Strona 1 z 1

oh shit... here we go again

: sob lip 19, 2025 6:02 pm
autor: Ariel Palmer
001.


Nareszcie jej życie wychodziło na prostą i się układało, a raczej tak sądziła. Odkąd została właścicielką hotelu razem ze swoim bratem bliźniakiem, który wolał jednak spędzać czas na projektowaniu wnętrz niż na zajmowaniu się sprawami hotelu, miała wrażenie, że jej życie towarzyskie nabrało po prostu barw. W gazetach wręcz huczało od tego, że jest najmłodszą w historii właścicielką hotelu, nawet reporterzy musieli wspomnieć o jej małżeństwie z Deanem, które tkwiło teraz tylko i wyłącznie na papierze. Sama stwierdziła, że czas od niego odejść, ale nigdy by nie pomyślała o złożeniu papierów rozwodowych z prostego powodu, nawet gdy na jej palcu nie błyszczała już obrączka to nadal uchodziła za kobietę zajętą. Przyciągało to do niej wszelakich mężczyzn oczywiście w ramach interesów, ale Ariel zdążyła się już zorientować w tym świecie pełnym szakali, którzy czekali tylko na okazję, żeby ta się potknęła i utraciła hotele. Tylko, że niewielu wiedziało iż dziewczyna od małego była przygotowywana do objęcia właśnie tej pozycji w jakiej była dzisiaj, jej ojciec dużo poświęcił dla niej czasu gdy zauważył, że dziewczyna miała smykałkę do zarządzania takim hotelem i interesowała się tym bardziej niż jej brat bliźniak z którym także była blisko.
Dzisiaj została zaproszona na małe spotkanie do klubu, rzadko kiedy chodziła do takich miejsc, ale miała ochotę dzisiejszego wieczoru po prostu zaszaleć. Lubiła potańczyć do dobrej muzyki, ale to także była okazja, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, dlatego gdy się już uszykowała zamówiła sobie taksówkę.
Wchodziła do klubu trochę niepewnie, stukając swoimi czerwonymi obcasami, które miała dopasowane do sukienki, od zawsze Ariel uchodziła za elegancką kobietę, która w każdej sytuacji lubiła wyglądać dobrze, dzisiaj nie było inaczej zwłaszcza, że wyczuwała w powietrzu możliwość rozwinięcia swojego hotelu i podpisania jakiejś dobrej umowy, który pozwoli na to, żeby to miejsce jeszcze bardziej rozkwitło. Odkąd przejęła hotel widać w nim kobiecą rękę, ale i także rękę jej brata, który projektował wnętrze chociażby do odnowienia sali, która według Palmer była… zwyczajna. Przywitała się z zebranymi krótkim cmoknięciem w policzek, mieli dzisiaj zajętą dla siebie lożę VIP, kiedy pierwsze drinki pojawiły się na stole ta upiła łyk ze swojego śledząc wzrokiem parkiet, sącząc powoli drinka przez cienką słomkę, podobno gdy pije się alkohol w taki sposób to szybciej człowiek się upija, Ariel nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakimkolwiek spotkaniu czy na imprezie, dlatego gdy jeden z towarzyszy zaproponował jej pójście na parkiet to nie oponowała.
Zawsze potrafiła się dobrze poruszać, zwłaszcza w rytm muzyki, swoimi ruchami hipnotyzowała niejednego mężczyznę, zwłaszcza, że była ubrana w dość krótką sukienkę, która nie pozostawia zbyt wiele do wyobraźni. Kącik jej ust drgnął gdy obróciła się plecami do tańczącego z nią mężczyzny, pozwalając mu położyć swoje ręce na jej brzuchu, odchylając się do tyłu przymknęła leniwie oczy sunąc powoli w rytm muzyki.
Nie zdawała sobie sprawy, że tutaj w klubie wszystkiemu będzie przypatrywał się jej mąż…

