Strona 1 z 1

the night we ordered too much sushi

: ndz sie 10, 2025 7:09 pm
autor: Bo W. Larue
- trzy -


Często robili sobie takie wspólne wieczory z sushi, często też zapraszali babcię, ale dzisiaj była akurat na jakimś wyjeździe gdzie kontemplowała dziką naturę i szukała siebie - tak powiedziała Bo. Najprawdopodobniej zaszyła się gdzieś w lesie z grupą hipisów i właśnie gotowali zupę z grzybków halucynogennych, żeby po ich spożyciu łazić bez celu i udawać, że ich oświeciło. Typowa babcia i jej typowe "wypady z przyjaciółmi". Całe rodzeństwo znało je doskonale.
Dzisiejszy wieczór miał być jednak zgoła inny, bo Bo miał swoim siostrą do przekazania ważną nowinę. Nowinę, która kilka dni temu odmieniła całe jego życie, która ich też może odrobinę odmieni? Poprosił Nat żeby wyszła, może do jakiegoś spa, albo na zakupy, po prostu żeby zniknęła, na moment. Chociaż jeszcze kilka dni temu chciał ją odesłać na zawsze. Na szczęście to sobie przemyślał, zaważyło to, że Bo nie chciał iść śladami ojca. Obudził się i stwierdził, cholera, nie będę jak on. A potem już wszystko poszło jakoś tak naturalnie. Ty będziesz spała w sypialni, a ja na kanapie, póki czegoś nie wymyślimy, tu możesz zostawić swoje ciuchy, a tam położyć szczoteczkę do zębów.
Wymyślili i dzisiaj apartament wyglądał nieco inaczej niż zwykle, bo przestawiali meble. Tak się w to wciągnęli, że Natalie wyszła chwilę przed tym zanim do drzwi zadzwonił kurier z dostawą, a za nim pojawiła się pierwsza z sióstr.
Może nawet dziewczyny minęły się gdzieś w windzie, albo holu?

Na środku apartamentu stała szafa, która kiedyś znajdowała się w sypialni, kanapa była rozgrzebana, jakby ktoś na niej spał, a mały stolik przy którym zawsze jedli sushi stał zawalony jakimiś papierami i książkami.
- Jestem w kuchni - krzyknął Bo, kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do środka. Na wysokim blacie w kuchni ułożył sushi, najróżniejsze, takie, że widać było, iż to jakaś specjalna okazja, bo zazwyczaj brał zestaw podstawowy, a dzisiaj chyba jakiś premium mega sztos. Naszykował im te piękne talerzyki we wzory, który przywiózł kiedyś z samego Tokio, gdy dostał tam zaproszenie na wystawę artystki, która zaczynała u niego w galerii. Do tego pałeczki w kotki i kieliszki na sake. Miało być dużo sake. Bo wierzył, że wtedy jego siostry jakoś lepiej przyjmą tę informację, którą zamierzał zaserwować na deser.
Po chwili stanął w przejściu do kuchni, oparł się o ścianę wycierając dłonie w jakąś ścierkę, a później zarzucił ja sobie na ramię.
- Itadakimasu! - oznajmił z beznadziejnym japońskim akcentem, ale miało to znaczyć zapraszam do stołu - tylko ściągać buty, przed chwilą odkurzałem - rzeczywiście podłoga była dość czysta jak na Bo, jak na ten jego apartament, gdzie wiecznie wszyscy łazili w buciorach i wciskali w doniczki niedopałki petów nie tylko po papierosach. Właściwie cała aura tego domu jakby się nieco zmieniła, a to przecież dopiero początek tych zmian.
Za bardzo za to się nie zmienił sam właściciel bo stał ubrany w białą koszulkę żonobijkę, która doskonale eksponowała jego dziary i ciemne spodnie z uwieszonymi przy pasie łańcuchami, włosy związał na czubku głowy w krzywy kucyk, ale w zasadzie tak było mu wygodniej przy sprzątaniu i tym całym przemeblowaniu.

