Strona 1 z 2

the night we ordered too much sushi

: ndz sie 10, 2025 7:09 pm
autor: Bo W. Larue
- trzy -


Często robili sobie takie wspólne wieczory z sushi, często też zapraszali babcię, ale dzisiaj była akurat na jakimś wyjeździe gdzie kontemplowała dziką naturę i szukała siebie - tak powiedziała Bo. Najprawdopodobniej zaszyła się gdzieś w lesie z grupą hipisów i właśnie gotowali zupę z grzybków halucynogennych, żeby po ich spożyciu łazić bez celu i udawać, że ich oświeciło. Typowa babcia i jej typowe "wypady z przyjaciółmi". Całe rodzeństwo znało je doskonale.
Dzisiejszy wieczór miał być jednak zgoła inny, bo Bo miał swoim siostrą do przekazania ważną nowinę. Nowinę, która kilka dni temu odmieniła całe jego życie, która ich też może odrobinę odmieni? Poprosił Nat żeby wyszła, może do jakiegoś spa, albo na zakupy, po prostu żeby zniknęła, na moment. Chociaż jeszcze kilka dni temu chciał ją odesłać na zawsze. Na szczęście to sobie przemyślał, zaważyło to, że Bo nie chciał iść śladami ojca. Obudził się i stwierdził, cholera, nie będę jak on. A potem już wszystko poszło jakoś tak naturalnie. Ty będziesz spała w sypialni, a ja na kanapie, póki czegoś nie wymyślimy, tu możesz zostawić swoje ciuchy, a tam położyć szczoteczkę do zębów.
Wymyślili i dzisiaj apartament wyglądał nieco inaczej niż zwykle, bo przestawiali meble. Tak się w to wciągnęli, że Natalie wyszła chwilę przed tym zanim do drzwi zadzwonił kurier z dostawą, a za nim pojawiła się pierwsza z sióstr.
Może nawet dziewczyny minęły się gdzieś w windzie, albo holu?

Na środku apartamentu stała szafa, która kiedyś znajdowała się w sypialni, kanapa była rozgrzebana, jakby ktoś na niej spał, a mały stolik przy którym zawsze jedli sushi stał zawalony jakimiś papierami i książkami.
- Jestem w kuchni - krzyknął Bo, kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do środka. Na wysokim blacie w kuchni ułożył sushi, najróżniejsze, takie, że widać było, iż to jakaś specjalna okazja, bo zazwyczaj brał zestaw podstawowy, a dzisiaj chyba jakiś premium mega sztos. Naszykował im te piękne talerzyki we wzory, który przywiózł kiedyś z samego Tokio, gdy dostał tam zaproszenie na wystawę artystki, która zaczynała u niego w galerii. Do tego pałeczki w kotki i kieliszki na sake. Miało być dużo sake. Bo wierzył, że wtedy jego siostry jakoś lepiej przyjmą tę informację, którą zamierzał zaserwować na deser.
Po chwili stanął w przejściu do kuchni, oparł się o ścianę wycierając dłonie w jakąś ścierkę, a później zarzucił ja sobie na ramię.
- Itadakimasu! - oznajmił z beznadziejnym japońskim akcentem, ale miało to znaczyć zapraszam do stołu - tylko ściągać buty, przed chwilą odkurzałem - rzeczywiście podłoga była dość czysta jak na Bo, jak na ten jego apartament, gdzie wiecznie wszyscy łazili w buciorach i wciskali w doniczki niedopałki petów nie tylko po papierosach. Właściwie cała aura tego domu jakby się nieco zmieniła, a to przecież dopiero początek tych zmian.
Za bardzo za to się nie zmienił sam właściciel bo stał ubrany w białą koszulkę żonobijkę, która doskonale eksponowała jego dziary i ciemne spodnie z uwieszonymi przy pasie łańcuchami, włosy związał na czubku głowy w krzywy kucyk, ale w zasadzie tak było mu wygodniej przy sprzątaniu i tym całym przemeblowaniu.