Dean Palmer

oh shit... here we go again

: ndz lip 20, 2025 4:00 pm
autor: Dean Palmer
-2- Ariel Palmer

Dean nie wyglądał dziś jak mężczyzna, który ma problem.
Czarna koszula idealnie opinała jego sylwetkę, zapach Tom Forda dyskretnie mieszał się z chłodnym powietrzem klubu, a spojrzenie – pewne, ostre, bezczelnie obojętne – sunęło po sali, jakby to on był gospodarzem, a wszyscy wokół jego gośćmi. I tylko ten, kto znał go naprawdę, mógłby zauważyć coś niepokojącego.

Sztywność w ramionach.
Delikatne zmrużenie oczu, nie od światła – od bólu.
Ledwo zauważalny ślad zmęczenia przy kącikach ust.


W rzeczywistości czuł się, jakby ktoś wepchnął mu do żołądka ładunek z opóźnionym zapłonem. Jakaś parszywa, pikantna zupa z podrzędnego azjatyckiego baru, gdzie rozgrywał swoją ostatnią biznesową rozmowę, dosłownie rozwalała go od środka. A przecież miał nie jeść tamtego krewetkowego czegoś. Miał przeczucie. Ale jak zwykle – przeczucia ignorował. On przecież wszystko wie najlepiej.
Problem w tym, że dzisiejszego dnia... wszystko się psuło.
Jeden z jego przekrętów zaczął się wymykać spod kontroli – coś, co miało być rutyną, złotym schematem, teraz pachniało nie tylko podejrzeniem, ale i śledztwem. Do tego Bryce... Bryce była wszystkim, czego nie chciał od kobiety.
Piękna. Uporczywa. Zadająca pytania. - A on nie miał siły jej słuchać. Ani znosić ciszy.

Więc kiedy jego kumpel – jeden z tych niewielu, których jeszcze nie przekreślił – znowu napisał, by wyszli „gdzieś, gdzie nie myśli się za dużo”, Dean pierwszy raz od tygodni odpowiedział: - Dobra, podaj lokalizacje

Będąc wewnątrz klubu był tam jak zawsze – jak rekin wśród złotej rybki. Z kieszeni wyjął telefon, spojrzał, mruknął coś pod nosem. Z oczu biła nuda, która była jego tarczą. Nie czuł się dobrze. Ale piekło by zamarzło, zanim by to po nim było widać.
Na moment chciał tylko rozejrzeć się za znajomym.
Spodziewał się kobiet, znajomych twarzy, może jakiejś nowej ofiary na wieczór... Ale wtedy coś w nim zamarło.
Jakby ciało pamiętało szybciej niż rozum.

Złoto. Blask. Czerwień świateł odbijająca się od jej skóry. Elegancka sukienka. Ruch bioder, który znał na pamięć. I te włosy. Rozpuszczone. Jasne. Ariel.

Właściwie wciąż jego żona – przynajmniej na papierze, który gdzieś w szufladzie jego prawnika pokrywał się kurzem, podobnie jak wspomnienia z tamtej szalonej decyzji.
Ale teraz... teraz ona wyglądała tak, jakby wyszła prosto z jego własnej fantazji i wpadła w ramiona jakiegoś błazna w drogim garniturze.
Dean poczuł... coś, czego nienawidził.
Zazdrość.
Zacisnął szczękę.
Nie mocno. Nie na tyle, by to było widoczne.
Ale jego palce lekko zadrżały, gdy znów schował telefon do kieszeni.

