Strona 1 z 2

There’s nothing spicy about my kimchi.

: pt sie 01, 2025 9:43 pm
autor: Galen L. Wyatt
- trzynaście -


Galen miał ochotę na ramen, takie ramen z prawdziwego zdarzenia, albo na kimczi, najlepiej kimczi i ramen, tylko czy można to połączyć? Zamierzał się o to dopytać w restauracji, bo jego znajomość kuchni azjatyckiej nie przewidywała takich dziwnych połączeń, ale wiadomo jedni jedzą placki ziemniaczane z cukrem, inni z sosem, może niektórzy Japończycy wkładali do ramenu kimczi? Galen czuł, że musi to wiedzieć. Właśnie teraz, w tej chwili. W szarym dresie i jakiejś nieco wymiętej bluzie wyszedł z domu i ruszył przed siebie w poszukiwaniu kimczi ramen.
Wybrał małą knajpkę, taką, w której mógł porozmawiać z właścicielem, albo chociażby kucharzem. Albo może trafi na kelnerkę, która się cokolwiek znała? Miał taką nadzieję.

Usiadł przy pierwszym wolnym stoliku, nie było za dużo ludzi, w zasadzie godzina dwudziesta trzecia to była dość dziwna pora na ramen, ale cóż poradzić, kiedy Galen miał takie nocne zachciewajki? Może już zamykali? Rozejrzał się po lokalu, a później zagadał do jakiejś kelnerki, która rzeczywiście oznajmiła, że chcą już zamykać.

Normalny człowiek pewnie by podziękował i wyszedł, ale Galen słyszał jak kiszki grają mu marsz pogrzebowy, który brzmiał jakoś tak, jeśli nie dostarczysz nam dzisiaj ramenu, to nie damy ci usnąć całą noc. Wolał nie ryzykować.

- A może mógłbym porozmawiać z właścicielem? - był gotowy dodatkowo zapłacić, żeby tylko zaspokoić swe pragnienia, właściwie to był gotowy na wszystko, nawet jeśli musiałby to później odpracować na zmywaku, czy coś... Ostatnio nawet nauczył się obsługiwać zmywarkę, więc na pewno dałby sobie radę! Tak, już to widzę.

Dziewczyna trochę niechętnie, ale poszła po właściciela, a Wyatt zajrzał do karty. Szukał wzrokiem ramen i kimczi, najlepiej w jednej pozycji. Placem leciał po tych wszystkich daniach, niektórych z nazwy nawet nie umiał wymówić, a trzeba wspomnieć, że kilka słówek po japońsku znał, nauczył się kiedyś, żeby błysnąć na randce. Bo w zasadzie Galen lubił Azjatki, miały w sobie coś takiego słodkiego, to chyba te ich niewinne twarzyczki. Dzisiaj jednak spodziewał się właściciela, pewnie jakiegoś żywiciela rodziny wielopokoleniowej, który pracuje tu w pocie czoła na utrzymanie swoich dzieciątek. Na pewno uda mu się go przekonać, żeby zrobił mu ten kimczi ramen za odpowiedni napiwek. Tyle, że Galen Wyatt nie wyglądał dzisiaj jak milion dolarów, jak facet, który szasta pieniędzmi na prawo i lewo, raczej dość zwyczajnie, w firmowym dresie i bluzie, która może i była droższa niż cały wystrój tej knajpki, ale wyglądała zwyczajnie, jak z chińskiego bazaru. Mógł go zdradzić tylko bajecznie drogi zegarek, dobrze, że go nie ściągnął.

Maemi Eisaka

There’s nothing spicy about my kimchi.