Sabrina B. Larue Courtney Larue

the night we ordered too much sushi

: ndz sie 10, 2025 10:26 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Standardowe spotkanie rodzinne. Szykowała się do niego ponad dwie godziny. Już sama nie wiedziała, czy potrzebowała w sobie więcej luzu, czy bardziej powinna ubrać się jak zwykle. Niektórzy ludzie kiedy szła po ulicy, wyzywali ją od niecenzuralnych suk. Tak, miała tatuaże, piercing w wielu miejscach, a jej ubiór był nadto wyzywający. Tylko taki miała już własny styl życia. Wolność to jedno z przewodnich słów. Miała wielu przelotnych partnerów, rzadko tych bardziej stałych.
Do brata weszła jak do siebie, ale coś przestało jej grać. Zaczęła analizować wszystko po kolei. Nawet nie przywitała się od razu. Jakieś szmery usłyszała z kuchni, ale jej mózg zaczął odnotowywać coś innego. Meble w innym miejscu, zero petów w doniczkach, ktoś chyba zamienił jej brata. Niekoniecznie zaczęło jej się to podobać. Wzięła głęboki oddech, przełykając nerwowo ślinę.
— BOOOO, CHYBA KTOŚ SIĘ DO CIEBIE WŁAMAŁ — krzyknęła, chodząc po każdym pomieszczeniu osobno. Coś jej nie grało, to już nie była męska jaskinia zajebistości. Zaczynała mieć jakiś pierwiastek kobiety, ale chyba... brat powiedziałby o związku? Prawda? — jezu, masz tu większy chaos niż panuje w mojej głowie. Chcesz to zadzwonię... — mówiła na tyle głośno, że musiał ją usłyszeć. Przemierzała każdy z pokoi po kolei, nerwowym krokiem. Momentami stała i tupała głową, a wtedy przypomniała sobie. Miała dokończyć własną wypowiedź — do psychiatry, by Ci załatwił moje leki na adhd — i wyjątkowo nie chodziło jej o amfetaminę. Ona też działała, była w stanie zatrzymać potok jej myśli. Już lekko zdenerwowana, patrzyła spod byka na brata, wchodząc do kuchni.
— Czemu tak dużo jedzenia i alkoholu? — spytała wprost, marszcząc złowieszczo brwi. Nic jej tutaj nie pasowało — zioła ze sobą nie masz, co braciak? Zapaliłabym coś, a nie wzięłam szlugów z mieszkania — a później dodała z wielką nadzieję w oczach — albo zwyczajne fajki? — usta jak zawsze się jej nie zamykały. Niby usiedli przy stole, niby zaczęła jeść, ale musiała swoje powiedzieć. Była jak ten osioł ze Shreka — denerwuję się czymś — rzuciła nagle, wkładając sobie za pomocą pałeczek onigiri do buzi. Tak chwilę mieliła ten ryż, który miała w buzi, aż wpadła na pomysł — o wiem, czym! — klasnęła w dłonie, ale zanim to zrobiła, zamachnęła się. Pałeczki poleciały na drugi koniec pokoju. Sama nawet nie wiedziała kiedy. Tylko jej to nie obchodziło, liczyła się dziwna atmosfera w mieszkaniu Bo — twoim porządkiem... Wytłumaczysz mi, co się tutaj odpierdala? — spytała finalnie to, co cisnęło się jej na ustach od wejścia. W głowie rozbrzmiewało jej mnóstwo scenariuszy, najgorszy brzmiał... kobieta — to jak ukryta kamera? Mój brat nagle dba o dom i nie ma petów w doniczkach? — to jej najbardziej przeszkadzało, nie mogła znaleźć nawet paczki na wierzchu — chory jesteś, czy o co chodzi? — sama nie wiedziała, czy mówiła z pretensją, czy bardziej z troski o brata. Wszystko wydawało się dla niej obce.