Sabrina B. Larue Courtney Larue

the night we ordered too much sushi

: ndz sie 10, 2025 10:26 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Standardowe spotkanie rodzinne. Szykowała się do niego ponad dwie godziny. Już sama nie wiedziała, czy potrzebowała w sobie więcej luzu, czy bardziej powinna ubrać się jak zwykle. Niektórzy ludzie kiedy szła po ulicy, wyzywali ją od niecenzuralnych suk. Tak, miała tatuaże, piercing w wielu miejscach, a jej ubiór był nadto wyzywający. Tylko taki miała już własny styl życia. Wolność to jedno z przewodnich słów. Miała wielu przelotnych partnerów, rzadko tych bardziej stałych.
Do brata weszła jak do siebie, ale coś przestało jej grać. Zaczęła analizować wszystko po kolei. Nawet nie przywitała się od razu. Jakieś szmery usłyszała z kuchni, ale jej mózg zaczął odnotowywać coś innego. Meble w innym miejscu, zero petów w doniczkach, ktoś chyba zamienił jej brata. Niekoniecznie zaczęło jej się to podobać. Wzięła głęboki oddech, przełykając nerwowo ślinę.
— BOOOO, CHYBA KTOŚ SIĘ DO CIEBIE WŁAMAŁ — krzyknęła, chodząc po każdym pomieszczeniu osobno. Coś jej nie grało, to już nie była męska jaskinia zajebistości. Zaczynała mieć jakiś pierwiastek kobiety, ale chyba... brat powiedziałby o związku? Prawda? — jezu, masz tu większy chaos niż panuje w mojej głowie. Chcesz to zadzwonię... — mówiła na tyle głośno, że musiał ją usłyszeć. Przemierzała każdy z pokoi po kolei, nerwowym krokiem. Momentami stała i tupała głową, a wtedy przypomniała sobie. Miała dokończyć własną wypowiedź — do psychiatry, by Ci załatwił moje leki na adhd — i wyjątkowo nie chodziło jej o amfetaminę. Ona też działała, była w stanie zatrzymać potok jej myśli. Już lekko zdenerwowana, patrzyła spod byka na brata, wchodząc do kuchni.
— Czemu tak dużo jedzenia i alkoholu? — spytała wprost, marszcząc złowieszczo brwi. Nic jej tutaj nie pasowało — zioła ze sobą nie masz, co braciak? Zapaliłabym coś, a nie wzięłam szlugów z mieszkania — a później dodała z wielką nadzieję w oczach — albo zwyczajne fajki? — usta jak zawsze się jej nie zamykały. Niby usiedli przy stole, niby zaczęła jeść, ale musiała swoje powiedzieć. Była jak ten osioł ze Shreka — denerwuję się czymś — rzuciła nagle, wkładając sobie za pomocą pałeczek onigiri do buzi. Tak chwilę mieliła ten ryż, który miała w buzi, aż wpadła na pomysł — o wiem, czym! — klasnęła w dłonie, ale zanim to zrobiła, zamachnęła się. Pałeczki poleciały na drugi koniec pokoju. Sama nawet nie wiedziała kiedy. Tylko jej to nie obchodziło, liczyła się dziwna atmosfera w mieszkaniu Bo — twoim porządkiem... Wytłumaczysz mi, co się tutaj odpierdala? — spytała finalnie to, co cisnęło się jej na ustach od wejścia. W głowie rozbrzmiewało jej mnóstwo scenariuszy, najgorszy brzmiał... kobieta — to jak ukryta kamera? Mój brat nagle dba o dom i nie ma petów w doniczkach? — to jej najbardziej przeszkadzało, nie mogła znaleźć nawet paczki na wierzchu — chory jesteś, czy o co chodzi? — sama nie wiedziała, czy mówiła z pretensją, czy bardziej z troski o brata. Wszystko wydawało się dla niej obce.