Nie mógł jej od tak zostawić.
Nie, gdy wyglądała tak. Nie, gdy nie patrzyła na niego

-Porywam żonę. – rzucił głośno, przesuwając się między tańczącymi ludźmi, jakby ta scena należała do niego od początku. Nie czekając na odpowiedź partnera, wyciągnął rękę, chwycił ją za dłoń – pewnie, nie czekając na jej protest.
Przyciągnął ją do siebie.
Twarzą w twarz.
Wiesz, że taniec z praktycznie byłym mężem to zły znak? – rzucił, pochylając się niżej, tak by tylko ona słyszała

oh shit... here we go again

: pn lip 21, 2025 6:21 pm
autor: Ariel Palmer
Potrzebowała tej odrobiny szaleństwa w swoim życiu, nigdy nie żałowała swoich czynów jak i nie szukała atencji u innych mężczyzn. Nie była typem kobiety, która padłaby na kolana błagając o ochłapy uwagi, zawsze wiedziała co pragnie w swoim życiu osiągnąć i nie potrzebowała do tego mężczyzny. Teraz była właścicielką jednego z największych hoteli w Toronto, uznawała to za swój sukces, nawet gdy ten hotel przekazywany był z pokolenia na pokolenie.

To Caspian, jej brat powinien nim zarządzać, ale od najmłodszych lat to Ariel przejawiała smykałkę do takich spraw jak zarządzanie hotelem czy zadowolenie gości, teraz musiała podtrzymać wizję samowystarczalnej kobiety do której będą lgnąć mężczyźni, byleby dostać ochłap jej uwagi. Podobała się jej ta gra, gdzie to ona była na samym szczycie łańcucha pokarmowego i to ona rozdawała w tym momencie karty chełpiąc się tym, że miała swoich dzisiejszych towarzyszy w garści. Uwielbiała ten stan gdy wszystko zależało od niej a mogła sobie dzisiejszego wieczoru pozwolić na mały flirt. Nie miała obrączki na palcu, która utwierdziła by ich w fakcie, że należała do innego mężczyzny, chociaż czasami podświadomie ją ubierała, byleby w ich oczach wyglądać jeszcze atrakcyjniej.

Była wtedy zakazanym owocem. Czymś poza ich zasięgiem, ale jednocześnie pragnęli jej wtedy jeszcze bardziej wiedząc, że mogliby ją komuś skraść. Tylko jeśli chodzi o związki to Ariel zawsze była wierna niczym pies, ale teraz dowód jej małżeństwa spoczywał na dnie szuflady w komodzie razem z obrączką, którą przypominała jej o tym, że kiedyś szalała na punkcie Deana. Potem jednak uznała, że nie będzie go błagała o chwilę uwagi oraz nie podobał się jej jego sposób prowadzenia interesów, żadne z nich jednak nie pojawiło się z dokumentami rozwodowymi, mimo tego, że dawno powinni to zrobić.

Porywam żonę.
Ten głos, jej ciało mimowolnie pamiętało, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przed swoimi oczami miała swojego męża. Jak długo tutaj był? Jak długo tutaj stał? Czy widział jak z premedytacją ocierała się o innego mężczyznę dając w ten sposób pewien rodzaju pokaz? Pozwoliła mu na to, żeby ją złapał za rękę i przyciągnął do siebie, a ta obdarzyła go tym samym uśmiechem co dawniej gdy pozwalali sobie na chwilę szaleństwa nie tylko w zaciszu ich własnego domu. Ponad jego ramieniem widziała jak mężczyzna z którym tańczyła się oddala i przygryzła delikatnie wargę przez chwilę spoglądając za nim, a raczej na jego tyłek.
Kogo ja widzę, znudziła Ci się zabawa w dom ze swoją nową ofiarą? — zacisnęła delikatnie usta po tych słowach, tylko niewielu wiedziało, że Ariel potrafiła ukrywać swoje emocje, ale jej twarz jak zawsze była niczym otwarta księga a Palmer potrafił z niej czytać bezbłędnie.
To było jasne, że ona wiedziała, że w jego życiu pojawiła się inna kobieta, ale dopóki to Ariel tkwiła na papierze jako jego żona to mógł pomarzyć o stabilizacji. Zacmokała delikatnie na widok jej miny i jedną rękę zarzuciła na jego kark, muskając smukłymi palcami jego ciemne włosy z tyłu głowy uśmiechając się przy tym zadziornie.