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 10:58 am
autor: Courtney Larue
Zamknęła salon później niż podejrzewała i widząc godzinę na zegarku miała świadomość, że już jest spóźniona na umówione spotkanie z rodzeństwem. Ostatni klient, chudy chłopak z długimi włosami, wyszedł pół godziny temu, po tym jak ostatnie trzy godziny spędził na leżance. Tym razem postawił na wzór nawiązujący do mitologii nordyckiej, który umieścili na jego plecach. W salonie wciąż unosił się zapach tuszu, lateksu i środka do dezynfekcji - mieszanka, którą większość ludzi uznawałaby za drażniącą, a dla niej była jak zapach domu. Wyłączyła podświetlenie witryny, po czym przez chwilę patrzyła na ciemne lustro szyby, widząc w nim swoje odbicie w kurtce motocyklowej, z włosami związanymi w niedbały kok. Zaciągnęła się ostatnim haustem papierosa i zgniotła go w metalowej popielniczce przy drzwiach. Zamek przekręcił się z wyraźnym kliknięciem.
Na ulicy panowała ta późnowieczorna cisza Toronto, którą znała od dziecka. Przyspieszony krok; powietrze chłodne, a z pobliskiego baru dochodziły dźwięki gitary z coveru starego numeru Metallici. Courtney poprawiła pasek torby i ruszyła w stronę motocyklu. Warkot starego silnika przerwał riff, a wkoło podniósł się zapach benzyny. Zatrzask czarnego kasku zabrzmiał głucho, chude palce objęły kierownicę maszyny, a stopy - którymi nie do końca sięgała do podłoża - odepchnęły się od krzywej kostki brukowej. Przejechała przez pół miasta, zatrzymując się dopiero przy budynku, który zamieszkiwał jej brat. Zsiadła z motocykla, wsunęła go w cień pod latarnią i weszła po schodach na piętro. Drzwi były uchylone, co od razu wzbudziło jej czujność. Pchnęła je powoli, a pierwsze, co poczuła, to inny zapach niż zwykle. Nie ten mieszany z tytoniem i resztkami alkoholu, ale coś czystszego, miękkiego - może świeże pranie, może środek do czyszczenia o zapachu... zbyt kobiecym, jak na Bo.
W środku panował porządek, niemal sterylny, jak na jej brata. Na ten widok ściągnęła ze sobą brwi i uważnie rozejrzała się po wnętrzu. — Co jest, kurwa... — Mruknęła pod nosem, przemierzając wzdłuż mieszkanie. Brak męskich bokserek czy skarpetek rzuconych w randomowych miejscach po podłodze nie wróżył nic dobrego - paradoksalnie. Czy ktoś podmienił najstarszego Larue?
Gdy weszła do kuchni wpierw zawiesiła spojrzenie na Sabrinie. Mina jej młodszej siostry zdawała się być odzwierciedleniem jej własnej, zresztą słysząc słowa Briny, czuła się jakby wyjęła jej je z ust.
Co jest, kurwa? — Powtórzyła, patrząc na Bo, a jej twarz wyrażała konsternację i, poniekąd, oburzenie. Z kieszeni kurtki wyciągnęła paczkę czerwonych Du Maurier, wyciągnęła z niej jednego papierosa, a resztę rzuciła na stół - tak, by wylądowały przed ciemnowłosą. Z tej samej kieszeni wyciągnęła zapalniczkę - srebrną, zdobioną wzorem smoka, którą otrzymała w prezencie świątecznym od ojca, jakieś dziesięć lat temu. Charakterystyczny dźwięk wybrzmiał w kuchni, gdy ją otworzyła, a potem palcem przejechała po wyrobionej gałce. Syknięcie, pierwsze zaciągnięcie się papierosem i brzdęk metalu zamykanej zapalniczki. Szary obłok wyleciał z jej ust; lekko chwiejnym krokiem ruszyła do przodu i gdy przechodziła obok Sabriny pochyliła się, całując ją w czubek głowy. Następnie chwyciła za krzesło, obróciła je oparciem przodem do stołu, a sama usiadła na nim okrakiem, zawieszając na nim ramiona i co chwila racząc się papierosem.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 11:37 am
autor: Bo W. Larue
Bo usłyszał wołanie Sabriny, właściwie to wcale nie pomyliła się za wiele, bo przecież Nat, tak jakby się tu włamała. Postawiła walizkę na progu i nie zamierzała się wynieść, mimo, że Bo jej wcale nie zapraszał. Na początku...
Bo teraz to szykował dla niej własną przestrzeń. Bo Larue szykujący dla kobiety w swoim mieszkaniu, męskiej jaskini, własną przestrzeń, abstrakcja na miarę Pollocka.


Stał sobie w przejściu do kuchni patrząc na czarnowłosą, jak tak chodzi po domu, a kiedy powiedziała o lekach od psychiatry tylko parsknął śmiechem.
- Ta... Tak to się teraz nazywa, "psychiatra" i "leki na adhd" - uniósł dwa palce robiąc nimi cudzysłów, bo doskonale znał te leki Sabriny. Jakby nie znał swoich sióstr to pewnie uważałby je za niezwykle słodkie istoty, takie kolorowe, wyrażające siebie, ale znał je aż za dobrze...
Wszedł do kuchni i zaczął coś tam jeszcze poprawiać na blacie, a ścierkę powiesił ładnie na kuchence, bo tam było jej miejsce.
- Tyle co zwykle przecież - rzucił na wzmiankę o tym jedzeniu, ale to była kompletna bzdura. Zwykle mieli więcej alkoholu niż jedzenia, a dzisiaj to sushi aż błyszczało, a na blacie stała tylko sake. Kiedy Sabrina zapytała o zioło, to Bo spojrzał na nią z ukosa.
- Pytasz dzika czy sra w lesie - oczywiście, że miał zioło, w tym domu mogło brakować cukru, mąki, czy mleka, ale nie zioła. Chociaż może wkrótce to się zmieni i ważniejsze będą mleczka modyfikowane i pampersy, kto wie...
Odwrócił się do kuchennej szafki i wyjął z niej puszkę z napisem Cookies, a z niej jakieś zawiniątko i bibułki. Usiadł sobie na wysokim stołku.
- A fajki rzucam - podniósł głowę na Brinę, a później pokazał jej coś na swoim ramieniu - zobacz co nakleiłem - to był wielki plaster Nikorette, czy tam Nikuitin - mogę Ci jeden dać, też powinnaś rzucić - stwierdził i rozsypał na blacie trochę zioła, zaczął je kruszyć w palcach. Kręcił tego blanta i zerkał na Sabrinę słuchając potoku jej słów. Przyzwyczaił się do niego, lubił go, a nawet... nauczył się już w niego wtrącać, ale dzisiaj tylko słuchał.
- Poczekajmy na Courtney, bo nie chce mi się potem powtarzać, zresztą miałem wam to zaserwować na deser... - oblizał bibułkę czubkiem języka i zakleił ogromnego skręta, takiego akurat na ich troje. Jako aperitif przed jedzeniem.
Właśnie w tym momencie do kuchni weszła Courtney, jak zwykle wylewna, a później jeszcze odpaliła peta, na co Bo tylko skrzywił się i otworzył okno.
- W ogóle laski nie wolno już tu palić, ostatni raz żeby mi to było, od jutra na balkonie - pogroził blondynce palcem. Złapał za tego skręta, którego skręcił i podniósł go do góry, żeby pokazać im to dzieło.
- Z tym idziemy na taras - ruszył przed siebie w kierunku wyjścia na taras, taki, który ciągnął się praktycznie na długość całego apartamentu, a widać było z niego miasto. Było tam jakby luksusowo, chociaż trochę kiczu dodawały dwa wielki plastikowe fotele w kształcie ust stojące na środku.
- Ale jesteście niecierpliwe, to ja chciałem was tutaj ugościć, sam zamówiłem żarcie, a wy od razu chcecie deser, a kto zje resztę? - zapytał, bo myślał, że jak ogłosi nowinę to one przestaną być głodne, chociaż może jak wypalą tego bata to nadal będą?
Bo usiadł na jakimś stołeczku, który sam wystrugał zresztą z drewna, pomalowanym w krwistoczerwone serduszka i różnych kształtów kobiece piersi. Miał tu sporo takich dziwacznych mebli, miał nadzieję, ze Nat nie będzie się chciała ich pozbyć...
Dał blanta Sabrinie, bo Courtney już paliła fajkę.
- Czyń honory mała - no i tak się patrzył to na jedną, to na drugą, wcale nie zamierzał im się sprzedać od razu. Zresztą znały go i wiedziały, że Bo wyczeka odpowiedni moment, żeby to potem zakomunikować w akompaniamencie jakiś fajerwerków, czy coś, z przytupem i pompą musiało być, a nie od razu na wejściu, nie był przecież Sabriną.


