Strona 1 z 1

this bleeding heart

: pn lip 21, 2025 1:20 pm
autor: Elena Santorini
break the truth inside of me
climbed down to hell on the devil's tree
outfit
Każdy jej oddech natchniony był Giselle. Jej serce wyczekiwało powrotu tej sztuki na deski teatru odkąd po raz pierwszy postawiła stopę na Kanadyjskiej ziemi jedenaście miesięcy temu i dostrzegła rozwieszone w mieście plakaty. Dołączając do firmy zbyt późno, by móc uczestniczyć w nim w zeszłym roku, z zachwytem zjawiła się na pierwszych próbach kilka tygodni temu. Giselle była wszystkim, co kochała w tańcu - była gwałtownością śmierci i postępującego szaleństwa, technicznym kamieniem milowym wymagającym od niej krwi, potu i łez z pomocą których zdobywała formę, której potrzebowała. Balet sięgał szponami wprost do jej duszy i wyciągał emocje schowane głęboko za maską, której codzienność nigdy nie zdołała zadrapać.
W tym roku Giselle była inna.
Gdy pierwszy raz występowała w jednej z pobocznych ról wtedy, w Mediolanie, pragnęła głównej roli dla prestiżu, ambicji - ale też dla dłuższej spódnicy, która mogła zasłonić jej uda. Pragnęła tytułu, który mogła nosić na swojej piersi niczym odznakę. Medalu, którego błysk przyciągnąłby uwagę jej ojca. Tworzyła sztukę, choć z perspektywy czasu nie czuła, by w pełni ją pojmowała. Pośród barwnych kostiumów i dramatycznej muzyki naprzód prowadziło ją ego, dążenie do doskonałości zakorzenione w niej od dzieciństwa.
Wirując tego wieczoru na parkiecie - nawet którego przyczepność okazała się doskonała - w blasku oślepiających świateł i huku wygrywającej muzykę orkiestry, po raz pierwszy poczuła. Poczuła miłość Giselle do mężczyzny, który nigdy nie był jej pisany. Odczuła jej szaleństwo, gdy zatracała się w swojej rzeczywistości. Pozwalała, by i jej cząstka umarła wraz z nią, padając w ramiona swojego partnera. Wcielając się w rolę, czuła się najprawdziwszą wersją siebie od lat, które spędziła w innej.
Nie potrafiła jedynie podzielać jej zdolności do przebaczenia.
