Strona 1 z 1

this broken feeling

: wt sie 05, 2025 1:18 pm
autor: Rhys Madden
everybody knows the deal is rotten
everybody knows it's me or you
Zasady były ostatnią rzeczą, która w burzy niespokojnych myśli mogła zapewnić mu jakąkolwiek namiastkę spokoju.
Jakaś racjonalna cząstka w głębi niego wiedziała, że są wyłącznie zasłoną. Już wtedy, gdy nakreślał je w środku jakiejś podłej i niemożliwej do zapomnienia nocy czuł, że nie posiada bata, którymi mógłby zmuszać Vittorio do ich przestrzegania. W ich nierównym układzie sił równie dobrze mogły być czczymi życzeniami, preferencją ostatniego posiłku skazańca, który miał nie ujrzeć dnia następnego. W najlepszym wypadku poprawiały mu humor. I choć wiedział to wszystko od samego początku, Madden wzniósł je do poziomu własnych przykazań. Zasady kierowały jego dłońmi, gdy upychał kolejne koszmary w głębi najniższej szuflady. Uspokajały jego myśli gdy tarzał się we własnej pościeli, bezskutecznie usiłując przywołać sen. Wyciszały podszepty sumienia gdy przechodził do działania, jak maszyna, automat, w który życzenia Lippi tchnęły energię. Były niczym zobowiązującym - nie naprawdę - ale na przestrzeni miesięcy stały się jego pieprzonym dekalogiem.
Dekalogiem, po którym Lippi z czasem zaczął deptać. Jedna po drugiej, każda złamana reguła uginała nieco bardziej już nadwyrężony kręgosłup moralny detektywa sprawiając, że jego szczęka zaciskała się coraz mocniej w natchnionej bezsilnością frustracji. Im mniej zasad pozostawało złamanych, tym bardziej desperacko uczepiał się tych linii nadal wytyczonych w piasku - i tym bardziej bolały następne.
Wściekłe słowa i rzucane do telefonu przekleństwa odbijały się od tkwiącego po drugiej stronie mężczyzny, jedynie prowokując do kłótni, która miała odbyć się dużo później. Wśród wszystkich reguł, które wyznaczył mężczyźnie nim zawarli swój układ, ta była najważniejszą.
Nigdy miał nie przynosić swojego burdelu na ten teren.
Jego krok był lekki gdy wkroczył do wnętrza komisariatu, jakby zwykle siedzący mu na ramionach ciężar chwilowo uniósł się od krążącej w jego żyłach adrenaliny. Maskując napięcie owładające jego ciałem, zlokalizował przyjazną twarz w błękitnym mundurze, wdzięczny za to, że nie trafił na kogoś innego. Nie miał pojęcia kto wylądował w tej chwili na posterunku, który pies na posyłki Lippiego okazał się na tyle głupi, by dać się złapać - wiedział jedynie, że musiał go stąd wyciągnąć. Przekonanie drugiego funkcjonariusza do przekazania mu sprawy wymagało nagięcia innego rodzaju zasad - z rodzaju tych, za który czekał go sowity opierdol z góry gdy zorientują się, że tego cyngla nigdy nie zgłosił formalną ścieżką.
Kłamstwo weszło mu w nawyk. Stało się drugim językiem, którym posługiwał się bez ani chwili przerwy w szaleńczym biciu własnego serca. Choć w jego wnętrzu szalała furia, zmęczenie wymalowane na jego twarzy skutecznie odstraszało potencjał dłuższej pogawędki. Przekierował psa na posyłki do sali przesłuchań numer cztery - tej, na temat której narzekali wcześniej jego koledzy z pracy, zgłaszając awaryjność mikrofonu. Nie zamierzał zdradzać się z konkretami i niepotrzebnie ryzykować, ale rozmowa, którą zamierzał odbyć, i tak nie powinna być nagrana w żaden sposób.
Odbębnienie procedur powinno wyglądać w zupełnie inny sposób - nie w postaci pogawędki z drugim policjantem nad ekspresem do kawy, ale przyzwyczaił już wszystkich wokół do swojego luźnego podejścia. Gdy piętnaście minut później zbliżał się do drzwi czwórki, w dłoni trzymał kubek z parującym napojem, a w oczach chowały się gromy.
Spojrzenie, którym obrzucił siedzącą przy stole dziewczynę, nie było dłuższe niż jedno uderzenie serca. Wkroczył do środka i odwrócił się, zamykając za nimi drzwi i powstrzymując wszystkie, chowające się w jego wnętrzu, jadowite przywitania.
- Jak głupia jesteś? - warknął, gdy jedno przemknęło na zewnątrz wbrew jego woli. Odwrócił się, zaciskając dłoń na uchwycie kubka.

