i run away from my problems
: pt sie 15, 2025 8:55 pm
W ciągu całego swojego życia nie popełnił wiele błędów, w końcu szedł ścieżką, która była wręcz dla niego stworzona i zaplanowana. Przez te wszystkie lata, w których pracował jako prokurator wielokrotnie spotkał się ze słowami, że nie przyszłoby mu to tak prosto, gdyby nie znany i dziany ojciec. Nie potrafił zaprzeczyć tym słowom, bo nie wiedział chyba do końca jaka była prawda - z jednej strony był na tyle skromny, że wstyd było mu mówić o wielkich umiejętnościach, z drugiej strony szybkie awanse i sprawy, które dostawał musiały być spowodowane znajomościami, które stary Lennox posiadał. Nawet i jeśli rzadko się mylił, to te potknięcia, które mu się przydarzyły rozpamiętywał bardzo długo.
Największym był związek z Cynthią.
Nie bał się tego mówić na głos (to tylko tak pięknie i poetycko napisać można, bo w gruncie rzeczy nikomu nigdy nie mówił, że był kiedykolwiek zaręczony), ale nigdy w życiu nie powinien poznawać tej kobiety, mówić jej kocham cię i się oświadczać. Odbierał to jako osobistą porażkę, po której jedynie upewnił się, że miłość po prostu nie istnieje. Nigdy w życiu nie chciał nikogo krzywdzić swoją osobą i bardzo żałował, że nie wysiadł z ich płonącej tratwy szybciej.
A powinien.
Bo poznali się za szybko, zbyt prędko przeszli wszystkie etapy, nie poznali się do końca tak jak powinni. A później, gdy zauważył, że coś nie gra to było za późno, bo jak ty sobie to wyobrażasz synu, by zostawiać kobietę, której się oświadczyłeś? Z każdym dniem próbował się przygotowywać do tej najważniejszej rozmowy w ich życiu, ale co chwilę coś mu przeszkadzało, jak nie jego strach, to jej diagnoza.
Ale musiał spoglądać jej w twarz, minimalnie dwa razy w tygodniu, gdy przychodził po protokół z sekcji zwłok czy inny materiał dowodowy medyczno-sądowy. Albo, tak jak teraz gdy chciał omówić najbliższą rozprawę, w której Cynthia Ward będzie powołana jako biegły, do której miał wiele pytań.
Nigdy się jej nie zapowiadał, bo nawet nie miał jej numeru telefonu. Usunął ją tak prędko, jak tylko zmienił się ich stan cywilny. Doskonale wiedział gdzie stacjonuje, bo w pracy była zawsze, nie znał chyba innej tak zapracowanej osoby jak ich dwoje. Udał się w okolice Uniwersytetu, a bardziej w stronę Zakładu Medycyny Sądowej, który odwiedzał i tak za często. Przedstawił się na wejściu i został od razu pokierowany do prosektorium zamiast do gabinetu, który powinna zajmować, bo akurat pani Ward zajmuje się denatem.
Toteż wszedł do sali sekcyjnej, ubrany w fartuch ochronny z czepkiem na głowie, a maseczkę ściągnął niemalże od razu. I tak miał zamiar stać w przedsionku, nie chciał wchodzić głęboko. Nie brzydziło go to, jako prokurator często widział gorsze rzeczy i jeszcze częściej asystował przy krojeniu. Po prostu miał nadzieję, że długo czekać nie będzie musiał.
— Cześć, ja ze sprawą — rzucił na wejściu i wyjrzał do środka, trzymając się ręką o futrynę, próbując zlokalizować wzrokiem kobietę. — Jutro jest rozprawa.
Cynthia A. Ward
Największym był związek z Cynthią.
Nie bał się tego mówić na głos (to tylko tak pięknie i poetycko napisać można, bo w gruncie rzeczy nikomu nigdy nie mówił, że był kiedykolwiek zaręczony), ale nigdy w życiu nie powinien poznawać tej kobiety, mówić jej kocham cię i się oświadczać. Odbierał to jako osobistą porażkę, po której jedynie upewnił się, że miłość po prostu nie istnieje. Nigdy w życiu nie chciał nikogo krzywdzić swoją osobą i bardzo żałował, że nie wysiadł z ich płonącej tratwy szybciej.
A powinien.
Bo poznali się za szybko, zbyt prędko przeszli wszystkie etapy, nie poznali się do końca tak jak powinni. A później, gdy zauważył, że coś nie gra to było za późno, bo jak ty sobie to wyobrażasz synu, by zostawiać kobietę, której się oświadczyłeś? Z każdym dniem próbował się przygotowywać do tej najważniejszej rozmowy w ich życiu, ale co chwilę coś mu przeszkadzało, jak nie jego strach, to jej diagnoza.
Ale musiał spoglądać jej w twarz, minimalnie dwa razy w tygodniu, gdy przychodził po protokół z sekcji zwłok czy inny materiał dowodowy medyczno-sądowy. Albo, tak jak teraz gdy chciał omówić najbliższą rozprawę, w której Cynthia Ward będzie powołana jako biegły, do której miał wiele pytań.
Nigdy się jej nie zapowiadał, bo nawet nie miał jej numeru telefonu. Usunął ją tak prędko, jak tylko zmienił się ich stan cywilny. Doskonale wiedział gdzie stacjonuje, bo w pracy była zawsze, nie znał chyba innej tak zapracowanej osoby jak ich dwoje. Udał się w okolice Uniwersytetu, a bardziej w stronę Zakładu Medycyny Sądowej, który odwiedzał i tak za często. Przedstawił się na wejściu i został od razu pokierowany do prosektorium zamiast do gabinetu, który powinna zajmować, bo akurat pani Ward zajmuje się denatem.
Toteż wszedł do sali sekcyjnej, ubrany w fartuch ochronny z czepkiem na głowie, a maseczkę ściągnął niemalże od razu. I tak miał zamiar stać w przedsionku, nie chciał wchodzić głęboko. Nie brzydziło go to, jako prokurator często widział gorsze rzeczy i jeszcze częściej asystował przy krojeniu. Po prostu miał nadzieję, że długo czekać nie będzie musiał.
— Cześć, ja ze sprawą — rzucił na wejściu i wyjrzał do środka, trzymając się ręką o futrynę, próbując zlokalizować wzrokiem kobietę. — Jutro jest rozprawa.
Cynthia A. Ward