Strona 1 z 1

Paint still wet

: pt sie 15, 2025 1:56 pm
autor: Sabrina B. Larue
Natalie van Laar

To był piękny mural.
Wieloryb pływający w morzu i źli rybacy, którzy próbowali go wyłowić. Po dziwnej z nocy, którą spędziła z Aidenem, nie była w stanie wysiedzieć w miejscu. W ciągu dnia spaliła niemal całą paczkę papierosów, wypiła dwa piwa, a zioło wcale nie działało na nią tak dobrze. W głowię na zmianę z Wang zamieniał się z orką. Tym zabójstwem, które finalnie okazało się jedynie plotką puszczoną w internet. Nie była w stanie przejść obojętnie obok tej stałej nienawiści względem orki. Musiała coś zrobić z tym, lub wspomnieniami ostatniej nocy.
Wizyta u Aidena, albo malowanie muralu pod wpływem alkoholu.
Wybór wydawał się dla niej dosyć prosty. Nie chciała przyjacielowi sprawiać problemów o północy. Wzięła swoje spraye, a w dłoni szła z puszką piwa. Od dawna miała upatrzoną ścianę budynku, która idealnie pokryłaby się farbą. Tak zdążyła namalować jedynie wieloryba i złego Azjatę, który próbował go zabić. Jej myśli zbyt mocno zlały się jej w jedną. Nie zastanawiała się nad niczym, gdy malowała. Pewnie dlatego z tak dużym szokiem przeżyła głos policjanta.
Kolejna noc w areszcie. Jej ulubiona sprawa. Wpierw postanowiła zadzwonić do Courtney, ale nie odebrała. Może była na nocnej imprezce? Albo po prostu spała, jak każdy normalny człowiek. Kolejny wybrany numer był do Aidena, szybko go wykasowała. Miał spać. Jeśli będzie gotowy się odezwać sam to zrobi, albo ona kiedy zacznie dostawać już prawdziwego kociokwiku przez ciszę między nimi. Finalnie wybrała numer do brata. Funkcjonariusz przejął telefon i porozmawiał z kobietą.
Po godzinie wyszła z aresztu, a jej oczom ukazała się obca kobieta. Prawdziwa czarna wdowa. W ten sposób ją widziała.
— A ty to kto? Gdzie jest Bo? — pierwsze myśli z jej głowy szybko wystrzeliły, a kolejne nie wydawały się być lepsze — ty jesteś tą jego wpadką? — ale w jaki sposób powinna ją nazwać? W głowie rozpoczęła się długa bieganina nad znalezieniem jej imienia. Tylko nie była wstanie go znaleźć. Latawica bardziej do niej pasowało, popsuła jej brata.