: pt sie 01, 2025 10:23 pm
autor: Maemi Eisaka
Galen L. Wyatt

Bycie pracownikiem gastro miało swoje plusy. Rzadko chodziło się głodnym, za to najczęściej brudnym i przesiąkniętym zapachem jedzenia. Do takich osób należała Maemi. Kuchnia cały czas się jej rozjeżdżała. Na ten moment zatrudniła zbyt mało pracowników, by móc działać skutecznie. Przynajmniej przód restauracji był odpowiedni. Kelnerki odpowiednio polecały najlepsze potrawy, które przygotowywała brunetka. Ramen, sushi, mino, tantanmen, shoyu, czy curry. Każdy element miała dopieszczony. Odpowiedni wystrój, muzykę, a nawet przepiękną zastawę, by jej klienci byli w stanie kosztować jedzenia każdym ze swoich zmysłów.
Tego dnia wydarzył się prawdziwy kryzys. Kucharzowi rodziła się córka, a żaden z obecnie zatrudnionych nie mógł wejść na jego miejsca. Stąd Maemi ze swojego biura, w którym prowadziła wielką akcję PR, weszła do miejsca, które uwielbiała, kuchni. Szybko wzięła się za przygotowanie kolejnych zamówień, zapominając o lecącym na łeb czasie. Dopiero kiedy jej najlepsze dresy okazały się dość brudne, a z niej już leciał pot, zdała sobie sprawę, że nastąpił koniec zmiany.
Westchnęła cicho cała zadowolona z siebie. Mogła rozpocząć wielkie sprzątanie. Zaczęła czyszczenie każdego blatu po kolei, a w międzyczasie postawiła na gazówce garnki, by zrobić nowe buliony na jutrzejszy dzień. Praca dopiero się zaczynała. Przez moment spojrzała na telefon, wyczekując wiadomości od Eugene. Coś musiało być na rzeczy. Nie pisał do niej przez długi czas, a powinien już zgłodnieć. Zmarszczyła brwi, marząc o jak najszybszym wyjściu z restauracji. Wolała sprawdzić stan jego trzeźwości. W domu też nie miała zbyt łatwego życia. Z całego zamyślenia wyrwała ją kelnerka. Klient? Spojrzała na zegarek, coś musiało mu się pomylić. Nikt normalny nie przychodzi do restauracji o tej porze. Westchnęła cicho, ściągając kucharską czapkę i fartuch. Postanowiła przebrać się w swoje wyjściowe dresy, by móc jakkolwiek wyglądać. Na szybko spryskała włosy suchym szamponem, by nie wyglądała jak olejowe dziecko.
Lekko uchyliła drzwi, by móc spojrzeć na salę. Facet. W duchu liczyła na trzeźwość jego umysłu. Nie wyobrażała sobie kłótni z pijanym cepem.
— Dobry wieczór, w czym mogę służyć? — spytała uprzejmie, stojąc obok Galena. Zmierzyła odpowiednio go wzrokiem — rozumiem, że kelnerka już wytłumaczyła godziny działania restauracji — dodała niemalże od razu. Nie miała zamiaru zostawać w restauracji dłużej dla niewyjściowego dresa. Kątem oka rzuciła na kelnerkę, była gotowa, by w razie potrzeby wezwać ochronę. Nigdy nie wiadomo, co za dziwaki przychodzą o tej porze do restauracji.

There’s nothing spicy about my kimchi.

: sob sie 02, 2025 1:05 pm
autor: Galen L. Wyatt
Bycie pracownikiem gastro miało swoje plusy, ale miało też minusy i jednym z nich, bardzo wyraźnym zresztą, postanowił być dzisiaj Galen. Mógł pójść do domu, w chińskim markecie, który by mijał po drodze, kupiłby sobie zupkę instant, może i nie byłoby to ramen, ale przecież na nocną zachciewajkę by się nadało, do tego słoik kimczi i miałby wyborne danie. Ale nie, Galen Wyatt jak sobie coś postanowił, to tak musiało być, uparty jak osioł, dosłownie.

Podniósł wzrok znad menu, kiedy usłyszał zbliżającego się właściciela. Właścicielkę właściwie. Piękny, firmowy uśmiech numer pięć spełzł z jego twarzy wyjątkowo szybko. A gdzie ten facet w średnim wieku, który pracuje tu by utrzymać wielopokoleniową rodzinę? Może zastąpiła go córka?
Podrapał się po policzku z tym kilkudniowym zarostem, który był idealnie przystrzyżony, co było zresztą zasługą spędzonej przed lustrem godziny dosłownie dzisiaj rano. W sumie to może będzie nawet łatwiej? Wystarczy tylko odpalić Galenowy czar... No ale Galen miał na sobie dres, ten dres, w którym chodził po domu, gdy sprzątał, nawet nie ten, w którym mógł się pokazać na siłowni, albo na porannej przebieżce w parku, tylko ten bardziej rozciągnięty, który ledwo mu wisiał na biodrach. No i do tego ta bluza, z plamą z pasty do zębów na rękawie. Szkoda, że nie było widać metki, bo może zrobiłby lepsze wrażenie, ale była ukryta pod ubraniem, a nie będzie się tu przecież rozbierał. Chociaż, z drugiej strony, wtedy by wypadł lepiej niż teraz, a później wylądował na komisariacie za obnażanie w miejscu publicznym, to może lepiej nie...

Uśmiechnął się, ciut niepewnie. Czy wychodzi na to, że Galen Wyatt traci pewność siebie bez tej całej otoczki? Bez drogiego garniaka, bucików z włoskiej skóry i nieskazitelnej koszuli? Gdyby chociaż miał czystą koszulkę...
No nic, czasem łoch z dworca centralnego tez może błysnąć charyzmą, Galen widział to na własne oczy, postanowił więc spróbować.
- Dobry wieczór. Tak, tak, wiem, że już zamykacie, ale... - coś mu wpadło do głowy, plan doskonały, nie mogło zawieźć - moja żona jest w ciąży i bardzo mnie prosiła o ramen z tej restauracji, bo po prostu go uwielbia. Ramen z kimczi, jeśli macie coś takiego w ofercie... Ach te kobiety w ciąży i ich zachcianki - pokręcił głową. Jesteś okropny Galen i żeby Twoja żona jak kiedyś sobie ją znajdziesz, w co wątpię, jak będzie w ciąży to ganiała cię po ramen na koniec miasta po nocy!
- Chciałbym spełnić jej prośbę, jestem gotowy dodatkowo zapłacić, ile będzie trzeba, żeby tylko sobie zjadła to ramen - no i zrobił minę szczeniaczka, który prosi o smaczka, a do tego wyjął portfel i błysnął złotą kartą, dobrze, że chociaż ta karta zdradzała, że jednak nie jest żułem z centralnego. Zresztą jako mąż kobiety w ciąży, który po nocach spełnia jej zachcianki, to ten dres nawet pasował. Ach, geniusz, geniusz zła po prostu.