zanna morán

this broken feeling

: wt sie 05, 2025 10:10 pm
autor: zanna morán
Teoretycznie wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie, że przez te pięć lat naprawdę miała sporo szczęścia, ale kiedy w końcu nadszedł, kompletnie wytrącił ją z równowagi. Dzień, kiedy po raz pierwszy złapała ją policja. Zazwyczaj kierowała się przeczuciem w kwestii unikania przedstawicieli prawa, nadzwyczaj ostrożna, w razie jakichkolwiek wątpliwości wybierała alternatywne, przypominające labirynt trasy albo zupełnie przekładała transport. Nie żeby dziewczyna na skuterze wzbudzała czyjekolwiek szczególne zainteresowanie, bardziej chodziło o obserwowanie, czy nikt podejrzany nie kręcił się w miejscu, do którego miała dotrzeć, czy nikt nienaturalnie długo nie wlepia spojrzenia w drzwi będące celem jej podróży. Przez taki czas w tym zawodzie nauczyła się wychwytywać budzące podejrzenia zachowania, mieć oczy dookoła głowy i czujność zająca na polowaniu – i do tej pory to się sprawdzało. W tym biznesie najgorsze, co mogło się zdarzyć, to przejęcie przesyłki przez policję, a jeśli Zanna z czegokolwiek w ogóle miała być dumna w sytuacji, w której się znalazła, to z tego, że nikt jej nawet nie legitymował. Aż do teraz.
Siedziała ze skwaśniałą miną na posterunku policji, ostentacyjnie manifestujac swój brak chęci współpracy poprzez skrzyżowanie ramion na piersi. Choć usta miała pełne przekleństw (głównie na siebie, ale kilka też na stróżów prawa), żadne z nich nie opuściło jej warg – Zanna milczała jak zaklęta. Niczego na nią nie mieli poza tym, że kręciła się po magazynie, który obserwowali, ale nie wydawali się być skłonni uwierzyć w jej niewinność i puścić ją wolno, dlatego jedynym zdaniem, jakie policjanci od niej usłyszeli, było to, że chciała skorzystać ze swojego prawa do telefonu. Rozmowa nie należała do długich, Lippi powiedział, że to załatwi, a ona nie miała powodu, by mu nie wierzyć – pozostało jej więc tylko czekać.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie bała. Tuż przy powierzchni, przykryty jedynie warstwą poirytowania, spowijał ją strach. Lepki, śmierdzący, zalegał ciężko na żołądku. Sytuacja nie była łatwa, nawet jeśli Lippi jakoś szczególnie się nią nie przejął. Być może faktycznie nie będzie miał problemu z tym, żeby bez szwanku wyciągnąć ją z posterunku, ale głowę Morán zaprzątały głównie myśli z serii “Co by było gdyby…”. Wszystkie czarne. Wszystkie kręciły się wokół przerażającej myśli, że jeśli ją zamkną, to nie będzie mogła odpracowac długu Ethana. A jeśli nie ona…
… Z zamyślenia wyrwało ją przeciągłe skrzypnięcie drzwi pokoju przesłuchań, w którym ją przetrzymywali. Uniosła spojrzenie, żeby zobaczyć, kto teraz będzie próbował ją nakłonić do rozmowy i już pierwsze zdanie z ust niezwykle pozytywnie nastawionego do życia mężczyzny sprawiło, że czoło Zanny przecięła pozioma kreska. Zmrużyła oczy, czując, jak jej sztucznie podtrzymywane poirytowanie właśnie dostało paliwa i wprost eksplodowało w narastający z każdą chwilą gniew. W oczach kobiety pojawił się ogień. O tyle większy, że poznała mężczyznę, który najwyraźniej przyszedł ją przesłuchać. Był stałym bywalcem Mimmo’s – pamiętała każdego, kto mniej lub bardziej regularnie pojawiał się w lokalu Vittoria, a ktoś o posturze nieznajomego raczej zapadał w pamięć. Do tej pory miała go za zwykłego zbira na usługach Lippiego, ale najwyraźniej prawda była trochę bardziej skomplikowana – był brudnym gliną.
Spodziewałam się papugi, dostałam psa – rzuciła, wykrzywiając usta w pogardliwym uśmiechu. Jeśli sądził, że pozwoli mu bezkarnie się obrażać, to się bardzo, kurwa, pomylił. – Skończ ze szczekaniem, rób, co do Ciebie należy i miejmy to z głowy – dodała po chwili trochę od niechcenia, lekceważącego, jakby to wcale nie od niego zależało, czy wyjdzie stąd wolna. Skoro Lippi tak chciał, to wyjdzie, a on niech robi to, za co dostaje pieniądze. Jednocześnie starała się uważać na słowa, żeby nikt postronny nie domyślił się drugiego dna jej wypowiedzi – jej kontekst znał tylko on. Ile osób mogło ich teraz słuchać? Bezczelnie patrząc mu prosto w oczy, przekrzywiła nieznacznie głowę na jedną stronę, zupełnie jakby rzucała mu wyzwanie. Choć w tej grze tylko Lippi był wygranym.