Paint still wet

: sob sie 16, 2025 1:27 pm
autor: Natalie van Laar
Jeżeli wcześniej przyjazd do Kanady i pomysł osiedlenia się na stałe wydawał się być fenomenalnym, to z każdym dniem, który tutaj spędzała zaczynała utwierdzać się w przekonaniu, że znów się myliła. Nie dlatego, że Bo źle ją tutaj przywitał, było całkiem znośnie, zupełnie tak jak fakt, jak obył się z informacją, że niedługo zostanie tatusiem. starym. ojcem.
Kraj różnił się bardzo od tego, w którym dorastała, do tego stopnia, że zaczynała żałować. W Amsterdamie wszystko było blisko siebie, w Toronto musiała pokonywać większe odległości, nawet do sklepu. Nie miała tutaj swojego roweru, więc podbierała Bo samochód, którym na szczęście jeszcze przez kilka dni mogła jeździć. Później, o ile biurokracja jej nie zje, to załatwi sobie kanadyjskie. Brak było jej świeżego pieczywa, serów na wyciągnięcie ręki, w Toronto wydać musiała krocie za coś, czym żywiła się na co dzień.
Tych przeciwności było dużo, kończąc już na najważniejszej: ona, gdyby była postawiona w takiej sytuacji to znienawidziłaby każdą lafiryndę, która chciałaby wkraść się do jej rodziny przez starszego brata. Teraz, gdy to ona była tą lafiryndą to próbowała znaleźć złoty środek, by Larue ją zaakceptowali. Nie żeby bardzo jej zależało na tym, z zewnątrz może dalej tego nie pokazywała, ale chciała poczuć akceptację. Chociaż raz w swoim życiu.
Kupiła nawet pięć książek zatytułowanych bardzo podobnie - “jak sprawić, by teściowa cię pokochała”, bo nawet jeśli nie miała poznawać matki swojego mężczyzny idealnego to wiele nasłuchała się o jego siostrach. Były na tyle specyficzne, że słysząc opowieści żołądek przewracał jej się do góry nogami.
A podszedł niemalże do gardła, kiedy odebrała telefon i usłyszała, że powinna stawić się na komisariacie, zapłacić kaucję i podpisać pismo o bycie poręczycielem młodszej siostry Bo, która została zatrzymana za wandalizm. Nie mogła odmówić, zresztą, jakby to wyglądało w papierach? Młoda nienawidziłaby jej jeszcze bardziej, o ile się dało.
Czekała na nią w samochodzie, pod budynkiem posterunku policyjnego, z piętnaście minut po odbębnieniu formalności przy recepcji. Gdy tylko ją zobaczyła, westchnęła głęboko, szykując się na najgorszą rozmowę w jej życiu. W końcu powinny się spotkać w domu, przy jakiejś kawie, a nie pod komisariatem. Rzuciła książkę, tak, tą o pojednaniu z wredną teściową, którą czytała gdzieś do tyłu i kliknęła przycisk, aby drzwi się odblokowały, gdy tylko znalazła się niedaleko.
Uniosła brew, słysząc bardzo miłe przywitanie, ale zagryzła wargę i zapięła pasy. Nie mogła dać się tak prędko sprowokować, tę relację dało się uratować.
Cześć, miło cię widzieć, Natalie — mruknęła w odpowiedzi. Włosy zarzuciła do tyłu, a następnie przekręciła kluczyk w stacyjce. Im szybciej dojadą tym lepiej będzie dla nich obydwóch. — Bo nie mógł przyjechać, spał, nie chciałam go budzić, więc przyjechałam ja. — Krótkie i zgrabne wytłumaczenie, bez zbędnych złośliwości. Punkt dla ciebie Natalie! — Co nabroiłaś? Nie czytałam całej notatki policyjnej, mam nadzieję, że to nic poważnego. Następnym razem prawdopodobnie skończy się na sądzie, nie puszczą cię łatwo.


Sabrina B. Larue

Paint still wet

: ndz sie 17, 2025 10:16 pm
autor: Sabrina B. Larue
Natalie van Laar

Cześć, miło Cię widzieć? Kobieto nie zesraj się, to było pierwsze, co pomyślała Sabrina. Czyli jego latawica. Wzięła głęboki oddech, próbując opanować się wewnętrznie. W głowie pojawił się pierwszy potok myśli. Co ona właściwie tu robiła? Serio uważała, że była dobrą osobą do odbierania jej? I co to była za książka, którą rzuciła do tyłu? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
— Czyli jego wpadka — podsumowała krótko Larue. Chociaż czy na pewno była jego wpadką? Tego miała nadzieję się dowiedzieć tego wieczoru. Tylko nawet przez myśl jej nie przeszło, by być miłą. Niby mogło wpłynąć to na jej bratanka, ale czy miała pewność, że był jej? Albo czy ta dziewczyna na pewno była w ciąży? Zlustrowała ją jeszcze raz. Przynajmniej Bo miał dobry gust, będą z tego ładne dzieci, jeśli... będzie jego. Kolejne słowa tylko spowodowały wewnętrzną irytację u studentki — trzeba było go obudzić. To nie byłby jego pierwszy raz, kiedy po mnie przyjeżdża. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, a jak myślisz, że przez to wkupisz się w moje łaski, to się bardzo mylisz — prychnęła, ale musiała to zaznaczyć. Nie będzie pierwszą lepszą dziewczyną, której ktoś mógłby się podlizać. Co by nie powiedzieć Natalie wparowała z buta w jej nudne życie. Zawsze widziała je w ten sam sposób. Bo lub Courtney odbierali ją z aresztu, a następnie na rogu ulicy palili wspólnie skręta. To była ich wspólna świętość, a teraz nawet i ona została odebrana — nie musisz mi robić za matkę, nigdy jej nie miałam — nie była pierwszą osobą, która zwracała jej na to uwagę. Rodzeństwo stale to robiło, to oni robili jej za rodziców — od matkowania mam moje rodzeństwo. Także nie musisz przejmować tej roli, jestem pewna, że oni wiedzieliby dokładnie o co chodzi — o malowanie murali ich obrażających. Bo pewnie by się zaśmiał, potargał jej włosy i ruszyliby przed siebie. Właśnie, wpadła jej niezwykle ważna myśl do głowy. Jeśli brat tego nie poruszył, to czuła się w powinności, by powiedzieć to głośno — poza tym zrobiliście z Bo test?