Maemi Eisaka

There’s nothing spicy about my kimchi.

: sob sie 02, 2025 2:22 pm
autor: Maemi Eisaka
Galen L. Wyatt

Nie lubiła być wołana z kuchni do problemowych klientów. Zmierzyła go spokojnym wzrokiem. Facet wyglądał gorzej niż ona. Albo musiało spotkać go prawdziwe piekło, albo był zwykłym cwaniaczkiem, który próbuje dostać jedzenie za darmo. Przymknęła przez momenty oczy, biorąc głęboki oddech. Musiała go na spokojnie ocenić. Sprawdzić, jak wygląda, w jaki sposób się porusza, a co najważniejsze, czy zapłaci za posiłek. W głowie siedziało jej jeszcze jedno. Najpoważniejszy z poważnych problemów. Czy ona miała jakiekolwiek gotowe jedzenie na kuchni? Zlustrowała go jeszcze raz wzrokiem. Zegarek. Podobny nosił jej brat. On wybrał dowodzenie całą siecią, a ona otworzyła własną restaurację z rodzinnymi tradycjami.
Czyli spotkała typowego dupka.
Jej taktyka była prosta. Szczerość, dobra argumentacja, albo szybki powrót do domu. Tylko prawdziwy chwyt biznesowy byłby w stanie ją zatrzymać. Co prawda liczyły się dla niej jeszcze recenzje wystawione na google. Liczyła na zero złych opinii. Dopiero co startowała ze swoją restauracją, musiała pilnować jej renomy. Bez niej nie będzie klientów, pieniędzy, a finalnie samego lokalu.
— Ale pana żona jest w ciąży? A kiedy Państwo u nas byli ostatnio? — spytała, unosząc wysoko brwi do góry i prawdziwe pytanie pułapka. Restauracja działała ledwo od tygodnia. W ten sposób była w stanie sprawdzić historyjkę swojego klienta. Mógł wyglądać jak menel, ale z pewnością miał pieniądze — może ja też jestem w ciąży i chciałabym udać się na zasłużony odpoczynek — albo udać się do tego dupka, z którym mieszkała. Sprawdzić, czy żyje, czy nie naćpał się zbyt mocno. W Nowym Yorku znała mnóstwo bogatych ludzi, kolegowała się z nimi. Lubiła rozmawiać z ludźmi na tym samym poziomie. Choć nie było widać, była młodą sushi milionerką w USA, która wybrała inny rodzaj życia pod wpływem miłości. — nie zdaje pan sobie sprawy, która jest godzina? Każdy w lokalu chce wrócić do domu — odparła spokojnym tonem, spoglądając po swoich pracownikach. Tak naprawdę były we trzy, a jeszcze czekało je gruntowne posprzątanie lokalu — kim pan w sumie jest? Z tą złotą kartą mógłby Pan mieć prywatnego kucharza, który zrobiłby ramen, a w ramach przystawki dać kimchi — założyła rękę na rękę. Jeśli miała okazje na dobicie targu na imprezy pracownicze, była gotowa oto walczyć. Dopiero rozkręcała się na rynku Toronto, ale chciała zostać dobrze zapamiętana.

There’s nothing spicy about my kimchi.

: ndz sie 03, 2025 8:00 pm
autor: Galen L. Wyatt
Spojrzę na Twój zegarek i powiem Ci jakim jesteś człowiekiem...


Czy zegarek Galena miał na tarczy wypisane "dupek", czy Rolex? Myślał, że to drugie, ale w zasadzie to sam znał wielu dupków w Rolexach, więc może była w tym jakaś zależność? Jego ojciec na ten przykład, facet miał pewnie więcej takich zegarków niż niejedna kobieta miała w swojej szafie butów, a na dupkowym podium był na samym szczycie.
Galen czasami starał się nie być dupkiem, naprawdę, ale bywały momenty, że to było silniejsze od niego. Po prostu od maleńkości nauczony był, że wszystko miał podane na złotej tacy, najpierw smoczka, potem najlepsze zabawki, aż w końcu samochody i piękne kobiety. Czy to jest jego wina, że jest jaki jest? Czy to ten okrutny świat go do tego zmusił? Go stworzył?


