądały na takie, które mogłyby zamieszkiwać gryzonie.
W całym tym zamieszaniu (i celowym odcięciu się od reszty świata, bo przecież myślami była w zupełnie innym miejscu) nie zwróciła uwagi, że ktoś mógł za nią iść. I to prawdopodobnie od dłuższego czasu. Za jej placami stale poruszał się cień – nieznana postać, która wspaniale wtapiała się w otoczenie, znikała w cieniu. Yvonne nie oglądała się za siebie zbyt często, więc nieznajomy miał ułatwione zadanie, bo śledziło się ją dużo łatwiej. Było zdecydowanie za późno na odpowiednią reakcję – najpierw usłyszała cięższe kroki blisko za swoimi plecami, a później napastnik szarpnął silnie za pasek jej naramiennej torby. Udało jej się obrócić tylko w połowie.
— Zabieraj te łapy — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jej ciało niemal od razu się napięło, by stawić opór złodziejowi. Zaparła się stopami o podłoże (dobrze, że miała obuwie z grubą podeszwą), próbując wyrwać mu z łap swoją własność. Jednak siła, którą władał mężczyzna była zbyt duża, mogła mu się przeciwstawiać tylko przez chwilę, zanim jej własne palce nie odmówią jej posłuszeństwa.
Chciała mu się lepiej przyjrzeć, ale wszystko wskazywało na to, że cała akcja była już wcześniej zaplanowana, bo jego ubiór utrudniał zapamiętanie jakichkolwiek znaków charakterystycznych. Ciemne spodnie, ciemna bluza, na dłoniach rękawice. Twarz schowana pod kominiarką, a na głowie kaptur, żeby nie można było nawet powiedzieć nic o jego kolorze włosów. Sylwetka miał całkiem zwyczajną, nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Kurwa.
Wiedziała, że decyzję musi podjąć szybko – nie chciała dać za wygraną, ale gdyby puściła pasek to może rabuś dałby jej spokój. Albo wykorzystałby chwilę słabości, by odebrać jej znacznie więcej. W sytuacjach kryzysowych zwykle potrafiła decydować szybko, ale tym razem została zaskoczona. Nie miała czasu do namysłu.
Szarpnęła mocniej w swoją stronę, zdobywając się na największy wysiłek. W pierwszej chwili przyniosło to zamierzony efekt, ale kosztowało ją to tyle siły, że z trudem utrzymywała swoją pozycję, gdy złodziej zaczął się chaotycznie wierzgać.
Spojrzała w bok – może powinna zawołać o pomoc? Uliczka, w której się znajdowali była jedną z bocznych, ale w czasie ataku zmierzała już ku głównej drodze. Kątem oka mogła dostrzec przejeżdżające samochody, więc była minimalna szansa, że ktoś usłyszałby jej nawoływanie.
— Ratunku, pomocy! — wydobyła z siebie gardłowy krzyk. Głos miała zachrypnięty, pełen obawy. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała odpuścić i uciekać ile sił w nogach w stronę ulicy. Żeby na samej kradzieży torby się skończyło.