Paint still wet

: czw wrz 04, 2025 12:39 am
autor: Natalie van Laar
Równie dobrze mogła nie przyjeżdżać, ale wtedy Sabrina spędziłaby całą noc na komisariacie. Przyjechała tutaj tylko z dobrego serca, ale z każdym jej następnym słowem dochodziła do wniosku, że powinna była zostawić ją, by przemyślała swoje zachowanie. Wydawało jej się, że miłym gestem było przyjechanie po siostrę swojego chyba partnera, by nie miała większych kłopotów. No właśnie, najwidoczniej się jej wydawało, bo przywitanie, którym została obdarowana nie zwiastowało tego.
Mhm — mruknęła szybko i zmrużyła oczy, próbując powstrzymać narastającą złość. Kurwa mać, starała się, a jak zwykle zostało to niedocenione. Jeszcze to jego wpadka poruszyło w niej coś na tyle, że zacisnęła jedną z rąk na kierownicy.
Nie mam serca budzić kogoś, kto jest zmęczony — odparła i ruszyła samochodem, by jak najszybciej wyjechać z policyjnego parkingu. Naprawdę starała się być miła, ale z każdą następną chwilą żyłka pulsowała jej aż za mocno. Jeszcze kilka nieodpowiednich słów i udusi tę gówniarę.
Niekoniecznie mam w celu wkupienie się w twoje łaski, jak to sama nazwałaś. Staram się być po prostu miła, tak mam. — Nie skłamała jakoś bardzo, naprawdę starała się być miła dla ludzi, którzy jej nic nie zrobili. Najmłodsza Larue jeszcze nie nadepnęła jej na odcisk, ale zbliżała się do tego. Będzie musiała porozmawiać z Bo na ten temat.
Jechała chwilę w spokoju, słuchając jej wywodu, aż w pewnym momencie wjechała w zatoczkę autobusową i zahamowała gwałtownie. Czara goryczy się przelała, nie miała zamiaru być poniżana w jednostronnej rozmowie.
Słuchaj mnie — zaczęła i włączyła światło w samochodzie, aby Sabrina na pewno ją dobrze widziała. Obróciła się do niej przodem i głośno westchnęła. — Nie wiem dlaczego traktujesz mnie jak swojego wroga. Nic do ciebie aktualnie nie mam i nie wydaje mi się, że to się zmieni w najbliższej przyszłości. Chciałabym mieć z tobą pozytywne relacje, ale ty sama nie dajesz mi ich zbudować, więc nie mam zamiaru walczyć z wiatrakiem. — Z każdą następną chwilą coraz bardziej zaczynała żałować, że przyjechała do Toronto. O ile w ogóle jeszcze bardziej się dało. — Nie zamierzam ci matkować, nie wiem co to nawet znaczy, bo ja sama nie dostałam od rodziców tego, czego powinnam. Całe swoje, kurwa, życie jestem zmuszona zajmować się sama sobą, więc nie mam jak dawać ci matczynych porad, których niby tak bardzo nie chcesz, a chyba jednak potrzebujesz. Wybacz, nie zastąpię ci matki.
Jeśli ktokolwiek myślał, że Bo nie nadawał się na ojca, to najwidoczniej nie poznał Natalie, która z matczynym podejściem nie miała nic wspólnego. Miała pewność, że u niej nie istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński. Nigdy nie miała prawdziwej matki i ojca, bo zawsze dla nich liczył się ktoś inny, jak nie starszy brat osiągający sukcesy, to młodsza siostra, która była chora. Tak naprawdę van Laar nie istniała w ich oczach, musiała nauczyć się jak radzić sobie sama by nie zginąć w dorosłym życiu.
Nie przejmę ich roli, korzystaj sobie z nich ile chcesz, naprawdę Sabrina, mam to gdzieś. Nie przyjechałam tutaj rozjebać twojego życia, po prostu szukałam pomocy — wyjaśniła krótko i ponownie odpaliła auto, i odjechała z zatoczki. — Powiedz gdzie cię podrzucić — rzuciła krótko, by móc sobie adres wbić w nawigację. Jeszcze nie poznała wystarczająco miasta, by poruszać się bez niej, a orientację w terenie miała niezwykle słabą.
Ja nie mam wątpliwości, wiem z kim sypiałam. — Nie chciała się tłumaczyć młodej, że jedyną osobą z jaką miała stosunek płciowy był Bo, bo jeszcze by ją wyśmiała. Wolała utrzymywać wersję, że w ciągu ostatniego pół roku był to właśnie on, to co wcześniejsze nikogo nie powinno interesować.