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 10:58 am
autor: Courtney Larue
Zamknęła salon później niż podejrzewała i widząc godzinę na zegarku miała świadomość, że już jest spóźniona na umówione spotkanie z rodzeństwem. Ostatni klient, chudy chłopak z długimi włosami, wyszedł pół godziny temu, po tym jak ostatnie trzy godziny spędził na leżance. Tym razem postawił na wzór nawiązujący do mitologii nordyckiej, który umieścili na jego plecach. W salonie wciąż unosił się zapach tuszu, lateksu i środka do dezynfekcji - mieszanka, którą większość ludzi uznawałaby za drażniącą, a dla niej była jak zapach domu. Wyłączyła podświetlenie witryny, po czym przez chwilę patrzyła na ciemne lustro szyby, widząc w nim swoje odbicie w kurtce motocyklowej, z włosami związanymi w niedbały kok. Zaciągnęła się ostatnim haustem papierosa i zgniotła go w metalowej popielniczce przy drzwiach. Zamek przekręcił się z wyraźnym kliknięciem.
Na ulicy panowała ta późnowieczorna cisza Toronto, którą znała od dziecka. Przyspieszony krok; powietrze chłodne, a z pobliskiego baru dochodziły dźwięki gitary z coveru starego numeru Metallici. Courtney poprawiła pasek torby i ruszyła w stronę motocyklu. Warkot starego silnika przerwał riff, a wkoło podniósł się zapach benzyny. Zatrzask czarnego kasku zabrzmiał głucho, chude palce objęły kierownicę maszyny, a stopy - którymi nie do końca sięgała do podłoża - odepchnęły się od krzywej kostki brukowej. Przejechała przez pół miasta, zatrzymując się dopiero przy budynku, który zamieszkiwał jej brat. Zsiadła z motocykla, wsunęła go w cień pod latarnią i weszła po schodach na piętro. Drzwi były uchylone, co od razu wzbudziło jej czujność. Pchnęła je powoli, a pierwsze, co poczuła, to inny zapach niż zwykle. Nie ten mieszany z tytoniem i resztkami alkoholu, ale coś czystszego, miękkiego - może świeże pranie, może środek do czyszczenia o zapachu... zbyt kobiecym, jak na Bo.
W środku panował porządek, niemal sterylny, jak na jej brata. Na ten widok ściągnęła ze sobą brwi i uważnie rozejrzała się po wnętrzu. — Co jest, kurwa... — Mruknęła pod nosem, przemierzając wzdłuż mieszkanie. Brak męskich bokserek czy skarpetek rzuconych w randomowych miejscach po podłodze nie wróżył nic dobrego - paradoksalnie. Czy ktoś podmienił najstarszego Larue?
Gdy weszła do kuchni wpierw zawiesiła spojrzenie na Sabrinie. Mina jej młodszej siostry zdawała się być odzwierciedleniem jej własnej, zresztą słysząc słowa Briny, czuła się jakby wyjęła jej je z ust.
Co jest, kurwa? — Powtórzyła, patrząc na Bo, a jej twarz wyrażała konsternację i, poniekąd, oburzenie. Z kieszeni kurtki wyciągnęła paczkę czerwonych Du Maurier, wyciągnęła z niej jednego papierosa, a resztę rzuciła na stół - tak, by wylądowały przed ciemnowłosą. Z tej samej kieszeni wyciągnęła zapalniczkę - srebrną, zdobioną wzorem smoka, którą otrzymała w prezencie świątecznym od ojca, jakieś dziesięć lat temu. Charakterystyczny dźwięk wybrzmiał w kuchni, gdy ją otworzyła, a potem palcem przejechała po wyrobionej gałce. Syknięcie, pierwsze zaciągnięcie się papierosem i brzdęk metalu zamykanej zapalniczki. Szary obłok wyleciał z jej ust; lekko chwiejnym krokiem ruszyła do przodu i gdy przechodziła obok Sabriny pochyliła się, całując ją w czubek głowy. Następnie chwyciła za krzesło, obróciła je oparciem przodem do stołu, a sama usiadła na nim okrakiem, zawieszając na nim ramiona i co chwila racząc się papierosem.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 11:37 am
autor: Bo W. Larue
Bo usłyszał wołanie Sabriny, właściwie to wcale nie pomyliła się za wiele, bo przecież Nat, tak jakby się tu włamała. Postawiła walizkę na progu i nie zamierzała się wynieść, mimo, że Bo jej wcale nie zapraszał. Na początku...
Bo teraz to szykował dla niej własną przestrzeń. Bo Larue szykujący dla kobiety w swoim mieszkaniu, męskiej jaskini, własną przestrzeń, abstrakcja na miarę Pollocka.