Uniósł brew, kiedy usłyszał pytanie właścicielki, na moment, bo zaraz uśmiechnął się łagodnie i pokiwał głową.
- Mam nadzieję, że mnie nie okłamuje i nie wypycha sobie brzucha poduszką... - wywrócił oczami, intensywnie niebieskimi trzeba wspomnieć. Jakby tak na niego popatrzeć z boku, to te jego oczy jakby same za siebie mówiły, czy ten facet może kłamać? Z takimi niewinnymi oczami, jak u jakiegoś Bambie?
- W zeszłą sobotę - odpowiedział na jej pytanie, wiedział, że restauracja otwarta była od zeszłego weekendu, więc pewnie wtedy mieli tu niezły Sajgon, nikt nawet nie zwróciłby uwagi ile kobiet w ciąży tu było, zwłaszcza, że przecież nie każda się z tym afiszuje, czy coś, Galen uznał, że jego żona nie, to przecież skromna kobieta. Zaraz... Galen jaka żona?
Na kolejne jej słowa uniósł obie brwi, zmierzył dziewczynę spojrzeniem. Jeśli oboje kłamią teraz się w żywe oczy na temat ciąży, to... co z nich za ludzie w ogóle? Postanowił grać w tę grę.
- I który to miesiąc? Nic jeszcze nie widać. Musi się Pani dobrze czuć, skoro pracuje do tej pory, moją żona w pierwszym trymestrze miała okropne mdłości - pokiwał głową z miną znawcy. Z miną ojca, który przerobił już całą szkołę rodzenia, dwa razy.
Spojrzał na ten bajecznie drogi zegarek, rozmawiali już pięć minut, w te pięć minut, mogła mu zapakować na wynos ramen.
- Też bym chciał wrócić... Ale jak wrócę z pustymi rękami, to czeka mnie dzisiaj nocka na kanapie - rzucił jakoś tak smutno, no i to spojrzenie, jak zbity szczeniak, który dostał gazetą i musi spać na podłodze. Wstał, powoli, specjalnie się ociągając, opierając dłonie na stoliku i dźwigając się do góry, jak człowiek, który jest rzeczywiście zmęczony życiem. Stanął jednak w miejscu, gdy zapytała o tę złotą kartę. No tak, złota karta otwiera w Toronto prawie wszystkie drzwi, trzeba było od razu nią zagrać.
Zastanowił się jednak, jak się przedstawi jako on, to może go skojarzyć, może skojarzyć, że Galen Wyatt nie ma żadnej żony, bo jeszcze wczoraj paparazzi zrobili zdjęcia, jak z jego Porsche wysypują się jakieś dwie początkujące modelki. Skoro zapytała, to najwidoczniej go nie poznała. Myśl Galen, kto w tym mieście mógłby być idealnym ojcem ze złotą kartą, który dał dzisiaj kucharzowi wychodne? Bruce Wayne?
- Gabriel Tremblay, właściciel klubu jazzowego w sąsiedniej dzielnicy - przedstawił się i wyciągnął do niej rękę. Nawet nie wiedział, czy taki klub istnieje, czy jest w sąsiedniej dzielnicy coś takiego, ale zabrzmiał przekonywująco. Pewny był jednak, że Gabriel Tremblay nie istnieje, chociaż w jego głowie był przykładnym mężem i przyszłym ojcem.
- Nasz kucharz ma osiemdziesiąt lat i zna się raczej na kuchni francuskiej, a nie azjatyckiej, ale może Emily zadowoli się zupą cebulową... - grał tę rolę niczym wytrwany aktor. Oscar dla Galena Wyatta za rolę pierwszo planową poproszę.


Maemi Eisaka

There’s nothing spicy about my kimchi.