Sabrina B. Larue

Paint still wet

: pt wrz 05, 2025 11:56 pm
autor: Sabrina B. Larue
Natalie van Laar

Zamiast tego lepiej pakować się w paszcze lwa? Urocze — skwitowała krótko Sabrina, niemalże od razu kręcąc głową. Dużo mogłaby w tym momencie powiedzieć. Jednak bawiła ją ta sytuacja. Typiara myślała, że to była lepsza opcja? Gorzko się myliła. O takich zmianach myślała Sabrina. Odbieranie jej z komisariatu było dziwną tradycją między nią a Bo, którą została tak po prostu pozbawiona. — naprawdę nie jesteś miła, pozbawiając mnie kontaktu z bratem — rzuciła finalnie Larue. Czuła się zagrożona w sytuacji, w której została postawiona. Miała sobie tak wiele do zarzucenia. Zaledwie jedną z tych rzeczy wydawało się być siedzenie w aucie z ... no właśnie nie wiadomo kim. Bo nie lubił etykietek, za to Sabrina uwielbiała je całą sobą.
Zamrugała, gdy zahamowała. Lekko zastanawiając się, co powinna zrobić, ale od razu wiedziała. Będzie walczyła.
To w takim razie kurwa posłuchaj — powiedziała niezwykle chłodnym tonem Sabrina. Rzadko kiedy najmłodsza Larue faktycznie się denerwowała. Większość czasu była podirytowaną osobą, która buchała szczęściem na lewo i prawo — nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak to wygląda. Nasza rodzina jest bogata, a ty zjawiasz się krowy latające na niebie. To budzi moje podejrzenia. Bo ma własną galerię, ma pieniądze, a wy nawet nie zrobiliście testu? — a wiedziała to doskonale od brata — wybacz, ale to nie wygląda dobrze na twoją korzyść. Skoro tylko z nim spałaś, to nie powinnaś mieć z tym problemu. Tylko udowodnisz mi i mojej siostrze, że się mylimy co do Ciebie — nabrała przez moment powietrza, by znowu powiedzieć na jednym wdechu — już nie mówiąc o tym, że w ogóle nie myślisz w tym wszystkim o Bo. Wbiłaś do jego mieszkania, mieszasz mu w życiu, jakby to był sos do spaghetti, albo dobrze wymieszany drink. To co zrobiłaś z jego mieszkaniem to profanacja. To nie jest mój brat, ale ty nie widzisz w tym swojej winy. Nie widzisz, że zjawiasz się nagle i że mam pełno prawo mieć wobec Ciebie wszystkie obawy — finalnie wypluła się Brina. O ile kobieta nie odpowie jej w racjonalny sposób, to trzaśnie drzwiami od auta i pójdzie na pieszo. Byle nie musieć patrzeć w twarz. Jeszcze by zwymiotowała.

