002. Faerie Court
: sob lip 19, 2025 7:15 pm
002. Faerie Court
Torby ustawiłem w równym rzędzie pod ścianą, a każda z nich oznaczona była białą etykietą z eleganckim, wykaligrafowanym logiem Obsidian Thread. Zatrzymałem się przed nimi na moment, ściskając w dłoni filiżankę espresso i wciągając przez nos gorycz ciemnego naparu. Trochę się stresowałem i nie potrafiłem tego ukryć. Teoretycznie miałem wszystko dopięte na ostatni guzik, więc nie powinienem był mieć żadnych obaw, ale różnie to bywa, jak działa się w pośpiechu.
Od miesięcy miałem w głowie tylko jeden tytuł - Faerie Court, czyli nazwę mojego nowej kolekcji. Dziś z kolei przyszedł czas wylotu do Francji, gdzie miał odbyć się pokaz. Zamrugałem kilkakrotnie, próbując odpędzić zmęczenie. Była szósta trzydzieści rano, a ja nie spałem prawie wcale. Zamiast tego siedziałem na podłodze w atelier, poprawiając ręcznie hafty na pelerynie Asterin, której przezroczystość miała przypominać mgłę na wodzie. Srebrne nitki z jedwabiu musiałem wiązać z chirurgiczną precyzją, aby wszystko było perfekcyjne.
W atelier panował półmrok. Słońce jeszcze nie zdążyło się przedrzeć przez szare niebo Toronto, ale ledowe lampy o ciepłym odcieniu odbijały się w wielkich lustrach. Abby przebiegł mi między nogami. Jak zawsze był niezadowolony z walizek blokujących jego ulubioną ścieżkę między fotelem a kaloryferem. Pogłaskałem go po karku i usłyszałem znajome mruczenie. Nagle poczułem wibracje z telefonu. Sprawdziłem więc powiadomienia. Asterin napisała, że zaraz wychodzi. Eun jeszcze nie odpisała, ale wiedziałem, że na pewno się zjawi. Zawsze się zjawiała, choć nie zawsze na czas.
Przeszedłem się po atelier raz jeszcze i sprawdziłem wszystkie zamki w torbach. Wziąłem głęboki wdech, a potem drugi. Spojrzałem na manekin, na którym jeszcze godzinę temu wisiała suknia z płatkami z cienkiej tkaniny, która była szyta warstwami. Zainspirowałem się skrzydłami niebieskiego motyla, tymi, które widziałem kiedyś przypadkiem w albumie babci. Nigdy nie sądziłem, że jej kolekcja motyli kiedyś mi się przyda.
Kiedy w końcu zatrzasnąłem drzwi atelier i przekręciłem zamek, poczułem lekką ulgę. Już teraz nie było powrotu. Powietrze na zewnątrz było rześkie. Niby letnie, ale z wyczuwalnym chłodem wczesnego poranka. Kierowca już na mnie czekał w czarnym vanie z dużym bagażnikiem. Pomógł mi załadować torby, a ja usiadłem z tyłu z Abby w transporterze, którego położyłem sobie na kolanach. Miał lecieć ze mną zresztą jak zawsze.
Droga na lotnisko minęła w milczeniu. Oparłem głowę o szybę i patrzyłem, jak miasto budzi się do życia. Na lotnisku było tłoczno, ale poruszałem się całkiem sprawnie. Całe szczęście miałem odprawę VIP, więc wszystko przebiegało zgodnie z planem. Zastanawiałem się tylko, czy mgiełka, którą dołączam do sukni Eun, wytrzyma transport. Czy materiał nie pognie się tak, że nawet parownica nie pomoże. Czy kolorystyka pasuje do odcienia jej skóry.
Zająłem miejsce na ławce w strefie oczekiwania i zerknąłem na zegarek. Jeszcze było wcześnie, ale lot zbliżał się nieubłaganie. Moje palce mimowolnie zaczęły bębnić nerwowo w kolano. Z torby wyciągnąłem szkicownik i otworzyłem na pustej stronie. Nie planowałem niczego rysować, ale ręka sama powędrowała po papierze. W tle słyszałem ogłoszenia z głośników, przesuwanie walizek i stukanie obcasów o podłogę. Pozostało mi tylko czekać na przybycie Asterin i Eun.
Asterin Rose Eun Rosendale