Rhys Madden

this broken feeling

: wt sie 05, 2025 10:51 pm
autor: Rhys Madden
Nie miał pojęcia kogo zastanie na komisariacie gdy przekraczał jego próg. Rozmowa przez telefon była zwięzła, krótka - polegała na wyciągnięciu zasobu, który przypadkiem wpadł w łapy funkcjonariuszy. Zdaniem Lippiego miało to być proste, łatwe i szybkie - w końcu dziewczyna nie miała przy sobie narkotyków w momencie zatrzymania. Z perspektywy prawa znalazła się tylko w złym miejscu, złym czasie. Oczywiście było to prawo widziane przez skorumpowanego gangstera, który miał pod sobą niejedną osobę pomagającą mu w jego lawirowaniu.
Drzwi zamknęły się za nim z cichym stukotem, pieczętując prywatność ich konwersacji - choć dziewczyna nie mogła wiedzieć jak szczelną. Obrzucił ją krótkim spojrzeniem, które samo do niej lgnęło na tle pustej sali przesłuchań. Dostrzegł burzę poskręcanych, czarnych włosów okalających naznaczoną piegami twarz, butne spojrzenie utkwione w jego obliczu gdy tylko wszedł do środka. Wydawała mu się znajoma - fakt ten odrzucił od siebie natychmiastowo. Była powiązana z Vittorio, a on starał się bezskutecznie nie zapamiętywać związanych z nim twarzy, zupełnie jakby mogło mu to pomóc kłamać w przyszłości.
Dopiero gdy jej usta rozwarły się, wygięte w pogardliwym uśmiechu, jakiekolwiek, ambiwalentne nastawienie względem niej wyparowało z jego wnętrza w następnym uderzeniu serca.
Dostrzegł w tym wyrazie świadomość. Świadomość tego, kim był, tego, dla kogo pracował. Natychmiast wywnioskował, że dziewczyna musiała go rozpoznać, o ile nie powiedziano jej przez telefon wprost, że to on zajmie się tą sprawą. Jako jedyna w całym gmachu budynku, w którym się znajdowali, nagle spojrzała na niego przez inny - prawdziwy - obiektyw. A to uchyliło wrota jego furii, spowijając wnętrze czwórki gorejącymi płomieniami, które nigdy nie były dla niej przeznaczone.
Na ułamek sekundy zastygł, tłumiąc wściekłość głęboko w sobie - nie na tyle, by zniknęła z jego spojrzenia, lecz na tyle by nie podnosić głosu. Mikrofon mógł działać wadliwie, ale kamery wciąż były sprawne, a on nie zamierzał ryzykować swojej kariery dla kogoś takiego jak Suzanna Morán. Wyglądała na młodą, niezadowoloną z faktu bycia złapanym - i wyczekującą chwili, w której wręczy jej złote kluczyki i wypuści na wolność. Przyglądając jej się gdy podchodził do stolika jedynie wynajdywał kolejne jej aspekty, które dolewały oliwy do ognia. Szczekanie, o którym wspomniała, jak gdyby pracując dla tego samego skurwysyna nagle stali się sobie równi niezależnie od strony stołu, którą każde z nich zajmowało. Bezczelny uśmiech, w którym nie było ani śladu ukorzenia się pomimo sytuacji, w której się znalazła.
Uchowana w nim trzeźwość myślenia podpowiadała mu, że to nie dziewczyna była powodem jego wściekłości. Mógł kierować ją w stronę Vittorio Lippiego, bądź we własną, ale Morán z grubsza była jedynie pechowcem, który dał się złapać w odróżnieniu od dziesiątek innych pracujących dla mafioza.
Zdusił ją w sobie, upychając dokładnie tam, gdzie chował wszystkie, niechciane myśli.
- Naturalnie - odparł, z nieznośnym dla uszu jazgotem odsuwając swoje krzesło. Opadł na siedzisko, rozsiadając się w nim tak, jakby ten powyginany skrawek metalu był najwspanialszym z foteli - wraz z założeniem kostki na kolano drugiej nogi. - Chociaż jeszcze nikt wcześniej tak bardzo nie pchał się do więzienia w tej sali.
Odstawił swoją kawę na blat, w dłoni zaś trzymając akta sprawy kompletnie niezwiązanej z Morán. Nie przeszkodziło mu to jednak uchylić je, będąc poza zasięgiem wzroku, czy dłoni kobiety. Zerknął do środka z udawanym przejęciem, napędzanym czystą złośliwością.
- Za posiadanie w celach handlu i transport ten sam wymiar kary - dodał beztrosko, unosząc na nią swój wzrok znad czytanych akt kogoś zupełnie innego. - Dożywocie - kontynuował, przewracając kartkę z pozornym brakiem zainteresowania, jakby wyczekiwał ekscytujących szczegółów na temat jej życia lecz znalazł wyłącznie handel narkotykami.