Paint still wet

: sob wrz 06, 2025 10:51 am
autor: Natalie van Laar
Przez dłuższą chwilę nie mogła odpowiedzieć na jej słowa. Patrzyła przed siebie na ciemną drogę rozświetloną reflektorami, wysłuchując wszystkiego, co młodsza miała jej do wygarnięcia. Każde słowo Sabriny wchodziło w nią coraz głębiej sprawiając, że znów czuła się jak wtedy, gdy pierwszy raz przyszła do Bo. Milion myśli, emocji i zwątpień na sekundę, nie wiedziała nawet, które są tymi prawdziwymi, a które wymyślonymi. W całej tej rozmowie było coś absurdalnego - ona, która nigdy nie miała przy sobie nikogo, kto by ją bronił, teraz siedziała i znów musiała się tłumaczyć z własnego życia przed dziewczyną, która miała przynajmniej rodzinę. Nawet jeśli patologicznie niedoskonałą.
To było jak siarczysty policzek.
Czuła jak po plecach przebiegał jej zimny dreszcz. Bogata rodzina, galeria, pieniądze odbijały się w jej myślach przez chwilę. Gdyby to była prawda to to co zrobiła, można by było sprowadzić do prostego schematu: przyjechała po swoje. Gdyby to było aż takie proste, nie siedziałaby teraz za kierownicą z rękami tak spiętymi, że bolały ją nadgarstki.
Jej dłonie aż zbielały na kierownicy. Musiała wysłuchiwać gadaniny o profanacji mieszkania, o tym mieszaniu w życiu, jakby trzymała pistolet nad głową Bo i kazała mu wszystko zmieniać w domu.
Jakby nie wystarczył fakt, że każdej nocy zasypiała z myślą, że może jutro Bo ją wyrzuci z mieszkania, bo tak mu będzie prościej.
Wiesz co, Sabrina? — zaczęła spokojnie, choć w środku czuła, jak wrze. — Masz rację. Nie zrobiłam testu, żeby ci coś udowadniać. Boże, nawet jemu jeszcze niczego nie udowadniałam, bo dopiero próbuję zrozumieć, co się w ogóle w moim życiu dzieje. Ale jeśli myślisz, że jestem tu dla jego pieniędzy albo mieszkania, to serio jest mi przykro.
Odchrząknęła, bo czuła, że jej głos zadrżał. Jeszcze brakowało, by Sabrina pomyślała, że ona płacze. Stanęły samochodem przed sygnalizacją świetlną i obróciła swoją głowę ponownie w jej kierunku.
Test zrobimy — powiedziała w końcu bez zawahania. — Jeśli o to ci chodzi, zrobimy go. Jutro zadzwonię i umówię termin. Nie dlatego, że muszę ci coś udowadniać. Dlatego, że chcę mieć spokój w głowie. Ja i Bo. Rozumiesz? — Śmieszne, że spokój był teraz towarem luksusowym, droższym niż cała ta bogata rodzina i pieniądze, które mieli. Wyobraziła sobie Bo, jak słucha tego samego od siostry. Jak staje między nimi i wybiera stronę. Chciała mu ułatwić? A może chciała tylko ułatwić sobie? Jedno i drugie było prawdą.
Prychnęła na jej słowa. Sabrina była niezwykle zagubioną dziewczyną, która naprawdę myślała, że pojawienie się kogoś jeszcze w ich cudownej rodzinie może odebrać jej brata. Może życie kręciło się wokół niej, ale chyba nadszedł moment, w którym powinna patrzeć na życie jak dorosła kobieta.
Światła mignęły zielenią, wrzuciła bieg i odjechała.
Nie wiem, co ci obiecywał twój brat. Ale skoro mam tu zostać, to chciałabym wiedzieć, czy mam szansę z kimś budować coś na kształt normalności, bo nie zamierzam codziennie wysłuchiwać, że jestem intruzem. Nie musisz mnie lubić. Nie musisz mnie akceptować. Ale miej w sobie choć odrobinę przyzwoitości, żeby zrozumieć, że nie przyjechałam tutaj dla ciebie, ani nawet dla Bo. Przyjechałam, bo noszę jego dziecko. I jeśli chcesz wierzyć, że kłamię, droga wolna. Tylko powiedz mi, gdzie mam cię wysadzić, bo zaczynam się zastanawiać, po co w ogóle cię z tego komisariatu zabierałam — wyrzuciła z siebie, jadąc prosto. Dziękowała bóstwom, że akurat mogły odjechać zanim zaczęła o tym mówić, bo patrząc jej w twarz albo by się rozpłakała, albo by ją zamordowała. Dobrze, że się tak nie stało, bo gdyby zacisnęła ręce na jej szyi to zostałaby murowanym wrogiem numer jeden.
Nie będę twoją matką, nie będę twoim wrogiem. Ale też nie będę workiem treningowym — powiedziała wreszcie. — Chcesz obawiać się o brata, masz do tego prawo, ja ci go nigdy nie odbiorę, bo nie jestem potworem, który chce zrobić własną rodzinę kosztem waszej.
Zrobiło się cicho. Szum opon, odległe klaksony, neon, który przeciął im twarze na pół. Natalie poczuła, że jeśli Sabrina teraz trzaśnie drzwiami i wysiądzie, przyjmie to. Nie będzie jej gonić. Nie będzie się prosić. Nadepnęła jej na odcisk za bardzo, by chciała się przed nią poniżać dla odrobiny akceptacji.
Adres, Sabrina — powtórzyła, miękko. — Albo mówisz, gdzie, albo wypuszczam cię tutaj i idziesz, jeśli tak wolisz. Nie będę cię zatrzymywać na siłę. — Tak naprawdę to nie mogła jej znieść ani minuty dłużej w aucie. Była wściekła, rozgoryczona, najchętniej wjechałaby tym samochodem w jakiekolwiek pobliskie drzewo.


