Sometimes the silence guides our minds. So move to a place so far away...
: śr sie 06, 2025 12:40 pm
Czekałam na Jamesa już dobrą chwilę, rozglądając się po tłumie, który falował przede mną w miękkim, rozgrzanym światłem powietrzu. Z każdą minutą muzyka wydawała się głośniejsza, bębniła mi w klatce piersiowej, a kolory świateł przelewały się po ludzkich twarzach, zamieniając je w zupełnie nowe, trochę nierealne wersje samych siebie. Wszystko tu było jakby bardziej – barwne chusty, sztuczne wąsy, dziewczyna w cekinowym topie śmiejąca się tak, jakby nie znała wstydu.
Napisałam do Jamesa, że już jestem. Palce trochę mi drżały, może z podniecenia, może ze zdenerwowania – nie wiedziałam, czy naprawdę chcę tu być, czy po prostu chciałam znowu poczuć się lekka. Czułam pod stopami drgania basu, który przechodził przez ziemię i docierał aż do kości. Lubiłam ten moment, zanim ktoś przyjdzie, kiedy mogłam roztopić się w otoczeniu, zniknąć na chwilę między tymi wszystkimi obcymi, którzy tańczyli, śmiali się, przytulali – wirowali wokół mnie, jakby byli zrobieni z samego światła. Czułam zapach rozgrzanego betonu, słodkiej waty cukrowej i ziołowych perfum. Ktoś przebiegł obok, zostawiając za sobą smugę cytrusów i śmiech, który przetoczył się echem przez tłum. Festiwal miał w sobie coś z obietnicy – że tu wszystko może się zdarzyć, że można przez chwilę być kimś zupełnie innym, kimś odważnym, kolorowym, roztańczonym.
Oparłam się o barierkę i wciągnęłam głęboko powietrze. Pozwoliłam sobie przez moment patrzeć, jak świat tańczy. Jakaś dawna część mnie miała ochotę do nich dołączyć, ale jeszcze nie teraz – najpierw musiałam złapać równowagę, przekonać siebie, że to bezpieczne, że nikt nie patrzy, że mogę tu być taka, jaka jestem. Spojrzałam na telefon. James jeszcze nie odpisał, ale znałam go na tyle, żeby wiedzieć, że pojawi się dokładnie wtedy, kiedy będę go najbardziej potrzebować. Tak już miał – nigdy nie przychodził za wcześnie ani za późno.
Zacisnęłam dłoń na pasku torby i spróbowałam się uśmiechnąć. Jeszcze chwila. Jeszcze kilka taktów muzyki, jeden głębszy oddech, zanim wszystko zacznie się na dobre. Wtedy właśnie zrozumiałam, że czekałam nie tylko na niego. Czekałam, aż znowu nauczę się cieszyć – naprawdę, bez tych wszystkich filtrów i masek, które ostatnio nosiłam. Od śmierci mamy wszystko było inne. Świat zdawał się głośniejszy, ale i mniej wyraźny – jakbym czasem patrzyła na rzeczy zza szyby. Stojąc tu, między roztańczonym tłumem, poczułam nagle, że jeśli mam się nauczyć żyć od nowa, to właśnie od takich chwil trzeba zacząć. Od świateł, muzyki, zwykłego czekania na kogoś, kto potrafi rozpoznać mnie nawet w tłumie.
I może tego wieczoru uda mi się choć na chwilę nie myśleć o pustce, którą zostawiła po sobie. Może w końcu nauczę się zapełniać ją czymś innym – tańcem, śmiechem, czyimś ramieniem, które czeka na mnie gdzieś w tłumie.
James A. Rutherford
Napisałam do Jamesa, że już jestem. Palce trochę mi drżały, może z podniecenia, może ze zdenerwowania – nie wiedziałam, czy naprawdę chcę tu być, czy po prostu chciałam znowu poczuć się lekka. Czułam pod stopami drgania basu, który przechodził przez ziemię i docierał aż do kości. Lubiłam ten moment, zanim ktoś przyjdzie, kiedy mogłam roztopić się w otoczeniu, zniknąć na chwilę między tymi wszystkimi obcymi, którzy tańczyli, śmiali się, przytulali – wirowali wokół mnie, jakby byli zrobieni z samego światła. Czułam zapach rozgrzanego betonu, słodkiej waty cukrowej i ziołowych perfum. Ktoś przebiegł obok, zostawiając za sobą smugę cytrusów i śmiech, który przetoczył się echem przez tłum. Festiwal miał w sobie coś z obietnicy – że tu wszystko może się zdarzyć, że można przez chwilę być kimś zupełnie innym, kimś odważnym, kolorowym, roztańczonym.
Oparłam się o barierkę i wciągnęłam głęboko powietrze. Pozwoliłam sobie przez moment patrzeć, jak świat tańczy. Jakaś dawna część mnie miała ochotę do nich dołączyć, ale jeszcze nie teraz – najpierw musiałam złapać równowagę, przekonać siebie, że to bezpieczne, że nikt nie patrzy, że mogę tu być taka, jaka jestem. Spojrzałam na telefon. James jeszcze nie odpisał, ale znałam go na tyle, żeby wiedzieć, że pojawi się dokładnie wtedy, kiedy będę go najbardziej potrzebować. Tak już miał – nigdy nie przychodził za wcześnie ani za późno.
Zacisnęłam dłoń na pasku torby i spróbowałam się uśmiechnąć. Jeszcze chwila. Jeszcze kilka taktów muzyki, jeden głębszy oddech, zanim wszystko zacznie się na dobre. Wtedy właśnie zrozumiałam, że czekałam nie tylko na niego. Czekałam, aż znowu nauczę się cieszyć – naprawdę, bez tych wszystkich filtrów i masek, które ostatnio nosiłam. Od śmierci mamy wszystko było inne. Świat zdawał się głośniejszy, ale i mniej wyraźny – jakbym czasem patrzyła na rzeczy zza szyby. Stojąc tu, między roztańczonym tłumem, poczułam nagle, że jeśli mam się nauczyć żyć od nowa, to właśnie od takich chwil trzeba zacząć. Od świateł, muzyki, zwykłego czekania na kogoś, kto potrafi rozpoznać mnie nawet w tłumie.
I może tego wieczoru uda mi się choć na chwilę nie myśleć o pustce, którą zostawiła po sobie. Może w końcu nauczę się zapełniać ją czymś innym – tańcem, śmiechem, czyimś ramieniem, które czeka na mnie gdzieś w tłumie.
James A. Rutherford