Strona 1 z 1

tylko nie wydaj na głupoty

: ndz lip 27, 2025 5:03 pm
autor: Monty Royce
Jeżeli miał kogokolwiek rozpieszczać, dlaczego nie miałaby to być jego własna, ukochana, młodsza siostra? I to jeszcze w dzień jej urodzin, kiedy już żadne pieniądze nie miały znaczenia, a wspólnie spędzony czas był priorytetem, szczególnie dla tak kochającego brata, jak Monty. Nawet jeżeli czasem tego nie okazywał, albo nie miał czasu. Nawet jeżeli ich przeszłość nie była tak różowa, tylko skąpana typowymi dla rodzeństwa kłótniami i rywalizacją, któregoś dnia po prostu stwierdził, że dobrze mieć tego małego gremlina przy sobie i po swojej stronie. Chociaż w niedalekiej odległości, żeby mógł ją karmić i wspomagać jej zapotrzebowanie kaloryczne, bo ile razy kończyło się tak, że brał ją do siebie na obiad, żeby zjadła cokolwiek normalnego? A przecież o swoich trzeba dbać.
Chyba właśnie w myśl tych właśnie słów zadecydował, że jednak wizja spędzenia z młodą więcej czasu była zdecydowanie bardziej kusząca. Może w ten sposób kupi czas na dopięcie imprezy na jej cześć do perfekcji, bo przecież na to zasługiwała. Szczególnie w niedzielę, wolną niedzielę, gdzie miał nadzieję, że odpuściła sobie swoją obietnicę w ten jeden dzień, przez co, kto wie, może będzie wulkanem energii, co nie będzie zmęczony dzienną dawką treningu. Nawet jeżeli wiedział, że napędzało ją to energią tak samo, jak jego. Ten jeden, jedyny dzień nie sprawi przecież, że jej wyniki się pogorszą, prawda?
Piętnaście minut. Chociaż taki czas określił, pod domem był szybciej. Może przejechał na czerwonym, ale tego nie zauważył; nie wiedział. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Jego czarna honda stanęła na podjeździe, a on sam zaczął się zastanawiać, czy rodzice są w domu. Czy ktokolwiek powstrzyma go przed odjazdem i zaprosi do środka, żeby tak mógł napić się herbaty czy innej kawy, zjeść kupne ciasto i porozmawiać, jak minął mu dzień, albo co ostatnio osiągnął. Nic dziwnego, że mocniej zacisnął dłonie na kierownicy, zaraz po tym, jak zdążył napisać do Lei, że już jest. Czekał. Patrzył. I dopiero jak zobaczył, że z domu wychodzi siostra, wyciągnął się i otworzył dla niej drzwi pasażera.
Wszystkiego najlepszego, młoda — jak już usiadła, to mógł jej w końcu powiedzieć to oficjalnie. W cztery oczy. — Udanych treningów, więcej medali i świętego spokoju. Zapnij, proszę, pasy — oczywiście, pozwolił jej wybrać muzykę na drogę, bez żadnego słowa. Sam bardziej skupił się na drodze, raz na jakiś czas tylko patrząc w kierunku siostry, czy na pewno wszystko okej.
Jak już zaparkował w podziemiach, wyłączył silnik i wyszedł z samochodu, żeby, po dżentelmeńsku, otworzyć solenizantce drzwi, to skupił się całkiem na niej. Dzieliło ich siedem lat, dla niego samego było czymś naturalnym, że widział w niej dziecko, ale... cholera, osiemnaście lat. Kiedy to w ogóle minęło? Kiedy tak wyrosła?
Jak wjedziemy schodami, to będziemy zaraz obok Peoples Jewellers — zamknął za nią drzwi; upewnił się dwa razy, że zamknął samochód i głową wskazał na schody ruchome. — Chcesz zacząć od nowych kolczyków, czy idziemy gdzieś dalej? — przecież specjalnie nie brał nic dodatkowego. Shopping spree wymagał od niego wolnych rąk do toreb, które będzie dzielnie nosił, aż ta nie stwierdzi, że to wszystko. Ale czego nie robi się dla młodszej siostry?

