Strona 1 z 1

Knew the risk, still went in

: sob lip 26, 2025 5:44 pm
autor: Leia Royce
3.
Nie miała bladego pojęcia, co sobie myślała tego wieczoru, znowu pchając się do tego nieszczęsnego klubu. Być może potrzebowała odskoczni - treningi ostatnio dawały jej popalić, zwłaszcza że czuła coraz mniejszą satysfakcję z ciągłego wykonywania wieloletniej rutyny. I tak przełamała ją już szmat czasu temu poprzez wymuszenie zapisania jej do liceum, ale najwidoczniej to dalej było za mało. Leia czuła ciągłą presję ze strony “zwyczajnych” nastolatek i wcale nie chciała być gorsza, a tak się poniekąd czuła. Też chciała mieć zwyczajnych znajomych, z którymi mogła bawić się w normalnym klubie, czując jedynie adrenalinę powstałą przez ryzyko przyłapania przez ochronę na nielegalnym pobycie w klubie dla dorosłych. Przejmowała się tym tak bardzo, że widocznie ignorowała wszelkie negatywne następstwa, które mogły (ale nie musiały!) pojawić się przy każdej wycieczce w nieznane lub potencjalnie niebezpieczne. Z początku taka spontaniczność ją przerażała - szybko zdała sobie jednak sprawę, że była ona bardzo uzależniająca. I miała problem z tym, by się jej postawić.
Jeszcze rano nie planowała wtargnięcia do znanego jej już klubu, ale (nie)szczęśliwie spotkała się z koleżanką, która przyprowadziła ją tutaj poprzednio. I ją zostawiła samej sobie, ale ten fakt chyba zdążył wylecieć jej już z głowy. Z pewnością nie pamiętała już tego zajścia, gdy dziewczyna poinformowała ją, że dzisiaj wieczorem w The Fifth Social Club urodziny będzie mieć jej starszy brat, a Leia jest jak najbardziej zaproszona. Od razu serce zabiło jej z podekscytowania - nie tylko ze względu na imprezę, ale również i na możliwość poznania nowych ludzi. A co się z tym wiązało, według jej własnego toku myślenia? Możliwość spędzenia czasu jak normalny człowiek. A raczej - normalna nastolatka.
Stojąc już jednak w kolejce za uprzednio upolowanym celebrytą, mając na nosie luksusowe okulary przeciwsłoneczne zasłaniające jej połowę twarzy i odpowiednią do clubbingu sukienkę (w którą przebrała się dopiero gdzieś po drodze) od sławnego projektanta, chyba tylko ślepy mógłby mieć wątpliwości co do jej statusu. Ewentualnie ktoś, kto potencjalnie mógł ją rozpoznać.
Czyli na przykład bramkarz.
Przez niego Royce poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, a pod wpływem nerwów miała ochotę stchórzyć. Finalnie tego nie zrobiła, licząc w duchu, że mężczyzna wcale jej nie rozpozna. Miała inną fryzurę, spiętą w wysoki kucyk, była ubrana inaczej, no i nie miała twarzy na widoku. Przynajmniej nie całej. Mimo to i tak czuła, jak spina jej się całe ciało w momencie, gdy przychodzi kolej na “jej” sławnego gościa. Zachowała się tak, jak poprzednio, a może nawet w bardziej naturalny sposób w porównaniu ze swoim pierwszym razem, ale i tak trwała w obawie. Gdy mężczyzna został przepuszczony, serce chciało jej praktycznie wyskoczyć w piersi. Nabrała jednak powietrza do płuc, uśmiechnęła się do bramkarza bezgłośnie wymawiając “ja jestem z nim” jak gdyby nigdy nic i ruszyła naprzód.

