Strona 1 z 1

teges śmeges

: pn sie 18, 2025 11:08 am
autor: ernest salvatore
Ernest doszedł do wniosku, że skoro go już obce baby w domu odwiedzają motywowane troską znaczy się, że zaczęło być widać, że coś teges śmeges gorzej z głową, z sercem na pewno, trzeba już kurwa z domu wyjść, chociaż wychodził i tak, do roboty przecież chodził bo oszalałby inaczej, a był już w życiu od wielu lat granicy szaleństwa bardzo blisko, bo się w takich nerwach funkcjonować kurwa nie da.
Cztery tabletki naraz przeciwbólowe ale nigdy nie na pusty żołądek, Erneścik nigdy nie na pusty żołądek, zawsze na pełny, dzisiaj pełen spagiety.
Biurko się trzęsie, wkurwia go to, a trzęsie się, bo mu noga skacze lewa góra dół, samonapędzająca się machina irytacji, ale nie jest w stanie przestać, za dużo w nim nerwów drga, za bardzo jak zwykle emocje biorą górę, zawsze tak było, zawsze taki był. Czy to dlatego Meredith go w tak potężnego chuja zrobiła po dekadzie prawie małżeństwa? Może, kurwa, może.
Wszystko ładnie pięknie na początku kiedy płonęła mu głowa jak zawsze to można każdy z tych płomieni przekuć w namiętność, ale im dalej to tylko się poparzyć można, zupełnie nieopłacalna taka transakcja, skoro pani żona płaciła stanem psychicznym.
A może, po prostu, najzwyczajniej w świecie, była kurwą.
Cokolwiek by nie było powodem Erno nie zamierzał obwiniać siebie, a ją wyłącznie i jej pana kutasa, w końcu nawet jeśli była aż tak nieszczęśliwa, to były inne sposoby na zakończenie tej relacji, niż doprawianie mu rogów.
Z tego też powodu, że Meredith wybrała najgorszy możliwy sposób, Ernest nie zamierzał samemu się ograniczać w środkach do podjęcia odwetu.
Musiał rozważyć kilka opcji i wybrać najbardziej opłacalną. Jeszcze nie wiedział co to będzie, czy na niego psy nasłać i w coś wpierdolić, czy wpierdolić go pod samochód. Najchętniej by tak zrobił.
Ale powtarzał sobie Ernest, nie masz już dwudziestu lat, czas rozwijać horyzonty.

