Strona 1 z 1

Hello, do we know each other?

: czw sie 07, 2025 8:27 pm
autor: Morgan Cortez
#1

Po skończonej zmianie Morgan nie zawsze od razu wracała do domu, choć może i to dziwne jak na pielęgniarkę, która kończyła kolejny z długich dyżurów. Dzisiejszy dyżur jednak był jednym z tych w normowanym czasie pracy, nie doświadczali ostatnio w szpitalu braków kadrowych, bo też i sezon nie był teraz wybitnie grypowy. Było słoneczne popołudnie i panna Cortez postanowiła jeszcze z niego skorzystać zanim zaszyje się w swoim mieszkaniu i zakopie w pościeli do czasu kolejnego wyjścia do pracy. Dojazdy do szpitala zajmowały jej sporo czasu, wiedziała więc, że jeżeli już teraz pójdzie do domu, to nici ze spaceru na koniec dnia, a czuła potrzebę odreagowania w jakiś sposób emocji, które pojawiły się w niej w pracy, a najlepiej radziła sobie z nimi właśnie poprzez chodzenie. Przebrana w zwyczajną białą koszulkę i dżinsy, z torbą, która skrywała w sobie jej pielęgniarski scrubs i wiele innych bardziej lub mniej przydatnych przedmiotów, spacerowała po parku zupełnie zatopiona we własnych myślach. Starała się nie analizować zbytnio dzisiejszych wydarzeń, bo roztrząsanie tego, co mogłaby zrobić inaczej nie dawało jej raczej ukojenia, a raczej jeszcze bardziej podważało jej chwiejne poczucie własnej wartości. Jednocześnie czuła się z siebie dumna, że mimo przeciwności swojego dyslektycznego umysłu poradziła sobie i dotarła aż do tego miejsca, w którym była teraz. Z drugiej jednak strony czuła się czasem niewystarczająca, nie dość profesjonalna, niedostatecznie wyszkolona do tej pracy. Ktoś nazwałby to syndromem oszusta, ona jednak wiedziała, że problem leży w niej samej. W tym, że nie pamiętała. Już od dłuższego czasu nie zawracała sobie tym głowy, jakoś nauczyła się pchać życie dalej i nie myśleć o tej części swojego życia, która jej umknęła. Czasem jednak zastanawiała się, a co jeśli... Jeśli to, co się wydarzyło przed tym zanim znaleźli ją na tej plaży miało odmienić jej życie? Ocalić od życia, które wymyślili dla niej inni? Czuła się jakby coś odkryła, a potem wróciła do punktu wyjścia. Decyzja o kontynuowaniu kariery pielęgniarskiej nadal była dla niej po prostu pogodzeniem się z losem, niekoniecznie pełną entuzjazmu, świadomą decyzją. Chciałaby mieć inny plan na siebie, inną przyszłość. Życie jednak nie chciało dać jej tego, czego nadal skrycie pragnęła - dowiedzieć się co się wydarzyło te trzy lata temu. Westchnęła i pozwoliła fali niesprawiedliwości, które ogarnęła jej duszę odpłynąć. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca, żeby usiąść, bo jednak zaczęło dopadać ją zmęczenie po pracy, a przed dalszą podróżą w kierunku mieszkania chciała sobie chwilę odsapnąć. Wtedy zobaczyła jego. Wysoki, ciemnowłosy, spojrzenie jego hipnotyzujących oczu wlepione było w jakąś książkę, czy tam gazetę, a może telefon, które trzymał w ręku? Morgan nie zarejestrowała co to było, bo zwróciła na to uwagę dosłownie na ułamek sekundy, zanim w jej umyśle coś zaskoczyło. Strzępek myśli, wydarzenia, które miało miejsce, bądź nie. Nie potrafiła tego uchwycić, zupełnie jakby tę chwilę rozświetlił chwilowy błysk flesza. Ten sam mężczyzna, tylko z mniej skupioną miną, z twarzą rozjaśnioną uśmiechem, usta wymawiające słowa, których nie mogła teraz rozpoznać, jego wzrok lustrujący jej sylwetkę, jedna z jego dłoni, męska, silna, którą wyciąga w jej stronę. Ten obraz trwał zaledwie moment w jej głowie, a Morgan niewiele myśląc co robi podeszła do mężczyzny, stanęła nad nim rzucając cień na trzymany przez niego przedmiot.
- Przepraszam, wydaje mi się, że cię znam... - Zaczęła, ale słowa popłynęły z jej ust samoistnie, nie panowała nad językiem. W uszach jej dzwoniło, zbliżał się ból głowy. Skupiła na nim spojrzenie. Jego imię nagle pojawiło się w jej umyśle, jakby wymawiała je wcześniej setki razy, choć kiedy wypowiedziała je na głos pomyślała sobie, że to jedno z najdziwniejszych imion, jakie kiedykolwiek słyszała - Galen, jesteś Galen prawda?