: ndz sie 03, 2025 10:08 pm
autor: Maemi Eisaka
Galen L. Wyatt

— Nie był Pan z nią na wizytach u ginekologa? — spytała, unosząc dosyć wysoko obie brwi. Wypycha brzuch poduszką? Palant. Nikt nigdy nie powinien tak mówić do jakiejkolwiek kobiety. Wewnętrznie ją to poirytowało. Aż żyłka wyskoczyła jej na czole. Są pewne kwestie, w których żarty są tak nieśmieszne, że człowiekowi opadają ręce. To była jedna z nich — to trochę dziwne — skomentowała krótko. Zdawała sobie sprawę, co zaraz usłyszy. To taki niewinny żarcik, kosmonaucik. Już zegarek mówił zbyt dużo.
— W takim razie cieszę się, że pańskiej żonie zasmakowało — uniosła delikatnie kąciki ust do góry. To jedne z tych słów, które łechtają ego kucharza. Mimowolnie maska niechęci zaczynała jej opadać. Skoro kobieta w ciąży miała taką zachciankę, to kim by musiała być Eisaka Maemi, by jej tego nie podarować? Spodziewała się wielkiej przepychanki słownej. Jakiegoś bogacza, który zgłodniał. Dla ciężko pracujących ludzi mogłaby niebo uchylić.
— Jak ma się na utrzymaniu restauracje, nieważne co się dzieje trzeba pracować — odpowiedziała spokojnym tonem, po chwili łapiąc się za brzuch. Nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek będzie w tak okrutny sposób oszukiwała klienta. Zaczynały łapać ją wyrzuty sumienia. Jeśli wróciłby tu z małżonką, będzie musiała opowiadać o poronieniu — poza tym moja fasolka też będzie kucharzem, już się szkoli — kobiety bardzo różnie reagowały na ciąże. Niektóre z nich umierały całymi dniami, jakby płód wyciągał z nich wszystkie siły. Jakby był prawdziwym pasożytem. Drugie zaś rozkwitały jak najpiękniejsze kwiaty na świecie, komplementowane na prawo i lewo. Reguły nie było. Gdy tak się trzymała, zaczęła się zastanawiać... czy kiedykolwiek zostanie matką. Z Eugene'm wydawało się to niemożliwe.
— Trzeba było przyjść szybciej — doskonale rozumiała, że zachcianka to zachcianka. Wystarczyło zadzwonić, skoro byli z innej dzielnicy. Wtedy wszystkim byłoby łatwiej. Przyjechałby, wziąłby zamówienie i nie byłoby tej całej gadki — miło poznać, a jak się ten lokal nazywa? Eisaka Maemi — przedstawiła się, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Jazzowy klub? Może sama powinnam się tam wybrać z chłopakiem. Choć na moment mogliby wyluzować, spróbować pójść dalej po ostatniej tragedii, która ich spotkała — ciekawe, że właściciela jazzowego klubu stać na osobistego kucharza — i tu czerwona lampka się jej zapaliła. Znała własne zarobki. Nie były one kolosalne, raczej takie no normalne. Na pierdoły, czyli drogie, luksusowe torebki, miała od swojej matki — mogę prosić o kartę? Zapłacę przy terminalu i zaraz wracam — spytała dość uprzejmym tonem. Ważna była jedna sprawa. Złote karty, jak i wszystkie inne, były podpisane. Gdy Eisaka chwyciła kartę, od razu zwróciła uwagę na nazwisko. Gabriel to nie Galen. Zrobiła wystraszona kilka kroków do tyłu i krzyknęła głośno — JESSICA, DZWOŃ DO OCHRONY, MAMY TU ZŁODZIEJA ZŁOTYCH KART — czy stała twarzą w twarz z prawdziwym złodziejem? Oszustem? Fałszywa tożsamość, a może gangster? Cała już była w nerwach. Dobrze, że sprawdziła kartę. Policja się zajmie tym gagatkiem.

There’s nothing spicy about my kimchi.

