Into The Wild Nights
: wt sie 12, 2025 10:36 pm
Nemo Schuster, Ashton Kovalski, Laurentin Fontaine
Tego potrzebowała do szczęścia.
Co prawda nie spodziewała się w całym rozrachunku Laurentina, ale trudno. Ostatnio wydawał się dla niej bardziej znośny, może nawet odrobinę się do siebie zbliżyli? Już sama powoli nie wiedziała, co powinna z nim zrobić. Momentami była nim wręcz zauroczona, by później przypomnieć sobie o ich pierwszym spotkaniu. Trudno było jej rozgryźć mężczyznę. Zaczęła samą siebie przyłapywać na maślanych oczach w jego stronę.
Za to dziękowała bogu, że nie znalazła się tu z nim sam na sam. Z jakiegoś powodu zaproponowała, by każdy kogoś ze sobą wziął. Ona zgarnęła Nemo, Laurentin Ashtona. Dziwnym trafem wszyscy siebie znali. Przynajmniej dosyć sprawnie poszło rozkładanie namiotów, chociaż Claire musiała odrobinę pomagać przy tym niezniszczalnym panom. Samo rozłożenie miejsc do spania, nadmuchanie materaców, rozłożenie śpiworów, poduszek, kocyków, poszło zaskakująco szybko. Same prace nad przygotowaniem ogniska również. Nawet nie mieli większej okazji, by móc wymienić ze sobą kilka zdań. Wszyscy pracowali nad wspólną nocą pod gwiazdami przy jeziorze. Żałowała tylko jednego, że nie wzięła ze sobą żadnej koleżanki. Męskie towarzystwo i wizja samotnej nocy była dla niej odrobinę przytłaczająca. Po alkoholu już te troski szybko jej znikną.
— No to mamy w końcu chwilę wolnego — stwierdziła Price, kiedy zasiedli już przy ognisku. Odkąd tutaj przyjechali, nie była w stanie spojrzeć na Laurentina. Czuła, jakby coś w niej pękało, jakby zaczął się jej podobać? Fuj — to jak się Wam podoba życie w lesie? — zagadnęła, patrząc po najbardziej męskich samców — Ashton, Nemo w końcu jesteście na dworze — parsknęła i spojrzała raz na jednego, raz na drugiego — znacie się w ogóle? — spytała z czystej ciekawości. Nie wchodziła w te crossy między streamerami. Nemo był dla niej bardziej znany, jej komfort person, nie ma co.
— To co? Napijmy się za szczęśliwy czas! — wniosła do góry swoją puszkę piwa — i aby nas niedźwiedzie nie zjadły — po toaście wypiła spory łyk piwa. Nie da rady tutaj na trzeźwo, bała się spojrzeć Laurentinowi w oczy — to co? Zagramy w ja nigdy? — zagadnęła, próbując znaleźć im zajęcie. Zawsze będą mogli poznać się jeszcze bliżej.
Tego potrzebowała do szczęścia.
Co prawda nie spodziewała się w całym rozrachunku Laurentina, ale trudno. Ostatnio wydawał się dla niej bardziej znośny, może nawet odrobinę się do siebie zbliżyli? Już sama powoli nie wiedziała, co powinna z nim zrobić. Momentami była nim wręcz zauroczona, by później przypomnieć sobie o ich pierwszym spotkaniu. Trudno było jej rozgryźć mężczyznę. Zaczęła samą siebie przyłapywać na maślanych oczach w jego stronę.
Za to dziękowała bogu, że nie znalazła się tu z nim sam na sam. Z jakiegoś powodu zaproponowała, by każdy kogoś ze sobą wziął. Ona zgarnęła Nemo, Laurentin Ashtona. Dziwnym trafem wszyscy siebie znali. Przynajmniej dosyć sprawnie poszło rozkładanie namiotów, chociaż Claire musiała odrobinę pomagać przy tym niezniszczalnym panom. Samo rozłożenie miejsc do spania, nadmuchanie materaców, rozłożenie śpiworów, poduszek, kocyków, poszło zaskakująco szybko. Same prace nad przygotowaniem ogniska również. Nawet nie mieli większej okazji, by móc wymienić ze sobą kilka zdań. Wszyscy pracowali nad wspólną nocą pod gwiazdami przy jeziorze. Żałowała tylko jednego, że nie wzięła ze sobą żadnej koleżanki. Męskie towarzystwo i wizja samotnej nocy była dla niej odrobinę przytłaczająca. Po alkoholu już te troski szybko jej znikną.
— No to mamy w końcu chwilę wolnego — stwierdziła Price, kiedy zasiedli już przy ognisku. Odkąd tutaj przyjechali, nie była w stanie spojrzeć na Laurentina. Czuła, jakby coś w niej pękało, jakby zaczął się jej podobać? Fuj — to jak się Wam podoba życie w lesie? — zagadnęła, patrząc po najbardziej męskich samców — Ashton, Nemo w końcu jesteście na dworze — parsknęła i spojrzała raz na jednego, raz na drugiego — znacie się w ogóle? — spytała z czystej ciekawości. Nie wchodziła w te crossy między streamerami. Nemo był dla niej bardziej znany, jej komfort person, nie ma co.
— To co? Napijmy się za szczęśliwy czas! — wniosła do góry swoją puszkę piwa — i aby nas niedźwiedzie nie zjadły — po toaście wypiła spory łyk piwa. Nie da rady tutaj na trzeźwo, bała się spojrzeć Laurentinowi w oczy — to co? Zagramy w ja nigdy? — zagadnęła, próbując znaleźć im zajęcie. Zawsze będą mogli poznać się jeszcze bliżej.