Leia Royce

tylko nie wydaj na głupoty

: pn lip 28, 2025 3:41 pm
autor: Leia Royce
4.
Być może zabrzmi to próżnie, ale Leia lubiła prezenty. Ogółem lubiła takie okazje jak urodziny, ale niekoniecznie dla samych prezentów. Te były bardzo miłe i czuła się wtedy, że dostawała w pewien sposób nagrodę za swoją ciężką pracę. Może niewystarczającą jak na panujące w ich domu standardy, ale jej to absolutnie wystarczało. W całym dniu największą radość dawała jej i tak atmosfera, która nieco różniła się od codziennego dnia w rezydencji Royce’ów. Chociaż w ten jeden dzień mogła zapomnieć o ogromnych oczekiwaniach i nadziejach ze strony rodziców. Rodzeństwa może niekoniecznie - dlatego dobrze, że uda jej się choć na trochę wyrwać z domu przed imprezą.
Nie była zmęczona. W dniu urodzin zwykle pozwalano jej odpocząć, chyba że miała naprawdę słabe wyniki. Radziła sobie jednak nieźle, nawet ewentualnie zaglądając do jej głowy, gdzie co rusz pojawiały się wątpliwości. Te jednak były nowością, a treningi były częścią jej życia od lat. Podchodziła do nich już niemalże jak automat do gimnastyki. Szkoda tylko, że umysł nie mógł się dopasować.
Czekając na brata zastanawiała się, czy wejdzie do nich na chwilę czy pojadą prostu na zakupy. Jej było szczerze obojętne, choć znając rodziców to wszystko rozwlekło by o dwa razy dłużej. Tych jednak i tak nie było, ale mniejsza. Gdy tylko dostała wiadomość, że brat czeka na zewnątrz, złapała tylko swoją torebkę, założyła buty i wyszła na zewnątrz.
Dziękuję, Monty~ — uśmiechała się od ucha do ucha, gdy wsiadała do auta i zajmowała pozycję pasażera. Od razu oparła się wygodnie, czując się u brata w aucie jak w domu. Nie była jednak na tyle rozwydrzona, by już ściągać buty i ładować się ze stopami gdziekolwiek - bez przesady. Delikatnie przeczesała swoje ciemne włosy palcami, zanim pochyliła się w celu wybrania jakiejś muzyki na drogę. Bez pytania, a jak! I tak ustawiła coś, co podobało im się obojgu. Żeby nie umierali w męczarniach. — Dobrze, już zapinam! — wykonała polecenie od razu, gdy skończyła mówić. Więcej się już nie odzywała, zajmując się oglądaniem jakichś tiktoków z nudów.
Głowę podniosła dopiero, gdy odczuła zwalniający samochód. Gdy się zatrzymali, odpięła swój pas, a następnie schowała wtedy telefon do drobnej torebki, upewniając się też, że dobrze wisi na jej ramieniu. Dopiero wtedy mogła wyskakiwać z samochodu. Gest brata był przez nią nieoczekiwany, ale i tak zdołała mu podziękować swobodnym ukłonem.
Możemy zacząć od kolczyków! W sumie nie mam nic do dzisiejszej sukienki, więc coś świeżego się przyda. — aż zatuptała w miejscu z ekscytacji, czekając na ruch ze strony brata. Gdy on ruszył naprzód, ona podążyła za nim niczym cień, po krótkiej chwili dorównując mu już kroku.

Monty Royce

tylko nie wydaj na głupoty

: śr lip 30, 2025 11:22 am
autor: Monty Royce
W głowie układał mniej-więcej plan tego, jak chciałby ją przeprowadzić przez całe centrum handlowe, chociaż tylko jedna myśl krzyczała najgłośniej — z dala od sklepu LEGO. Za bardzo oparł główną część prezentu na dobrociach klocków, przy których się wychował, żeby zaraz z dobrze ukrytą paniką patrzeć, jak ta wybiera dokładnie te same zestawy. Mogli się cofnąć od sklepu jubilerskiego w kierunku M.A.C Cosmetics i iść zamiast w kierunku Bath & Body Works w dół, gdzie był sklep Lacoste, Kiehl's... a potem się zobaczy. Gdziekolwiek będzie chciała. Byle z dala od LEGO i nie będzie mu trzeba nic więcej. To było małe-duże szczęście, czego więcej mógłby chcieć?
Okej, kolczyki... To może naszyjnik z Mejuri? Jest naprzeciwko, prawie — bo w sumie to by się zgadzało z jego planem. Z dala od czerwonego logo z białym napisem. Nic dziwnego, że pokierował ją prosto do pierwszego ze sklepów, który mieli w planach. Już widział tych chętnych do pomocy pracowników; odruchowo się chyba bardziej wyprostował i spojrzał na siostrę. — Jaką sukienkę masz na wieczór?błagam, nie wypal z jakimś dziwnym kolorem... W najgorszym przypadku mógł się przecież uśmiechnąć, kiwnąć głową i popatrzeć na kolczyki, które jej się podobały. Powiedzieć słowo czy dwa odnośnie tego, jak wyglądały i może co sam o nich myślał. Nie znał się za bardzo na biżuterii, której sam nie nosił. Której nie kupował. Więc tym razem on podążał za nią, patrząc na te same półki, co ona. Niekoniecznie na ceny, tylko na to, jak się prezentowały.
Szukamy tych... wiszących, czy wkręcanych? — czy jak tam one się nazywały? No nie znał się, więc próbował, jak mógł. Może i trochę robił z siebie idiotę, ale ufał, że młoda rozumie, o co mu chodzi. W końcu znali się całe jej życie, dokuczał jej, ile mógł, a pewnie też z tego wszystkiego mogli wykształcić wspólny język. Nagle go tylko olśniło, jak już tak myślał o tych kolczykach, że aż spojrzał na siostrę i wrócił do patrzenia na wystawkę. — Planujesz rozpuścić włosy, czy mieć je za uchem? Bo jak rozpuścisz, to chyba lepiej te wkręcane, a jak będą za uchem, to przestrzeń mogą wypełnić wiszące. Ładniej będzie — i tyle z nauk ojca mógł wynieść. Jakby jeszcze w ogóle ich słuchał. Bo jak pan Royce usłyszał, że nie ma mowy, by projektował stroje drużyny hokejowej, to chyba się obraził. Dlatego chyba podrzucał mu te ładne marynarki na wszelkiego rodzaju gale, czy inne oficjalne wystąpienia. — I zgaduję, że będziesz celowała w dekolt, więc... Łańcuszek byłby na miejscu. Będziesz błyszczeć.