Sabrina B. Larue Courtney Larue

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 2:54 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue, Courtney Larue

— Nie no, teraz mówiłam o poważnych lekach od psychiatry — rzuciła, kręcąc na brata głową — mam nawet receptę, ale zapomniałam ich wziąć — zaśmiała się uroczo. Tak, miała problem z każdą używką, która w zasadzie istniała. Tylko bez leków nie mogła funkcjonować. Wszystko zaczynało się jej mylić, jedna rzecz przestawała nagle wynikać z drugiej. Potrzebowała ich, a że trafiła na pechowego doktora, który kazał sprawdzić jej, czy ma adhd za pomocą amfetaminy, to inna sprawa.
— Co ty odpierdalasz Bo? Wieszasz ścierkę? Gorączki dostałeś, czy o chuj chodzi? — spytała, nie potrafiąc zrozumieć, co tu się właściwie działo. Bo, wielki samiec alfa, nagle zaczął zachowywać się jak... jak pantoflarz. Tylko takim określeniem mogłaby go mianować. Nawet nie widziała dziewczyny, a z zdążyła ją wyczuć od razu. Coś się tutaj święciło.
— Chociaż coś się nie zmieniło — rzuciła wielce zadowolona z brata. Uśmiechnęła się szerzej, widząc wyciągane zioło. Ono zawsze wprawiało ją w lepszy nastrój. Życie odrobinę zwalniało, a ona mogła przykuć większą uwagę do szczegółów. Tego właśnie potrzebowała do szczęścia. Odrobiny luzu z rodzeństwem.
— Jesteś najlepsza — rzuciła, kiedy podała jej paczkę papierosów. Niemalże od razu wyciągnęła jednego z nich i zapaliła. Wzięła pierwszego bucha, czuła jak spięcie mięśni zaczyna ją opuszczać — kocham Cię, siiiis — zaraz z dłoni ułożyła serduszko i powysyłała Courtney pełno buziaczków w przestrzeń. Tego potrzebowała do szczęścia, ona, rodzeństwo, papieros w dłoni. Właśnie zaciągała się kolejnym, ale zamiast tego dostała ataku kaszlu — słucham, że co robisz — jeśli siedziała, to właśnie wstała, popatrzyła na naklejkę, jak na dziwaczniejszą rzecz, którą zobaczyła — kosmici Cię porwali? Wymienili mi brata? — aż chwyciła się z emocji za skórę na ramieniu, ale nie, nie śniła. To wszystko działo się przed jej oczyma. Przecież to prawdziwy skandal. Otworzyła buzię, po czym ją zamknęła. Zaczęła chodzić po kuchni, próbując to przechodzić. Szybciej coś ją rozniesie, niż będzie w stanie się pogodzić tym, co działo się przed jej oczyma.
UFO musiało go porwać.
— No już jest, od braku nikotyny zaczęło Ci odwalać! — aż uderzyła pięścią w blat. Im dłużej przebywała u brata, tym mniej się jej zgadzało. Wszystko wydawało się być tak inne, niedorzeczne. Courtney już weszła, a ona była w połowie peta.
— Słucham? Co Ci się stało? — spytała, wstając i dotykając brata palcem w tors — halo, gdzie jest mój Bo? Jest tam jeszcze mój brat? Albo jesteśmy w ukrytej kamerze? — ze szlugiem w dłoni zaczęła krążyć po domu w poszukiwaniu ukrytej kamery. Gdzieś musiały się one znajdować. Nikt nie zmienia się ot tak. Posprzątany dom, rzucenie papierosów, a na sam koniec kompletna zmiana zasad panująca w domu. Wszystko było nie tak.
— Co za niedorzeczność — mruknęła, a po drodze ugasiła szluga w jednej z doniczek. Zostawiła go tam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Pewnych zachowań nie miała zamiaru zmieniać. Dom starszego był niemalże jak jej własny. Wiedziała, gdzie są ukryte klucze, gdzie znajduje się zioło. Znała na pamięć cały rozkład domu i nagle jak za pstryknięciem magicznej różdżki miało się to zmienić?
Patrzyła na brata ze zdziwioną miną. Co on pierdoli? Tylko to pojawiło się w jej głowie. Deser? Pokręciła z niesmakiem głową. Zdążyła się, porządnie zaciągnąć. Dopiero po kilku, długich sekundach wypuściła dym z buzi, a jointa przekazała siostrze. Musiały trwać w tym pytaniu razem.
— No właśnie! — teraz przypomniała sobie słowa starszej — Jeszcze raz, co jest kurwa?

