Strona 1 z 1

Sorry for the inconvenience, I'm trying to change the world

: pt sie 01, 2025 9:35 pm
autor: Saskia Rourke
#5
Wiedziała, że to, co zamierzała zrobić, mogło przynieść niepożądane konsekwencje, ale w chwili obecnej naprawdę miała to gdzieś. Była wściekła po poprzedniej akcji ratunkowej, którą oczywiście udaremniła policja. Byli pierwsi w przeszkadzaniu aktywistom działającym w słusznej sprawie, ale gdy należało pomóc komuś naprawdę… Nathaniel był chyba wyjątkiem potwierdzającym regułę, bo chociaż Saskia nie mogła powiedzieć o bracie złego słowa, to tak naprawdę nie była z nim na tyle blisko by wiedzieć, jak radził sobie w pracy.
W chwili, w której dewastowała budynek, wolała także o tym nie myśleć.
Ubrana w czarne legginsy, dużo za dużą bluzę i czarną czapkę, którą naciągnęła prawie na same oczy, po zmroku zakradła się w jedyne miejsce, które było martwym punktem dla okolicznych kamer. Wiedziała, że monitoring mógłby ewentualnie udowodnić, że co najwyżej tędy przechodziła, ale nie było szans by zarejestrował to, co chciał zrobić.
Mały szablon z sylwetką szczura wydrukowała sobie w pracy, bo tyle ludzi przewijało się w studiu przez biuro, że nikt nie zwrócił uwagi na niepozorną Saskię, która przy okazji zagadywała wszystkich dookoła. Spray pożyczyła od Stevena, który dwa dni temu próbował razem z nią uratować szczury z laboratorium. Wiedziała, że na nic były wielkie napisy, które wywołałyby tylko krytykę opinii publicznej, bo mimo wszystko był to objaw niszczenia mienia. Rourke była sprytniejsza, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Zachowując szczególną uwagę i skupienie, przemknęła przy budynkach komisariatu niezauważona i szybko znalazła się na jego tyłach. Adrenalina buzowała w jej żyłach, gdy przyklęknęła przy murku, przyłożyła szablon i zdecydowała, że to idealne miejsce na wyrażenie swojego buntu. Założyła rękawiczki i jednorazową maseczkę, spojrzała na zegarek i uznała, że nie ma czasu do stracenia. Szybko pokryła sprejem kawałek betonu, później następny i jeszcze jeden, a po chwili jej dzieło było już całkiem dobrze widoczne. Przeczuwała, że nie powinna podziwiać go zbyt długo, bo nie należało kusić losu, zrobiła więc szybkie zdjęcie i dumna z siebie ściągnęła rękawiczki, wrzuciła wszystko do płóciennej torby i zaczęła wycofywać się powoli, idąc tyłem, ale nagle wpadła na coś nieoczekiwanego.
Czy tam była wcześniej ściana?
Odwróciła głowę i dopiero wtedy zorientowała się, że wpadła na coś znacznie gorszego.
Na kogoś.
Z ust wyrwało jej się soczyste przekleństwo, a oczy natychmiast powędrowały ponad ramieniem mężczyzny, bo Saskia próbowała ocenić jakie ma szanse na ucieczkę. Przygryzła wargę, gdy wyliczyła szybko, że były naprawdę znikome.
Podniosła wtedy spojrzenie i przekonała się, że jej sytuacja mogła się pogorszyć, bo trafiła na policjanta, który na dodatek znał jej brata.
Fantastycznie. Już jestem martwa.