Sabrina B. Larue

Paint still wet

: sob wrz 06, 2025 12:00 pm
autor: Sabrina B. Larue
Natalie van Laar

Co byś pomyślała, jeśli do życia twojego brata wparowałaby obca kobieta twierdząca, że jest z nim w ciąży? — spytała całkiem szczerze Sabrina, unosząc do góry jedną ze swoich brwi, dość wysoko — nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co ty tak właściwie robisz — wycedziła Larue, wywracając teatralnie oczyma. Niech sobie porozmawia z Bo na jej temat. Bardzo proszę. Tylko to ona nieudolnie próbowała naginać rzeczywistość, zmieniać ją pod własne dyktando, nie patrząc na to jak wszyscy dookoła mogą się z tym czuć. Najmłodsza rodzeństwa zawsze czuła całą sobą bez względu na jakiekolwiek konsekwencje — gratuluję wyboru. Może nawet dla Bo powinnaś to udowodnić. On ma wielkie serce i naprawdę zniszczę Cię, jeżeli zranisz w jakikolwiek sposób mojego brata — a była w stanie napaść na nią z bronią w ręku. Znała typy spod ciemnej gwiazdy. Dealerów oraz ich gangusów. Zasadniczo lubili ją, a gdyby sprzedała nieprawdziwe informacje o tej kobiecie, to mogłoby się naprawdę niemiło skończyć.
Wparowujesz do naszego życia. Dla mnie i Bo, nawet dla Courtney, odbieranie mnie z sekretariatu to swego rodzaju tradycja, od której nikt nigdy nie odchodził — to było przekroczenie tej niewidzialnej granicy, która w żaden sposób nie powinna zostać przekroczona. Wiedział to każdy, z kim Brina miała do czynienia. Później śmiali się z jej wyskoku, jedząc przy tym kebaba. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowała — nawet nie spytałaś go o zdanie, czy możesz ingerować w naszą rodzinę — a odbieranie jej z sekretariatu na pewno takim było. Wolała słuchać wykładu od brata, czy siostry, niż by ktoś ją przekonywał, że ta cała sytuacja naprawdę miała sens — daj spokój, jedyne, co chciałaś zyskać przyjazdem, to przychylność jednej z sióstr — prychnęła Sabrina, po czym obróciła się do tyłu. Chwilę trwało zanim ponownie sięgnęła po książkę, ale finalnie się jej to udało — myślisz, że nie widziałam tego? — widziała, ale wcześniej wolała nie upokarzać kobiety. Sabrinę zbyt wiele rzeczy rozpraszało. Co prawda nie znała tytułu, ale teraz miała go przed sobą.
Że-nu-ją-ce.
To może zastanów się, czy przyjazdem po mnie nie przekroczyłaś żadnej granicy — no czarnowłosa cały czas pierdoliła o tym samym, licząc, że coś finalnie dotrze do kobiety — mieszkanie Bo nigdy nie było tak sterylne jak teraz. Zanim zaczniesz narzucać mu swoje cukierkowe zdanie, spytaj, czy naprawdę tego chce — zmiana jakiegokolwiek człowieka nigdy nie wychodziła na dobre. Takie były tego realia — bo palenia szlugów nie rzucił — rzuciła to niemalże z wielką dumą. Miał zbyt szargane nerwy przez własną siostrę, by odsunąć się od tego nałogu.
Greektown 17 — wymamrotała, ale tylko dlatego, że chciała znowu zapukać do Aidena. On potrafił ją zrozumieć.