Adrenalina i zachwyt stworzyły tak silną barierę w jej umyśle, że żaden ból i dyskomfort nie był w stanie się przez nią przedrzeć. Niemal z niechęcią kończyła trzeci akt, choć jej serce tłukło się o ściany klatki piersiowej, łydki zesztywniały, w stopach brakowało jej czucia gdy pochylała się, kłaniając przed zejściem ze sceny. Kochała to miejsce. Kochała tę sztukę, ale też kochała ten teatr, swoje małe stanowisko na zapleczu, oślepiające światło jarzeniówek lustra, w którym spoglądała na swoje odbicie. Niezależnie od tego, czy była w Toronto, czy w Mediolanie, teatry zawsze wydawały jej się podobne. Miały ten sam zapach, wzbudzały w niej to samo uczucie - domu.
Minęło sporo czasu nim wreszcie przygotowała się do wyjścia. W natłoku emocji spoglądała na pozostawione dla niej bukiety kwiatów, notując w głowie by powrócić po nie rano. Urywkowo potwierdzała wychodzącym tancerzom, że zamierza udać się na przyjęcie po spektaklu. W ciszy i skupieniu łagodziła sceniczny makijaż, rozplątywała ciasnego koka by zaraz stworzyć z niego prostszą, luźniejszą fryzurę czy wyciągała ze swojej walizki sukienkę na przebranie. Gdy jako ostatnia gasiła światło i wzywała taksówkę, przyjęcie trwało już od dłuższego czasu.
Wsuwając się do środka ekskluzywnego klubu - po wcześniejszym odnalezieniu nazwiska na odpowiedniej liście - wzrokiem omiotła znajome i obce twarze. Witała się z przedstawicielami każdej z tej grupy, zmierzając powoli w kierunku baru - dopóki nie dostrzegła tam jego.
W jej balecie było wielu, stałych fanów zjawiających się na przyjęciach takich jak te. Jego lubiła najmniej. Jego źle skrojonego garnituru, na którym już drugi raz dostrzegła tę samą plamę, w tym samym miejscu. Wiecznie spoconych, gorących dłoni, które kładł nieproszony na jej talii zawsze, gdy podeszła zbyt blisko. Tego, w jaki sposób patrzył na nią gdy znajdowała się w pomieszczeniu - w jaki spojrzał teraz, jakby wyczuł jej nadejście i natychmiast odwrócił się, ruszając w jej stronę.
Rozejrzała się, czując ziarenko paniki zasiewające w jej sercu. W poszukiwaniu ucieczki, z ulgą dostrzegła plecy wysokiego mężczyzny o jasnych włosach, który przypominał jej jednego z tancerzy. Ruszyła w jego stronę, palcem trącając go w bok by zwrócić na siebie uwagę.
- Jeśli ten oblech znowu mnie złapie, wyjdę stąd i nigdy nie wrócę - syknęła, stając obok niego i wreszcie zadzierając w górę głowę - po to, by dostrzec zupełnie oblicze od tego, którego się spodziewała. Jej serce zamarło gwałtownie, nie z zaskoczenia, z czystego nietaktu, który popełniła. - Najmocniej przepraszam. Musiałam pana z kimś pomylić.