the night we ordered too much sushi

: pn sie 11, 2025 4:17 pm
autor: Courtney Larue
Rzuciła torbę na blat, gdy usłyszała reprymendę dotyczącą palenia i przez chwilę patrzyła na brata z mieszaniną niedowierzania, rozbawienia. Jej usta wykrzywił nieco ironiczny uśmiech; w jej oczach czaiły się iskry chaosu, tej jej niepokornej natury, która nigdy nie dawała się złamać.
No kurwa, Bo... — Zaczęła z sarkazmem, kręcąc głową na boki, ale w głosie dało się wyczuć też miękkość, jakby próbowała ukryć troskę — Rzuciłeś palenie, a teraz wyglądasz, jakbyś zaczął mieć nerwicę i obsesję na punkcie sprzątania. Gdzie mój stary, nie do zdarcia Bo? Nie wiem co ty tu teraz odstawiasz, ale wygląda to jak jakiś żart - tylko bez kamer.
Zaciągnęła się jeszcze raz, choć wcale nie była pewna, czy to ulga, czy raczej sposób na przetrwanie tej absurdalnej sceny. Spojrzała na skręta w dłoni brata i zaśmiała się krótko, niemal bezdźwięcznie. Następnie wstała, przeszła kilka kroków i zawiesiła wzrok na siostrze, która szukała ukrytej kamery, kręcąc się po domu jak wariatka. Wolną dłonią przetarła czoło, mrucząc pod nosem: co za rodzina, ja pierdole.
Masz rację, Brina, Bo wygląda, jakby go porwali marsjanie albo jakby jakiś syndrom nagłej odpowiedzialności go zaatakował. Nie wiem, co jest dziwniejsze i co byłoby gorsze — Rzuciła, przekraczając próg wysokiego okna i wychodząc na taras, gdzie prowadził ich mężczyzna. Rzuciła okiem na rozpościerający się widok miasta i oparła się o barierkę, wdychając rześkie powietrze i zatrzymując je dłużej w płucach. Później jej wzrok przeniósł się na rodzeństwo i blanta, którego paliła jej młodsza siostra.
Pierdolę jakieś twoje desery — Odburknęła, odbierając od ciemnowłosej skręta i zaciągając się nim raz, a po chwili drugi. — Nie wiem jaka chęć zmiany cię naszła, ale jak dla mnie to możesz być po prostu… sobą, tym starym, z tym wszystkim, co w tobie szwankowało, z całym tym bajzlem i brakiem sensu.
Zaciągnęła się po raz ostatni i wydech zrobiła z takim ciężarem, że aż zawisło w powietrzu. Przekazała bata bratu, uważając na syczący żar na końcówce. Chcąc odrzucić swoje marudzenie, posłała mu zachęcający uśmiech. Cokolwiek wydarzyło się - na przestrzeni tych kilku dni, gdy mieli ze sobą nieco mniej intensywny kontakt niż zazwyczaj - to byli razem. Jak we wszystkim, przez całe swoje życie. Bo, Courtney i Sabrina.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue

the night we ordered too much sushi

: wt sie 12, 2025 4:59 pm
autor: Bo W. Larue
Kiedy Sabrina mówiła o "lekach" to Bo do końca nie wiedział o co jej chodzi. To trochę tak jak ich babcia, kiedy mówiła o lekach na depresję, a później miała na myśli mikro dawkowanie muchomora czerwonego, którego sprowadzała sobie z Europy.