zanna morán

this broken feeling

: czw sie 07, 2025 9:17 pm
autor: zanna morán
Widziała płomienną furię w jego oczach, nie rozumiała jednak skąd się tam wzięła i dlaczego była tak intensywna. Jakby sama jego obecność tutaj wywoływała ten gniew. Słowa Zanny najwyraźniej ją pogłębiły, ale z pewnością nie były jej źródłem. Dość dziwne podejście kogoś, kto został wezwany, żeby zrobić to, za co mu płacą. Chyba, że to wezwanie w czymś w czymś przeszkodziło? Zlustrowała go spojrzeniem z góry na dół celowo bardzo powoli i dokładnie, zanim znów utkwiła wzrok w oczach mężczyzny. Wyglądał niechlujnie w stylu, który podpowiadał Morán, że prawdopodobnie ubrał się w pośpiechu. Czyli jednak przeszkodziła? Och, jakże było jej przykro. Ciekawe w czym… w wydawaniu brudnych pieniędzy na dziwki? Wyglądał na kogoś, kto był stałym bywalcem w burdelach.
Czuła jak jad spływał jej po gardle.
Cóż, może i był wkurwiony, ale w tym momencie wcale nie bardziej niż ona. A Zanna miała dość uginania karku przed kimś, kto najwyraźniej myślał, że jest lepszy od niej, podczas gdy bardzo się mylił. Kolejny pozbawiony kręgosłupa moralnego zbir Lippiego. Kolejny pionek w jego rękach. O tyle gorszy, że pewnie przystał do niego skuszony pieniędzmi, jakimi mafiozo zapewne pomachał przed jego twarzą. Ewidentnie wyzbyty z jakiejkolwiek przyzwoitości cham.
Lepszy od niej… W oczach kobiety błysnęło obrzydzenie. Kpina.
Uniosła brew, słysząc jego następne słowa, bo pionek najwyraźniej postanowił zrobić jej demonstrację władzy, jaką w tej chwili nad nią miał. Obserwowała z zimną furią, jak ostentacyjnie przegląda trzymane w ręce akta, a potem beztroskim głosem sugeruje dożywocie. Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, mężczyzna padłby właśnie trupem – oczy Zanny ciskały gromy. Hiszpańska krew dała o sobie znać i Morán aż nosiło, żeby coś zrobić, ale cichutki głosik rozsądku podpowiadał jej, że rzucenie się na policjanta z pięściami albo rzucenie w niego czymkolwiek raczej nie pomogłoby jej w obecnej sytuacji. Musiała się uspokoić.
Powoli podniosła się z krzesła i nachyliła nad dzielącym ich stolikiem, nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny naprzeciwko. Prawdopodobnie wyglądała, jakby chciała wycedzić mu wściekle coś prosto w twarz, ale Zanna po prostu chwyciła za ucho kubka i razem z nim z powrotem rozsiadła się na krześle. Przyjemny zapach kawy wypełnił jej nozdrza, aż zamknęła oczy, by móc się nim rozkoszować chociaż przez chwilę. Parę sekund wystarczyło, żeby mogła zyskać nad sobą pełne panowanie. Upiła łyk z naczynia, patrząc mu prosto w oczy.
Mmm, czarna – wymruczała wyraźnie zadowolona. – Dziękuję za tą drobną przyjemność, detektywie…? – urwała znacząco, oczekując, że pozna nazwisko policjanta, w którego towarzystwie przyjdzie jej spędzić dzisiejszego wieczora trochę czasu. Teraz dla odmiany była pełna złośliwego samozadowolenia, cisnącego się na usta, ale zdołała je stłumić do ledwie lekko uniesionych kącików warg.
Transport czego dokładnie? – wróciła po chwili do głównego powodu, dla którego mieli przyjemność się dzisiaj spotkać. – Wyjątkowego pecha? Nic na mnie nie macie – rzuciła dość gorzko, bo w magazynie miała odebrać coś, czego nawet tam nie było. Może dostali informację wcześniej i powstrzymali dostawę w łańcuchu wyżej. Szkoda tylko, że nikt jej nie poinformował. Wiedziała też, że detektyw blefował z tymi aktami, bo te faktycznie należące do niej, zgodnie z posiadaną obecnie wiedzą, były krystalicznie czyste. No, może poza mandatem za przekroczenie dozwolonej prędkości, bo spieszyła się na pierwsze zajęcia tańca, które miała poprowadzić jako zawodowa instruktorka, a ostatecznie przez mandat i tak się na nie spóźniła. Miała wtedy dziewiętnaście lat i było to jej pierwsze zetknięcie z prawem, w którym to ona była stroną je łamiącą. I wtedy traktowała to jako osobistą dużą porażkę, bo przecież zawsze się starała być przykładną obywatelką. Była typem grzecznej dziewczyny z sąsiedztwa i całkowicie jej to odpowiadało. Dopiero Vittorio wciągnął ją w przestępcze bagno, w którym siedziała po samą szyję. A być może niedługo nawet w nim utonie, skoro policja już będzie widzieć w niej kogoś, kto ma powiązania z mafijnym półświatkiem.
Nieokreślony cień przeszedł przez twarz Zanny.
Przecież taka nie była. Nie naprawdę. Nie z własnej woli. Na krótki moment wewnętrzny ból Morán znalazł swoje odbicie w jej spojrzeniu.
Czy pieniądze już nie wystarczają? A może komendant w raporcie oczekuje wyników? – zapytała po chwili z podwójną zajadłością – po chwili słabości nie było nawet śladu. Jednocześnie pełne znaczenie tych słów znała chyba tylko ona, bo w pełni odnosiło się do wszystkiego, co zarzucała mężczyźnie w myślach.