Paint still wet

: sob wrz 06, 2025 1:43 pm
autor: Natalie van Laar
Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, ale Natalie czuła, że ta cisza wcale nie uspokaja. To nie była ta dobra cisza, w której człowiek może zebrać myśli i odetchnąć. To była cisza, która drapała od środka, nie dawała chwili spokoju, bo każde słowo, które padło wcześniej, odbijało się w głowie jak echo. Zniszczę cię, jeśli go zranisz. Wciąż słyszała ten ton, jakby Sabrina właśnie wystawiła jej ultimatum. Groźba, ubrana w rodzinne hasła o ochronie brata.
Ciekawe, że nikt nigdy nie powiedział tak do niej. Że ktoś kogoś zniszczy, jeśli ktoś inny ją zrani. Nie miała nikogo, kto stałby tak po jej stronie - nigdy. I właśnie dlatego bolało to podwójnie. Bo Sabrina traktowała ją jak wroga, podczas gdy ona… ona chciała tylko przetrwać.
Natalie aż przygryzła wargę, czując, że ma ochotę się odezwać, ale powstrzymała się jeszcze chwilę. Myślała o tym wszystkim, co powiedziała jej wcześniej - o tradycjach, komisariacie, o Bo, który pewnie sam czasami nie wiedział, czy chce jej obecności. Granicę przekracza się świadomie, a ona tylko chciała pomóc. Nigdy nie zamierzała zająć miejsca żadnej z sióstr Larue, bo i po co? Nie potrzebowała ich układów rodzinnych, chciała tylko kawałka przestrzeni, w której nie musiałaby co wieczór zadręczać się, że znów zostanie sama.
To zabawne, Sabrina — odezwała się w końcu, głosem cichszym niż wcześnie. — Przez całe życie nikt się mną nie interesował na tyle, żeby zastanawiać się, co właściwie robię. Nikt nie pytał mnie o zdanie. Nikt nie zastanawiał się, czy mi czegoś nie brakuje. I teraz nagle siedzę w tym samochodzie i muszę się tłumaczyć dziewczynie, która uważa, że naruszam jej tradycje, bo odebrałam ją z komisariatu. — Zaśmiała się krótko, ale w tym śmiechu nie było nic zabawnego ani pocieszającego. — Gdybyś wiedziała, jak wygląda życie, kiedy nie masz ani tradycji, ani rodziny, ani nikogo, kto stanie za tobą murem, może przestałabyś mówić do mnie takim tonem.
Słowa same cisnęły jej się na usta, ale tym razem nie zatrzymała ich. Miała już dość duszenia w sobie wszystkiego.
Nie interesuje mnie, czy w twoich oczach mieszkanie Bo wygląda sterylnie, czy profanuję jakieś niewidzialne rytuały waszej rodziny. On sam może mi powiedzieć, jeśli coś mu przeszkadza. Jest dorosły. Nie potrzebuje rzecznika w postaci swojej siostry — powiedziała spokojniej, choć wewnątrz wszystko wciąż buzowało.
Na moment zwolniła, gdy zobaczyła nazwę ulicy na znaku. Greektown. Jeszcze kawałek i będzie mogła oddać ją do domu i przestać zadręczać się tym wieczorem. Chociaż pewnie, gdy wróci do mieszkania Bo to nie zaśnie do ranka, bo słowa, które zostały wypowiedziane tego wieczora będą grały w jej głowie.
Samochód wypełniał tylko dźwięk silnika. Natalie czuła, że jeśli odezwie się jeszcze raz, to może powiedzieć coś, czego już nie cofnie. W gardle miała ciężką gulę, a w sercu złość mieszała się z poczuciem winy. Nie powinna dawać się wciągać w tę grę. Sabrina chciała konfliktu, a ona już była za bardzo zmęczona, żeby wiecznie się tłumaczyć.
Zatrzymała auto przed wskazanym numerem. Zrobiło się cicho, zbyt cicho. Spojrzała krótko na młodszą Larue, choć w jej oczach nie było ani sympatii, ani akceptacji, tylko coś na kształt… rezygnacji.
Zacisnęła palce na kierownicy tak mocno, że aż zbielały jej kostki. Nie chciała już niczego więcej słyszeć, żadnych oskarżeń, żadnych gróźb. Potrzebowała tylko, żeby Sabrina wysiadła i żeby mogła na chwilę odetchnąć. Nie interesowało ją to czy Bo naprawdę rzucił palenie czy tylko nie robił tego w mieszkaniu, gdy ona była. Nie interesowało ją to, że właśnie wyśmiała książkę, która miała pomóc jej zaadaptować się w nowej rodzinie. To nie były elementy istotne, szczególnie w tym momencie. Do tej rodziny dołączyć się już nie dało, bo byli hermetycznie zamknięci.
Jedyne co chciałam osiągnąć przyjazdem tutaj, to odebranie ciebie, byś nie siedziała do rana, bo nikt inny po ciebie przyjechać nie mógł — rzuciła i westchnęła po tych słowach głośno. — Mi nie zależy na miłości z twojej strony, bo wiem, że jej nie dostanę. Nie chcę, żebyś czuła, że zabieram ci brata, ale jeśli nie zaczniesz akceptować mojej obecności to tak się stanie, jeśli mu naprawdę zależy na dziecku. Sama się od niego odetniesz swoim zachowaniem, nie masz już piętnastu lat, by robić takie akcje. To nie jest ultimatum tylko zderzenie z rzeczywistością. Nie rób sobie problemów.