Stał sobie w przejściu do kuchni patrząc na czarnowłosą, jak tak chodzi po domu, a kiedy powiedziała o lekach od psychiatry tylko parsknął śmiechem.
- Ta... Tak to się teraz nazywa, "psychiatra" i "leki na adhd" - uniósł dwa palce robiąc nimi cudzysłów, bo doskonale znał te leki Sabriny. Jakby nie znał swoich sióstr to pewnie uważałby je za niezwykle słodkie istoty, takie kolorowe, wyrażające siebie, ale znał je aż za dobrze...
Wszedł do kuchni i zaczął coś tam jeszcze poprawiać na blacie, a ścierkę powiesił ładnie na kuchence, bo tam było jej miejsce.
- Tyle co zwykle przecież - rzucił na wzmiankę o tym jedzeniu, ale to była kompletna bzdura. Zwykle mieli więcej alkoholu niż jedzenia, a dzisiaj to sushi aż błyszczało, a na blacie stała tylko sake. Kiedy Sabrina zapytała o zioło, to Bo spojrzał na nią z ukosa.
- Pytasz dzika czy sra w lesie - oczywiście, że miał zioło, w tym domu mogło brakować cukru, mąki, czy mleka, ale nie zioła. Chociaż może wkrótce to się zmieni i ważniejsze będą mleczka modyfikowane i pampersy, kto wie...
Odwrócił się do kuchennej szafki i wyjął z niej puszkę z napisem Cookies, a z niej jakieś zawiniątko i bibułki. Usiadł sobie na wysokim stołku.
- A fajki rzucam - podniósł głowę na Brinę, a później pokazał jej coś na swoim ramieniu - zobacz co nakleiłem - to był wielki plaster Nikorette, czy tam Nikuitin - mogę Ci jeden dać, też powinnaś rzucić - stwierdził i rozsypał na blacie trochę zioła, zaczął je kruszyć w palcach. Kręcił tego blanta i zerkał na Sabrinę słuchając potoku jej słów. Przyzwyczaił się do niego, lubił go, a nawet... nauczył się już w niego wtrącać, ale dzisiaj tylko słuchał.
- Poczekajmy na Courtney, bo nie chce mi się potem powtarzać, zresztą miałem wam to zaserwować na deser... - oblizał bibułkę czubkiem języka i zakleił ogromnego skręta, takiego akurat na ich troje. Jako aperitif przed jedzeniem.
Właśnie w tym momencie do kuchni weszła Courtney, jak zwykle wylewna, a później jeszcze odpaliła peta, na co Bo tylko skrzywił się i otworzył okno.
- W ogóle laski nie wolno już tu palić, ostatni raz żeby mi to było, od jutra na balkonie - pogroził blondynce palcem. Złapał za tego skręta, którego skręcił i podniósł go do góry, żeby pokazać im to dzieło.
- Z tym idziemy na taras - ruszył przed siebie w kierunku wyjścia na taras, taki, który ciągnął się praktycznie na długość całego apartamentu, a widać było z niego miasto. Było tam jakby luksusowo, chociaż trochę kiczu dodawały dwa wielki plastikowe fotele w kształcie ust stojące na środku.
- Ale jesteście niecierpliwe, to ja chciałem was tutaj ugościć, sam zamówiłem żarcie, a wy od razu chcecie deser, a kto zje resztę? - zapytał, bo myślał, że jak ogłosi nowinę to one przestaną być głodne, chociaż może jak wypalą tego bata to nadal będą?
Bo usiadł na jakimś stołeczku, który sam wystrugał zresztą z drewna, pomalowanym w krwistoczerwone serduszka i różnych kształtów kobiece piersi. Miał tu sporo takich dziwacznych mebli, miał nadzieję, ze Nat nie będzie się chciała ich pozbyć...
Dał blanta Sabrinie, bo Courtney już paliła fajkę.
- Czyń honory mała - no i tak się patrzył to na jedną, to na drugą, wcale nie zamierzał im się sprzedać od razu. Zresztą znały go i wiedziały, że Bo wyczeka odpowiedni moment, żeby to potem zakomunikować w akompaniamencie jakiś fajerwerków, czy coś, z przytupem i pompą musiało być, a nie od razu na wejściu, nie był przecież Sabriną.


Sabrina B. Larue Courtney Larue