Business is business
: czw lip 31, 2025 5:32 pm
#2
Widywał się z bratem praktycznie codziennie, więc jeśli spotykali się poza pracą, to najczęściej w większym gronie rodzinnym, bądź podczas eventów. "Wyjście na miasto" na ploteczki niekoniecznie było w ich stylu, choć jeśli z kimkolwiek z rodziny miałby umawiać się późnym popołudniem na drunch, to wybrałby właśnie starszego brata. Z braku innego wyboru, ale też dlatego, że mieli ze sobą najwięcej wspólnego. Ojca i matkę na przykład. To więcej niż łączyło go z przyrodnim barachłem, na którego temat chciał dziś porozmawiać.
Przyszedł dużo wcześniej niż powinien chcąc na spokojnie jeszcze popracować przy sączonym Spritzie. Bąbelki sprawiały, że nieco przychylniej patrzył na numerki po dzisiejszym wydaniu w Toronto Sun, które nie powinno dostać zielonego światła od żadnego zdrowo myślącego redaktora.
-"Cena rozwoju. Kto tak naprawdę ją płaci?" - Widząc zbliżającego się do stolika brata przeczytał tytuł wydanego popołudniu artykułu w głos, po czym odłożył tablet na stół. Rozsiadł się wygodniej w fotelu dając kelnerowi znać, że może przyjąć od Calluma zamówienie. - Czytałeś jak mniemam. - Artykuł zarzucał firmą deweloperskim, w tym ich wymienionej z nazwy, interesowność i działanie na swoją własną korzyść.
Szokujące.
Zupełnie jakby nie byli instytucją charytatywną, a biznesem. Dla niektórych nie miało to jednak znaczenia. Nie pierwszy raz zazdrość przemawiała przez ludzi. Prawda była taka, że prawie każde miasto w Kanadzie boryka się obecnie z problemami przystępności cenowej i dostępności mieszkań po dziesięcioleciach ogólnej stagnacji nowego budownictwa i gwałtownym wzroście liczby ludności. Ci którzy mieli nieco oleju w głowie wiedzieli jak tą sytuację przekuć w złoto, za co tu kogoś winić? Nie oni wywołali kryzys, mogli go nakręcać, ale popyt rodzi podaż. Bogacenie się na kryzysie nie było obcym konceptem. Rozwój zaś wymagał poświęceń. Najwidoczniej jednak nie było to tak oczywiste i łatwe do zrozumienia. - Spadły nam notowania na giełdzie. Prawnik może wyciągnąć z tego niemałe zadośćuczynienie. - Nie o tym chciał jednak z Callumem rozmawiać. Po interwencji prawnika i PRowca sprawa szybko rozejdzie się po kościach. Dziennikarzyny miały to do siebie, że zwykle więcej szczekały, niż gryzły. Naskrobany stek bzdur o utopijnej i odrealnionej wersji rzeczywistości oraz złych ludziach sukcesu, którzy o zgrozo, czegoś się dorobili, a inni nie, nieszczególnie miał im zaszkodzić. Ataki z zewnątrz go nie martwiły, a o tych z wewnątrz nie mógł rozmawiać z bratem w firmie wśród szklanych ścian. Ścian, które miały oczy i uszy.
Callum Coldfield
Widywał się z bratem praktycznie codziennie, więc jeśli spotykali się poza pracą, to najczęściej w większym gronie rodzinnym, bądź podczas eventów. "Wyjście na miasto" na ploteczki niekoniecznie było w ich stylu, choć jeśli z kimkolwiek z rodziny miałby umawiać się późnym popołudniem na drunch, to wybrałby właśnie starszego brata. Z braku innego wyboru, ale też dlatego, że mieli ze sobą najwięcej wspólnego. Ojca i matkę na przykład. To więcej niż łączyło go z przyrodnim barachłem, na którego temat chciał dziś porozmawiać.
Przyszedł dużo wcześniej niż powinien chcąc na spokojnie jeszcze popracować przy sączonym Spritzie. Bąbelki sprawiały, że nieco przychylniej patrzył na numerki po dzisiejszym wydaniu w Toronto Sun, które nie powinno dostać zielonego światła od żadnego zdrowo myślącego redaktora.
-"Cena rozwoju. Kto tak naprawdę ją płaci?" - Widząc zbliżającego się do stolika brata przeczytał tytuł wydanego popołudniu artykułu w głos, po czym odłożył tablet na stół. Rozsiadł się wygodniej w fotelu dając kelnerowi znać, że może przyjąć od Calluma zamówienie. - Czytałeś jak mniemam. - Artykuł zarzucał firmą deweloperskim, w tym ich wymienionej z nazwy, interesowność i działanie na swoją własną korzyść.
Szokujące.
Zupełnie jakby nie byli instytucją charytatywną, a biznesem. Dla niektórych nie miało to jednak znaczenia. Nie pierwszy raz zazdrość przemawiała przez ludzi. Prawda była taka, że prawie każde miasto w Kanadzie boryka się obecnie z problemami przystępności cenowej i dostępności mieszkań po dziesięcioleciach ogólnej stagnacji nowego budownictwa i gwałtownym wzroście liczby ludności. Ci którzy mieli nieco oleju w głowie wiedzieli jak tą sytuację przekuć w złoto, za co tu kogoś winić? Nie oni wywołali kryzys, mogli go nakręcać, ale popyt rodzi podaż. Bogacenie się na kryzysie nie było obcym konceptem. Rozwój zaś wymagał poświęceń. Najwidoczniej jednak nie było to tak oczywiste i łatwe do zrozumienia. - Spadły nam notowania na giełdzie. Prawnik może wyciągnąć z tego niemałe zadośćuczynienie. - Nie o tym chciał jednak z Callumem rozmawiać. Po interwencji prawnika i PRowca sprawa szybko rozejdzie się po kościach. Dziennikarzyny miały to do siebie, że zwykle więcej szczekały, niż gryzły. Naskrobany stek bzdur o utopijnej i odrealnionej wersji rzeczywistości oraz złych ludziach sukcesu, którzy o zgrozo, czegoś się dorobili, a inni nie, nieszczególnie miał im zaszkodzić. Ataki z zewnątrz go nie martwiły, a o tych z wewnątrz nie mógł rozmawiać z bratem w firmie wśród szklanych ścian. Ścian, które miały oczy i uszy.
Callum Coldfield