Strona 1 z 1

I'm in a fuck off sort of mood

: śr sie 06, 2025 10:00 pm
autor: Lorenzo Moretti
Nic go w tej pracy nie nakręcało tak jak piątkowy ruch i sala pełna rezerwacji. Enzo naprawdę lubił swoją pracę, pasjonowało go gotowanie i dawanie ludziom jeść. Tabaka, przypominająca bardziej walkę o życie, niż pasje kulinarna sprawiała, że czuł po co żyje, a praca zespołowa napędzała go coraz bardziej do działania. Lorenzo do takich dni, czy wieczór podchodził bardzo zadaniowo. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Dania nie wychodziły z kuchni, zanim ich nie zatwierdził. Nikt nie schodził ze swojego stanowiska, dopóki Enzo nie dał znać, że udało im się wydać ostatni stolik, a on sam oprócz wydawki, pilnował na mięsnym stanowisku, aby każdy stek był tak wysmażony, jak klient sobie tylko zaliczył. I oczywiście, że nie był to rodzaj kuchni, którą wpajała mu od dziecka nonna, ale było to stanowczo coś, co chciał w życiu robić.
Jego perfekcjonizm był ogromnym atutem, jeśli chodziło o pracę na kuchni, ale czasem i zmorą, bo zapewne nie zaliczył, ile razy wyrzucał danie do kosza, mimo że gość już swoje odczekał, tylko dlatego, że w jego mniemaniu nie było wystarczająco idealne. I nawet jeśli nie była to jego restauracja, Enzo dawał z siebie tyle, jakby sam właśnie walczył o gwiazdkę Michelin i rozgłos w kanadyjskich kulinarnych gazetach oraz social mediach.
Była w tym miejscu jednak jedna osoba, która ewidentnie zaburzała jego system pracy. Wbijała szpilki w jego perfekcjonizm, jakby miała przed sobą laleczkę voodoo i ewidentnie myślała, że jest ważniejsza niż szef kuchni. Moretti czekał na dzień w którym mu powie, że jakieś osiemnaście osób czeka przed drzwiami na jego miejsce, a ona je z chęcią wszystkie zatrudni.
- Czy ty jesteś kurwa normalna? - warknął w jej stronę, gdy tylko po zamknięciu lokalu, przekroczyła próg kuchni. Miał nadzieję, że była głodna i miała umrzeć z głodu, bo Enzo jako ostatni, który został na kuchni, nie zamierzał dać jej nawet grzanek do zupy. - Od kiedy dostawiamy stoły, gdy jest full, bo ty musisz kogoś wcisnąć? DWANAŚCIE OSÓB? - Ta cała złość zbierała się w nim od momentu, którym kelner wpadł na salę i go poinformował, że Carson przyjęła rezerwacje, przez przygotowanie potraw, a nawet znoszeniu pustych talerzy z sali. Chyba wyczekiwał momentu, aż zamierzała wejść na kuchnię, aby jej przypomnieć, że była idiotka. - Stupido mucca - mruknął pod nosem, odwracając się na pięcie, odpalając oraz tym papierosa na kuchni, bo kierował się w stronę wyjścia na zapleczu, aby zapalić, bo było to mniejsze zło, niż zabicie jej i zmarnowanie sobie życia w więzieniu przez to babsko.

