Strona 1 z 1
a whole bouquet of oopsie-daisies
: śr lip 30, 2025 3:26 pm
autor: Lucky Martino
Nie mogła uwierzyć we własnego pecha.
Inni studenci z jej grupy wracali już do domów, w drodze do metra czy na przystanek autobusowy rozprawiając jeszcze o zadanych dzisiaj pracach, wymieniając się przypuszczeniami dotyczącymi nadchodzących testów, plotkami, przemyśleniami o pogodzie. wypatrywali wolnego popołudnia albo zaplanowanych zajęć; większość miała niedługo zjeść obiad, rozwalić na kanapie i przejrzeć leniwie social media.
A ona siedziała jak ostatni debil na szpitalnym krzesełku, przytrzymując przy głowie cały kłąb zwiniętych chusteczek i usiłując się w gruncie rzeczy nie ruszać.
Nie było to niestety takie proste. Już i tak odpuściła pomysł, żeby nie pobrudzić niczego wokół siebie, bo krew sączyła się z jej ciała w większej ilości miejsc, niż była w stanie opanować. Wystarczyło nieopacznie przeciągnąć ręką po oparciu plastikowego siedziska, by na szarej powierzchni pojawiły się czerwone smugi. Cała była umorusana własną juchą, ziemią, pyłem, zaś ubrania w kilku miejscach szpeciły zielone plamy. Z białą koszulką można się było pożegnać, chyba że do szpitala zaraz wjedzie znany polski prezenter z reklamą proszku do prania w pomarańczowym opakowaniu.
Nic takiego raczej nie miało prawa nastąpić, bo na SOR raczej nie zgłaszali się pomyleńcy. Tylko takie złamasy jak ona, ludzie którzy mają w życiu trochę za dużo pecha, a za mało refleksu.
Nadal uważała, że to nie była jej wina. Tamten drugi rowerzysta wyskoczył na nią jak kompletny wariat, a jechał zdecydowanie szybciej niż należało. Mogła sobie odbić na bok w próbie uniknięcia stłuczki, jednak kostka chodnikowa postanowiła w tym miejscu być odrobinę zbyt nierówna, a metalowy śmietnik ustawiony obok — trochę zbyt twardy. Nie była pewna, czy pamięta samo zderzenie, czy też dorobiła sobie jego obraz w wyobraźni po tym, jak już wylądowała. Jeśli miałaby zgadywać, to przeleciała nad własną kierownicą, obróciła się i wylądowała na pobliskim krzaku, który postanowił nie utrzymać jej ciężaru i pozwolił jej spaść na ziemię. Łbem wyrżnęła o betonowe obrzeże kwietnika, gałęzie dosięgnęły niemal każdego skrawka skóry, który nie był przykryty ubraniem.
Wyglądała jak siedem nieszczęść, a czuła się jeszcze gorzej.
Jakiś uprzejmy przechodzień pomógł jej doturlać się do szpitala, oddał jej nawet cała paczkę chusteczek, żeby miała czym wytrzeć twarz i powstrzymać krew z rozciętego czoła od lania się do oczu. Potem jednak została sama, odliczając kolejnych przyjmowanych pacjentów, żeby utrzymać się przy świadomości. Wolna ręka zaczynała podejrzanie puchnąć w okolicy nadgarstka, a ten nieszczęsny łeb wciąż krwawił, chociaż na szczęście jakby słabiej. Trochę ją mdliło, nie potrafiła nawet powiedzieć czy z głodu, od zapachu szpitala czy też naprawdę aż tak mocno rąbnęła, że aż żołądek postanowił dołączyć się do buntu organów.
Kiedy w końcu nadeszła jej kolej, najchętniej pobiegłaby do gabinetu — ale nie była w stanie. Podniosła się ostrożnie, żeby nie dostać zawrotów głowy i nie paść na ziemię po raz drugi, po czym doczłapała do drzwi, dla pewności trzymając jedną rękę blisko ściany.
—
Dzień dobry. — Jak już miała perspektywę uzyskania na wyciągnięcie ręki, dodało jej to nieco sił i w progu zwolniła, wyprostowała się, po czym skinęła uprzejmie lekarzowi czekającemu w środku. Wielu rzeczy nauczono jej o szacunku do starszych, do mądrzejszych i do piastujących funkcje publiczne, a choć często nie miała ochoty wprowadzać tej wiedzy w życie, tak na pewno nie zamierzała ryzykować wywoływania złego wrażenia na kimś, od kogo zależało kiedy i w jakim stanie opuści to miejsce.
