I don’t know what I’m doing, but I’m doing it anyway.
: śr lip 23, 2025 4:52 pm
1.
Z tym pytaniem Leia walczyła przez całą drogę, nie śmiejąc natomiast wypowiedzieć ani słowa na ten temat do szofera. Batalia była zatem wewnętrzna, natomiast już z góry była przeważona. Siedziała już przecież w samochodzie i dalej nie kazała George’owi zawrócić, więc o czymś to świadczyło. Miała jeszcze możliwość rezygnacji tuż pod drzwiami, ale możliwe, że nawet o tym nie pomyślała. Jej myśli skupiały się tylko i wyłącznie na tym, czy tak późną porą nie zniechęci koleżanki do swojej osoby.
Nie miała jednak wyboru, a do rana nie mogła poczekać. Dzisiaj jej wymówką były treningi. A jutro? Zaskoczenie, też treningi - główny powód, dla którego nawet przez sekundę nie pomyślała o wyjeździe razem z klasą. Przynajmniej nie pod swoim względem. Z początku było jej trochę przykro, a ukłucie zazdrości spowodowane tym jakże normalnym, szkolnym doświadczeniem długo nie potrafiło odpuścić. Zwłaszcza teraz, czując rosnące wątpliwości co do tego, co tak naprawdę chciałaby robić w swoim życiu.
I również z powodu relacji, która nie tylko nie była czymś, co uzyskała z pomocą rodziców, ale miała również sensowne szanse na powodzenie. A przynajmniej tak się Royce wydawało.
Nie miała bladego pojęcia, czy to, co robi, wskazywało na dobroduszność i chęć okazania przyjacielskiej sympatii. Teraz na przykład, wygramoliła się z auta, dzierżąc w dłoniach dużą, starannie zapakowaną paczkę. Nie ona odpowiadała za to dzieło sztuki w postaci papieru i lśniącej wstążki. Gdyby tylko spróbowała, pewnie rodzice daliby jej szlaban. Serio. Musiałaby powiedzieć, że to w ramach jakichś tam zajęć związanych z dekoracją i innymi umiejętnościami technicznymi, a to z kolei przyniosłoby inne skutki uboczne. Wolała zatem grzecznie posłuchać i pozwolić innym zrobić to za nią - jak zawsze.
To też już ją denerwowało.
Paczka była spora i gdyby nie odpowiednia budowa ciała Royce, pewnie wydawałaby się ona większa od niej samej. Szofer George i tak zaproponował pomoc, ale zbyła go machnięciem ręką i przepraszającym uśmiechem. Ale wcale nie było jej przykro. Uczucie, że mogła zrobić coś sama, nawet ją ekscytowało. Nawet w momencie, gdy był to klasyczny duperel jak wzięcie coś we własne dłonie.
Nie miała kłopotu by nacisnąć dzwonek jedną ręką. W trakcie oczekiwania znowu nawiedziło ją to kłopotliwe pytanie, które szybko rozwiało się pod wpływem dźwięku przekręcania klucza w zamku, a następnie otworzenia drzwi. Stanęła przed nią starsza kobieta, pewnie matka Rainy. Leia trochę się speszyła, ale zdołała się przedstawić oraz powiedzieć, dlaczego odwiedzała ją o tak późnej porze. Ku jej uldze, ta wypowiedź nie budziła zastrzeżeń, bo kobieta wpuściła ją do środka i poinstruowała, jak znaleźć pokój swojej córki.
Zawsze mogło być gorzej.
Podziękowała grzecznie, po czym powoli udała się na górę, prosto do pokoju dziewczyny. Serce biło jej mocno, choć nawet nie była pewna, dlaczego się tak stresowała. Może dlatego, że nie miała jeszcze okazji przeżyć dosłownie czegoś takiego? Czegoś nieplanowanego i nieprzewidywalnego. Nic, co wyglądało jak jej każdy dzień z jej życia.
Stanąwszy przed odpowiednimi (chyba) drzwiami, znowu poczuła wątpliwości. Zmusiła się do zapukania, nie mając odwagi wejść bez pytania. Ani bez odpowiedzi, bo po zapadnięciu ciszy nie ruszyła się z miejsca. W myślach trochę panikowała. Spytać coś? Wejść? A może uciec?
Raina Bouchard