Nathaniel Rourke

teges śmeges

: śr sie 20, 2025 11:46 am
autor: Nathaniel Rourke
Dziękował bogom, że Diane jeszcze nie odkryła tego, że jej kochany, były mąż ma jakieś znaczne powiązania z mafią. Sam się na głos nie chwalił, zresztą - nie było czym. Trzymał buzię na kłódkę, najlepiej jak tylko mógł, bo taka informacja mogła sprawić, że straci prawa do opieki nad Lily jeszcze tego samego dnia. Zresztą… mówić o tym nie mógł, bo jego kariera policjanta też wisiałaby na włosku, czekając na większy podmuch wiatru. W jedną sekundę mógłby stracić wszystko, czego tak pilnie strzegł. Rourke głupi nie był, potrafił się pilnować i miał całą kontrolę nad tą sytuacją.
Ale spanikował. Widząc wiadomość na swoim telefonie przez chwilę zrobiło mu się słabo, zimno i gorąco na raz, nawet gorzej mu się oddychało. Wiedział, że z ’Ndranghetą kontaktu przyjacielskiego mieć nie będzie, miał świadomość, że jeśli coś będą chcieli to go wezwą do siebie. Może gdyby napisał ją ktoś inny niż Ernest to mniej by się stresował, ale w emocjach odpisał mu głupio, przez co później jeszcze, do końca zmiany, siedział jak na szpilkach.
Miał odpisać, że jasne, niedługo się widzą, ale drżące palce napisały za dużo. Szkoda, że nie dało się usunąć wiadomości, by żadne z nich nie miało do nich dostępu, ale wiadomości na telefonie działały zupełnie inaczej niż takie na messengerze czy innym komunikatorze, gdzie już wprowadzili tę zbawienną opcję.
Więc z takim samym stresem, nie zmniejszającym się, wsiadł w samochód i zamiast pojechać do domu, wbił w nawigację restaurację Archeo. Obiecał być o czternastej i słowa miał zamiar dotrzymać, nie chciał dostać kulki w łeb, albo w nogę - w kończynę to nawet gorzej, bo musiałby się tłumaczyć Anderson dlaczego nie może się poruszać. Gdyby go zabili na miejscu to oszczędziłoby mu to tłumaczeń dla Diane, nawet szczęśliwsza by była. Niby rodzina rodziną, ale doskonale wiedział, co potrafią tacy mafiozi. Nie jednych znał, wystarczyło powiedzieć coś raz nie tak i smród się ciągnął do końca życia. Trzeba było być czujnym jak pies podwójny.
Zapalił papierosa przed wejściem w ekspresowym tempie, bo chciał wejść równo z zegarkiem wskazującym na dwie godziny po południu. Poza tym bez dymu w płucach przejść przez próg, by nie potrafił, bo nogi mu się uginały w kolanach na samą myśl.
Wnętrze było takie jak zapamiętał, pełne klasy, wypełnione ludźmi, chociaż pewnie jak na włoską restaurację przystało ceny za posiłek były powalające. Nigdy tam nie jadł, bo jedynie się pojawiał w sprawach poważnych, nie chciał mieć z tym miejscem żadnych innych wspomnień. Córki w szczególności by tutaj nie zabrał.
Na wejściu kiwnął głową do szefa sali, a ten prędko, bez kolejki, skierował go do sali prywatnej, do której nie mieli wstępu śmiertelnicy, którzy chcieli tutaj dobrze zjeść. Pewnie powinien wejść gdzieś od tyłu, ale nawet nie pomyślał, że sprawa, dla której został wezwany, może być tak poważna. Podziękował dla mężczyzny i poprawił swoją koszulę, wchodząc w głąb pomieszczenia, do którego został wysłany, a z niego został przekierowany do gabinetu, który należał wyłącznie do Salvatore’a.
Wszedł z głębokim wdechem, który uwolnił z płuc dopiero wtedy, gdy zobaczył Ernesta siedzącego za biurkiem. Kiwnął na przywitanie i podszedł do krzesła, które było wolne, nie czekając na zaproszenie. Chciał już usłyszeć to, co na niego czekało cały ten czas.


ernest salvatore

teges śmeges

: śr sie 20, 2025 3:12 pm
autor: ernest salvatore
Żart szanownego kolegi odczytać i skwitował milczeniem. Nie, żeby nie był dobry, zawsze doceniał grę słów, ale bardziej go w tym stanie dosięgnęło zażenowanie, zwłaszcza, że się nie znali panowie na stopie koleżeńskiej i Erno nawet nie zakładał, że kiedykolwiek tak będzie bo mimo wszystko był Nathaniel skorumpowanym psem, a do takich nie miał za grosz szacunku.
Nie to, co gliniarze z powołania, wkładający całe swoje serce w strzeżenie moralności i bezpieczeństwa tego i innych miast. Gliniarz był przydatną wtyką, ale tym samym czym różnił się od innych drani, którzy się bogacili na cudzych nieszczęściach?
Praca mu nie szła dzisiaj, wszystkie maile oznaczył gwiazdką i zostawił sobie na potem, kiedy zdejmie już markową koszulę i gacie, usiądzie już w ciemnym domu i naleje sobie czegoś.
Na szczęście umówiona wizyta ratowała go od biurokracji. Podniósł wzrok słysząc najpierw pukanie, a później widząc wchodzącego detektywa, kurwiki w oczach Ernesta nie przestaną płonąć nigdy, nawet jeśli przywołuje na twarz uprzejmy uśmiech, zbyt promienny żeby go nie pomylić z Europejczykiem z tej uśmiechniętej i słonecznej części, bo Słowianie się tak nie uśmiechali.
- Nathaniel. - Nawet się nie spóźnił, spróbowałby tylko. Sumienny facet.
- Cieszę się, że cię widzę, co słychać? Co u twojej uroczej żony? Jak jej było na imię? - Chuja nie wiedział nawet jak wyglądała ani czy jest choć w małym stopniu urocza, ale chciał wybadać czy to nie temat niewygodny dla niego sobie tak o rodzinie rozmawiać z jakimś chłopem z organizacji, zdziwiłby się, gdyby chciał się szczegółami dzielić, ale nie mógł być idiotą, żeby sądzić, że się nie zainteresują chociaż podstawowymi informacjami na temat żony i córki, skoro podjęli się z nim współpracy.
Poza tym temat rodziny i żony miał być dzisiaj na tapecie. Tylko tak się składa, że Ernesta.
Nathaniel Rourke