- Kiedy tutaj wisi, to potem nie muszę jej szukać, gdy jej potrzebuję. Jezu Sabrina, mam zrobić na środku kuchni kokon ze szmat jak kiedyś w Twoim pokoju? - to w zasadzie nie było jakieś zachowanie wymuszone przez Natalie. Bo zawsze wieszał tu ścierkę i często ten swój chaos miał tak uporządkowany, że wiedział gdzie, co jest, nawet jeśli leżało pod startą papierów, książek i ulotek z zeszłorocznych wernisaży.
Wywrócił oczami, najpierw na jedną z sióstr, a później na drugą, tak, że te gały to mu prawie wypadły z czaszki.
- A to człowiek już nie może rzucić palenia? Bo od razu kosmici, kamery, żarty, Marsjanie - pokręcił głową, a kiedy Sabrina tym swoim wiedźmowym paznokciem zaczęła go dźgać to się skrzywił - weź, bo mi oko wydłubiesz tym szponem - przesunął się bliżej Courtney, bo może ona bez tego swojego ADHD, nie będzie go dźgała, czy coś. Ale wcale nie było lepiej, z każdej strony pytania, z każdej strony Bo, ciebie popierdoliło i zero jakiegokolwiek, super bracie, może teraz będzie z ciebie porządny człowiek i ojciec.
A, no tak, przecież one jeszcze o niczym nie wiedziały.


- Mogłem poczekać, aż wróci babcia, może chociaż ona by to zrozumiała - westchnął i wstał, żeby oprzeć się obok Cortney o barierkę, wziął od niej skręta i zaciągnął się po żulersku chowając go w dłoni. Kilka głębszych buchów, pozwolił mariheheuanie rozejść się po swoim umyśle, a później szturchnął starszą z sióstr ramieniem.
- Powiem wam jak wrócimy do kuchni, bo tamta wariatka jeszcze mnie zepchnie z balkonu, jak się dowie, że zostanie ciotką... - no i chuj, no i cześć. Miał wyczekać moment, a jak zwykle, kiedy zapalił, to jakby jego mózg robił fikołka i wtedy powiedziałby wszystko. Niektórzy wyznawali grzechy po alkoholu, a Bo wystarczyło dać bucha, a on już śpiewał jak na tureckim kazaniu.
Sam zrobił wielkie oczy, bo się zdziwił, że to tak szybko poszło, że nie doczekał do deseru i, że ten skręt skiepił mu się na koszulkę i wypalił w niej dziurę. Strzepnął żar na ziemię, a później blanta wcisnął Sabrinie. Ten żar spadł do jakiegoś zasuszonego kwiatka, więc Bo się schylił, żeby go wydłubać, bo ten kwiatek wyglądał, jakby zaraz miał stanąć w płomieniach, jak krzew gorejący. Wieć najstarszy (i najmądrzejszy i najpiękniejszy) Larue zaczął trzepać tą doniczką nad balkonem, co zaowocowało tym, że ten obeschnięty badyl spadł na dół do sąsiada. UPS.
- Kurwa mać... - mruknął i dopiero teraz spojrzał na swoje siostry, na jedną, na drugą, na obie na raz. Zasłonił się doniczką, w której zostało tylko trochę ziemi, jakby to miało mu coś dać...


Sabrina B. Larue Courtney Larue

the night we ordered too much sushi

: wt sie 12, 2025 5:59 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue, Courtney Larue

— NIE MIAŁAM ŻADNEGO KOKONU W POKOJU — gdyby Brina byłaby garnkiem, to właśnie wygotowywałaby się z niej woda. Rzadko kiedy dobrze znosiła jakiekolwiek zmiany, nawet jeśli szmatka wisiała tam, gdzie zawsze to nie była w stanie tego zrozumieć. Tego połysku, tych zapachów, ten porządek zaczął ją nadmiernie bodźcować. Nigdy nie miała większego porządku, a uporządkowany bałagan — to była artystyczna instalacja — stworzona z brudnych ubrań, których nie potrafiła zanieść do pralki. Za każdym razem gdy na nie patrzyła, zamierała. Siadała i patrzyła się na nie pustym wzrokiem. Nigdy nie potrafiła wejść do trybu pracy, zwłaszcza kiedy spoglądała na sama nie wiadomo na co.
— No właśnie — zawtórowała Sabrina, robiąc smutniejszą minę. Emocje już zaczęły z niej mocno wychodzić — gdzie nasz stary, szalony brat! — tupnęła nogą, jak dziecko w sklepie, kiedy matka odmawia mu kupienia zabawki. W przypadku najmłodszej Larue nienawidziła nieoczywistych dla niej zachowań, wtedy wpadała w rozpacz i chwytała się tego, czego nigdy nie powinna.
— Odpowiedzialność? Można być odpowiedzialnym i dalej palić — wycedziła bez względnego zastanawiania się. Tak faktycznie dla niej było. Niejeden dorosły, który był dla niej autorytetem, palił i zatracał dla używek życie. Nic dziwnego, że skończyła w ten sposób — nie potrzebuję starszego brata, który dalej potrafi się bawić — mogła brzmieć niczym pięciolatka, ale nagłe zmiany powodowały u niej skurcze żołądka. Dla niej Bo miesiąc temu, a teraz byli kompletnie innymi ludźmi. Jakby nagle postanowił zmienić cały jej świat.

