Like the old times...
: ndz lip 20, 2025 1:17 am
Nie potrzebował więcej.
Wystarczyło, że się zgodziła spotkać. A to w jaki sposób już traciło na znaczeniu. Nie zamierzał przecież się oburzać, że nie chce go przedstawić matce. Nie był najlepszą partią, jeśli chodziło o partnera. Jiwoong chociaż był wychowany, kulturalny i robił dobre wrażenie, a on… on zapewne pierdolnąłby coś głupiego, co momentalnie by go skreśliło. Nie mówiąc o tym, że nie reprezentował sobą zbyt wiele. Poza tym, łatwiej było się zobaczyć z Soojin jak kiedyś, bez wiedzy innych. Bo jeśli coś pójdzie nie tak i każe mu wypierdalać, to chociaż nie będzie musiała się tłumaczyć przed rodzicielką co się stało.
Ogarnął swoje rzeczy i obowiązki. Miał dzisiaj rozmowę o pracę, która poszła mu bardziej gładko niż by się spodziewał. I jak to w branży muzycznej bywało, nie chcieli z nim za bardzo rozmawiać, bo o wiele bardziej interesowało ich jego portfolio. Jego warsztat. A ten akurat był jego sporym atutem, zwłaszcza po tym, jak Sun-Oh go oszlifował. I to on też zapewnił mu umowę, którą zaakceptował po ustaleniu warunków. Chociaż musiał przyznać, że dobre słowo, które szepnął choreograf, także wiele zrobiło.
No wiele Ackermannowi zawdzięczał. Nawet drzwi, które się przed Hunterem teraz otwierały.
Ale zmiana pracy była tylko dodatkiem. Koniecznością, aby Sora też nie stękała mu nad uchem, że jest pasożytem i się nie dokłada do rachunków oraz czynszu. Mama Ahn nie musiała, ale on już tak. Teraz dodatkowo będzie spędzał mniej czasu w domu, gdzie wiele osób zadawało niewygodne pytania. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedzieli, że przypadkiem spotkał się z Soojin.
Tak wyglądała rodzina, Hunter. Przyzwyczajaj się, bo jej także będzie ci kiedyś brakować.
Nachodził wieczór. Godzina o której miał się pojawić na jej balkonie. Tym razem nie musiał się włamywać przez wielkie ogrodzenia oraz przemykać się przez kamery bezpieczeństwa. Nie musiał uważać na ochroniarzy i obawiać się jej ojca, który mógł mu zrobić z życia piekło. Jego zadanie było o wiele bardziej ułatwione w Kanadzie, bo tutaj musiał tylko wspiąć się na patio, a stamtąd już była prosta droga do jej sypialni. A przynajmniej tak mówiła.
Jak się okazywało, tak też było.
Wspięcie się na taras nie było problemem. Może dla normalnej osoby by sprawiało to pewne trudności, ale dla kogoś, kto wychował się na ulicy i od dziecięcych lat wspinał się po ścianach, uprawiając crossfit jeszcze zanim stało się to modne, bo uciekał przed stróżami prawa… to było jak zabawa w piaskownicy. Poziom zerowy, gdy chodziło o trudność.
Drzwi od balkonu były już uchylone. Wiedziała w końcu, że przyjdzie. I wiedziała z której strony się go spodziewać.
— Spakowana? — rzucił na dzień. Dobry, wchodząc do jej nowego pokoju jak do siebie. Ręce miał w kieszeniach, a jego spojrzenie wędrowało od ściany do ściany, mapując wszystko na swojej drodze. Przedmioty, zdjęcia, ubrania. Każdy najmniejszy szczegół. — Zabrałaś wszystko? — spytał, zerkając w stronę walizki, aż w końcu skupił się na niej. Jej drobnej sylwetce, która wprowadzała taki zamęt w jego serduchu. — Na długo jedziesz? — To już trzecie pytanie w krótkim czasie. Niby luźne, ale chciał wiedzieć ile jej nie będzie. Może to nie był jego interes, ale to było silniejsze od niego, zwłaszcza, że wychodziło na to, że jutro miała jechać na obóz z całym rocznikiem szkolnym. Dla kogoś takiego jak on, to byłoby kilka dni zachlewania pały i odwalania maniany, bo tak wyglądały jego lata szkolne. Ale gdy chodziło o nią… to już uświadamiał sobie co mogło dziać się na tego typu wyjazdach. A działo się wiele. Mógł tylko liczyć, że młodzież kanadyjska była bardziej wychowana i normalna, niż on i jego dawni znajomi.
A jeśli nie, to znajdzie każdego, kto zrobi coś nie tak.