carson lonsdale

I'm in a fuck off sort of mood

: śr sie 20, 2025 1:21 pm
autor: carson lonsdale
1
Nauczyła się utrzymywać skupienie w stresujących sytuacjach, bałaganach, kryzysach; pełna restauracja nijak miała się do tego, z czym potrafiła sobie radzić, a jednak dziś nawet ona miała dość. Nie mogła się doczekać, aż drzwi zamkną się za ostatnim klientem, a uprzejmy uśmiech będzie mógł w końcu zejść z jej twarzy na rzecz zmęczonego grymasu. Pewnie miała to nazajutrz odpokutowywać migreną albo ogólnym rozdrażnieniem, ale teraz odczuwała tylko dumę i to samo starała się przekazać każdemu członkowi obsługi, który następnie opuszczał lokal. Ani sobota, ani niedziela nie miały być pewnie lżejsze dla żadnego z nich, a mimo to była dobrej myśli.
To jest, dopóki nie weszła na kuchnię. I choć w teorii powinna spodziewać się ataku wymierzonego w swoją stronę – nie był pierwszym, niezależnie od tego, czy znajdowali się w pracy, czy na jakimś słodko-pierdzącym zlocie rodzinnym, gdzie Enzo powinien grzecznie się uśmiechać, uczepiony ramienia jej siostry, a nie grać jej na nerwach – poirytowane westchnięcie zdążyło wymknąć się z jej ust jeszcze zanim pomyślała dwa razy.
Ciebie też miło widzieć — odparsknęła, decydując się wyjątkowo nie grać w podyktowaną przez niego grę. Była zmęczona i przebodźcowana: nie potrzebowała dodatkowo cisnąć się twarzą w mur, jakim niewątpliwie był Enzo Moretti, którego ewidentnie c o ś dziś zdenerwowało. I choć podświadomość doskonale podpowiadała jej, cóż mogło być powodem takiego stanu rzeczy, grzecznie zaczekała aż zwerbalizuje swoje bolączki i, wspierając się biodrem o jeden z kuchennych blatów, założyła ręce na piersi. Wytłumaczenie rzeczywiście przyszło zaraz za ciosem. — Od kiedy telefon przychodzi bezpośrednio z ratusza — odpowiedziała spokojnie, mrużąc jedynie oczy, bo – choć była zirytowana jego podejściem – nie zamierzała j e s z c z e dawać mu tej satysfakcji i reagować na jego zaczepki. W ten sam sposób nie powinna podążać za nim na zaplecze, gdy ewidentnie potrzebował chwili spokoju z papierosem, ale tego chyba nie potrafiła sobie podarować, szczególnie, gdy rzucił za nią obelgę po włosku. — Cała rada miasta była zachwycona twoją kuchnią, a ty tak się do mnie zwracasz? Wstyd, Enzo — westchnęła teatralnie. Nie potrzebowała się unosić, wiedząc, że koniec końców postąpiła słusznie – jeśli mieli w następnych miesiącach stać się ulubioną restauracją lokalnej władzy, na pewno miało wyjść im to na dobre, czy Enzo tego chciał, czy nie, i niezależnie od tego, co sądził o dostawianiu stolika dla dwunastu osób. Cholera, gdyby przyszło ich trzydziestu t e ż przyjęłaby rezerwację.

Lorenzo Moretti

I'm in a fuck off sort of mood

: śr sie 20, 2025 9:21 pm
autor: Lorenzo Moretti
Jej nigdy nie było dobrze widzieć. Odnosił wrażenie, że na nią chorował. Że męczyła go na tyle, że przebywanie w jednym pomieszczeniu z nią przez pięć minut zabierało mu cały potrzebny, do egzystowania tlen, i sprawiało ból w całym ciele, podobny do tego, który dopada człowieka po przebięgnięciu czterokrotnego ironmana. Była jego bolączką i utrapieniem, a on krzywił się na samą myśl, gdy myślał, o tym, że faktycznie mogliby być rodziną i widywać się w każde święta, a on musiałby z pokorą znosić jej odwiedziny. Kiedy ostatni raz rozmyślał o rozstaniu z jej siostrą, jako jeden z powodów podał nawe samą Carson Lonsdale, bo była ewidentnie jego trzynastym powodem.
Najprawdopodobniej nie istniał na tym świecie drugi człowiek, który tak szybko wyprowadzał go z jego wewnętrznej równowagi, a dodatkowo irytował go fakt, że tak właśnie się działo, bo wiedział, że w głębi duszy triufmowała z tego powodu.
- Musisz za mną łazić? - Spytał trochę spokojniej, bo nikotyna zaczęła działać kojąco na jego mózg, a Carson przez sekundę jakby irytować trochę mniej. - Ale przypomnij mi, to zamówię Ci pod choinkę rozmówki włoskie, żebyś zaczęła też rozumieć bardziej złożone zdania. - Ani trochę nie żałował, że nazwał ją przed chwilą głupią krową, bo w jej przypadu mogłoby to nawet zahaczyć o k o m p l e m e n t. - Mógłby się tu nawet zjawić Trump albo Andrea Bocelli i kompletnie mnie to nie interesuje, Carson. Rozumiesz zdanie mamy komplet? - Dopytał, aby upewnić się, że jego włoski akcent nie jest jednak aż tak wyraźny, jak mogłoby się wydawać, i może Carson jednak nie rozumiała angielskiego, którym się Lorenzo posługiwał. - K o m p l e t. - Przeliterował powoli, gaszą przy tym papierosa butym i po chwili wyciągnął kolejnego, bo w jej towarzystwie jeden nie był wystarczający. - Nie rób tak więcej. - Bo kiedy ona zamierzała teraz iść do domu i odprawiać swoje rytuały czarownicy, on musiał szykować dania, które zjadł j e j ratusz, a były uszykowany na jutrzejszą wydawkę.