Marco Todorovski

this bleeding heart

: pn lip 21, 2025 11:15 pm
autor: Marco Todorovski
Outfit


Miłość do baletu zaszczepiła w nim matka. W Rosji był to niemal taniec narodowy, lecz to ciche objaśnienia szeptane matczynym głosem utkwiły mu najbardziej w pamięci. Te momenty, dla siedmioletniego dziecka, były czymś, co jako dorosły trzymał w najgłębszych zakamarkach umysłu, tak, by nikt nie był w stanie nawet pomyśleć o tym, że może mieć namiastkę serca. Mimo to nawet teraz pojawiał się na niektórych przedstawieniach, dla czystej przyjemności płynącej z muzyki oraz tańca.
Tak samo było dzisiejszego wieczoru. I fakt, że przyjęcie po spektaklu odbywało się w jego klubie, nie miał tu najmniejszego znaczenia. Oglądał przedstawienie z zainteresowaniem, skupiony na osobie nowej primabaleriny, która zdawała się nie tyle występować przed publicznością, a zwyczajnie być wykorzystaną i porzuconą Giselle. Zaś pas de deux wręcz zahipnotyzowało każdego, kto tego dnia znalazł się na widowni. Wcale by się nie zdziwił, gdyby obwołano ten występ, jednym z najlepszych w historii.
Z widowni wyszedł jako jeden z pierwszych, głównie dlatego, że chciał jak najszybciej zjawić się w "Emptiness" i mieć oko na wszystko. Na ten wieczór cały klub został zamknięty, a do środka wpuszczani byli wyłącznie goście z listy, których tożsamość była dokładnie sprawdzana, aby uniknąć pomyłek. Zaoferował teatrowi preferencyjne warunki, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że może mu się to opłacić w przyszłości. Na szczęście wszystko było przygotowane perfekcyjnie, a pierwsi goście wyglądali na zadowolonych. Prócz muzyki oraz alkoholu, roznoszone były także przekąski. Pomieszczenie, w którym rozpylana była alkoholowa mgiełka, jeszcze nie działało, ale czekało na swoją kolej - jeśli goście będą chcieli się zabawić i w ten sposób, to wszystko było gotowe do uruchomienia.
Krążył wśród gości spokojnie i ze szklanką wódki w dłoni. Nie wyróżniał się niczym specjalnym: kolejny mężczyzna w drogim, szytym na miarę garniturze w szarym kolorze. Dopasowany do niego krawat był dość ciasno zawiązany pod szyją i sztywnym kołnierzykiem białej koszuli, lecz jemu nie wydawało się to w żaden sposób przeszkadzać. Obecnie sam ruszył w stronę baru, ale zwyczajnie tam nie dotarł. Na kilka chwil zatrzymał się, by przyjrzeć pracującej obsłudze, a gdy chciał ruszyć dalej, ktoś go zaczepił i to w sposób, który wyraźnie sugerował, że został pomylony z inną osobą.
- Kto? - Zapytał krótko i konkretnie, dyskretnie się rozglądając za wspomnianym osobnikiem, który ośmielał się obłapiać kobietę w takim towarzystwie. Otaczała go zimna aura, a ten sam chłód krył się także w jego szarych oczach i głosie. Wydawało mu się, że dostrzegł osobnika, który mógł sprawiać problem - nieświeży garnitur, nagłe zmieszanie, gdy kobieta rozpoczęła rozmowę. Potrzebował jednak pewności, dlatego jego spojrzenie ponownie padło na rozmówczynię. Wtedy także ją poznał i uniósł kącik ust w delikatnej namiastce uprzejmego uśmiechu.
- Panna Santorini, primabalerina teatru kanadyjskiego, jestem zaszczycony - powiedział, ujmując delikatnie dłoń kobiety i pochylił się, muskając jej wierzch w eleganckim geście. Z jego ruchów biła pewność mężczyzny, który doskonale wie, jak zachowywać się w towarzystwie kobiet, jednocześnie im się nie narzucając. - Marco Todorovski - przedstawił się, by nie wprawiać jej w dalsze zakłopotanie. - Proszę się nie przejmować tą drobną pomyłką. Śmiało, niech mi pani powie, kto śmie psuć pani zabawę, a ja chętnie pomogę w rozwiązaniu tego problemu. - Miał zadziwiającą cechę nieodrywania wzroku od swojego rozmówcy, co mogło być nieco onieśmielające dla większości. Obserwował ludzi, jakby samym spojrzeniem mógł wyczytać wszystko, co Ci chcieli przed nim ukryć. Teraz jednak oczekiwał na odpowiedź, o dziwo nienachalnie, jakby wszystko było jedynie kurtuazyjną wymianą zdań. Bo w końcu co on mógł tu zdziałać, skoro wydawał się jedynie kolejną zaproszoną osobą?