— Stary brat to dobry brat — brzmiała jak pięciolatka, powtarzająca się za starszą siostrą — ale no poważnie, aż się zaczęłam martwić — może faktycznie ktoś usunął mu płat mózgu, nagle przeszedł lobotomię? Potrzebowała sensownej przyczyny zmiany zachowania, inaczej przez noc nie będzie mogła zasnąć na trzeźwo — babcia miałaby zrozumieć? Pamiętasz jej szalony tryb życia? Byłam przypinana do smyczy, jak była naćpana, żeby się nie zgubić! — czasami nawet myślała, że była bardziej odpowiedzialna niż babcia. Faktycznie przypinała ją smyczą na festiwalach, ale głównie spowodowane to było samą ruchliwością najmłodszej Larue — no teraz to faktycznie Cię zepchnę z balkonu — odpowiedziała, podchodząc bliżej brata, ale na całe szczęście dla niego podał jej bata. Zaraz wzięła kilka mocniejszych buchów. Szybko podając go siostrze — jaką ciotką? Przecież to będzie nastoletnia ciąża! — krzyknęła Brina. Teraz całe osiedle zdawało już sobie sprawę z wpadki jej brata. Wcale się tym nie przejmowała, z tego mieszkania zawsze dochodziły przedziwne dźwięki. Nikt ich raczej na policję nie wezwie, prawda?
— Z twoim pechem już się nie dziwię, że wpadłeś — powiedziała, kiedy roślina spadła do sąsiada — ale nawet ja kurwa pamiętam o gumkach — i o tabletkach antykoncepcyjnych. Sabrina nigdy, przenigdy nie chciałaby skończyć jako ciężarna. Świat był zbyt ciekawy, aby była związana dzieckiem.

the night we ordered too much sushi

: śr sie 13, 2025 8:01 am
autor: Courtney Larue
Oparła łokieć o oparcie krzesła, skręta trzymając luźno między palcami, jakby był tylko rekwizytem w tej scenie, a nie czymś, co faktycznie ją odprężało. Ostatnie słowa Bo i Sabriny wybrzmiały w jej głowie z lekkim opóźnieniem, jak echo, które próbuje dogonić sens. Patrzyła na nich, jakby próbowała ich na nowo sklasyfikować, dopasować do obrazu, który nosiła w pamięci od lat. Problem w tym, że te obrazy były cholernie inne od tego, co miała przed oczami teraz.
Jeszcze nie tak dawno Bo potrafił przesiedzieć z nią pół nocy na dachu jakiegoś obskurnego bloku, pijąc piwo z puszki i rzucając w przestrzeń filozoficzne pytania, na które oboje i tak nie mieli odpowiedzi. Sabrina wtedy też bywała obok - w przerwach na wizyty w areszcie - czasem śmiała się tak głośno, że sąsiedzi krzyczeli, żeby zamknęli mordy, czasem siedziała z boku, zaciągając się i patrząc w nocne niebo, jakby chciała je rozgryźć. A teraz? Bo wyglądał, jakby wymienił ten cały brudny urok na sterylność, a Sabrina… jakby bawiła się w prywatnego detektywa w sprawie własnego brata.

Jezus Maria… – Wymknęło się z jej ust, przeciągnięte, teatralne. – Wy się chyba naprawdę zmówiliście, żeby mnie wytrącić z równowagi. Ty – Wskazała skrętem na Bo. – z tym całym swoim zen-odkurzaczem i nagłym odkryciem, że życie może pachnieć cytryną. I ty – Przerzuciła spojrzenie na Sabrinę. – z tym świętym przekonaniem, że wszystko tu jest częścią jakiegoś kosmicznego spisku.
Uśmiechnęła się krótko - w tym uśmiechu była nutka niedowierzania, trochę kpiąca, trochę bezradna. Zaciągnęła się powoli, wypuszczając dym w bok; musiała zebrać myśli, zanim powie coś, co może rozbroić lub wkurzyć towarzystwo.
Słuchajcie… – Zaczęła wolniej, opierając się wygodniej i pozwalając głosowi opaść o ton niżej. – Może i wszystko się zmienia, może ty, Bo, masz teraz jakąś misję „bycia lepszym sobą”, a Brina planuje nakręcić o tym dokument. Ale jeśli mam tu siedzieć, to bez tych wszystkich napompowanych teorii i wewnętrznych rewolucji. Potrzebuję normalności. Albo chociaż naszej wersji normalności.
Jej spojrzenie zmiękło na sekundę. W ich oczach dostrzegała ten sam błysk, który widywała przez całe życie - ten, który mówił, że niezależnie od zmian, wciąż są tymi samymi ludźmi, z tym samym wspólnym językiem. Może zmieniali akcenty, może słowa nabierały innego ciężaru, ale rdzeń był ten sam.
Więc może zamiast tych twoich deserów, Bo, po prostu zamówimy pizzę, włączymy coś głupiego i udamy, że żadne z nas nie próbuje właśnie zmieniać świata. Brzmi lepiej, co? – Rzuciła, a w jej tonie była mieszanka kpiny i ciepła.
Już miała się usiąść na krześle, gdy usłyszała to jedno zdanie. To, które nagle przebiło całą tę fasadę przekomarzanek i ironii. Bo zostanie ojcem. Przez moment wpatrywała się w niego, jakby nie dosłyszała, ale tak naprawdę chciała jeszcze raz usłyszeć to w swojej głowie, żeby sprawdzić, czy nie wymyśliła tego z powodu zioła. Potem zaśmiała się krótko, trochę nerwowo.