Rohan Kim
a whole bouquet of oopsie-daisies
: ndz sie 03, 2025 1:00 pm
autor: Rohan Kim
Wypadli i tajemnicze choroby lubiły chodzić po ludziach, a Rohan stawiał sobie za punkt honoru by rozwiązać każdy taki przypadek. Chociaż z powołania preferował naprawiać i przeszczepiać serca, jego ambicje sięgały dużo dalej. Dyżury na oddziale ratunkowym dawały mu okazję do tego, aby sprawdzać swoją wiedzę z niemalże każdego zakresu medycyny - nawet jeśli minusem była potrzeba użerania się z często nieogarniętymi, spanikowanymi i dramatyzującymi niepotrzebnie ludźmi. Dobrze przynajmniej że nie musiał się zajmować dziećmi, bo przy tym jak szybko potrafiła mu się kończyć cierpliwość, pewnie notorycznie byłby powodem dodatkowej traumy u małych pacjentów. Traumy, dodajmy, niezwiązanej z powodem ich wizyty na SORze.
Noce były zwykle spokojniejsze, czasami goszcząc zaledwie kilku pacjentów, natomiast za dnia oddział wypełniał się całą masą ludzi w potrzebie. Rohan zdążył tego dnia obejrzeć i opatrzyć kilka złamań, dwa zwichnięcia, jedno dość gwałtowne zatrucie, a także dość tajemniczy, jednostronny ból pleców, który okazał się być zapaleniem płuca. Przy okazji opieprzył także dwójkę pacjentów, gdy okazało się że ich obrażenia są wynikiem upadku po wspinaczce w miejsce, gdzie zdecydowanie wspinać się nie wolno. Ale przecież zasady można olać, gdy trzeba nagrać kolejny filmik na Tik Toka...
Na szczęście zanim przyszła kolej następnej potrzebującej, Kim zdążył już ochłonąć. Kiedy dziewczyna przetoczyła się przez próg, jego spojrzenie odrobinę złagodniało. Rohan nie był specjalnie sympatycznym lekarzem, ludzie określali go raczej jako nieprzyjemnego, bezpośredniego do bólu dupka niż empatycznego, pomocnego specjalistę. Miewał jednak lepsze dni, a jeśli pacjent okazywał się współpracujący, niehisteryzujący i faktycznie potrzebujący pomocy, Kim także potrafił wykazać się wyrozumiałością. Już na wejściu lekarz bardzo pobieżnie zlustrował spojrzeniem postawę dziewczyny, wszystkie niezakryte miejsca noszące ślady krwi. Nie wyglądało to tylko na kilka zadrapań.
-
Dzień dobry - odpowiedział, siedząc za biurkiem. Skończył przed chwilą uzupełniać dokumentację poprzedniego pacjenta. Teraz wstał, wskazując dziewczynie kozetkę. -
Najpierw kilka pytań, a następnie przeprowadzimy badanie. - poinformował ją. Odpytywanie dotyczyło wszystkich podstawowych informacji o samej dziewczynie - imię, nazwisko, adres i telefon, a także ewentualne leki, na które mogła być uczulona. Przede wszystkim nie szkodzić. Zaraz potem Rohan przysunął sobie stołek i założył rękawiczki jednorazowe. -
Dobrze, a teraz niech mi pani opowie co się stało i gdzie dokładnie boli.
Zdążył dostrzec zasinienie na nadgarstku, zanotował więc w pamięci, że dziewczyna prawdopodobnie wymagać będzie prześwietlenia. Rany na czole często wyglądały na poważne, ale w rzeczywistości tylko obficie krwawiły, nawet gdy były płytkie. Kiedy dziewczyna odjęła od głowy chusteczki, Kim już był przygotowany z gazą i środkiem do odkażania. Szczęśliwie jego przewidywania były prawidłowe. Rozcięcie na czole nie wymagało nawet szycia. Niewykluczone jednak, że blizna i tak mogła zostać.