To chyba nic złego się mi się nie przytrafi bo w świetle prawa nadal jesteś moim mężem — z jej ust wyrwał się słodki, cichy głos, gdy oparła rękę o jego klatkę piersiową, niby przypadkiem paznokciami zahaczając o guziki jego koszuli, sunąc delikatnie ręką w dół, zatrzymując ją w okolicach jego brzucha, gdy zaśmiała się perliście odchylając lekko głowę do tyłu, pozwalając na to, żeby kaskada jej blond włosów powędrowała do tyłu, opadając na rozcięcie na plecach jej sukienki. — Co tutaj robisz? — zadała po chwili pytanie, łapiąc jego spojrzenie, wpatrując się w jego oczy.

Dean Palmer

oh shit... here we go again

: wt lip 22, 2025 6:22 pm
autor: Dean Palmer
-Ariel Palmer -

— Nie — powiedział nisko, ledwo poruszając ustami. — Zaczyna mnie nużyć to, że kiedykolwiek naprawdę bawiła mnie zabawa w dom z kimkolwiek innym.

Nie cofnął dłoni. Nie odsunął się, gdy musnęła jego kark, jakby jej dotyk był oczywistością — czymś, co znał, rozpoznawał, za czym tęskniło jego ciało zanim jeszcze zdążył pomyśleć, by to zatrzymać.
Nawet nie mrugnął, gdy paznokcie prześlizgnęły się po jego koszuli. Ale mięśnie brzucha napięły się wyraźnie, zdradziecko. Jakby coś w środku drgnęło w odpowiedzi. Jakby pieprzony układ nerwowy nie chciał grać roli, którą on sam sobie zapisał.

– Co tu robię? - Prychnął, a jego spojrzenie przesunęło się po jej twarzy. Zatrzymało na ustach, potem na oczach. Tam na chwilę zawiesił wzrok. Zbyt długo, jak na kogoś, kto miał wszystko pod kontrolą.

— Jakieś idiotyczne sushi z owocami morza próbowało mnie dzisiaj zabić, interesy się walą, a przyjaciel z którym przyszedłem... w sumie nie ważne — Westchnął teatralnie, ale coś w jego głosie było… zbyt autentyczne. — Więc uznałem, że skoro piekło i tak się otworzyło, warto sięgnąć po płomień, który potrafi mnie tak mocno poparzyć.

Zrobił pół kroku do przodu. Tak, że różnica między ich ciałami była praktycznie żadna. Oddychał wolniej, ale głęboko, jakby walczył z czymś pod skórą. I nie było to tylko zatrucie.

— Ty się nie zmieniłaś
. — Wyszeptał. Niechcący. A może właśnie chcący.

Oparł rękę na jej biodrze. Swobodnie. Niby lekko. Ale palce zadrżały, zanim się zamknęły. Zdradliwie.
Jakby chciał się upewnić, że ona tu jest naprawdę. Że nie śni. Że nie jest to jakaś kolejna gorączkowa halucynacja, do których przywykł ostatnio po trzecim drinku i dwóch tabletkach.

— Nadal potrafisz sprawić, że człowiek czuje się, jakby przegrał bitwę, zanim ją zaczął. — Uśmiechnął się kątem ust. Bezczelnie.
Ale oczy miał inne. Nie były bezczelne. One były... zmęczone. Puste, jak po wielkiej burzy, która przeszła i zostawiła tylko zgliszcza.