Bradley Ayers

Knew the risk, still went in

: ndz lip 27, 2025 8:33 pm
autor: Bradley Ayers
Bradley był spostrzegawczy. Zawsze zwracał uwagę na jakieś dziwne odstępstwa od normy. Za to mu płacili, ale i on sam lubił mieć wszystko pod kontrolą. Sprawdzał dowody każdego dnia, niektóre osoby już zapamiętywał i wpuszczał bez zastanowienia. Nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle jeszcze się tym przejmował. Tyle razy powtarzał sobie, że już nie będzie zwracał uwagi na dziwne zachowania ludzi stojących w kolejce, a jednak zawsze coś, a raczej ktoś, potrafił wybić go z rutyny. Tak było i tego wieczoru.
Niby zwykły dzień, a bardziej wieczór i kolejka przed The Fifth Social Club jak zwykle pełna ludzi chcących poczuć się kimś więcej, a jednak jego uwagę przyciągnęła ona. Choć na pierwszy rzut oka wyglądała jak wszystkie inne dziewczyny próbujące wmieszać się w tłum celebrytów i bywalców imprez coś mu w niej nie grało.
Zwrócił na nią uwagę nie ze względu na urodę, którą można było dostrzec już przy pierwszej okazji. Bardziej dlatego, że okulary przeciwsłoneczne o takiej porze dnia wzbudzały niepokój, ale i zastanowienie. Ayers znał się na ludziach, którzy coś knują, a ona ewidentnie coś knuła. Była spięta, mimo że nie widział oczu to głową wciąż sprawdzała otoczenie wokół. Widział to nie raz i nie dwa. To takie wejście na chybił trafił. Albo się uda, albo nie. Nawet poczuł jak jego kąciki ust delikatnie się uśmiechają. Bo on lubił tą władzę nad resztą. Od niego zależało czy dana osoba wejdzie do środka czy też pocałuje klamkę.
Zbliżała się jej kolej. Przesunęła się tuż za jednym z tych pseudo-celebrytów, których nazwisk nie potrafił zapamiętać, ale których twarze znał już niemal na pamięć. Każda z młodych osób miała podobny plan. Przyczepić się do jednego z tych znanych typów i udawać, że właśnie on ją zaprosił. Ale Bradley był starym wyjadaczem. Z wyćwiczoną nonszalancją zakomunikowała mu, że jest z kolesiem, który wszedł przed nią. A on? On prawie się nabrał.
Prawie. Bo ją znał. Może nie z imienia, może nie ze szczegółów, ale pamiętał ją z wcześniejszego razu. Wtedy też próbowała wejść, też próbowała grać dorosłą. I teraz znów próbowała. Bradley miał ochotę jej pogratulować determinacji.
Miał przez chwilę pokusę, by ją zatrzymać. Chciał pokazać swoją władzę, ale spasował. Mógł to zrobić. Wystarczył jeden ruch dłoni, jedno krótkie słowo stop, a już rozpadłby się jej misternie ułożony plan. Ale coś go powstrzymało.
Pozwolił jej wejść. Nie dlatego żeby stłumić poczucie winy w późniejszym czasie. Ale dlatego, że widział w niej kogoś, kto desperacko próbuje dopasować się do rzeczywistości, która jeszcze do niej nie należy. Obserwował jeszcze przez moment jak znika za drzwiami, a potem odwrócił wzrok. Kolejka przesuwała się dalej, noc dopiero się zaczynała, a on miał przed sobą dziesiątki podobnych twarzy do sprawdzenia. Tyle, że coś w nim drgnęło. Jakaś chęć tego żeby sprawdzić czy aby na pewno nie stanie jej się krzywda. Przeprosił swego towarzysza, który pomagał mu przy wejściu, a potem sam otworzył drzwi prowadzące do klubu. Dopadł ją przy barze, nie było już przy niej patocelebryty, złapał ją za ramię, nieco delikatnie, ale stanowczo.
- Nie zgubiłaś towarzysza? - Spytał wskazując koledze za barem, że poprosi o wodę z lodem.