carson lonsdale

I'm in a fuck off sort of mood

: pt sie 29, 2025 10:52 pm
autor: carson lonsdale
Zastanawiała się czasem – wróć, zastanawiała się każdego dnia, w którym musiała wejść z tym człowiekiem w interakcję cóż takiego widziała w nim jej siostra. Jej siostra, która skrupulatnie planowała ich wspólną przyszłość ilekroć umawiały się na wino (ku wielkiemu niezadowoleniu Carson), jej s i o s t r a, która była w tym człowieku szczerze zakochana. I może nie była ślepa, bo przynajmniej buźkę miał ładną, ale co z tego, skoro czar pryskał, ilekroć ją otwierał? Chryste, jeśli tylko na makaronie i weselu w Palermo czy innym Positano jej zależało, to miasto Włochami stało – dlaczego musiała wybrać sobie właśnie tego najbardziej irytującego, który działał na Carson jak płachta na byka?
Muszę. Jeśli ci to przeszkadza, prowadź kłótnię w jednym miejscu zamiast szczekać i uciekać — parsknęła, czując, że rośnie w niej napięcie, które coraz bardziej miała ochotę rozładować przy pomocy kieliszka wina. Nie zamierzała jednak dać mu tej satysfakcji i jawnej deklaracji tego, że zaczyna brakować jej cierpliwości. — Radzę sobie wystarczająco dobrze, dziękuję za troskę. Zamiast wydawać pieniądze na mnie, kup sobie lepiej vademecum o tym, jak nie być skończonym kretynem — prawdopodobnie przepadła jej tym samym ostatnia szansa na kolację, ale miała to gdzieś. Nie zjadłaby niczego, co przygotowałby jej Enzo; nie, gdy istniało realne ryzyko, że poczęstuje ją trutką na szczury czy innym arszenikiem.
Ale przez moment, przez naprawdę krótki moment spowodowany być może zmęczeniem albo przebodźcowaniem chciała odpowiedzieć, że zrozumiała, a on nie miał się czym martwić. W porę jednak wyobraziła sobie, jak Lorenzo Moretti kładzie się tego wieczoru do łóżka z uśmiechem na twarzy; z uśmiechem spowodowanym wygraną i przeświadczeniem, że oto nagle zdobył przewagę w tym ich małym konflikcie i wizja ta sprawiła, że tylko resztki ogłady, które w niej pozostały, powstrzymały ją przed fizycznym wzgrydnięciem się na samą myśl.
Nie — odparła bezpardonowo, dłonie wspierając teraz o biodra gdy przechylała głowę, jakby miało jej to pomóc w lepszym przyjrzeniu się mężczyźnie i zrozumieniu, cóż właściwie siedzi w jego głowie. — Nie zamierzam wycofywać się z czegoś, co – i nie mam co do tego żadnych wątpliwości – przyniesie restauracji korzyść tylko dlatego, że mamy komplet, Enzo. Sorry — wzdrygnęła ramionami. — Mogę załatwić ci więcej ludzi na weekendy, jeśli czujesz taką potrzebę, ale to jedyna gwarancja, jaką mogę ci dać — westchnęła. Najchętniej nawet tego by mu nie zaoferowała, ale potrzebowała karty przetargowej, którą mogła jakkolwiek załagodzić cios. To nie tak przecież, że robiła to wszystko po to, by jemu konkretnie sprawić przykrość. Fakt, był to miły dodatek, ale, na Boga, no!

Lorenzo Moretti