the sword & the pen
: śr sie 06, 2025 7:56 pm
Ostatecznie street food był taki, jak się mógł tego spodziewać - na drugi dzień zaczynało już brakować składników, wszystko było robione na szybko, a wciąż było to lepszej jakości niż cokolwiek, co zdarzyło mu się jeść.
Jakim cudem jeszcze nigdy nie wylądował w szpitalu ze względu na problemy żołądkowe ciężko stwierdzić, ale podejrzewał, że już za niedługo uderzą w niego z siłą nagromadzoną przez lata. W tym wieku powinien już zacząć zwracać większą uwagę na styl życia i odżywiania.
Ba, już kilka lat temu powinien był zacząć to robić.
Zdecydowanie też nie sięgał po nic innego poza wodą, szczególne mając na uwadze wspomnienie poprzedniego wieczoru, kiedy spotkał imprezowiczów którzy przesadzili aż nadto.
Nie, żeby był abstynentem, absolutnie, zwykle po prostu miał do takich imprez odpowiednie towarzystwo, które albo wiedziało, że skończyć trzeba już bo jutro do zrobienia - tutaj długa lista - albo uznawało się komisyjnie, że jebać tę listę i będą do świtu pić. Zwykle byli to mężczyźni w podobnym do Mitcha wieku i wszyscy znali się już aż za długo i podobnymi parali zawodami.
Ostatni łyk wody, Mitchi w upale rozgląda się za kolejką do wodopoju, dziękując w duchu, że nie zajmuje się w życiu reportażami z eventów. Nie, żeby miał mniej szacunku do kolegów po fachu, ale mimo wszystko, po cichu, wyznawał wyższość kryminalistyki ponad wywiadami z artystami grającymi na bębnach zrobionych ze śmieci.
Kolejki do wodopoju jak nie było tak nie ma, za to drogę zastępuje mu starsza kobieta, uśmiechając się szeroko, prezentując pomalowane na czarno zęby, Mitch uśmiech odzwierciedla automatycznie, czasami już nad tym nie panuje.
I po prostu, najzwyczajniej w świecie jest serdeczny.
Ale to byłby szczyt jego interakcji z kobietą, bo już chciał przeprosić i dalej iść, kiedy ta wyciąga w jego stronę cygaro prosząc, żeby z nią zapalił.
- Och, nie, dziękuję bardzo. - Wciąż z uprzejmym uśmiechem na ustach Mitch zmuszony jest odmówić, bo palenie nie wiadomo czego z nie wiadomo kim nie było absolutnie w jego stylu. Kręci jeszcze głową widząc kolejny zachęcający gest, ale kobieta traci szybko cierpliwość i mruczy coś, czego Mitch absolutnie nie rozumie.
A potem spluwa mu pod nogi brązową, pewnie od tytoniu, plwociną i odchodzi, rzucając, że będzie pecha miał do końca roku.
Mazarine Winters
Jakim cudem jeszcze nigdy nie wylądował w szpitalu ze względu na problemy żołądkowe ciężko stwierdzić, ale podejrzewał, że już za niedługo uderzą w niego z siłą nagromadzoną przez lata. W tym wieku powinien już zacząć zwracać większą uwagę na styl życia i odżywiania.
Ba, już kilka lat temu powinien był zacząć to robić.
Zdecydowanie też nie sięgał po nic innego poza wodą, szczególne mając na uwadze wspomnienie poprzedniego wieczoru, kiedy spotkał imprezowiczów którzy przesadzili aż nadto.
Nie, żeby był abstynentem, absolutnie, zwykle po prostu miał do takich imprez odpowiednie towarzystwo, które albo wiedziało, że skończyć trzeba już bo jutro do zrobienia - tutaj długa lista - albo uznawało się komisyjnie, że jebać tę listę i będą do świtu pić. Zwykle byli to mężczyźni w podobnym do Mitcha wieku i wszyscy znali się już aż za długo i podobnymi parali zawodami.
Ostatni łyk wody, Mitchi w upale rozgląda się za kolejką do wodopoju, dziękując w duchu, że nie zajmuje się w życiu reportażami z eventów. Nie, żeby miał mniej szacunku do kolegów po fachu, ale mimo wszystko, po cichu, wyznawał wyższość kryminalistyki ponad wywiadami z artystami grającymi na bębnach zrobionych ze śmieci.
Kolejki do wodopoju jak nie było tak nie ma, za to drogę zastępuje mu starsza kobieta, uśmiechając się szeroko, prezentując pomalowane na czarno zęby, Mitch uśmiech odzwierciedla automatycznie, czasami już nad tym nie panuje.
I po prostu, najzwyczajniej w świecie jest serdeczny.
Ale to byłby szczyt jego interakcji z kobietą, bo już chciał przeprosić i dalej iść, kiedy ta wyciąga w jego stronę cygaro prosząc, żeby z nią zapalił.
- Och, nie, dziękuję bardzo. - Wciąż z uprzejmym uśmiechem na ustach Mitch zmuszony jest odmówić, bo palenie nie wiadomo czego z nie wiadomo kim nie było absolutnie w jego stylu. Kręci jeszcze głową widząc kolejny zachęcający gest, ale kobieta traci szybko cierpliwość i mruczy coś, czego Mitch absolutnie nie rozumie.
A potem spluwa mu pod nogi brązową, pewnie od tytoniu, plwociną i odchodzi, rzucając, że będzie pecha miał do końca roku.
Mazarine Winters