After a long day
: sob lip 19, 2025 7:48 pm
Było późno. Dawno po północy, a kuchnia pogrążyła się w ciszy, przerywanej jedynie monotonnym buczeniem chłodni, którego John miał już serdecznie dość. Dopinał ostatnie sprawy na zapleczu restauracji – rachunki, lista dostaw, notatki dla porannej zmiany. Nie miał dziś do tego cierpliwości, a ostatnie problemy z lokalem tylko potęgowały niechęć do jakiejkolwiek papierkowej roboty. Skończył dodatkowe zadania w momencie, gdy nawet ruch na ulicach Toronto wyraźnie ucichł. Większość ludzi spała już od dawna. On musiałby wracać do pustego mieszkania – a na to nie miał najmniejszej ochoty. Czuł też, że nawet jeśli rzuci się na kanapę w socjalnym, to i tak będzie się przewracał z boku na bok. Za dużo myślał, a cały dzień po pracy w gastronomii fundował mu dodatkową sieczkę z mózgu. Nawet tacy jak on, potrafiący pracować pod presją, mogli mieć dość, a weekendy były szczególnie wyczerpujące. Był to też jednak najlepszy czas na odkucie się z finansów, bo ludzie chcieli dobrej zabawy i jedzenia, a wtedy nie myślą o kosztach. Tym się martwią, gdy już wytrzeźwieją. W obecnej sytuacji, John szczególnie nie mógł zawalać roboty, co nakładało na niego tylko dodatkową presję.
Kręcił się bezsensu po kuchni, aż w końcu spojrzał na zegarek i przyszła do niego błyskotliwa - jak na tę porę - myśl, że zdąży napić się w klubie. Kilka szklanek czegoś mocniejsze jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a klub nocny, o którym pomyślał znajdował się niedaleko jego restauracji. Mógł przejść się dłuższym spacerem w tą i z powrotem. Miał nadzieję po prostu, że czas do rana jakoś mu zleci. Niekoniecznie produktywnie.
Nie zastanawiał się długo. Wyszedł tylnymi drzwiami, zamykając wszystko na klucz, wcisnął ręce do kieszeni kurtki i ruszył powoli chodnikiem. Nie miał żadnych oczekiwań. Nie oczekiwał towarzystwa. Ostatnimi czasy zresztą nie miał na nie ochoty. Zwłaszcza po całodniowej pracy na kuchni.
W końcu doszedł do klubu. Przed budynkiem zauważył małą grupkę klubowiczów, którzy ewidentnie byli po kilku głębszych. John był już chyba jednak za stary, żeby wzbudzać ich zainteresowanie. Ochroniarz za to znał go z widzenia i skinął jedynie głową, gdy John mijał go bez słowa.
Chwilę później był już w środku. Zapach alkoholu, dymu i potu mieszał się w jedno. Jak przystało na Toronto - klub był prawie pełny. Nie był zdziwiony. Sobota. To samo działo się w restauracji, ale na szczęście miał do czynienia z innym typem klienta. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając miejsca w tłumie, które nie było zbyt zagęszczone. Chciał znaleźć kąt, gdzie mógłby usiąść i po prostu się napić, nie rzucając się nikomu w oczy. Nadal nie miał ochoty na rozmowy, a spacer nie zmniejszył jego dzisiejszego podirytowania. Było to i tak o niebo lepsze niż siedzenie w opustoszałej restauracji.
Wypatrzył w końcu jakieś miejsce przy barze. Idąc wzdłuż niego próbował omiatać wzrokiem tłum i zatrzymać się na twarzach niektórych bawiących się, chociaż na chwilę. Większość tutaj to były dzieciaki po dwudziestce, z którymi nie miał już punktów wspólnych. Westchnął ciężko przesuwając się dalej wzdłuż baru, czując na ramieniu czyjąś rękę, czyjś śmiech tuż przy uchu, a tam znowu zapach perfum. Siadł przy barze na jednym z wolnych hokerów. Oparł łokcie o blat baru zauważając, że barman kończy nalewać kolorowe drinki dla młodych dziewczyn siedzących po drugiej stronie od Johna. Chcąc zająć się jeszcze czymś przez chwilę zanim barman pozwoli złożyć mu zamówienie, więc wyciągnął telefon z kieszeni, ale ekran zaświecił pustką – zero powiadomień. Zablokował go od razu, chowając z powrotem. Odwrócił głowę to w jedną to w drugą stronę bez większego celu. Nie spodziewał się, że może spotkać tutaj kogoś znajomego.
Laura Fogarty
Kręcił się bezsensu po kuchni, aż w końcu spojrzał na zegarek i przyszła do niego błyskotliwa - jak na tę porę - myśl, że zdąży napić się w klubie. Kilka szklanek czegoś mocniejsze jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a klub nocny, o którym pomyślał znajdował się niedaleko jego restauracji. Mógł przejść się dłuższym spacerem w tą i z powrotem. Miał nadzieję po prostu, że czas do rana jakoś mu zleci. Niekoniecznie produktywnie.
Nie zastanawiał się długo. Wyszedł tylnymi drzwiami, zamykając wszystko na klucz, wcisnął ręce do kieszeni kurtki i ruszył powoli chodnikiem. Nie miał żadnych oczekiwań. Nie oczekiwał towarzystwa. Ostatnimi czasy zresztą nie miał na nie ochoty. Zwłaszcza po całodniowej pracy na kuchni.
W końcu doszedł do klubu. Przed budynkiem zauważył małą grupkę klubowiczów, którzy ewidentnie byli po kilku głębszych. John był już chyba jednak za stary, żeby wzbudzać ich zainteresowanie. Ochroniarz za to znał go z widzenia i skinął jedynie głową, gdy John mijał go bez słowa.
Chwilę później był już w środku. Zapach alkoholu, dymu i potu mieszał się w jedno. Jak przystało na Toronto - klub był prawie pełny. Nie był zdziwiony. Sobota. To samo działo się w restauracji, ale na szczęście miał do czynienia z innym typem klienta. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając miejsca w tłumie, które nie było zbyt zagęszczone. Chciał znaleźć kąt, gdzie mógłby usiąść i po prostu się napić, nie rzucając się nikomu w oczy. Nadal nie miał ochoty na rozmowy, a spacer nie zmniejszył jego dzisiejszego podirytowania. Było to i tak o niebo lepsze niż siedzenie w opustoszałej restauracji.
Wypatrzył w końcu jakieś miejsce przy barze. Idąc wzdłuż niego próbował omiatać wzrokiem tłum i zatrzymać się na twarzach niektórych bawiących się, chociaż na chwilę. Większość tutaj to były dzieciaki po dwudziestce, z którymi nie miał już punktów wspólnych. Westchnął ciężko przesuwając się dalej wzdłuż baru, czując na ramieniu czyjąś rękę, czyjś śmiech tuż przy uchu, a tam znowu zapach perfum. Siadł przy barze na jednym z wolnych hokerów. Oparł łokcie o blat baru zauważając, że barman kończy nalewać kolorowe drinki dla młodych dziewczyn siedzących po drugiej stronie od Johna. Chcąc zająć się jeszcze czymś przez chwilę zanim barman pozwoli złożyć mu zamówienie, więc wyciągnął telefon z kieszeni, ale ekran zaświecił pustką – zero powiadomień. Zablokował go od razu, chowając z powrotem. Odwrócił głowę to w jedną to w drugą stronę bez większego celu. Nie spodziewał się, że może spotkać tutaj kogoś znajomego.
Laura Fogarty