Rhys Madden

this broken feeling

: sob sie 09, 2025 10:54 pm
autor: Rhys Madden
Spoglądając w lustro, prawdopodobnie prędzej użyłby słowa niedbale zamiast niechlujnie. Prawdą było, że Madden nie przywiązywał tak wielkiej wagi do prezencji osobistej jak być może powinien, będąc w kontakcie z rodzinami ofiar i świadkami przestępstw. Jego czarna koszula widziała lepsze czasy - rano, gdy wyciągnął ją z pokrowca z pralni i wciąż była gładka. Upływające godziny pozostawiły na niej zmarszczki i zgięcia tak samo, jak namalowały linie znużenia na jego twarzy, ale ani na chwilę nie tkwiła ona wsadzona elegancko do spodni. Wraz z nadejściem wieczora, który dla odmiany spędzał nie w pracy, a w swoim mieszkaniu, pierwsze dwa jej guziki już dawno uległy potrzebie rozluźnienia. Odznaka tkwiła gdzieś w jego kieszeni, absolutnie nie w miejscu dla niej widocznym, a włosy zmierzwione chwilą położenia się na własnej kanapie nie zostały z powrotem ułożone po nieznośnym telefonie Lippi'ego.
W niczym jednak nie czuł, by jego stan zewnętrzny mu bruździł. Nie przed nią. Widział ocenę w jej spojrzeniu, kpinę charakterystyczną dla osób błędnie przeświadczonych o byciu ponad innymi. Znał ludzi takich jak ona. Tych, którym wydawało się, że są niezwyciężeni bo życie ani razu nie nauczyło ich pokory. Napędzani brudnymi pieniędzmi, niebezpieczną robotą podnoszącą adrenalinę i nadającą ich nudnemu życiu odrobiny kolorytu - nawet, jeśli tego kolorytu z czasem nadawało mu gówno, w które wdepnęli. Suzanne było tak niewinnym, tak normalnym imieniem - patrząc w oczy bezczelnej dziewczyny mógł niemal przebierać w potencjalnych historiach jej życia, nie mogąc się zdecydować. Czy była wyłącznie rozszczekaną gówniarą, błędnie uważającą się za istotną dla kogoś kalibru Vittorio Lippi'ego? Czy może bardzo potrzebowała pieniędzy, jak wszyscy argumentujący wykonywanie tej gównianej roboty jak gdyby nie istniały legalne sposoby na jej pozyskanie?
To nie tak, że Madden jej nigdy nie dotknął.
Dowody, które Lippi miał przeciwko niemu nie mogły być młotkiem wiecznie zawieszonym w powietrzu - szybko straciłyby na znaczeniu, groźba uderzenia przestałaby wyrządzać na ofierze jakiekolwiek wrażenie. Stały się opcją atomową, schowaną pod mirażem zwykłej transakcji. Vittorio lubił prowadzić biznes. W swojej chorej głowie, wspieranej na pozbawionym jakiejkolwiek moralności kręgosłupie, uważał, że detektyw był jego współpracownikiem - a za pracę otrzymywało się wynagrodzenie.
A we własnej, chorej lecz pragmatycznej głowie, Rhys te pieniądze brał wiedząc, że gdy nadejdzie dzień, w którym ktoś przejrzy wszystkie jego kłamstwa, korupcja była zarzutem, z którym mógł się zetrzeć w sądzie. Gdyby nie miał ze współpracy z Lippim niczego wartościowego, ktoś zacząłby drążyć za powodem bezinteresownej pomocy mafiozowi - i dokopał się do rzeczy, które wsadziłyby go za kratki na znacznie dłużej.
