gdy praca to.... najważniejsze co w życiu masz.
: pn lip 28, 2025 9:48 pm
2.
Praca. Komenda. Dom.
Dla Matthew to było wszystko, taki plan dnia i działania, taki kolejny dzień i miesiąc, usłany małymi przerywnikami na chwilę oddechu w najbliższej usytowanym barze. Nie miał życia po za pracą, tak samo jak nie miał pracy po za życiem, nie uwzględniając jak abstrakcyjnie to wszystko brzmiało samo w sobie. Bycie sierżantem wydziału wywiadu, wiązało się z odpowiedzialnością i małym marginesem błędu, który mógłby zostać wytoczony potem w jego stronę przed komendanta głównego. Ich praca była podwaliną pod jego kolejną kandydaturę, ale też samo w sobie uświęcało cele dla także innych jednostek. Współpraca z nimi była nieodzowna dla dobrego funkcjonowania całego środowiska policji, dlatego też Grant zawsze starał utrzymywać się z ludźmi z innych wywiadów, dobre stosunki. Przekroczenie pewnych granic było może nad wyraz nie stosowne, zbyt mocne i intensywne samo w sobie. Czy zgłupiał już totalnie aby i w pracy szukać bliskości, uczucia... miłości? Może to było to co ktoś kiedyś nazwał zaćmieniem umysłu, chwilą słabości i... samotności? Nie pamiętał kiedy dokładnie się to wydarzyło, czy wspólna praca nad sprawą przy jednym biurku, tak mocno zmorzyła ich... znajomość? Przeniosła na inny level, który był już zgubą od momentu gdy ich nogi złączyły się w jedno, zaplątane pod kołdrą? Nie do końca było to mądre, wręcz do bólu można by w koło nazywać to błędem, jednakże nie oszukujmy się. Przeskakując między piętrami zbyt mocno poszukiwał ją wzrokiem, zbyt mocno napierał gdy odpychała go mocniej o stokroć. Przepadł w momencie gdy pozwolił sobie na coś więcej niż tylko przelotną zabawę i upust emocji. Doskonale znał siebie i swoje ciało, zbyt dobrze aby wiedzieć że to nie wymysł chwili i zabawa, że to coś więcej. Nie rozumiał jedynie jej postępowania, jej uników gdy zadawał kontrę, chciał poznać jej zdanie i usilnie wmawiał jej, że oszukuje w tym nie tylko jego ale i samą siebie.
Sam może niekoniecznie był bez winny, gdy tak często zatrzymywał ją na policyjnym parkingu po kolejnej zmianie. Ale co miał począć? Oprócz siebie miał pracę i... tyle. Jego emocje zatrzymywały się po wyjściu z tego budynku, może zbyt mocno pragnął poznać kogoś zbliżonego do siebie, kogoś kto też miał cel w tej pracy. Swój osobisty, własny, bolesny. Jego ojciec zmarł nosząc ten właśnie policyjny uniform, oddając mu szacunek - cała społeczność nie zrobiłą jednak niczego aby dojść do prawdy. Policja, której się oddawał teraz, wyparła się na seniora Granta. Stąd też to Matthew brał sprawę w ręcę i tak też po raz kolejny kończył tutaj, w tym budynku przy świetle lampki na biurku, spoczywał z wzrokiem w papierach, po godzinach. Zmęczone oczy i zmarszczone brwi, to wszystko brnęło ku jednemu - przerwa. Potrzebował jej równie mocno co kawy, czarnej rury z ekspresu, który to odmówił posłuszeństwa, po złości. Akurat dziś, akurat tego wieczoru.
Schodząc piętro niżej, mógł jednak podziękować za to zrządzenie losu, na tą małą rundkę dla zdrowia kości i duszy...
Dumnie głoszący napis Toronto Police na kubku, było tym co zaprzątało mu głowę gdy znalazł się w socjalnym pomieszczeniu na piętrze. Zgrzyt ekspresu, który dzielnie mielił kolejną porcję kawy, jej zapach i dźwięk nalewania, wyłączył go na tyle mocno iż nie rzuciło mu się w myśl to, że ma towarzystwo. Że ktoś już był w tym samym pomieszczeniu co on, schowana za stosem papierów, może i akt jakiejś sprawy. ONA. Osoba, która mogłaby równie mocno rzygać już jego widokiem, jego pojawianiem się w tych samych miejscach o tej samej porze, kogoś kto wiecznie zajmował strzelnicę, kogoś kto zajmował paręnaście dni temu miejsce w jej łóżku, kogoś kto... deklarował mocno swoje uczucie.
Matthew nie odezwał się słowem, do póki sama kawa w sobie, nie napełniła jego kubka do pełna, tak jakby teraz to On chciał odbić pałeczkę, olać ją i jej obecność. Olać ją tak mocno jak ona olała jego wyznanie, jego deklarację i chęci, jego... zauroczenie czy może już głębokie uczucie? Gdyby tylko on sam wiedział czego od niej oczekuje, tak szczerze, tak prawdziwie....
- Nie możesz spać czy potrzebujesz skoku adrenaliny przed snem? - zapytał w końcu, przerywając niezręczną ciszę, tą obojętność. Był ciekawy czy szuka rozrywki bo nie może zasnąć, czy bierze udział w nadgodzinach a może nocnej akcji wydziału narkotykowego. Słyszał bowiem, że szykowali wytępienie prochów z ulicy na całego i potrzebowali dodatkowych par rąk do zatrzymywania podejrzanych. Po prostu był ciekawy co wybrała na tą nockę.