- Jakieś inne dolegliwości? Zawroty głowy, nudności, podwójne widzenie? - musiał wyłapać wszystko. Nie skończyłoby się dobrze ani dla niej, ani dla niego, gdyby zaopiekował się tylko mniejszymi obrażeniami a przeoczył na przykład, o, wstrząśnienie mózgu.
Lucky Martino
a whole bouquet of oopsie-daisies
: pn sie 04, 2025 6:05 pm
autor: Lucky Martino
Z ulgą klapnęła na wskazane miejsce na kozetce, bo po tych wszystkich rewelacjach nieszczególnie uśmiechało jej się stanie na kołek i wyczekiwanie litości. Z litości to można by ją nawet dobić, tylko wtedy tak na amen, żeby nie musiała się przejmować zaklejaniem podrapanych rąk, praniem ciuchów uwalonych trawą i pulsującym bólem w tylu miejscach, że nawet nie chciało jej się liczyć. Na szczęście trochę tego marazmu ulotniło się w momencie, w którym nadeszła jej kolej na oględziny obrażeń, w przeciwnym wypadku przedłużające się oczekiwanie na korytarzu mogłoby ją kompletnie wydrenować z sił. Jeszcze kilkanaście minut i jak nic wtopiłaby się w plastikowe krzesełko, a dalszym etapem było już tylko wrastanie w podłogę
Skoro jednak znalazła się już we właściwym pomieszczeniu, nabrała nieco energii i ducha walki. Długie zamartwianie się nie leżało w jej naturze, nawet jeśli czasem niezwykle kusiło w obliczu trudności. Poużalała się w duchu nad samą sobą póki nie za bardzo mogła się zająć czymkolwiek innym, za to mając już konkretne zadania, czuła się znacznie lepiej. Pytania, badania, przecież da sobie z tym radę i sytuacja będzie się poprawiać. Może nawet niedługo wróci do domu na obiad.
— Tak jest — odparła z pewnym nawet dosłyszalnym entuzjazmem. Tyle dobrego, że to lekarz spisywał jej dane, bo ona sama miała obie ręce zajęte: jedną krwawimy chusteczkami, a drugą stopniowym puchnięciem. Przedyktowanie podstawowych informacji poszło o wiele sprawniej, niż gdyby musiała wypełniać jakieś papierki długopisem trzymanych w zębach. Takie popisy to na imprezie po paru drinkach, a nie kiedy liczy się czas i skuteczność.
— W dużym skrócie, miałam wypadek rowerowy — zaczęła, przyczynę swojego stanu skracając do absolutnego minimum. — Walnęłam w śmietnik kołem, wysadziło mnie z siodła, — Dodała nawet uproszczoną wizualizację ruchem wolnej ręki, najpierw szybkim przesunięciem w bok i do góry. — obróciłam się w powietrzu, — Wyciągnięty palec przeciął powietrze, zakreślając zgrabne kółko. — i rymsnęłam w krzaki, a głową o betonowy murek — zakończyła, ostrożnie rozcapierzając dłoń. Wolałaby używać tej, która nie zwiększała swojej objętości w zawrotnym tempie, ale była już zajęta gęstym kłębem celulozowych arkusików. Te zresztą znalazły się na tapecie w następnej kolejności.
— Boli na pewno tutaj, w sensie piecze. — Wskazała na czoło, a zaraz potem na uszkodzony nadgarstek. — Tutaj bardziej jakby pulsowało. I tu na ramieniu tej samej ręki, bo na nią potem spadłam z krzaka. Reszty raczej nie czuję jakoś bardzo dopóki nie dotknę. — A gdyby miała czuć wszystkie swoje większe i mniejsze zadrapania, to chyba przeciążyłoby jej układ nerwowy. Największy kłopot sprawiały wymienione przez nią części ciała, te którymi najmocniej uderzyła w twarde elementy podłoża.
— Trochę mnie mdli i jak wstałam to zakręciło mi się w głowie, ale nie wiem czy to od tego, czy z głodu. Jak pan widzi, nie dojechałam jeszcze na obiad — dodała z nieco lżejszą nutą, strzepując rękę w końcu uwolnioną od trzymania chusteczek. Brak konieczności szycia był pewną pociechą, bo to znaczyło, że rana nie była głęboka. Jedno zmartwienie mniej, przynajmniej ono, bo lista jeszcze się nie skończyła.