Raina Bouchard
Wystarczyło, że się zgodziła spotkać. A to w jaki sposób już traciło na znaczeniu. Nie zamierzał przecież się oburzać, że nie chce go przedstawić matce. Nie był najlepszą partią, jeśli chodziło o partnera. Jiwoong chociaż był wychowany, kulturalny i robił dobre wrażenie, a on… on zapewne pierdolnąłby coś głupiego, co momentalnie by go skreśliło. Nie mówiąc o tym, że nie reprezentował sobą zbyt wiele. Poza tym, łatwiej było się zobaczyć z Soojin jak kiedyś, bez wiedzy innych. Bo jeśli coś pójdzie nie tak i każe mu wypierdalać, to chociaż nie będzie musiała się tłumaczyć przed rodzicielką co się stało.
Ogarnął swoje rzeczy i obowiązki. Miał dzisiaj rozmowę o pracę, która poszła mu bardziej gładko niż by się spodziewał. I jak to w branży muzycznej bywało, nie chcieli z nim za bardzo rozmawiać, bo o wiele bardziej interesowało ich jego portfolio. Jego warsztat. A ten akurat był jego sporym atutem, zwłaszcza po tym, jak Sun-Oh go oszlifował. I to on też zapewnił mu umowę, którą zaakceptował po ustaleniu warunków. Chociaż musiał przyznać, że dobre słowo, które szepnął choreograf, także wiele zrobiło.
No wiele Ackermannowi zawdzięczał. Nawet drzwi, które się przed Hunterem teraz otwierały.
Ale zmiana pracy była tylko dodatkiem. Koniecznością, aby Sora też nie stękała mu nad uchem, że jest pasożytem i się nie dokłada do rachunków oraz czynszu. Mama Ahn nie musiała, ale on już tak. Teraz dodatkowo będzie spędzał mniej czasu w domu, gdzie wiele osób zadawało niewygodne pytania. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedzieli, że przypadkiem spotkał się z Soojin.
Tak wyglądała rodzina, Hunter. Przyzwyczajaj się, bo jej także będzie ci kiedyś brakować.
Nachodził wieczór. Godzina o której miał się pojawić na jej balkonie. Tym razem nie musiał się włamywać przez wielkie ogrodzenia oraz przemykać się przez kamery bezpieczeństwa. Nie musiał uważać na ochroniarzy i obawiać się jej ojca, który mógł mu zrobić z życia piekło. Jego zadanie było o wiele bardziej ułatwione w Kanadzie, bo tutaj musiał tylko wspiąć się na patio, a stamtąd już była prosta droga do jej sypialni. A przynajmniej tak mówiła.
Jak się okazywało, tak też było.
Wspięcie się na taras nie było problemem. Może dla normalnej osoby by sprawiało to pewne trudności, ale dla kogoś, kto wychował się na ulicy i od dziecięcych lat wspinał się po ścianach, uprawiając crossfit jeszcze zanim stało się to modne, bo uciekał przed stróżami prawa… to było jak zabawa w piaskownicy. Poziom zerowy, gdy chodziło o trudność.
Drzwi od balkonu były już uchylone. Wiedziała w końcu, że przyjdzie. I wiedziała z której strony się go spodziewać.
— Spakowana? — rzucił na dzień. Dobry, wchodząc do jej nowego pokoju jak do siebie. Ręce miał w kieszeniach, a jego spojrzenie wędrowało od ściany do ściany, mapując wszystko na swojej drodze. Przedmioty, zdjęcia, ubrania. Każdy najmniejszy szczegół. — Zabrałaś wszystko? — spytał, zerkając w stronę walizki, aż w końcu skupił się na niej. Jej drobnej sylwetce, która wprowadzała taki zamęt w jego serduchu. — Na długo jedziesz? — To już trzecie pytanie w krótkim czasie. Niby luźne, ale chciał wiedzieć ile jej nie będzie. Może to nie był jego interes, ale to było silniejsze od niego, zwłaszcza, że wychodziło na to, że jutro miała jechać na obóz z całym rocznikiem szkolnym. Dla kogoś takiego jak on, to byłoby kilka dni zachlewania pały i odwalania maniany, bo tak wyglądały jego lata szkolne. Ale gdy chodziło o nią… to już uświadamiał sobie co mogło dziać się na tego typu wyjazdach. A działo się wiele. Mógł tylko liczyć, że młodzież kanadyjska była bardziej wychowana i normalna, niż on i jego dawni znajomi.
A jeśli nie, to znajdzie każdego, kto zrobi coś nie tak.
Raina Bouchard