Leia Royce

Knew the risk, still went in

: pn lip 28, 2025 3:43 pm
autor: Leia Royce
Leia nawet nie była świadoma tego, ilu “ciekawych” delikwentów mogło się przewijać w tej samej kolejce, w której ona jeszcze przed momentem stała. Każda osoba z osobna była dla niej niemalże zagadką, która przepadała wraz ze zniknięciem z jej pola widzenia. Sama była obserwatorką, ale póki co, pozbawiona jeszcze dużego doświadczenia. Dopiero zaczynała się uczyć ludzi, zwłaszcza tych, którzy niekoniecznie byli jej rodziną czy bliskimi znajomymi. Być może dlatego przeoczyła fakt, że sama również zdecydowanie się wyróżnia, w dodatku pod wieloma względami. W głębi mogła być jednak tego świadoma, skoro tak się denerwowała samym przejściem obok bramkarza. Tak, jakby wyczuwała jego podejrzenia, ale nie umiała tego przypisać do odpowiedniego wyjaśnienia. Nie była również medium - mając jednak świadomość i jakieś poczucie generalnych norm, taka reakcja była zgodna z realiami. I nic nie mogła zrobić.
Ale bardzo chciała wejść do środka. Nawet nie mając pełnej świadomości tego, co ją kierowało do środka. Z pewnością za takim pragnieniem nie stało chęć poznania celebrytów, tym bardziej tych sławnych “na siłę”. Ich mogła mieć na pęczki w samym momencie oznajmienia swojego nazwiska, choć w tym miejscu wolała nim aż tak nie ryzykować. Przynajmniej nie tym używanym oficjalnie czy tym podwójnym - znanym mediom. Gdyby była starsza, też raczej nie mieliby problemu z jej wpuszczeniem i nie musiałaby się uciekać do tak dziwacznych praktyk. Ale no właśnie.
Było jednak coś unikalnego w tym, że dla takiego środowiska nie była kimś dobrze rozpoznawalnym. Że mogła się bardziej wtopić w tłum, poczuć normalnie - a to pewnie było główną przyczyną szaleństwa ze wkradaniem się do klubów.
Zdenerwowanie chyba jednak nie było tego warte. Przynajmniej w momencie, w którym czuła na sobie wzrok bramkarza. Poszło jednak szybciej niż się spodziewała. I zakończyło się pomyślnie, co również ją nieco zaskoczyło, ale bardziej usatysfakcjonowało. Dalej jednak czuła, jak wali jej serce i jak to uczucie sprawia jej dyskomfort. Adrenalina mogła wstępnie być niezłym kopnięciem do działania, ale potem wszystko się psuło.
Tak, jak i jej plany.
Będąc już w lokalu, na samym początku dalej czuła uradowanie, które jednak znikało sekunda po sekundzie. Wzrokiem przeczesywała grupki ludzi, przeciskając się przez nie od czasu do czasu, jednocześnie szukając swoich “celów”. Gdy ich nie widziała, jej niepokój i rozgoryczenie wkradały się na miejsce ekscytacji, rozprzestrzeniając się po jej ciele nawet szybciej niż jakiekolwiek inne emocje. Skończyło się tak, że z miną zbitego psa skończyła przy barze. Sama. Nawet nie miała ochoty na wodę.
Coś ty sobie myślała, kretynko?
Westchnęła ciężko, po czym wlepiła wzrok w blat baru. Jak zwykle żałowała już swojej decyzji, a tona myśli kotłująca się w jej głowie nie pomagała. Była tak tym zaabsorbowana, że aż podskoczyła, gdy ktoś dotknął jej ramienia. Przez ułamek sekundy myślała, że to jej “koleżanka”. Ale się pomyliła.
S-słucham? — odpowiedziała zaskoczona, zanim jeszcze dobrze obejrzała twarz tej osoby, która ją dopadła. A wtedy też zrzedła jej mina. Czuła, jak piekły ją uszy. Chwała za to, że w klubie nie było tego aż tak widać. — A… Zostawił mnie. — wydukała jedynie, nawet nie widząc sensu w tym, by silić się na coś bardziej wiarygodnego. Zerknęła na swoje ramię, czując jak dotyk mężczyzny zaczyna jej coraz bardziej przeszkadzać. Mimo to, wolała nie ruszać się z miejsca. Ze zwyczajnego strachu.