Galen L. Wyatt

Hello, do we know each other?

: pt sie 08, 2025 1:07 pm
autor: Galen L. Wyatt
- 15 -


Dzisiejszy dzień dał mu w kość, zresztą cały ten tydzień go nie rozpieszczał. W pracy panowało jakieś dziwne napięcie, chociaż przecież nic się tam nie zmieniło, ale szef był nie w humorze, a to po prostu przenosiło się na innych.
Kiedy Galen Wyatt robił swoje Northex Industries działało jak dobrze naoliwiony zegarek, gdy on zawodził - wszystko inne również.
Starał się jakoś od tego odciąć, ale wiele różnych myśli kotłowało się w jego głowie.


Starał się w niej wyprzeć wiele demonów przeszłości, ale teraz miał wrażanie, że one go gonią i są już bardzo blisko...

Najpierw pojawiła się Yvonne, z wyrzutami, które hodowała przez całe dorosłe życie i które urosły do rozmiarów, co najmniej węża boa, ogromnego próbującego go udusić. Przecież wyrzuty nie mogą Cię udusić Galen. A jednak czuł, że tracił dech, kiedy tylko o tym myślał.
Potem wróciła Marcie, a wraz z nią cały rollercoaster uczuć i emocji, które przez lata starał się wyprzeć. Dopiero się okaże z jak opłakanym skutkiem.
Pojawienie się Marceline skutkowało tym, że Galen coraz częściej myślał o tym felernym wieczorze. O niewinnej Morgan, która jeszcze kilka godzin wcześniej z taką nadzieją patrzyła mu w oczy, a którą przecież zawiódł, na całej linii...
Nurkował wtedy kilka razy, a pływakiem był dobrym, za sprawą tego, że jako nastolatek był w drużynie pływackiej. Bezskutecznie. Szukali jej, prawie do momentu aż słońce zaczęło wyglądać zza horyzontu. Ale w końcu odpuścili, a przecież mogli zawiadomić służby, powinni to zrobić. Ale czy wtedy Galen Wyatt wychodziłby z Northex Industries w to słoneczne popołudnie? Czy skończyłby w zupełnie innym miejscu?


Wpadł tylko do mieszkania, wymienił garnitur na dres, a buty z włoskiej skóry na adidasy i poszedł pobiegać, jakby liczył, że wtedy nie dogonią go te demony przeszłości. O, zgrozo, jakże bardzo się mylił.

Biegł do utraty tchu, z muzyką dudniącą w uszach, aż w końcu opadł na ławkę, wyjął telefon szukając jakiejś piosenki. Był tym tam pochłonięty, że nawet jej nie zauważył, dopiero gdy przed nim stanęła, tuż obok.
Poczuł się jakby ktoś wylał na niego kubeł lodowatej wody, po plecach przeszedł mu dreszcz, zrobiło mu się momentalnie niedobrze, jakby miał zaraz zwymiotować, może odrobinę od nazbyt intensywnego biegu, ale przede wszystkim na jej widok.
To przecież nie mogła być prawda. Przecież ona nie żyje, Morgan Cortez zginęła w tym jeziorze. Więc kto stał przed nim?
Wyjął z ucha słuchawkę, najpierw jedną, dotarły do niego strzępki jej słów, wydaje mi się, że cię znam...
Jemu też się tak wydawało, że zna ją, ale przecież ona nie powinna już istnieć. Wyjął drugą słuchawkę, a kiedy wypowiedziała jego imię poderwał się z miejsca na równe nogi. Brzmiało piekielnie znajomo. Galen, prawda?
- Morgan... - tylko tyle zdołał powiedzieć, bo reszta słów uwięzła mu w gardle, bo o co niby miał ją zapytać? Morgan Ty żyjesz? Morgan chyba nie powinno Cię tutaj być? Morgan jak to możliwe?


Stał tak przed nią z milionem pytań, które wirowały mu w głowie. Nie do końca pewny, czy to nie jest jakiś sen, koszmar, który przecież tak często mu się śnił. Koszmar, w którym chciał podać jej rękę, ale nie zdołał. Ale w koszmarach nie miała na sobie jeansów i koszulki, a on dresu do biegania...
- Nie pamiętasz mnie? - zapytał w końcu. Skoro jej się wydaje, skoro jeszcze tu stoi i patrzy na niego, a nie dzwoni na policję, to coś tu musiało być na rzeczy i Galen chciał wiedzieć co.
On doskonale ją pamiętał, te ciemne, głębokie spojrzenie, w którym... mógłby utonąć.


Morgan Cortez