teges śmeges

: śr sie 20, 2025 8:27 pm
autor: Nathaniel Rourke
Nie uważał siebie za kogoś złego. W końcu był skorumpowanym policjantem, ale takim normalnym, nie takim, który niszczy życia ludziom, nie? Sam nienawidził takich, w końcu przez jednego kilka lat temu prawie zginął. W głowie tłumaczył sobie, że wejście do ’Ndranghety było wyborem rozsądnym, bo dla nich rodzina była najważniejsza, a w tych trudnych czasach sam potrzebował ochrony dla tych, których kochał. W policji trudno było znaleźć takich, którym warto było zaufać, dlatego swoje nadzieje pokładał w mafii.
A tych wszystkich ugrupowań to powinien mieć już dość, przynajmniej po tym co ostatnio przeżywał.
Ernest nie był dla niego przyjacielem, ale był bratem szefa, więc idąc tym tokiem myślenia… chyba też szefem. Niemniej jednak spotkanie z nim stresowało go bardziej niż z innymi członkami. Zawsze wiało od niego grozą, w oczach Nathaniela był człowiekiem po prostu dziwnym. Nie, że go nie lubił, na polubienie trzeba było sobie zasłużyć, ale szacunek do niego miał. Gościu ogarniał dużo, a teraz jeszcze potrzebował do czegoś samego Rourke.
Na sam widok szerokiego uśmiechu wzdrygnął się lekko. W końcu wchodził do groty smoka, przyjemny gest wcale go nie przekonał, że ma się tutaj czuć bezpiecznie. Wręcz przeciwnie, zestresował się jeszcze bardziej.
Dobrze, że wziął coś na uspokojenie wcześniej, może nie zemdleje.
Witam — rzucił na przywitanie i oparł się wygodniej o krzesło. Nie chciał już tłumaczyć, że żony to on nie miał, nic by to nie zmieniło. Gadka szmatka była tylko po to, aby przełamać pierwsze lody. W końcu nie wypada mówić od razu o co chodzi, przez co czuł się jak na dywaniku u komendanta. Kiwnął głową. — Wszystko w porządku, dzień jak co dzień, po staremu — skwitował prędko jednym zdaniem. — Diane. — Mimo że nie chciał to powiedział, ukrywanie tego było bez sensu, błądzenie i wymyślanie również. W końcu podstawowe informacje o nim mieli, dlaczego miałby odmawiać odpowiedzi?
Uniósł brodę do góry, mierząc spojrzeniem Salvatore. Nie zapytał co u niego, bo niespecjalnie go to interesowało, kumplami nie byli. W głowie tworzył miliardy scenariuszy, przez które został tutaj wezwany. Żadne nie były pozytywne i nie kończyły się happy endem, bo Rourke był typem pesymisty. Wolał się pozytywnie zaskoczyć.
O czym rozmawiać będziemy? — zapytał po dłuższej chwili, chyba nie mogąc znieść ciszy, która może trwała sekundę w rzeczywistości, choć w jego głowie o wiele, wiele dłużej. Nie chciał uchodzić za człowieka narwanego, ale bardzo ciekawiło go co było prawdziwym powodem.
No chyba, że chcieli rozmawiać o Diane.