Tamsin Colbourne
Praca. Komenda. Dom.
Dla Matthew to było wszystko, taki plan dnia i działania, taki kolejny dzień i miesiąc, usłany małymi przerywnikami na chwilę oddechu w najbliższej usytowanym barze. Nie miał życia po za pracą, tak samo jak nie miał pracy po za życiem, nie uwzględniając jak abstrakcyjnie to wszystko brzmiało samo w sobie. Bycie sierżantem wydziału wywiadu, wiązało się z odpowiedzialnością i małym marginesem błędu, który mógłby zostać wytoczony potem w jego stronę przed komendanta głównego. Ich praca była podwaliną pod jego kolejną kandydaturę, ale też samo w sobie uświęcało cele dla także innych jednostek. Współpraca z nimi była nieodzowna dla dobrego funkcjonowania całego środowiska policji, dlatego też Grant zawsze starał utrzymywać się z ludźmi z innych wywiadów, dobre stosunki. Przekroczenie pewnych granic było może nad wyraz nie stosowne, zbyt mocne i intensywne samo w sobie. Czy zgłupiał już totalnie aby i w pracy szukać bliskości, uczucia... miłości? Może to było to co ktoś kiedyś nazwał zaćmieniem umysłu, chwilą słabości i... samotności? Nie pamiętał kiedy dokładnie się to wydarzyło, czy wspólna praca nad sprawą przy jednym biurku, tak mocno zmorzyła ich... znajomość? Przeniosła na inny level, który był już zgubą od momentu gdy ich nogi złączyły się w jedno, zaplątane pod kołdrą? Nie do końca było to mądre, wręcz do bólu można by w koło nazywać to błędem, jednakże nie oszukujmy się. Przeskakując między piętrami zbyt mocno poszukiwał ją wzrokiem, zbyt mocno napierał gdy odpychała go mocniej o stokroć. Przepadł w momencie gdy pozwolił sobie na coś więcej niż tylko przelotną zabawę i upust emocji. Doskonale znał siebie i swoje ciało, zbyt dobrze aby wiedzieć że to nie wymysł chwili i zabawa, że to coś więcej. Nie rozumiał jedynie jej postępowania, jej uników gdy zadawał kontrę, chciał poznać jej zdanie i usilnie wmawiał jej, że oszukuje w tym nie tylko jego ale i samą siebie.
Sam może niekoniecznie był bez winny, gdy tak często zatrzymywał ją na policyjnym parkingu po kolejnej zmianie. Ale co miał począć? Oprócz siebie miał pracę i... tyle. Jego emocje zatrzymywały się po wyjściu z tego budynku, może zbyt mocno pragnął poznać kogoś zbliżonego do siebie, kogoś kto też miał cel w tej pracy. Swój osobisty, własny, bolesny. Jego ojciec zmarł nosząc ten właśnie policyjny uniform, oddając mu szacunek - cała społeczność nie zrobiłą jednak niczego aby dojść do prawdy. Policja, której się oddawał teraz, wyparła się na seniora Granta. Stąd też to Matthew brał sprawę w ręcę i tak też po raz kolejny kończył tutaj, w tym budynku przy świetle lampki na biurku, spoczywał z wzrokiem w papierach, po godzinach. Zmęczone oczy i zmarszczone brwi, to wszystko brnęło ku jednemu - przerwa. Potrzebował jej równie mocno co kawy, czarnej rury z ekspresu, który to odmówił posłuszeństwa, po złości. Akurat dziś, akurat tego wieczoru.
Schodząc piętro niżej, mógł jednak podziękować za to zrządzenie losu, na tą małą rundkę dla zdrowia kości i duszy...
Dumnie głoszący napis Toronto Police na kubku, było tym co zaprzątało mu głowę gdy znalazł się w socjalnym pomieszczeniu na piętrze. Zgrzyt ekspresu, który dzielnie mielił kolejną porcję kawy, jej zapach i dźwięk nalewania, wyłączył go na tyle mocno iż nie rzuciło mu się w myśl to, że ma towarzystwo. Że ktoś już był w tym samym pomieszczeniu co on, schowana za stosem papierów, może i akt jakiejś sprawy. ONA. Osoba, która mogłaby równie mocno rzygać już jego widokiem, jego pojawianiem się w tych samych miejscach o tej samej porze, kogoś kto wiecznie zajmował strzelnicę, kogoś kto zajmował paręnaście dni temu miejsce w jej łóżku, kogoś kto... deklarował mocno swoje uczucie.
Matthew nie odezwał się słowem, do póki sama kawa w sobie, nie napełniła jego kubka do pełna, tak jakby teraz to On chciał odbić pałeczkę, olać ją i jej obecność. Olać ją tak mocno jak ona olała jego wyznanie, jego deklarację i chęci, jego... zauroczenie czy może już głębokie uczucie? Gdyby tylko on sam wiedział czego od niej oczekuje, tak szczerze, tak prawdziwie....
- Nie możesz spać czy potrzebujesz skoku adrenaliny przed snem? - zapytał w końcu, przerywając niezręczną ciszę, tą obojętność. Był ciekawy czy szuka rozrywki bo nie może zasnąć, czy bierze udział w nadgodzinach a może nocnej akcji wydziału narkotykowego. Słyszał bowiem, że szykowali wytępienie prochów z ulicy na całego i potrzebowali dodatkowych par rąk do zatrzymywania podejrzanych. Po prostu był ciekawy co wybrała na tą nockę.
Tamsin Colbourne