Elena Santorini

this bleeding heart

: wt lip 22, 2025 11:00 am
autor: Elena Santorini
Nie przepadała za klubami - cóż, nie za wszystkimi. Nie czuła się ponad panującą w nich atmosferę - wręcz przeciwnie. Ostre, neonowe światła przecinające mrok, głośna muzyka odgradzająca ją od świata zewnętrznego jak bańka i rozluźnienie upojenia alkoholowego pobudzały pewne zakamarki jej duszy łaknące wolności. Lubiła zamknięte przyjęcia, bądź tego rodzaju kluby, które miały przy sobie sobie długą i bardzo restrykcyjną listę oczekujących, lecz niezależnie od tego jak ekskluzywne okazywało się miejsce, zwykle nie lubiła w nim ludzi. Niezależnie od grubości portfela i idących za nimi koneksji, zawsze zdarzali się ci mężczyźni, którzy jednym spojrzeniem próbowali rościć sobie do niej prawo. Których dłonie wędrowały w kierunku jej bioder, sylwetki zbliżały się w prymitywnej szczerości na środku parkietu, na którym wolała pozostać sama. Frustracja pierwszych prób odcięła się na jej podejściu do całokształtu, malując je niechęcią - w miejscach takich jak to pojawiała się wyłącznie, gdy była ku temu okazja, bądź miała kogoś obok. Kogoś, kto odstraszał wszystkich pozostałych, nawet jeśli w głębi ducha wiedziała, że na styku męskich terytoriów musiała udawać, że już przynależy do innego by pozostawiono ją w świętym spokoju.
Pomimo zamkniętego przyjęcia, obecność fana wzbudzała w niej podobny dyskomfort - a może i większy. W kontraście do uprzejmości i manier wszystkich pozostałych, jego frywolność wydawała się tym bardziej bezczelna, jeśli nie wulgarna. Próbowała przypomnieć sobie jego imię, z odmętów wspomnień spotkań, które odbyły się wbrew jej woli - na próżno. Gdy zaś jej dłoń zaczepiła stojącego obok mężczyznę, a z góry wyjrzało ku niej zupełnie obce spojrzenie, na krótką chwilę ucieczka wyleciała jej z głowy.
Było w nim coś intrygującego. Dłoń, która wcześniej w wyrazie zawstydzenia zatrzymała się na jej klatce piersiowej, sama wysunęła się w kierunku jego w znanym geście, który w Toronto został uznany za staromodny. W huku odległej muzyki, w ferworze plątających się wokół osób, obcy mężczyzna wydawał się roztaczać wokół siebie stoicką aurę spokoju. Dygnęła lekko, kąciki jej ust również uniosły się w górę w wyrazie uprzejmego uśmiechu gdy przedstawił się mocnym, Rosyjskim nazwiskiem.
- Przyjemność jest po mojej stronie - odpowiedź nadeszła wraz z odruchem, choć miała odrobinę zakorzenienia w prawdzie. W kontraście do osoby, przed której wzrokiem umykała, jego uznanie rozbrzmiało czystym komplementem, a nie pustym pretekstem do chwycenia jej dłoni.
Zaśmiała się lekko, w wyrazie własnego zawstydzenia skonfrontowanego z jego śmiałą propozycją - oraz pytaniem. Nie wątpiła, że nie wiązało się z nią nic poza kurtuazyjnym humorem w najlepszym wypadku - w najgorszym, przed oczami miała otwartą konfrontację i głośną wymianę zdań. Nie zależało jej na przyciąganiu zbędnej uwagi i choć w głębi duszy pragnęła, by ktoś chwycił obcego i na zawsze usunął z jej życia, jej dłoń sama machnęła w powietrzu, zbywając jego propozycję gestem.
- Proszę nie robić sobie kłopotu. Niektórzy ludzie mają... inną granicę przestrzeni osobistej. Nie jest to ich winą - urwała, siląc się na odnalezienie uprzejmych słów. Jej wzrok mimowolnie zsunął się na delikwenta - dostrzegła jego konsternację, w którą wpatrywał się w ich dwójkę, choć nie miała pojęcia skąd się brała. Nie wiedziała kim był Marco Todorovski, poza uprzejmym i przystojnym gościem, który widział jej spektakl.
Jego wzrok był przenikliwy. Intrygował ją. Ignorując potrzebę ruszenia do baru i wzięcia dla siebie czegokolwiek schłodzonego do picia, zamiast tego utkwiła w nim własne spojrzenie.
- Czy podobała się panu sztuka? - zagadnęła, zmieniając temat i przenosząc pełnię swojej uwagi na chłodne tęczówki spoglądające na nią z góry. - Czy jesteśmy w stanie dorównać tej, którą widział pan w rodzinnych stronach? - dodała z lekkim uśmiechem, świadoma tego, że Rosyjskie baletnice należały do światowej czołówki i stanowiły renomę.
Nie czuła się przy nich gorsza, ani w żaden sposób mniejsza. Nie od kiedy jej stopa zatańczyła w Teatro Alla Scalla, cementując jej pewność siebie wysoko, pomiędzy nimi.

Marco Todorovski