Suzanna Morán nie miała prawa tego wiedzieć. W jej oczach był tylko kolejnym, opłacanym policjantem, któremu wydano r o z k a z wyciągnięcia jej z pierdolnika, w który sama się wpakowała. Przyglądał jej się, gdy nachyliła się do przodu i zgarnęła kubek z jego kawą. Kącik jego ust uniósł się w górę z pomocą drwiny, która zagościła na jego mimice w lustrzanym odbiciu jej emocji. Nie czuł potrzeby tłumaczenia. Wybielania się w oczach kogoś, kto nie miał dla niego żadnej wartości.
W końcu ona wybrała to życie.
- Korzystaj - zachęcił ją, gdy ten mały akt rebelii wzmógł wściekłość w jego wnętrzu, przekształcając ją w coś zupełnie innego - potrzebę zemsty. Wyżycia się na kimś, kto nie dołożył cegiełki do sytuacji, w której się znalazł - ale kto chętnie walił w ten mur, prezentując mu całe spektrum tego, z czym miał do czynienia każdego dnia. - Słyszałem, że w Blythwood nie podają tak dobrej.
Gdyby to było przesłuchanie, a mikrofon w sali działał prawidłowo, miał obowiązek jej się przedstawić. Ale to spotkanie przekroczyło starannie wytyczoną przez niego granicę sprawiając, że porzucał ostatnie zasady, do których zmuszało go egzekwowanie prawa. Przemilczał jej pytanie, nie oferując niczego w zamian.
- Jesteś tego pewna? - zapytał krótko, a w jego głosie błysnęła groźba. Wiedział, że Vittorio nieraz podrzucał odpowiednie rzeczy w odpowiednie miejsca - głównie wtedy, gdy chciał się kogoś pozbyć. Madden w ostatnim czasie sprzątnął więcej jego współpracowników niż potencjalnych przeciwników, co stanowiło odrobinę pocieszenia. - Bo wygląda na to, że mam wystarczająco by oskarżyć cię o usiłowanie przestępstwa, za które obowiązuje ta sama skala wyroku jak za faktyczne jego popełnienie. Oboje wiemy do kogo należał magazyn, przed którym cię sprzątnęli.
Dostrzegł to. Przebłysk w jej spojrzeniu; niezidentyfikowana emocja, która przemknęła gdzieś w cieniu jej hebanowych tęczówek. Jak przejście fali, ujawniające maskę spowijającą jej oblicze. Maskę pewności siebie, twardzielki, która zagarnęła dla siebie jego kawę, która nie prosiła o łaskę - a oczekiwała wydostania na zewnątrz, natychmiast. I w każdej innej chwili byłby skłonny na to zareagować. Znał się na ludziach. Dostrzegał granicę między prawdą a kłamstwem w blaskach i cieniach ich mimiki.
Ale jej słowa sprawiały, że nie chciał. Że ta sama jadowitość gościła w jego słowach i czynach, choć przecież nie ruszył się ani na chwilę - nadal siedząc komfortowo rozparty w niewygodnym krześle, jakby to spotkanie nie było niczym innym jak formalnością.
- Jestem tu żeby rozwiązać problem - odrzucił na jej uwagę, gdy wspomnienie pieniędzy uderzyło w miejsce, które już dawno uważał za martwe. Jego noga opadła na podłogę gdy pochylił się w kierunku stołu, nie odrywając wzroku od jej buntowniczej twarzy. - Naprawdę myślisz, że jesteś tyle warta żebym ryzykował swoją karierą na wyciągnięcie cię z gówna, w które sama się wpakowałaś?
Poczuł oblepiający go brud gdy ten sam, chłodny pragmatyzm wywyższył go do rangi ważniejszego na liście zasobów Lippi'ego - ważniejszego niż kurier, których musiał mieć na pęczki. W tej jednej, pełnej furii chwili, nie obchodziło go to, co ustalił przez telefon - ani to, że Suzanna miała opuścić tej nocy areszt.
Obchodziło go tylko starcie tego bezczelnego przekonania o własnej wyższości z twarzy kogoś, kto być może zupełnie na to nie zasłużył.