Travis Whitman

Sorry for the inconvenience, I'm trying to change the world

: ndz sie 03, 2025 8:40 pm
autor: Travis Whitman
Drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem. Od razu poczuł różnicę. Na zewnątrz było lepiej. Dużo lepiej. Powietrze chłodne, rześkie, dało się swobodnie oddychać. Nie to co w środku. Budynek, który znajdywał się za jego plecami wciąż trzymał w sobie ciepło z całego dnia. Nadal miał nagrzane ściany. Nadal panował w nim ten nieprzyjemny zaduch, na który niewiele pomagały wiecznie hałasujące wentylatory. Wciągnął powietrze nosem. Spokojnie. Bez niepotrzebnego pośpiechu. Tak jakby właśnie na ten moment czekał przez cały dzień. Odszedł kawałek od drzwi. Nie szukał niczego konkretnego. Zatrzymał się tam, gdzie mógł spokojnie zadzwonić. Wybrał odpowiedni numer na wyświetlaczu telefonu. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Kolejny. I jeszcze następny. Wreszcie do jego uszu dotarł zaspany głos siostry.
- Hej. Wiem, że późno. – Na krótki moment zamilkł, słuchając. – Słuchaj, nie dam rady jutro odebrać Lucasa. Dorzucili mi kolejne dwanaście godzin. Noc i dzień. – Westchnął ciężko. Lekko zrezygnowany? Być może. Na pewno odrobinę zmęczony. – Wiem że to było konieczne. Sorry. Naprawdę. Nie chce Ci rozwalać planów.– Odwrócił się w kierunku komisariatu. Światło dało się zauważyć tylko w kilku oknach. Tylko w tych miejscach, gdzie jeszcze tliło się życie. Tutaj nie zamierało ono w pełni nawet w samym środku nocy. – Kurde. – Wolną ręką potarł twarz. Wyraźnie starał się wciąż coś wykombinować. Jakoś to wszystko poukładać. Zrobił kilka kroków przed siebie. Zawrócił. I z powrotem. Tak jakby bycie w ruchu pomagało. – Nie odwołuj tego. Kurde. Wiem, że to wszystko posypało się na ostatnią chwilę. Spróbuje coś ogarnąć. – Chociaż rozmówczyni nie mogła go widzieć, to słysząc jej kolejne słowa i tak pokręcił głową. – Nie obiecuje, ale ogarnę. Ogarnę to, naprawdę.
Nie dawał gwarancji. Nie obiecywał. Nigdy nie obiecywał, ale zawsze starał się stanąć na wysokości zadania. Nie od razu wrócił do środka. Stał jeszcze chwilę z telefonem w dłoni, jakby rozważał, czy nie powinien jednak oddzwonić. Ale nie. Nie tym razem. I tak nie miał niczego więcej do dodania. Schował telefon do kieszeni, przetarł twarz dłonią i ruszył. Bez większego celu – ot, potrzebował chwili. Musiał poukładać jakoś to, co trochę się skomplikowało.
Obszedł budynek. Na tyłach komisariatu powinno być spokojnie. Zwłaszcza o tej porze. I zwykle było. Kilka zaparkowanych radiowozów. Rzucony pod ścianę rower – John z drogówki przyjeżdżał nim nawet w największym deszczu. Czasem ktoś z nocnej zmiany wychodził zapalić. Nie spodziewał się niczego innego. No i cóż... gdyby dzisiaj postawił dziesięć dolców na spokojną noc, właśnie by je stracił. Nie żeby miał gdzie – odkąd przeniósł się z drogówki do narkotykowego, coraz rzadziej wpadał na dawnych znajomych. Inne piętra. Inne dyżury. Inne priorytety.
Zrobił kilka kroków w głąb podwórka. Zwrócił uwagę na jakiś ruch przy murze. Zarejestrował czyjąś obecność. Zanim jednak zdążył na to zareagować, ten ktoś cofnął się. Jeden krok, drugi. Wpadł na niego. Wpadła na niego? Kobieta? Dziewczyna? Zaskoczona tym spotkaniem odwróciła w jego kierunku głowę. Z ust wyrwało jej się krótkie, nerwowe przekleństwo. Takie, które pada w chwili, gdy człowiek orientuje się, że właśnie wpadł na coś znacznie gorszego niż ściana. Na przykład na policjanta.
Travis nie ruszył się z miejsca. Stał spokojnie. Patrzył. Spojrzenie przesunęło się po jej sylwetce. Torba. Dość pojemna. Maseczka. Tania, jednorazowa, częściowo zasłaniająca twarz. Czapka naciągnięta głęboko, prawie na same oczy. Ruchy nieco chaotyczne, wyraźnie nerwowe. Potem spojrzał za nią – na mur. Graffiti przedstawiające szczura. Farba wyraźnie świeża. Specyficzny zapach nadal dało się wyczuć w powietrzu. Wszystko było aż nadto oczywiste.
Nie odezwał się od razu. Jeszcze przez chwilę stał spokojnie, jakby próbując się upewnić, że to naprawdę się dzieje – choć nie miał co do tego wątpliwości. Ponownie przesunął wzrokiem po jej sylwetce, potem po graffiti. Nic nie zniknęło. Nic nie uległo zmianie. No cóż.
- Banksy’ego przynajmniej nikt nie złapał – rzucił w końcu. Następnie, nie patrząc nawet na kobietę, uniósł rękę ku górze i wskazał brodą w kierunku rogu budynku. – Poza tym facet miał też zdecydowanie lepsze wyczucie do kamer.