Bradley Ayers

Knew the risk, still went in

: wt lip 29, 2025 9:36 pm
autor: Bradley Ayers
To był impuls, dosyć nieuchwytny, ale taki który każe człowiekowi patrzeć na coś, a raczej kogoś kto nie pasuje do otoczenia. Do otoczenia w jakim obracał się Bradley. Znał tą nerwowość i ona właśnie idealnie ją reprezentowała. Był taki sam, pamiętał jak jego oczy błądziły po innych twarzach szukając jakiegoś zaczepienia. Więc widząc ją i strach zaświeciła mu się czerwona lampka i oczywiście to dziwne uczucie, by się kimś zaopiekować.
Wyglądała na zagubioną, gdy przekraczała drzwi do wejścia klubu. I za młodą na to żeby w nim przebywać. Prawdopodobnie przyszła sama, a Bradley nie mógł pozwolić na to żeby siedziała samotnie przy barze. Tym bardziej, że wokół kręciło się kilka podejrzanych typów, którzy czekali na okazje żeby kogoś wykorzystać bądź się zabawić bez zobowiązań. Ayers widział już wiele. Wymuszone uśmiechu, nieudolne próby udawania, teksty na podryw które były tak suche, że potrzeba hektolitrów wody żeby to zapić. Ale niektórzy się nabierali i obawiał się, że ona będzie kolejna.
Nie chciał podchodzić od razu, na początku pragnął się tylko przyjrzeć, rozejrzeć, zbadać teren. Wolał poczekać żeby nie pogłębiać jej stresu. Stał jedynie przy ścianie, ale w momencie kiedy zobaczył jak jeden z szemranych typów chce do niej podejść, zrobił krok naprzód. Nie mógł pozwolić żeby tamten dopadł się jej pierwszy.
Bez zbędnych słów zbliżył się do niej, myślał że to delikatnie dotknięcie dłonią jej ramienia pomoże, ale najwidoczniej tylko bardziej wystraszyło młodą dziewczynę. Może bała się dotyku? Nie wiedział. Zobaczył tylko jak odskakuje, a on wraz z nią z przerażeniem na twarzy.
Bradley uniósł brew, nie spuszczając z niej wzroku. Nie musiał nic mówić. Znał ten ton. Wymijający, jakby nie chciała przyznać przed samą sobą, że została zwabiona w pułapkę.
- Serio? - Zapytał tylko z lekkim niedowierzaniem, ale bez zbędnych złośliwości. Zabrała rękę z jej ramienia chcąc dać jej odpowiednią przestrzeń do oddechy. - Nie wyglądasz na kogoś kto przyszedł z kimś, a raczej na kogoś kto został wystawiony. - Wzruszył ramionami, bo jemu nic do tego, ale był w pracy i musiał być odpowiedzialny na swoje obowiązki. Ciągle bił się z myślami czy ją wyprowadzić czy jednak pozwolić jej zostać. Była na tyle dorosła, że znała konsekwencje przebywania w takim miejscu samotnie. Pytanie brzmiało:
Czy miała plan awaryjny?
W tym samym czasie kumpel zza baru podał mu wcześniej zamówioną przez niego wodę. Upił łuk, a potem rozsiadł się wygodniej na krzesełku jakby chcąc dać znać, że zostaje tu na dłużej. Nie przejmował się tym, iż w jakiś sposób ją osacza. To on przejął kontrolę, mógł wykonać ruch w prawo bądź lewo.
Westchnął cicho. Nie był policjantem, a jedynie zwykłym ochroniarzem. Chociaż i takiego przydomka nie można mu było przypisać. Inny jego kolega zrobiłby porządek, ale ona za bardzo mu przypominała zabłąkane nastolatki z przeszłości.
- Masz przynajmniej jak wrócić do domu? - Spytał ze spokojem w głosie. Choć wypowiedział te słowa głośno to na tyle delikatnie, by jej nie wystraszyć. W klubie już grała muzyka, ludzie tańczyli i przekrzykiwali na każdym kroku.