zanna morán

this broken feeling

: pn sie 11, 2025 9:44 pm
autor: zanna morán
Korzystaj.
Oczywiście, że zamierzała. Bo szanownego detektywa to wkurwiało, a jego wkurwienie było dla niej niczym paliwo. Płomienie jej własnego gniewu wypełniały ją, sprawiały, że parła przed siebie z podniesioną głową, nieugięta, w tej jednej chwili niepokonana. Nawet jeśli było to głupie, nawet jeśli w szerszej perspektywie nieistotne i nawet jeśli to parcie naprzód miało się jutro okazać waleniem głową w mur. Dławiona od dawna duma doszła w końcu do głosu, co w połączeniu z jej hiszpańskim temperamentem dało mieszankę iście wybuchową i Zanna na tym etapie nie potrafiła przestać. Choć jeszcze słyszała podszepty rozsądku – w innym wypadku pewnie faktycznie rzuciłaby się na niego z pięściami.
Ten sam podszept mówił jej, że powinna się zamknąć, bo mężczyzna jeszcze faktycznie będzie gotowy spełnić swoją groźbę wysłania jej do więzienia – nieważne, jak bardzo pogardliwego uśmiechu by na tę myśl nie miała – a stamtąd już nikt jej nie wyciągnie. Boleśnie zdawała sobie sprawę, że ten nadęty dupek miał nad nią władzę, przewagę właściwie w każdym aspekcie i najmądrzejszą opcją byłoby położenie uszu po sobie z jedną myślą w głowie – by przetrwać. Ale szlag ją trafiał, że ktoś taki jak on – zepsuty do szpiku kości glina – w ogóle czegoś takiego od niej oczekuje, pyszniąc się przed nią tym swoim poczuciem wyższości. Nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał na tę odznakę i wszystkie przywileje i obowiązki jakie się z tym wiązały. Obywatele mieli ufać powadze jego zawodu, a on dla pieniędzy postanowił to wszystko sprzeniewierzyć.
Mhm, do kogo? — zapytała, mrużąc wrogo oczy. — Sprawdzałeś? Czy nie przypadkiem do jakiegoś słupa, który nie ma z nikim powiązań? — warknęła, bo szczerze wierzyła, że Lippi miał na tyle oleju w głowie, żeby nie posiadać pod własnym nazwiskiem miejsca, w którym załatwiał brudne transakcje.
Albo się myliła. Może tym razem nie okazał się być na tyle przewidujący. Może wpadł. Może chciał się jej pozbyć.
Zmarszczyła brwi w głębokim zastanowieniu nad tą myślą i ukłuta kiełkującym strachem. To było możliwe, nikt nie był niezastąpiony. Nie mniej, ona miała jeszcze swoją rolę do odegrania, pieniądze do zarobienia (poza tym odniosła wrażenie, że Lippi cieszy się kontrolą, jaką nad nią ma i oprócz posady kuriera cieszyła się też mniej oficjalną – jego maskotki) i na tyle, na ile znała Vittoria, kiedy do niego zadzwoniła, zakomunikowałby jej w jakiś swój śliski sposób, że ich współpraca właśnie się zakończyła. Nie mówiłby, że kogoś przyśle – musiała w to wierzyć. I nie rozklejać się niezależnie od tego, jak się ten wieczór skończy.
Wykonałam telefon. Zjawiłeś się Ty — wyliczyła, jakby ten fakt, dokładnie ta kolejność, miała być dla niego jakąś wskazówką. Dzwoniłam po pomoc i Lippi przysłał Ciebie, mówiło spojrzenie Zanny. — Nie uważam, żeby ani Twoje, ani moje zdanie miało w tej kwestii jakiekolwiek znaczenie — nie, jeśli nie chciał wkurwić Lippiego. A przynajmniej bardzo chciała wierzyć, że gdyby mężczyzna postanowił się zbuntować i wysłać ją do więzienia, to Vittorio by się wkurwił. Choć w tym momencie najważniejsze było to, w co uwierzy detektyw.
Po usłyszeniu, jak opowiada o swojej karierze, Morán prychnęła z otwartą drwiną, czując, że płomień w jej żyłach wcale nie osłabł, nawet jeśli kiełkujący strach zmusił ją do bardziej rozsądnego myślenia. Nie mniej, od myślenia do działania była jeszcze daleka droga.
O jakiej karierze dokładnie mówimy? — Drwina i lekceważący głos znów wyszły na prowadzenie. — Z takimi plecami? — kontynuowała, nie spuszczając z niego wzroku nawet na sekundę. Nie uważała, żeby brudny glina na długo zagrzał miejsca w policji. Tacy jak z reguły albo w końcu byli zwalniani ze służby, albo kończyli z kulką w głowie. Tak jak i on, pochyliła się nieznacznie do przodu w kierunku stołu. — Ty już upadasz. Pytanie tylko, jak długo Ci to zajmie — zniżyła swój głos, cedząc słowa przez zęby. Jednak już chwilę później znieruchomiała na moment, patrząc gdzieś w bok. Wypowiedziane przez nią słowa uderzyły w nią samą i to z siłą, jakiej się nie spodziewała. Z rozbieganym wzrokiem najpierw wyprostowała się na krześle, potem odchyliła, jakby chciała na powrót się na nią rozsiąść, ale ostatecznie po prostu się z niego podniosła.
W nagłej potrzebie większej przestrzeni i odległości od detektywa, podeszła do ściany znajdującej się jak najdalej od niego i oparła się o nią plecami. Skrzyżowała ramiona na piersi, by przynajmniej psychicznie się od niego odgrodzić.
Po prostu to zrób — powiedziała w końcu, nie precyzując, o co dokładnie jej chodziło. Pakowała się do więzienia czy oczekiwała, że ją stąd wypuści? Głos Zanny brzmiał teraz na bardzo, bardzo zmęczony, podobne wrażenie sprawiał też wyraz jej twarzy: półprzymknięte powieki, oczy pozbawione ognia, opuszczone kąciki ust. Więcej też na mężczyznę nie spojrzała, nagle pochłonięta światem swoich myśli.