: pn sie 04, 2025 8:01 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen rzadko spotykał ludzi, którzy go tak potrafili zbić z tropu, wybić z rytmu, poczuł się trochę jak Kuzco z Nowych Szat Króla, wybity z rytmu. Aż powieka mu lekko drgnęła, ale zaraz się uśmiechnął, trochę krzywo, mniej czarująco niż zwykle.
- Chciałem trochę rozładować napięcie... Ale widzę, że u Pani tez hormony już buzują - powiedział z tym uśmieszkiem nie znikającym z ust. Zaraz zamiast ramenu, to dostanie stąd wilczy bilet w jedną stronę, albo wyprowadzi go ochrona. Miał nadzieję, że to nie byli jacyś zapaśnicy sumo.
Całe szczęście dziewczyna złagodniała, a Wyatt pokiwał głową trochę nazbyt energicznie, jak taki piesek na tylnej szybie samochodu.
- Tak, tak, bardzo jej smakowało - zapewnił, ale on właściwie nawet nigdy nie jadł tu ramenu, nie mógł stwierdzić, czy jest dobry, więc czemu tak nalegał? Chyba po prostu teraz Galen już za bardzo wczuł się w tę rolę, żeby zrezygnować, no trudno.
- To ojciec dziecka Pani nie pomaga? - zapytał zanim zdążył ugryźć się w język, wiedział, że nie powinien poruszać takich kwestii. Pewnie w normalnych warunkach, mimo, że Galen był dupkiem, to by nie poruszył, ale to nie były normalne warunki. A on chciał jeszcze podkreślić jakim to wspaniałym ojcem jest... Gabriel Tremblay, że się tak poświęca dla żony.
- Cudownie - rzucił w odpowiedzi na jej słowa o fasolce, uśmiechnął się trochę krzywo. A jeśli ta biedna dziewczyna rzeczywiście jest w ciąży? I tyra tu po dwanaście godzin. Zrobiło mu się jej szkoda, normalnie, po ludzku. A on ją jeszcze tak bezczelnie okłamywał. Biedną dziewczynę w ciąży, której ojciec dziecka nie chodzi po żadne zachcianki. Czyżby Galen Wyatt się łamał?
- A Pani mąż od razu spełnia Pani zachcianki? - po co w ogóle tak drążył? Mógł dać już po prostu spokój, przeprosić i wyjść i dać jej wreszcie odpocząć. Biednej ciężarnej Maemi. W tej chwili to Galen jakby miał jakieś burze hormonów, bo w jednej chwili zmienił mu się cały światopogląd. On tu kłamie jak z nut, tylko dlatego, że zachciało mu się ramenu, a takie młode azjatyckie dziewczyny tyrają, żeby zapewnić sobie byt, sobie i swojemu nienarodzonemu dziecku.
- To Jazz Station - rzucił jakoś tak ciszej. Słyszał o takim klubie, ale nawet nie wiedział w jakiej jest dzielnicy, a przede wszystkim kto go prowadzi. Zresztą stracił już cały entuzjazm do tej gierki. Wzruszył ramionami na to jej stwierdzenie na temat kucharza, przecież mógł powiedzieć, że jego żona odziedziczyła małą fortunę, ale chyba już chciał stąd wyjść jak najszybciej. Może dlatego stracił czujność, od razu podał jej kartę opatrzoną złotym napisem Galen Wyatt.
Dotarło to do niego dopiero, gdy usłyszał jej krzyk. Cudownie. Nie dość, że ją oszukiwał, to ona jeszcze teraz się przez niego tak zdenerwuje, że ma tutaj złodzieja, że jeszcze coś stanie się dziecku! Jak on mógł do tego dopuścić. Zerwał się z miejsca, ale wciąż stał za stolikiem, żadnych pochopnych ruchów, bo jeśli pod ladą miała paralizator, czy coś, to była szansa, że dzisiaj zamiast na komisariacie, to wyląduje na pogotowiu.
- Maemi spokojnie! Pamiętaj o swoim dziecku... - zaczął zwracając się do niej po imieniu - ja jestem Galen Wyatt, zobacz tutaj masz dowód - no i wyciągnął swoje dokumenty ze zdjęciem, żeby położyć je na stoliku i przesunąć w jej stronę. Nie to, że jakoś szczególnie mu zależało, żeby nie wzywała policji, co mu mogli zrobić, wlepić mandat za podawania się za kogoś innego? Przecież podawał się za kogoś, kto wcale nie istnieje.
- Jeśli chcesz to wezwij policję, tylko się nie denerwuj - jęknął, no bo teraz w tym wszystkim najważniejsze było jej dziecko, skoro jego już nie istniało - okłamałem Cię, nie mam żadnej żony... - dodał w końcu i usiadł na krześle - ale to teraz nie jest ważne. Teraz ważne jest, żebyś Ty uspokoiła nerwy, bo możesz zaszkodzić dzidziusiowi. Jessica podaj szefowej wodę! - zawołał do tej dziewczyny za ladą. A ona chyba w ogóle nie wiedziała co się tutaj odwala, bo minę miała, jakby miała za chwilę zemdleć, albo zejść w ogóle z tego świata.

Maemi Eisaka

There’s nothing spicy about my kimchi.

: wt sie 05, 2025 7:20 pm
autor: Maemi Eisaka
Galen L. Wyatt

— Przy dupkach hormony zawsze buzują — skwitowała krótko, mierząc jeszcze raz Galena wzrokiem. Już nie do końca wiedziała, czy powinna wierzyć w jego słowa. Wydawał się być skretyniałym dupkiem. Chociaż z ich opinią też powinna się liczyć. Zdawała sobie sprawę, ale niektóre teksty przy kobietach ciężarnych były zakazane.
Pokiwała głową na znak, że smakowało. Mogła mieć wybujałe ego na temat własnych umiejętności kulinarnych, ale każdy komplement przyjmowała z prawdziwą satysfakcją. Jeden drobny uśmiech był w stanie zmienić całe jej myślenie. Z tego powodu niektóre dania znalazły się w menu, choć nie były one częstym wyborem klientów. Ktoś musiał mieć wybitne podniebienie, by docenić smak.
— Nie — odpowiedziała spokojnym głosem — jest muzykiem, a to jest mój biznes, w który nie ma prawa się wtrącać — dodała po chwili. Eisaka była prawdziwą bizneswoman. Jeśli miała odnieść sukces, to tylko przy pomocy pieniędzy jej rodziców. Nic innego się dla niej nie liczyło. Sama długo rozpracowywała lokalizację, menu, wystrój, a nawet zbyt ostrym wyborem szefów kuchni. Pewnie nawet gdyby była w ciąży, pracowałaby tyle, ile tylko by mogła. Taka właśnie była. Praca, obowiązek i honor. Całą wieczność mogłaby spędzić w restauracji, gdyby tylko mogłoby się jej to opłacić.
Jej uśmiech nie był zbyt szczery. Fasolka niech pojawi się za kilka lat, kiedy Eugene zmądrzeje. Teraz nie miała na to ani sił, ani chęci. Wolała skupić się na rozbudowie własnej marki w Toronto. Instynktownie chwyciła się za brzuch i spojrzała w jego stronę, myśląc o kocie czekającym na nią w domu. Będzie musiała go poważnie wypieścić. Stąd wyraz na jej twarzy wydawał się wyjątkowo szczery.
— Nie mąż, chłopak — poprawiła mężczyznę — skradłby dla mnie gwiazdę z nieba, gdybym poprosiła — bo jako jedna z niewielu była w stanie z nim wytrzymać. Wspierała jego wspaniałomyślne pomysły, jak przeprowadzka do Toronto. Totalnie nie rozumiała jego wyboru. W Nowym Yorku mieli wszystko, czego potrzebowali do szczęścia. Znajomych, pieniądze, renomę, a jednak stwierdził, że zmiana miejsca zamieszkania wyjdzie im na dobre. Zgodziła się, nie próbowała zgłębiać tematu. Przystała na niego w takiej wizji, jaką przedstawił. Podobnie kiwnęła głową na nazwę klubu, kiedyś będzie musiała tam zajść, by go sprawdzić. Przynajmniej zrobiłaby to, gdyby nie zdemaskowałaby mężczyzny na kłamstwie.
— Nie mam dziecka i nie jestem w ciąży! — krzyknęła finalnie, sama się demaskując. Już nie musiała robić niesamowitego posiłku dla klienta na ostatnią chwilę. Za to chyba PMS wszedł jej całą gębą, bo ze złości zrobiła się czerwona — po co mnie oszukiwałeś? — fuknęła, spoglądając do dowodu. Normalnie facet dostałby już jakąś gazetą, ale żadnej nie miała w zasięgu rąk. Jessica za to wyglądała jak ten zdziwiony pikachu, obserwując wymianę zdań. Głowa jej latała jak kiwającemu psie w aucie — nie mów mi, co mam zrobić. Po co były te podchody? Sądzisz, że dupka bym nie obsłużyła? Że zła ze mnie właścicielka restauracji? — tak była zmęczona całym otwieraniem restauracji. Powoli jej ono wychodziło bokiem.