Sabrina B. Larue

Paint still wet

: sob wrz 06, 2025 2:24 pm
autor: Sabrina B. Larue
Natalie van Laar

Nie zamierzam zmieniać własnego zdania, bo próbuję chronić moich najbliższych — stwierdziła, taksując ją mocnym spojrzeniem. Mogła tego nie widzieć, ale gdyby lasery istniały w oczach, to pewnie Natalie właśnie przestałaby istnieć. Sabrina w tym wszystkim była uparta, tylko jej uczucia były naprawdę szczere. Nie zaprzeczała, że kiedykolwiek mogłaby polubić Natalie. Tylko przekraczała granice, których nie powinna. Odbieranie jej z komisariatu, zmiana nawyków jej brata, a nawet aranżacja mieszkania. To były drobne sprawy, które samą Brinę wyprowadzały z równowagi.
Bo niby rzucił papierosy, a chwilę później znowu je popalał.
Ouch, czyli pewnie nawet nie spytałaś go o zdanie, wprowadzając te wszystkie zmiany? — spytała, unosząc wyżej brodę. Zaczęła czuć się zbyt pewnie w tej rozmowie. Pewnie niedługo brat będzie musiał postawić ją do pionu. Tylko ona naprawdę chciała dobrze. Potrzebowała etykietek, powolnego wprowadzania do sprawy. Na razie wszystko wydarzało się dla niej zbyt szybko. Nie miała czasu, by móc wszystko poukładać sobie w głowie. Za to naprawdę tego potrzebowała. Nie miała szans zatrybić tego, co się działo...
Na pożegnanie powiem Ci jedno. Na razie wkroczyłaś niczym jakiś potwór do jego życia. Nie wiem, jak wyglądają Wasze ustalenia, co sobie tam stwierdziliście. Ja lubię etykiety, mój brat niekoniecznie — nabrała powietrza w usta, próbując powiedzieć coś mądrego — ale skoro naruszyłaś moją i jego prywatność przez odbieranie mnie z komisariatu, to może pora się zastanowić, czy nie robisz też tego w jego życiu. On zmienia się dla Ciebie i dziecka, nie patrząc na samego siebie. Dobranoc — wyszła z auta, ale wcale nie odchodziła. Zamiast tego wyjęła z kieszeni swoich spodni paczkę papierosów i zapaliła ją. W jakiś sposób musiała zejść z niej cała negatywna energia.

z/t

Paint still wet

: wt wrz 09, 2025 12:31 pm
autor: Natalie van Laar
Natalie aż się uśmiechnęła pod nosem, choć wcale nie było jej do śmiechu. Czuła, że Sabrina od początku szuka w niej winy, jakby sam fakt, że znalazła się w życiu jej brata, był równoznaczny z czymś podejrzanym.
Nie musisz mi powtarzać, że chronisz bliskich. Wiem, że to robisz. Tylko… nie jestem twoim wrogiem, Sabrina. Nie musisz mnie traktować jak zagrożenia — powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od drogi.
Kiedy usłyszała pytanie o to, czy spytała Bo o zdanie przy zmianach, aż westchnęła. Poczuła ukłucie irytacji, bo po raz kolejny sprowadzano jej relację z nim do czegoś, co trzeba udowadniać, jakby naprawdę miała ukryty plan.
Spytałam. Może nie o wszystko, bo są rzeczy, które wychodzą same, ale nigdy nie robiłam niczego na siłę. Gdyby coś mu przeszkadzało, powiedziałby mi. Nie traktuj go jak kogoś, kto nie ma swojego zdania — odparła, tym razem spokojniej, ale stanowczo. Wiedziała, że Bo nie był łatwy, że potrafił być uparty i zamknięty. Ale właśnie dlatego nie potrafiła uwierzyć, że Sabrina serio sądzi, iż można nim sterować jak marionetką.
A potem padło to jedno zdanie. Natalie poczuła, jakby ktoś ją uderzył. To słowo potwór wywołało lawinę, od razu pomyślała o tym, jak przez lata próbowała udowadniać innym, że nie jest kimś złym, że nie wszystko w jej życiu jest błędem. A mimo to i tak zawsze ktoś znalazł powód, by ją postawić w roli winnej. Przez chwilę jechała w ciszy, nie powiedziała niczego więcej. Miała dość przekonywania innych, że jej obecność ma sens. Była w ciąży, walczyła z własnym chaosem, a teraz jeszcze musiała udowadniać, że nie zniszczy rodziny Bo. To było za dużo.
Zatrzymała samochód pod wskazanym adresem. Spojrzała na nią, a w jej oczach nie było już gniewu, tylko zwykłe wyczerpanie.
Dobranoc, Sabrina — rzuciła krótko.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły, przez chwilę siedziała jeszcze nieruchomo, patrząc przed siebie. Cisza w samochodzie wydawała się jeszcze cięższa niż sama rozmowa. Dopiero po minucie ruszyła, choć dłonie miała zaciśnięte na kierownicy mocniej niż zwykle.
Droga do mieszkania Bo była cicha, a ona nawet nie próbowała już się oszukiwać, że zaśnie od razu. Wiedziała, że słowa Sabriny będą odbijały się jej w głowie do samego rana. Będzie analizować każde jedno zdanie, doszukując się, czy faktycznie zawiodła, czy to tylko Sabrina wylała na nią własne uprzedzenia. A co gorsza, nie była pewna, czy znajdzie w sobie siłę, by o tym wszystkim powiedzieć Bo.


Sabrina B. Larue
z/t