Saskia Rourke

Sorry for the inconvenience, I'm trying to change the world

: ndz sie 10, 2025 1:32 pm
autor: Saskia Rourke
Z boku musiało to wyglądać niczym jakaś sekwencja filmowa w niskobudżetowej klapie, a w tym wszystkim brakowało jeszcze tylko kamery, w którą Saskia mogłaby spojrzeć z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Taki zbieg okoliczności musiał być kopniakiem od losu, nie było innej możliwości, a gdyby nie powaga sytuacji, blondynka najpewniej zaśmiałaby się w głos.
Chciała dobrze, a wyszło jak zwykle.
Przewidywanie konsekwencji swojego zachowania nie powinno sprawiać trudności dorosłej osobie, a mimo to Rourke trzymała się naiwnej myśli, że mając szlachetne pobudki automatycznie stanie się nietykalna. Rozchodziło się przecież o ratowanie zwierząt i pokazanie środkowego palca systemowi, który karał nie te osoby, co potrzeba. Dlaczego nagle sytuacja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni?
Przełknęła ślinę, gdy cisza wydłużała się, niepewna tego, co powinna dalej zrobić.
Nawet starając się dojrzeć ponad sylwetką policjanta, nie widziała za bardzo drogi ucieczki, bo była przecież już pozbawiona elementu zaskoczenia. Stał zbyt blisko, by mogła go wyminąć, Saskia musiała więc liczyć na własną błyskotliwość i próbować grać na czas.
- Skąd w takim razie pewność, że to facet? - zadarła butnie głowę, nie przyjmując jego komentarza jako komplementu; chociaż Banksy swojego czasu także namalował szczura-anarchistę.
Słysząc o kamerach, Saskia starała się nie dać po sobie poznać, że przejęła się tą groźbą. Musiała zgrywać twardą, bo szybko oceniła, że postawienie się w roli ofiary i gra słodkimi minami na nic się tu zda.
- Tak? I co te kamery mi udowodnią? Każdy dobry prawnik by mnie z tego wywinął, zwłaszcza jeśli na nagraniu widać będzie biernie przyglądającego się policjanta - igrała z ogniem, ale nie umiała ugryźć się w język - A co ty tutaj robisz? Stań jeszcze bliżej, to na rozprawie pomyślą, że to nasza potajemna, nocna schadzka.
Zrobiła krok do przodu, w jego stronę, nie bardzo wiedząc, w co tak naprawdę się pakuje, ale przeczuwała, że może to być jej jedyne wyjście z sytuacji. Odnajdywała się w chaosie, a już zwłaszcza takim, który sama wykreowała.
Wiedziała, że rozgryzł ją już dawno. Że zobaczył szczura, spojrzał na jej strój i szybko rozwiązał to równanie. Mimo wszystko nie uważała, by koledzy jej brata znajdowali się na równi ze stereotypowymi pączkożercami w mundurach i ich śledcze umiejętności były na tyle rozwinięte, by szybko poprawnie ocenić sytuację.
Jak mogłaby to jeszcze bardziej skomplikować?
Powoli wyciągnęła rękę i zdjęła maseczkę zasłaniającą do tej pory jej twarz. Była ciekawa, czy mężczyzna będzie chciał sprawdzić jej blef, czy zdecyduje się wejść do gry. Stawka była zbyt duża, by Rourke mogła to bagatelizować, a jednak coś w tej całej sytuacji było dziwnie ekscytujące.

Travis Whitman