Rhys Madden

this broken feeling

: czw sie 14, 2025 12:20 pm
autor: Rhys Madden
Targające nim emocje napędzały myśli, planowanie dopełnienia gróźb, które wybrzmiały w jego słowach. Patrząc w jej przysłonięte furią tęczówki zastanawiał się ile faktycznie mogła być warta dla Lippi'ego i czy brak posłuszeństwa byłby dla niego mocno bolesny. Z pewnością Vittorio wymyśliłby karę gdyby nie wykonał jego polecenia, ale w tej chwili wszystko wydawało mu się warte starcia schowanego za kubkiem kawy uśmieszku, iskry pewności siebie osoby, której wydawało się, że faktycznie ma go w swojej garści.
Czym innym było korzenie się przed nim - przed osobą nawykłą do uginania karków tym, którzy z nim współpracowali. Lippi był niebezpieczny i nieprzewidywalny, a macki jego rodziny rozciągały się po całym Toronto. Miał możliwości, pieniądze i wpływy by zrujnować wszystko, na co Madden pracował całe życie. Suzanna Morán była tylko płotką - kurierem, mrówką robotniczą, która w szerokiej skali operacji mogła co najwyżej zostać zastąpiona przez kogoś innego. Z jakiegoś powodu pogarda w jej oczach wydawała jej się stukrotnie trudniejsza do zniesienia niż ta, którą ociekały rozkazy Vittorio.
Może to przez obraz, który odbijał się w jej tęczówkach.
Zepsuty do szpiku kości glina ignorował jej słowa, kontemplując to, jak wiele problemów przysporzyłoby mu wsadzenie jej do aresztu choćby na jedną noc. Zastanawiał się, na ile byłaby skłonna wykrzyczeć do jego współpracowników całą prawdę ignorując konsekwencje, które mogłyby sięgnąć ją nawet w więzieniu. Lippi miał koneksje, był mściwy i pozbawiony skrupułów. Ale czy gdyby dla brudnego gliny ryzyko okazało się warte płytkiego dania jej nauczki, czy wsadzona za kraty kurierka nie stanęłaby przed podobnym dylematem?
Dostrzegł prawdę schowaną w jej spojrzeniu - tą, która powinna ostudzić jego złość, a zamiast tego ją podsyciła.
To przesłuchanie było szczytem improwizacji, na którą mógł sobie pozwolić. Przypominało spektakl, w który oboje zostali wrzuceni z pomiętymi kartkami papieru scenariusza. Wiedziała, że skoro Lippi obiecał jej pomoc, glina powinien ją wypuścić. On wiedział, że skoro otrzymał polecenie i przekroczył próg komisariatu, w głębi ducha postanowił, że je wykona. Mieli własne role do odegrania niezależnie od akt w jego dłoniach, kubka kawy porwanego przez kobietę i jadowitych słów, którymi obrzucali się nawzajem.
Świadomość tego, że jego słowa nie miały żadnego znaczenia, powinna go uspokoić, zmusić do przejścia do działania - by mieć to wszystko z głowy, jak najszybciej, jak najsprawniej. Zamiast tego czuł zaciskającą się na jego szyi pętlę, do złudzenia przypominającą obrożę. W uszach zadzwonił łańcuch, którym szarpnął jak pozostawiony samemu sobie pies, świadomy jałowości swojej walki o wolność a jednak wciąż targający się naprzód.
- Przynajmniej wciąż mam skąd upaść - wycedził, w ostatnim podrygu buntu, gdy jego umysł z wolna wyczerpywał możliwości i opcje. Nie mógł ryzykować umieszczeniem jej w areszcie, a kimkolwiek była, mówił szczerze twierdząc, że nie była warta jego wysiłku - choć nie w ten sposób, w jaki to przedstawił. Wrzucanie jej do więzienia wyłącznie dlatego, że nie okazywała skruchy czy wdzięczności byłoby irracjonalnym działaniem, które niepotrzebnie zrzuciłoby na niego gniew Lippi'ego. Jego własna furia może i wciąż wrzała pod skórą, ale ostatecznie decyzja zawsze sprowadzała się do pragmatyki.
Obserwował ją w ciszy gdy poderwała się, ruszając do naprzeciwległej ściany. Przestrzeń między nimi nabrała dystansu, przez który dostrzegł jej zmęczone spojrzenie. Słowa rzucone przez kobietę go zaskoczyły - wybiły z rytmu, z ciągu wściekłych myśli i epitetów, którymi mógłby skomentować tę sytuację. Spodziewał się dalszej walki - zarówno o własną wolność, jak i o to, które z nich było wyżej na tej moralnej drabinie. Jadowitych komentarzy i prób przekonania go, że pozostała spokojna, ponieważ Lippi zapewni jej bezpieczeństwo.
Nie spodziewał się rezygnacji. A ta była niczym kubeł zimnej wody wylany wprost na jego gorejące wnętrze. Przyglądał jej się przez chwilę, zastanawiając po raz kolejny nad tym skąd właściwie kojarzył jej twarz.
- Wpadniesz drugi raz, wsadzą cię do pudła - rzucił krótko, podnosząc się powoli z miejsca. - I nie nie będę w stanie z tym zrobić - dodał, ruszając do wyjścia. Nie zamierzał dawać jej okazji do kolejnego komentarza - a sobie do pożałowania tego, co właśnie robił. Uchylił drzwi ostentacyjnie, wpuszczając do środka świat zewnętrzny - gwar posterunku, działającego prężnie tego wieczora.
Nie powiedział nic więcej i jedynie jego wzrok komunikował Zachowuj się - teraz, gdy wszyscy byli świadkami ich konwersacji.

zanna morán

ztx2