Leia Royce

Knew the risk, still went in

: śr lip 30, 2025 8:24 pm
autor: Leia Royce
Nic dziwnego, że i do tego środowiska Leia nie potrafiła się dopasować. Była niczym ten puzzel, który nie pasował do żadnej układanki. Teoretycznie mogłaby pasować tylko do Royce’ów, ale nawet od nich w pewnym sensie odstawała. I tak błąkała się, próbując znaleźć swoje miejsce, trafiając jednocześnie do klubu, gdzie też nie powinna była być. I chyba czuła to już w momencie, gdy przekraczała jego próg.
Była naiwna, może też niedoświadczona. Albo przekonana, że rzeczywistość wygląda dużo lepiej niż jej to przedstawiano, skoro nie obawiała się złowrogo nastawionych osób. Ale Leia była też tą, która drugi raz nabrała się na tą samą sztuczkę. Wszystko było z nią możliwe. Zwłaszcza, że z początku czuła się naprawdę pewna tego, co chciała uczynić. A teraz siedziała przy barze z narastającymi wyrzutami sumienia i obawą, co poczynić dalej. Była w tym tak zaabsorbowana, że nawet nie dostrzegła, że mogła przyciągnąć nieodpowiednie oczy do samej siebie. Dobrze, że coś (a raczej ktoś) nad nią czuwało, bo w tym momencie musiała mieć absolutnie zerowy instynkt przetrwania.
Widząc bramkarza, nie była pewna czy czuć ulgę, czy jeszcze większy strach. Efektem była ta niekontrolowana reakcja, choć tak naprawdę Royce nie była aż tak przerażona. Była po prostu przytłoczona wieloma emocjami na raz, a dodatek w postaci niespodziewanego towarzystwa tylko dolał oliwy do ognia. Przez chwilę nawet myślała, by przeprosić za swój nagły unik, ale finalnie zdecydowała się zachować milczenie w tej kwestii. Uciekła natomiast wzrokiem, co również mogło być różnorodnie interpretowane, ale miała to gdzieś. Albo i nie. Sama nie była pewna.
A to jedno z drugim nie może się łączyć? — zapytała wymijająco, myśląc tylko jak się wywinąć, a nawet wydostać z klubu i jakoś wrócić do domu, ale w jej głowie ciężko było pozbierać cokolwiek do kupy. Póki co, siedziała jak kołek w miejscu, obawiając się o swój ruch i jak on będzie wyglądał w oczach owego bramkarza, który z nią rozmawiał. Skoro ją wyczaił i do niej podszedł, wiedział chyba że coś jest nie tak. Spodziewała się zatem, że może nie wyjść sobie ot tak, bez żadnych konsekwencji.
Kątem oka spoglądała, jak mężczyzna dostaje wode i ją pije. Nie miała jednak śmiałości spojrzeć mu prosto w oczy, więc patrzyła się gdziekolwiek, byle nie na niego. Coraz częściej próbowała też wyłowić wzrokiem drzwi, ale poddawała się za każdym razem, gdy tłum ludzi całkowicie je zasłaniał.
W odpowiedzi na jego pytanie wzruszyła tylko ramionami. Pewnie byłaby w stanie sobie coś ogarnąć - pytanie, czy chciała to zrobić? Siedząc tak minuta po minucie, ogarnęło ją lekkie zmęczenie, a nawet otępienie. Głośna muzyka, dudniąca w jej uszach, nie bardzo zmieniała ten stan rzeczy. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Bradley Ayers

Knew the risk, still went in

: ndz sie 03, 2025 6:32 pm
autor: Bradley Ayers
Powinien odejść i dać jej swobodę. Nie był za nią w żaden sposób odpowiedzialny, a tym bardziej, nie powinien brać na siebie ewentualnych wyrzutów sumienia. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Może fakt, że nigdy o nikogo za bardzo nie dbał. Olewał swoje rodzeństwo dając im wolną rękę, nie interesował się tym co robią w życiu, nie dzwonił i nie przychodził na niedzielne obiadki. Podobnie było z rodzicami. Nigdy się tak naprawdę do nich nie zbliżył, ojciec ciągle wytykał mu błędy, a tych Bradley nienawidził. Może właśnie dlatego chodził złymi ścieżkami? Może. A może to on był problemem?
Był zły na siebie na to, że ją wpuścił. Najpierw chciał żeby się poczuła jak dorosła, zobaczyła z czym trzeba się zmierzyć, gdy popełniasz złą decyzję. Potem natomiast do głosu zaczynał dopuszczać wyrzuty sumienia. Mógł stracić pracę, a do takowej chwili nie mógł dopuścić. Stał na rozdrożu, przepuścił ją mimo, że znał prawdę. Gdyby coś jej się stało to byłaby wina Bradleya. Nie kogoś innego, a wyłącznie jego.
Naciskanie dziewczyny to ostateczny wybór. Wybór do, którego nie powinien dążyć. Wręcz przeciwnie. Jedynym wyjściem, takim idealnym, byłoby odejście. Dać jej spokój, zostawić samą w tym tłumie mężczyzn, którzy zachowywali się gorzej niż zwierzęta w dżungli. Odejść i zapomnieć. Taki miał plan, ale im dłużej na nią spoglądał tym coraz bardziej chciał zostać.
Przełknął ślinę, przeczesał włosy, upił trochę napoju ze szklanki. Obserwował kobietę uważnie, zwracał uwagę na każdą zmarszczkę pojawiającą się na jej twarzy. Na każdy ruch rąk i oddech. Widział jak wzrok dziewczyny ucieka. Raz w prawo, raz w lewo, a niekiedy na drzwi do wyjścia. Mógł ją przepuścić, dać wolny wybór, pozwolić wyjść i złapać taksówkę.
- Jak sobie chcesz. - Wzruszył ramionami, bo coraz bardziej przekonywał się do tego, by dać jej spokój. Ewentualnie później znajdzie ją w toalecie nieprzytomną, albo zapłakaną. Nie mógł przecież kontrolować każdej osoby, która tutaj przychodziła. Owszem znał kilka z nich, ale tylko powierzchownie i nie ręczył za ich zachowanie.
- Dobra. Zrobimy tak. - Zaczął wskazując palcem na barmana. - Powiem swojemu koledze żeby nie sprzedawał ci alkoholu i będziesz musiała bawić się na trzeźwo. To pierwszy opcja. - Delikatny uśmiech spoczął na jego twarzy. - Druga jest taka, że trzymam się ciebie, pozwalam ci pić, a po wszystkim zamawiam taksówkę. - Nie mógł pozwolić żeby coś jej się stało. Po wpuszczeniu do klubu - prawdopodobnie nieletniej panny - był za nią odpowiedzialny. Czy mu się to podobało czy też nie. I musiał zrobić wszystko, żeby wróciła do domu cała i zdrowa. Albo chociaż cała, bo jeśli będzie pić to nigdy nie wiadomo jak wpłynie na nią kac.