Rohan Kim
a whole bouquet of oopsie-daisies
: wt sie 19, 2025 12:52 am
autor: Rohan Kim
Oczekiwanie na przyjęcie na SORze mogło być frustrujące, Rohan dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Ten system nie był najlepszy, ale póki co nie wymyślono nic lepszego, więc zarówno lekarze jak i pacjenci musieli jakoś sobie z tym radzić. Jeśli Kim miałby wskazywać jakąś dobrą stronę takiego wielogodzinnego przesiadywania na korytarzu, to na pewno fakt, że jest to oznaka, że nie dzieje się z tobą nic poważnego. Momenty gdy do szpitala przywożono kogoś bliskiego śmierci, zawsze były pełne pośpiechu, przepychania się, nerwówki. Przy takim przykładowym postrzale, upadek z roweru był niestety drobnostką.
Rohan notował w myślach każdą część ciała, o której dziewczyna wspominała. A więc przede wszystkim głowa, nadgarstek, ramię. Oczywiście nie zamierzał jej wypuścić z gabinetu bez dokładniejszego zbadania także innych fragmentów jej ciała, bo przecież niewykluczone, że niektórych obrażeń dziewczyna mogła nie czuć. Adrenalina raczej już z niej opadła, ale skupienie się na najbardziej dokuczliwych dolegliwościach, takich jak krwawiące czoło, mogło zagłuszyć nieco inne uszkodzenia.
Kiedy pierwszy opatrunek został założony, Kim wyciągnął z kieszeni maleńką latareczkę. Trochę martwiły go te mdłości i zawroty głowy, ale faktycznie mógł to być wynik głodu. W połączeniu z wypadkiem nie musiało to oznaczać nic poważnego. Dla pewności poświecił pacjentce najpierw w jedno oko, a potem w drugie. Na całe szczęście źrenice zareagowały na światło prawidłowo.
-
Ale nie zemdlała pani, nie wymiotowała, nie ma pani problemów z pamięcią? - upewnił się, chowając latarkę. Czyli wstrząs mózgu także mogli na szczęście wykluczyć. W następnej kolejności swoją uwagę skupił na nadgarstku dziewczyny. Bardzo delikatnie ujął go w dłonie i naciskał na stosowne miejsca, oceniając szkody. Staw był ewidentnie skręcony, ale ciężko było więcej powiedzieć przez narastającą opuchliznę.
- Wyślę panią zaraz na prześwietlenie tego nadgarstka. Nie wygląda na poważnie skręcony, ale dla pewności zrobimy zdjęcie. To samo z barkiem. Niech się pani rozbierze od pasa w górę, obejrzę go dokładniej. - i inne sińce przy okazji też. Przynajmniej tyle dobrego, że dziewczyna nie miała zwichniętego barku. To akurat widać od razu, bo ręka wisi wtedy człowiekowi smutno pod dziwnym kątem. Często trzeba trzymać ją tylko w jednej pozycji, bo jakikolwiek ruch powoduje przeokropny ból. Bark Lucky wyglądał na obity, pod skórą zaczął się już nawet tworzyć siniec. Szczęśliwie Rohan nie dostrzegał żadnych symptomów bądź śladów, wskazujących na to, że pod skórą mogło dziać się coś poważniejszego. Lekarz skorzystał jeszcze z możliwości odkażenia i nałożenia opatrunku na kilka mniejszych obtarć i skaleczeń, a następnie pozwolił dziewczynie ponownie się ubrać.
- Po zrobieniu zdjęć proszę wrócić pod gabinet - Kim poinstruował pacjentkę, wyglądając na korytarz i łapiąc w locie jedną z pielęgniarek. Poprosił ją, by zaprowadziła Lucky pod pracownię rentgenowską. Wnioskując z zebranego wywiadu, dziewczyna miała sporo szczęścia, bo wszystkie jej obrażenia były powichrowane. Nawet nadgarstek powinien zaleczyć się w jakieś dwa miesiące.