— A to, że nadal jestem twoim mężem
… — pochylił się niżej, tak że jego oddech musnął jej ucho — To chyba najgorsze i jednocześnie najlepsze, co mogło mi się dziś przytrafić.

oh shit... here we go again

: śr lip 23, 2025 4:10 pm
autor: Ariel Palmer
Przez ten cały czas wmawiała sobie, że postąpiła słusznie zrywając wszelkie relacje ze swoim mężem, nawet gdy żadno z nich nie uraczyło drugiej osoby papierami rozwodowymi, to teraz… nadal na nią działał, powodował że pewne wspomnienia miała przed oczami, zwłaszcza tych dobrych chwil gdy potrafili cieszyć się sobą nawzajem, tylko że to przepadło. Nie byłaby w stanie przyznać się przed samą sobą, że tak naprawdę to nigdy się z niego nie wyleczyła. Mogła udawać, że nie interesował już ją tak jak kiedyś, ale jej ciało zdradzało co innego, jej serce trzepotało w piersi jakby zaraz miało dostać nóg i po prostu opuścić ten lokal. — Och… czyżby kłopoty w małym raju? — kącik jej ust drgnął niebezpiecznie po tych słowach, gdy ta z lekkim rozbawieniem wpatrywała się w jego oczy chcąc wyszukać w nich jakiegokolwiek poczucia winy.

Jej mąż był ulepiony z twardej gliny i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nigdy nie sądziła, że zobaczy go w takim stanie jak dzisiaj, tak jakby wszystko nagle w jego życiu straciło sens. Potrafiła czytać z jego oczu i widziała delikatne oznaki jego zmęczenia, ale nie byłaby sobą gdyby nie wbijała mu tych przysłowiowych szpil, które uwielbiała wbijać za każdym razem przypominając mu o tym, że nadal w świetle prawa był jej mężem.

Brzmi jak pechowy dzień, zaproponowałabym masaż na rozluźnienie, no ale wiesz… nie wypada — kącik jej ust drgnął lekko przy tych słowach, gdy sama wpatrywała się uważnie w jego oczy, nic nie robiąc sobie z tej bliskości która… działała na nią w pewien sposób kojąco, tak jak kiedyś gdy odnajdywała się w jego ramionach.

Po co miałabym się zmieniać? — uraczyła go delikatnym uśmiechem, gdy mimowolnie przylgnęła do niego, miała wrażenie, że jak zawsze jej ciało idealnie do niego pasowało, tak jakby byli niczym dwie układanki puzzli, tylko że w tym momencie te puzzle nie do końca pasowały do siebie, o czym Ariel boleśnie się przekonała na własnej skórze. — Faceci zawsze myślą, że są na wygranej pozycji — dodała tylko cicho, przesuwając ręką po jego torsie, niby przypadkiem, tak naprawdę każdy ruch ze strony blondynki był przemyślany i wyważony, tak jakby to ona rozdawała karty w tej chorej grze i jak zawsze… wygrywała.

Uznam to za komplement — wyrzekła cicho, starając się nie zdradzić swoim ciałem, że jego bliskość nadal na nią działała. Zadrżała delikatnie gdy poczuła jego oddech przy swoim uchu przymykając leniwie oczy, nie raz składał pocałunki na wrażliwej części szyi dziewczyny, tuż pod uchem, a ta zawsze reagowała drżeniem, którego nie była w stanie okiełznać.

Tak jak płomień, który nagle rozgrzewał ją od środka gdy spoglądała w jego twarz.

Dean Palmer

oh shit... here we go again

: sob lip 26, 2025 12:54 pm
autor: Dean Palmer
-Ariel Palmer -

Był świadom, że dzień, w którym postanowił się z nią rozstać, był jednym z najgorszych w jego życiu. Można wtopić w inwestycje. Można nagiąć prawo. Można igrać z ogniem i wchodzić w słowne potyczki ze służbami - ale takie kobiety jak Ariel trafiają się raz na milion.
Stał zbyt blisko, by nie czuć ciepła jej ciała. Jej oddechu. Tych znajomych, przesadnie kobiecych perfum, które znał aż za dobrze. Nawet po tylu latach - tylu, cholernie długich latach - nadal była jego uzależnieniem, narkotykiem oraz wyłomem od wszelkich reguł, które sam sobie ustalił.