There’s nothing spicy about my kimchi.

: pt sie 08, 2025 1:19 pm
autor: Galen L. Wyatt
Azjatki, jak nie wyzywają go od staruchów, to od dupków, one to się znają na ludziach, jak nie wiadomo co, aż zaczęło go to przerażać, rozgryziony przez jakieś daleko wschodnie czarownice. Będzie musiał sprawdzić, czy nie rzuciły na niego jakiegoś uroku.

Pokiwał głową na jej słowa, nie dość, że dziewczyna tyra po dwanaście godzin, to jeszcze ma dziecko z muzykiem. Przerąbana sprawa, znowu zrobiło mu się jej szkoda, a przede wszystkim głupio, że zmyślał te całe bajeczki o swojej ciężarnej żonie. Nie wiedział jak gwiazdy kpopu, ale gwiazdy rocka czasem nawet nie uznawali swoich dzieci!
- Ale uznał dziecko? - i znowu zapytał zanim ugryzł się w język, ale w tej chwili poznawanie jej skomplikowanej rodzinnej historii, z dzieckiem w tle, z ojcem, który jest muzykiem, z tym, że tyra tutaj do ostatniego klienta, było ciekawe na równi z czytaniem jakiejś wciągającej książki. To jak jakieś trudne sprawy, albo coś, cały czas się zastanawiał co się jeszcze wydarzy, co wyjdzie na jaw.
Pokiwał głową na kolejne słowa, nawet się jej nie oświadczył, mimo brzucha. A mówią, że Azjaci mają honor, ale dlaczego od razu założył, że to azjata? Jakoś tak się skrzywił delikatnie, dobrze chociaż, że o nią dbał. Ale bez ślubu, z muzykiem, jaką ona miała przyszłość?


Ale tego co stało się później to wcale się nie spodziewał, a przecież mógł. Ale tak jakby rzeczywiście odmóżdżył się przy tej ukrytej prawdzie i stracił kontrolę i dał jej kartę i czekał już na skazanie. Na policję, karetkę i suszenie głowy, że mógł zaszkodzić dziecku takimi głupimi wybrakami.

Zaraz. Jakiemu dziecku?
- Jak to nie masz dziecka i nie jesteś w ciąży? - wstał znowu z krzesła, chyba, że stał, to usiadł, ważne jest, że zmienił pozycję. Zmarszczył obie brwi.
- Hej, no i kto tu kogo oszukuje? To ja się zastanawiam czy nie zaszkodziłem dziecku, a Ty, że nie ma dziecka, co teraz z moimi wyrzutami sumienia, co z tym, że zacząłem się modlić, żebyś tylko przeze mnie nie zaszkodziła małemu Eisace? - Galen i jego typowe odwracanie kota ogonem, żeby tylko wyszło na jego. Usiadł z powrotem na krześle i oparł dłoń na stole.
- No wcale nie najlepsza, skoro wyłudza napiwki na historyjki wyssane z palca - wywrócił oczami i zabrał swoje dokumenty, a później wystawił rękę po kartę - nie omieszkam wspomnieć w opiniach google, że właścicielka udaje ciążę i nazywa klientów dupkami jeszcze zanim pod im zupę - rzucił, ale teraz to się właściwie z nią drażnił, bo skoro nie była już w ciąży, właściwie nigdy nie była, to chyba mógł? Tak naprawdę to odetchnął z ulgą, że nie będzie miał na sumieniu jakiś biednych nienarodzonych dzieci.
- Czy mogę już dostać moją kartę? - zapytał w końcu i spojrzał na Jessicę, która pewnie w szoku żałowała, że rzuciła pracę w kebsie na polskiej wsi i ruszyła na podbój świata do Toronto, bo w Piździbąkach nie mieli takich wariatów.


