Just one chance now, to come home looking like a lovely girl
: wt sie 05, 2025 2:48 pm
Nie była pewna czy zgubiła gdzieś po drodze swoją poplamioną sosem koszulę, czy po prostu po tym, jak ją zdjęła oddała ją Loli albo Ivon do torebki czy plecaka, bo sama jak zwykle miała przy sobie tylko telefon w etui ze smyczą.
Niczego więcej (wcześniej) do szczęścia nie potrzebowała, ale teraz po pierwszej nad ranem zaczynała już marznąć w swoich jeansowych szortach i górze od bikini w arbuzowy wzór. Jedna część stanika była czerwona w czarne kropki, druga zielona w limonkowe paski. To bikini było najbliżej egzotycznego outfitu, który miała w szafie. Łańcuch ze sztucznych kwiatów, który ktoś jej założył na szyję w trakcie festiwalu nie grzał jej wcale, choćby chciała, a wręcz ją irytował.
I oczywiście zamiast złapać za materiałowe kwiaty wychodząc z metra złapała za telefon, żeby napisać dziewczynom nieskładną wiadomość o tym, że irytują ją te kwiaty i że już dojechała do siebie na dzielnię (no prawie) i że idzie. I ciężko stwierdzić czy w ogóle to wysłała, czy tylko napisała, bo nie miała na razie żadnej wiadomości, za to mijała ogrom ludzi w podobnym stanie co ona, zarówno pod względem ilości wypitego alkoholu i wizualnie, festiwalowej estetyki. Część wcale nie zamierzała kończyć jeszcze zabawy, bo kilka osób, które razem z nią wypłynęło z metra i szło podobną trasą, właśnie kierowało się do beach klubu.
A Donna idąc dziarskim krokiem znaną sobie trasą przyglądała się innym ludziom, spojrzała na bawiących się w klubie, dostrzegła nieopodal Alexa, ktoś kawałek dalej śpiewał hymn, po kogoś podjechał uber.
Zatrzymała się. I cofnęła o kilka kroków do tyłu, o dziwo na nikogo nie wpadając, znowu łowiąc wzrokiem Alexandra, najgorszego barmana w historii tego zawodu. Może powinna była od razu iść dalej i udawać, że się wcale nie zobaczyli, ale pewnie tak by zrobiła, gdyby pracowali w jakimś sztywnym korpo za biurkami, a nie w klubie nocnym.
Donna wyszczerzyła się i uniosła dłoń, żeby pomachać mężczyźnie, zanim ruszyła w jego stronę, nie przejmując się tym, czy jest w jakimś towarzystwie, albo czy akurat kogoś nie bajeruje.
Przecież chciała się tylko przywitać i życzyć miłego festiwalu, a że wypita ilość alkoholu nie pomagała jej w podejmowaniu racjonalnych decyzji, to inna sprawa.
Przywitanie się to przecież nic złego, wręcz przeciwnie, to bardzo grzeczne.
alexander baransky
Niczego więcej (wcześniej) do szczęścia nie potrzebowała, ale teraz po pierwszej nad ranem zaczynała już marznąć w swoich jeansowych szortach i górze od bikini w arbuzowy wzór. Jedna część stanika była czerwona w czarne kropki, druga zielona w limonkowe paski. To bikini było najbliżej egzotycznego outfitu, który miała w szafie. Łańcuch ze sztucznych kwiatów, który ktoś jej założył na szyję w trakcie festiwalu nie grzał jej wcale, choćby chciała, a wręcz ją irytował.
I oczywiście zamiast złapać za materiałowe kwiaty wychodząc z metra złapała za telefon, żeby napisać dziewczynom nieskładną wiadomość o tym, że irytują ją te kwiaty i że już dojechała do siebie na dzielnię (no prawie) i że idzie. I ciężko stwierdzić czy w ogóle to wysłała, czy tylko napisała, bo nie miała na razie żadnej wiadomości, za to mijała ogrom ludzi w podobnym stanie co ona, zarówno pod względem ilości wypitego alkoholu i wizualnie, festiwalowej estetyki. Część wcale nie zamierzała kończyć jeszcze zabawy, bo kilka osób, które razem z nią wypłynęło z metra i szło podobną trasą, właśnie kierowało się do beach klubu.
A Donna idąc dziarskim krokiem znaną sobie trasą przyglądała się innym ludziom, spojrzała na bawiących się w klubie, dostrzegła nieopodal Alexa, ktoś kawałek dalej śpiewał hymn, po kogoś podjechał uber.
Zatrzymała się. I cofnęła o kilka kroków do tyłu, o dziwo na nikogo nie wpadając, znowu łowiąc wzrokiem Alexandra, najgorszego barmana w historii tego zawodu. Może powinna była od razu iść dalej i udawać, że się wcale nie zobaczyli, ale pewnie tak by zrobiła, gdyby pracowali w jakimś sztywnym korpo za biurkami, a nie w klubie nocnym.
Donna wyszczerzyła się i uniosła dłoń, żeby pomachać mężczyźnie, zanim ruszyła w jego stronę, nie przejmując się tym, czy jest w jakimś towarzystwie, albo czy akurat kogoś nie bajeruje.
Przecież chciała się tylko przywitać i życzyć miłego festiwalu, a że wypita ilość alkoholu nie pomagała jej w podejmowaniu racjonalnych decyzji, to inna sprawa.
Przywitanie się to przecież nic złego, wręcz przeciwnie, to bardzo grzeczne.
alexander baransky