Ale… odważył się. W końcu. Zacisnął palce na jej biodrze pewnie, bez wahania, nawet jeśli coś w nim wewnętrznie nadal próbowało się bronić. Dłoń nie cofnęła się - zamiast tego przesunęła się niżej - O kilka centymetrów. Wystarczająco, by dać jej znać, że pamięta każdy fragment tego ciała, z którym kiedyś nie potrafił się rozstać.. Które bardzo chciał znowu wyłącznie dla siebie - bez tłumaczeń, bez skruchy.

Był świadom, że im dłużej będzie z tym walczył, tym bardziej będzie się palił od środka. Od tęsknoty. Od gniewu. Od niej.

- Masaż? - powtórzył, niemal rozbawiony, zaciskając zęby. - Ostrożnie, Ariel. Jeszcze chwila, a naprawdę zaczniemy liczyć punkty. - Mruknął to cicho, nie będąc pewien, czy te słowa wymknęły się spod kontroli, czy zrobił to celowo - by wejść w tę grę głębiej, mocniej, bez hamulców.

Ale finalnie każde słowo, każdy gest… było prawdziwe. O wiele bardziej niż wszystko, co zdarzyło mu się ostatnio powiedzieć komukolwiek.

I niestety... żołądek znowu się odezwał. Jakby przypominał mu, że dzisiejszy dzień to ciągła seria upokorzeń - od zatrutej zupy po własną słabość. Miał wrażenie, że coś w nim wrze. I nie chodziło tylko o toksyny. To była ona. To jej obecność… jej bliskość właśnie wysadzała w powietrze wszystkie zasady i morały, które tak skrupulatnie ustalał:

Zero związków. Zero zobowiązań. Zero uczuć. - Ale to, co działo się teraz, było zbyt mocne. Nawet jak na kogoś, kto myślał, że ma cały świat pod stopami.

Po jej słowach uśmiechnął się kącikiem ust, ale bez cienia rozbawienia. To nie był ten klasyczny, ironiczny grymas - tym, którym wygrywał kontrakty, omijał przeszkody i brał wszystko, czego tylko zapragnął. Ten był inny: Spóźniony. Zmęczony. Ale prawdziwy.
-Mówisz, że to faceci myślą, że są na wygranej pozycji - mruknął nisko, nie ruszając się ani o milimetr, gdy jej dłoń przesunęła się po jego torsie. - A ty co teraz robisz? Bo z tej odległości wyglądasz jak ktoś, kto właśnie próbuje sprawdzić, czy gra dalej toczy się według jej zasad. -Oddychał ciężko, ale cicho – na tyle, by nie dać jej pełnej satysfakcji, że coś go poruszyło.
A poruszyło. Potężnie.
- Uznasz to za komplement? – powtórzył po niej, tym samym tonem, jakby ważył każde słowo - i każde było bronią. - Masz talent do obracania wszystkiego przeciwko mnie. Nawet własnych reakcji.
Pochylił się lekko, choć jego ciało jakby walczyło z tym ruchem. Mięśnie zadrżały, żołądek skręcił się ostrzej, ale i tak nachylił się do jej ucha - dokładnie tam, gdzie zawsze ją łamał.
- A może to właśnie mnie powinnaś się teraz bać, Ariel - wyszeptał. - Bo jestem wystarczająco chory, zmęczony i połamany, żeby przestać udawać, że mam cokolwiek do stracenia.

oh shit... here we go again

: śr sie 06, 2025 9:03 am
autor: Ariel Palmer
Zdawała sobie sprawę, że jak zawsze była w tym momencie na wygranej pozycji, Ariel była typem kobiety, która lubiła sprawować kontrolę jednocześnie testując granice. Dean był ważnym aspektem w jej życiu do momentu aż nie dowiedziała się co tak naprawdę robił w swoim życiu, a ona nigdy nie chciała być tą drugą. Nie chciała go błagać o atencję, nie chciała przed nim padać na kolana, żeby dostać jakikolwiek ochłap jego uwagi, nawet gdy uważała, że ich związek do pewnego momentu był naprawdę dobry. Lubili testować granice i to nie tylko te w łóżku.