Maemi Eisaka

There’s nothing spicy about my kimchi.

: pt sie 08, 2025 9:37 pm
autor: Maemi Eisaka
Galen L. Wyatt

— Oczywiście, że tak. Jestem z nim dłużej niż jego trzeźwość — rzuciła bez chwili zawahania. Mogła mówić o Eugene'ie wszystko, ale co najważniejsze dla niej był wobec niej lojalny. Co prawda nie zastanawiała się, jak będzie wyglądało ich posiadanie dziecka, czy kiedykolwiek będzie miało miejsce. Wiedziała za to, że w żaden sposób nie ma prawa się na nim zawieść. Za dużo poświęciła życia, nerwów i świętego spokoju, żeby mogli rozejść się tak po prostu. Była zakręcona na jego punkcie. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, siedzieli w tym razem we dwoje.

Pewnie starcie poszłoby jej lepiej, gdyby nie zdradziła własnego kłamstwa. W nerwach przestała kłamać. Całe życie naciskała na prawdę, tylko po to by przy idiotycznym kliencie mówić nieprawdę w tak poważnej sprawie. Marzyła o powrocie do domu, a jedynie duży zastrzyk gotówki byłby w stanie ją zatrzymać w tym miejscu.
— Kurwa, okłamałam Cię, tak jak ty mnie — odparła bez chwili zastanowienia. Na co dzień mogła uchodzić za grzeczną, kulturalną osobę, która nigdy nie przeklina. Rzeczywistość była inna. Zmieniała się wraz ze złością Maemi. Nagle zamieniała się w prawdziwego potwora. Momentami byłaby w stanie zniszczyć meble i obrazić tak, że poszłoby w pięty. Wszystko zależało od jej możliwości. Teraz była zdenerwowana całą kradzieżową sytuacją.
— Módl się dalej, bo zabijasz moje komórki jajowe! — stres, to wszystko jego wina — przypominam, że jesteś tyle samo winny. Dodatkowo jak panicz przychodzisz i liczyć, że Cię obsłużę poza godzinami otwarcia, a żeby dostać to czego chcesz, to pierdolisz o ciąży nieistniejącej kobiety! — żyłka na czole zaczęła jej pulsować z nerwów. Mało kto potrafił doprowadzić ją do furii. Powoli zaczynało się w niej gotować. Jakby ktoś włączył płytę indukcyjną na maksa i nie podchodził do niej dobre trzydzieści minut. W końcu musiał pokazać się ogień.
— STOP! — krzyknęła, słysząc o opiniach google, a jej dłoń uderzyła w stół. Jest coś, co nazywała honorem. Nie pozwoliłaby, żeby bogaty dupek zrobił ją na głupią. Coś ruszało ją bardziej niż własne nerwy, restauracja. To była jej perełka, o którą dbała jak nic innego — teraz pan bez żony w ciąży mnie posłucha. Nie wiem, czy wiesz, ale moje kamery nie są atrapami i odbierają też dźwięk — kłamstwo, ale niech będzie — poproszę chłopaka, by nagłośnił sprawę, by każdy wiedział, jak potraktowałeś mnie w restauracji. Faktycznie jest piosenkarzem, więc ma spore zasięgi. Tu nie kłamałam. Teraz najważniejsze, usiądzie pan tu, a jak jedzenie zasmakuje, to chcę zrobić catering na imprezie służbowej i zapłaci pan podwójny napiwek Jessice. Należy się jej i żadnych niepochlebnych opinii, bo obiecuję, że pana wykastruję — biznes is biznes, jak to powiedział ktoś mądry. Co by się nie działo, musiała o niego zadbać. Dalej nie miała zielonego, kim był Galen. Patrząc po zegarku, prezesik jakiejś tam firmy, mogła zyskać tą całą aferą — a umiem ciąć — dodała z uroczym uśmiechem, mierząc Galena wzrokiem. Znała jego tożsamość, tyle wystarczyło, by znaleźć go i kopnąć go prosto w krocze po negatywnej opinii.
— Skasuj pana za ramen i kimchi — tylko prawdziwy szaleniec mógł wybrać to połączenie. Niby się łączyło, ale kimchi bez jakiejkolwiek innej zagryzki nie wchodziło zbyt dobrze.