Lucky Martino
a whole bouquet of oopsie-daisies
: śr sie 20, 2025 9:48 pm
autor: Lucky Martino
Znała swoją skłonność do gadulstwa i zdawała sobie sprawę z tego, że okazjonalnie komplikuje rzeczy zupełnie niepotrzebne. Stąd w sytuacji faktycznie poważnej, gdy od rzeczowej wymiany informacji zależało jej zdrowie — a pośrednio też pozostałych pacjentów, którzy przecież czekali na swoją kolej — starała się streszczać ze wszystkim i mówić dokładnie tyle, ile trzeba. Szkoda tylko, że wyczucie tej granicy nie było takie proste, nie mogła bowiem mieć pojęcia które wiadomości będą lekarzowi potrzebne na już, które w szczegółach, które później... dobrze, że przynajmniej sam zadawał dość konkretne pytania zamiast ogólnikowego "co pani dolega", bo mógłby skończyć przytłoczony godzinnym monologiem.
Mówiła bowiem jeszcze więcej, kiedy się stresowała.
Nie można zaś powiedzieć, żeby taka sytuacja dla kogokolwiek nie była stresująca, patrząc na rozcięte czoło, puchnącą rękę i liczne drobniejsze ślady po niefortunnym wypadku. Ktoś inny na jej miejscu może przejąłby się o wiele mniej, zgarnął zwolnienie lekarskie i poszedł się wylegiwać w domu, ale nad Lucky zawisnęło bardzo gęste, mroczne widmo zaległości. Widziała już oczyma wyobraźni jak ciężko będzie jej przepisywać notatki czy dłubać na komputerze wypracowanie jedną ręką, a już tym bardziej jak miałaby wrócić do pracy, jeśli nie będzie w stanie używać jednej dłoni. Wątpiła zaś, żeby plasterek w Muminki i buzi w czółko zdołały załatwić sprawę.
— Nie, nic z tych rzeczy — potaknęła z cała pewnością, kiedy już zakończyły się latarkowe tortury. Świecenie po oczach to nic przyjemnego, ale może przynajmniej wskazały że nie uderzyła się w łeb aż tak mocno. To był plus, minus stanowiły za to oględziny uszkodzonej ręki. Lekarz mógł sobie być ostrożny przy tym obmacywaniu, ale i tak parę razy skrzywiła się, powstrzymując syknięcie bólu. Rozebrała się też z trudem, używając tylko jednej ręki, żeby nie ruszać już tej z nadmuchanym nadgarstkiem. Plus letniej pogody był natomiast taki, że nie miała dużo do zdejmowania i jakoś się uporała z wytarganiem koszulki przez głowę. Może nawet powinna była poprosić o pomoc, ale z drugiej strony głupio pytać obcego typa, czy cię rozbierze.
Nie żeby się specjalnie przejmowała tym, że nie wypada, ale jednak miała swoją godność.
Po oględzinach naciągnęła bluzkę z powrotem, co okazało się o dziwo łatwiejsze od jej zdejmowania, po czym potaknęła grzecznie na kolejne instrukcje. Całe szczęście, że pod kolejny gabinet zaprowadziła ją pielęgniarka, bo dzięki temu nie musiała zapamiętywać drogi; nadal była bowiem rozkojarzona zamartwianiem się o powrót do pełnej sprawności i za kobieta szła jak w transie. Odczekała chwilę, zanim pracownik obsługujący aparaturę rentgenowską zawołał ją na prześwietlenie, poddała się wszystkim koniecznym zabiegom bez zbędnego marudzenia — nawet na ciężki ołowiany fartuch oraz fakt, że ręka bolała za każdym razem, kiedy trzeba nią było obrócić. Wreszcie po kilku fotkach została odesłana z powrotem pod pierwszy gabinet, gdzie rzecz jasna czekało ją kolejne oczekiwanie. W końcu nikt tu nie będzie specjalnie dla niej wstrzymywał przyjęć!
Pobawiła się chwilę telefonem, zanim zza drzwi nie wyszedł inny poturbowany pacjent i mogła wgramolić się z powrotem przed oblicze medyka, tym razem już pewniejszym krokiem.
— Moje portfolio powinno już być kompletne — zapowiedziała z nutką wesołości, jako że technik wyjaśnił jej, że zdjęcia będą przesłane bezpośrednio do systemu i nie trzeba nigdzie latać z druczkiem na folii. — Fotomodelki ze mnie nie będzie, ale myśli pan, że moja lewa ręka ma szanse na angaż w roli bochenka chleba?
Rohan Kim