Leia Royce

Knew the risk, still went in

: pn sie 04, 2025 2:55 pm
autor: Leia Royce
Doskonale wiedziała, na co się pisze. Nawet biorąc pod uwagę ową znajomą, która po raz kolejny ją wystawiła. Lub też nie? Może byli w innej części klubu, może dzielili lożę vipowską do której Leia nie dostała finalnie dostępu. Nie miało to już najmniejszego znaczenia, bo straciła chęć na cokolwiek. Tak czy siak, sama zaczynała swojej spontanicznej decyzji i zaczęła dostrzegać, dlaczego powinna była trzymać się sztywnych zasad. Siedziała teraz wśród obcych ludzi, którym właściwie nie powinna ufać. Nie mogła im ufać, jeśli wierzyć tym wszystkim przestrogom, które słyszała od rodziny. Nawet pracownicy wliczali się do tego grona, zwłaszcza że była tutaj nie do końca legalnie. Mogłaby narobić sobie tylko większej ilości problemów.
Nie mogła zatem poczuć się w pełni bezpiecznie nawet w momencie, w którym dosiadł się do niej klubowy bramkarz. Z tyłu głowy cały czas miała, że przecież to on ją tutaj wpuścił. Była na tyle inteligentna, że mogła przypuszczać, z czym wiązała się taka decyzja. Dlatego też czuła się źle z faktem, że go oszukała. Może gdyby się z nim minęła i nigdy nie mieliby okazji pogadać, nie odczuwałaby tego aż tak mocno. A teraz miała chęć zapaść się pod ziemię.
Odetchnęła cicho, słysząc odpowiedź. Chciała mieć nadzieję, że może uda jej się spławić tego mężczyznę, a po tym wytransportuje się jakoś z klubu i spróbuje o tym wszystkim zapomnieć. Facet jednak zaczął znowu coś do niej mówić, przez co aż zacisnęła usta w napięciu. Spojrzała się na własne, splecione dłonie, nie chcąc znowu rozglądać się za każdym możliwym miejscem ucieczki. Chwilę później jej brwi uniosły się jednak ku górze, a ona mimowolnie wlepiła oczy w rozmówcę.
Serio? — bo aż nie chciało jej się wierzyć w to, co słyszała. Zamilkła na dobrą minutę, zastanawiając się, co uczynić. Czy na pewno chciała tu zostać, tak czy siak? — Ale… ja nie wiem, czy jednak chcę zostać. Miałam się bawić ze znajomymi, ale oni mnie wystawili, więc… — odpowiedziała, na sam koniec wzdychając i jednak trochę żałując, że mu to wyznała. Nawet nie była pewna, dlaczego to zrobiła. Może z poczucia winy? A może było jej już wszystko jedno? Ewentualnie wszystko na raz.
Czekała na reakcję ze strony mężczyzny, dalej w sumie nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Może to wszystko była gra, a on i tak planował ją wyrzucić? Albo może chciał wezwać policję? Przy tym miałaby naprawdę spory problem, bo wszystko mogłoby wylać się do mediów. Siedziała zatem jak na szpilkach w oczekiwaniu na odpowiedź.

Bradley Ayers