Leia Royce

tylko nie wydaj na głupoty

: śr lip 30, 2025 8:26 pm
autor: Leia Royce
Nawet przez myśl nie przeszło Lei, by poszli do sklepu z klockami. Może gdy po drodze zobaczy jakąś reklamę lub wystawę to myśli automatycznie nakierują ją na poruszenie tego tematu, lecz póki co skupiła się na bardziej kobiecych potrzebach. Musiała wyglądać elegancko i świeżo - w końcu to jej urodziny. Nie miała tej swobody, by przyjść ubrana w szmaty. Ojciec zapewne zabiłby ją na miejscu. Patrzyłby też krzywo, gdyby nie wybrała czegoś spod jego własnej ręki, choć gdyby wybór skupiał się wokół domów mody, które traktował z szacunkiem, może uszłoby jej to płazem.
Brzmi dobrze. Zwykle ich rzeczy pasują do kreacji ojca. — zgodziła się, choć zaraz zmarszczyła brwi, słysząc urwane zdanie. Wolała, gdyby nie zmieniali swojej drogi spontanicznie. Gdy trzymała się planu, odczuwała mniej stresu. Preferowałaby zatem pewność w tym, dokąd pójdą po tym sklepie. Czekała zatem na sprostowanie, a międzyczasie znowu wyjęła telefon, tym razem by pokazać bratu zdjęcie z galerii. Podetknęła mu ekran pod nos - na tyle blisko, by dobrze widział zdjęcie i na tyle daleko, by nie sprzedać mu przypadkowego liścia w twarz (a raczej w nos) smartfonem. — Coś takiego. Nie jestem pewna, czy tutaj długie kolczyki będą pasować… Może bardziej coś subtelnego, mniejszego? — zaczęła się zastanawiać na głos. Schowała telefon gdy tylko Monty wystarczająco się napatrzył, sama niemalże natychmiast rozglądając się po sklepie. Zaraz pokiwała głową, zgadzając się z jego werdyktem, choć jednocześnie miała ochotę się zaśmiać. — Nie zamierzam kombinować z fryzurą, więc będą rozpuszczone. O! Co myślisz o tych? — w trakcie mówienia zobaczyła drobne, ładnie wykonane złote kolczyki, do których natychmiast podeszła. Próbowała sobie je dopasować i wyobrazić sobie w stojącym niedaleko lustrze, jak będą prezentować się z jej sukienką. Według niej pasowały, choć chyba nie zrobiłyby aż takiego szału. Ale czy tego też potrzebowała? Odłożyła kolczyki na miejsce, po czym odwróciła się w stronę brata. — Łańcuszek na pewno. Wiesz, że nie lubię tych masywnych wisiorów, które mają dekoracje na całej długości. — nawet bała się pomyśleć, ile takie właściwie ważą. Unikała ich jak mogła, a że lepiej jej było z drobną biżuterią, mogła odetchnąć z ulgą. Nie czekając na odpowiedź brata wróciła do poszukiwań i przymierzania kolejnych kolczyków.

Monty Royce