Przebiegły uśmiech pojawił się na jej ustach gdy poczuła jego dotyk na swoim ciele, zapewne gdyby był dla niej obcym mężczyzną to przesunęła by jego rękę wyżej na swoje plecy, ale w świetle prawa nadal był jej mężem a ona… lubiła tę grę podczas której oboje udawali, że na siebie nie działali ale ich ciała zdradzały tak naprawdę wszystko. Mógł poczuć jak jej ciało lekko napięło się pod wpływem jego dotyku a z lekko rozchylonych czerwonych ust kobiety wyrwało się westchnienie.

Boisz się tego? — kącik jej ust lekko drgnął, gdy przesunęła spojrzeniem po jego twarzy lekko przechylając głowę na bok, niczym zaciekawiony kociak wpatrując się w niego. — Boisz się, że znowu wygram? — zaśmiała się delikatnie, niby przypadkiem przysuwając się do niego bardziej, ocierając się swoim ciałem o jego jakby chciała mu udowodnić, że chętnie dalej będzie brnąć w tę gierkę słowną i nie tylko. Pytanie kto wcześniej się złamie? Kto z nich wcześniej ulegnie pokusie i przekroczy tę barierę, którą budowali wokół siebie przez te wszystkie lata?

Już dawno mogła rzucić papierami rozwodowymi prosto w jego twarz i ułożyć sobie życie na nowo u boku kogoś kto na nią zasługiwał, ale nadal oboje tkwili w tym marazmie bo mimo wszystkiego im się podobała taka gra w kotka i myszkę, podobało im się to, że nadal do siebie należeli nawet gdy było to tylko na świstku papieru, który leżał w szufladzie jej komody przy łóżku. Zaśmiała się delikatnie, zapewne gdyby muzyka nie dudniła tak głośno to usłyszałby dokładnie jej perlisty śmiech.

W tej grze nie ma żadnych zasad, jeszcze się nie nauczyłeś? — wyrzekła po chwili milczenia, językiem zwilżając lekko dolną wargę spoglądając na jego twarz, ale przede wszystkim na jego reakcje. — Zasady zawsze były do bani, ograniczały — dodała jeszcze po chwili, uśmiechając się lekko w jego stronę jakby w tym momencie mówiła o pogodzie a nie o czymś głębszym. Zawsze obracała wszystko tak, żeby to ona była na wygranej pozycji a widząc jego twarz, jego spojrzenie wiedziała, że wygrywała.

Nie tylko Ty jesteś wyśmienitym manipulatorem, mogłabym powiedzieć, że uczeń przerósł swojego mistrza — mruknęła jeszcze bawiąc się górnym guzikiem od jego koszuli spuszczając tam spojrzenie, przesuwając lekko palcami po materiale jego koszuli jakby nagle straciła zainteresowanie tą rozmową, ale tylko osoba, która znała Ariel doskonale wiedziała, że to kolejny trick w tej nierównej grze.

Zadrżała gdy poczuła jego oddech przy swoim uchu, dokładnie w tym miejscu, które powodowało, że mogłaby paść w tym momencie przed nim na kolana, z jej ust wyrwał się drżący oddech a jej ciało zareagowało instynktownie przylegając do niego ściślej. Nie dzieliła ich teraz żadna przestrzeń.
Nigdy się Ciebie nie bałam — wyznała mu cicho, nawet mimo muzyki doskonale mógł usłyszeć jej słowa i wyczuć szalejący puls, przełknęła ślinę odchylając delikatnie głowę do tyłu, żeby spojrzeć na jego twarz, na ułamek sekundy przesuwając swój wzrok na jego usta.

Dean Palmer