No nie pierdol… – Wyrwało jej się, a ręka sama odłożyła skręta do popielniczki. – Ty? Ojcem?
Przesunęła dłonią po twarzy, jakby próbowała zebrać rozsypane myśli. W jej oczach pojawił się cień czegoś, co nieczęsto ujawniała - może lęku, może wzruszenia, może wspomnienia tego, jak wyglądał ich własny stary, kiedy życie rzucało mu coś, na co kompletnie nie był gotowy.
To… – Zaczęła, ale przerwała, bo nagle poczuła, że każde słowo będzie albo za ciężkie, albo za lekkie. – Dobra. Będzie… dziwnie. Ale wiesz, że… no… jakby co, to jestem.
I wróciła do swojej maski, do tego półuśmiechu i lekko przekrzywionej głowy.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue

the night we ordered too much sushi

: czw sie 14, 2025 10:29 pm
autor: Bo W. Larue
Chyba każde z nich w pewnym momencie swojego życia miało w pokoju kokon z brudnych ciuchów, dobrze, że babcia mimo swojego kolorowego i szybkiego życia umiała się go pozbyć. Bo na pewno miał najwięcej tych kokonów, ale ten u Sabriny też pamiętał, bo jak wychodziła z domu to podrzucał jej tam brudne skarpetki.
- Będę palił zioło, to zdrowsze, no i bawił się też będę Sabrina... - na przykład klockami Lego, albo samochodzikami, figurkami super bohaterów i innymi fajnymi zabawkami, którymi w sumie bawiło się dużo dorosłych mężczyzn, ale Bo do tej pory nie. A teraz będzie mógł. Ciekawe tylko czy będzie mógł sobie pozwolić na imprezy do białego rana, ćpanie, dziwne wernisaże o dziwnych godzinach, festiwale i inne takie.
Jak tak trochę dłużej o tym myślał, to się bał, ale pierwszego tatuażu też się bał. Bał się też kiedy wyjeżdżał do Europy i kiedy przejmował galerię po kuzynie, a w zasadzie były to najlepsze decyzje w jego życiu.
- To Brina chyba nie wzięła znowu leków Courtney, ja tylko odkurzyłem, wielkie rzeczy - powiedział, kiedy ta starsza z sióstr Larue zarzuciła, że brakuje jej ich normalności. W zasadzie to oprócz tego, że mieszkanie było czystsze to niewiele się zmieniło, Bo wciąż dochodził się z Sabriną, wciąż kręcił blanty, których nie dało się dopalić za jednym razem, a z jego mieszkania wciąż dochodziły dziwne hałasy, norma.
- Wolicie pizzę? To wy płacicie, ja już zamówiłem sushi - to też się nie zmieniło, że Bo mimo, iż najczęściej rozpieszczał swoje siostry i nie żałował na nie ani dolara, to za jedzenie kazał im płacić, chociaż od czasu, do czasu, za pizzę na przykład.
Kiedy już wymsknęło mu się, że będzie ojcem, no i wygrał walkę z doniczką, a Sabrina go nie zepchnęła z balkonu, to odłożył powoli tego kwiatka.
- Ty tego nigdy nie zrozumiesz Brina… Babcia by to zrozumiała - chodziło mu o to, że zapomniał o gumkach. Zawsze pamiętał, ale wtedy było jakoś wyjątkowo, jakoś się stało. Czasu przecież już nie cofnie.
Ulżyło mu trochę, gdy Courtney powiedziała, że w razie czego, to jest. Bo tego potrzebował naprawdę, jakiegoś takiego wsparcia swoich sióstr, bo chociaż mógł teraz grać odpowiedzialnego, udawać, że wie co robi, to bał się chyba najbardziej na świecie tego co teraz będzie.
- Dzięki Courtney, na Ciebie zawsze mogę liczyć - i podszedł do siostry, żeby objąć ją ramieniem i do siebie przytulić - zamówię Ci pizzę, jaką tylko chcesz i ja płacę - tak się do niej przymilał, ale spojrzał też wyczekująco na Brinę. Mogła być zła, oburzona i w ogóle ryć mu dziurę w brzuchu dlatego, że zapomniał się zabezpieczać, ale... czy mogła się też oprzeć wspólnemu tulasowi?
- Jak mi nie pomożecie, to nie wiem czy dam radę...- westchnął ciężko, bo przecież Bo mógł liczyć tylko na nie. Zawsze tak było.

Sabrina B. Larue Courtney Larue