ernest salvatore

teges śmeges

: pt sie 22, 2025 5:45 pm
autor: ernest salvatore
Wcale nie miał się tutaj czuć bezpiecznie, to nigdy nie było i nie będzie intencją Ernesta.
Chyba, że w grę wchodzili bardzo zwyczajni pracownicy restauracji, bo tacy przecież byli, ale ich Ernest rzadko gościł w swojej pieczarze. Zresztą ktokolwiek miał instynkt zachowawczy rozwinięty chociaż odrobinę wiedział jakich miejsc i kogo unikać. Archeo było z zewnątrz zwyczajną restauracją, ale kto był wystarczająco spostrzegawczy pewnie się domyślał u kogo pracuje.
Jednocześnie nikt tutaj nikogo na siłę pod pistoletem nie trzymał.
Diane. – Powtórzył za mężczyzną starając się zapamiętać, bo nigdy nie wiadomo w którym momencie pamięć do szczegółów może takiego psa zaboleć.
Wstał zza biurka na chwilę wzrok przenosząc na swój barek vintage lux robota europejski mebel bejcowany na wysoki połysk. Kochał, absolutnie, staranność i design europejskiego meblarstwa i architektury, nie to co amerykański paździerz.
Napijesz się? – Obejrzał się przez ramię krótko na Nathaniela, chociaż wody to w tym barku nie uświadczysz.
Powiódł spojrzeniem po butelkach ściągając wargi w ciup na chwilę w zastanawieniu, na co miał dzisiaj ochotę, ostatecznie sięgając po biały rum, mając ochotę na coś dostatecznie mocnego ale neutralnego w smaku. Kostka lodu z małej lodówki opada na dno szklanki z pustym brzękiem, Erno nalewa na oko, nie był barmanem, ani co za różnica czy ilość była odpowiednia.
A widzisz. – Taki niecierpliwy ten Nathaniel, a co to, czasu nie miał dla szanownego kolegi? Ernest wraca za biurko, szkło odstawia ciężko na blat, ale zamiast usiąść na swoim fotelu to przysuwa go sobie bliżej swojego koleżki i siada z westchnieniem ulgi, jakby właśnie cały dzień spędził na nogach.
I znowu sięga po szklankę, spoglądając na Rourke z uśmiechem tak przyjaznym, że można by pomyśleć, że się bardzo na jego widok cieszył ot po prostu, gdyby tylko go oczy nie zdradzały, w których poza kurwikami bardzo dużo niepokojących rzeczy się czaiło, lepiej za głęboko nie zaglądać, a im dłużej człowiek patrzy tym są ciemniejsze.
Zawartość głowy Ernesta była zbyt lepką mazią pokryta żeby w ogóle chcieć się choć na chwilę w nią zanurzyć.
O żonach właśnie. – Uniósł w końcu szklankę do ust upijając spory łyk.
Zależy ci na twojej żonce co? Pewnie ta. Widzisz, mi na mojej też. Ale jej na mnie to już nie bardzo, a ja jestem, Nathanielu, porządnym człowiekiem. Serce mi pękło, ale siłą nikogo nie zatrzymam prawda? A bardzo bym chciał, żeby była szczęśliwa. I chyba jest. Tylko, że ja cholera nie wiem z kim. Nie znam go. A bym wolał się upewnić, że to też porządny jest facet. Że niczego za uszami nie ma, wiesz o co chodzi. Że to uczciwy człowiek jest. Ale mi nie wypada ją o to pytać, bo jeszcze dojdzie do nieodpowiednich wniosków.

Nathaniel Rourke

teges śmeges

: pt sie 22, 2025 9:30 pm
autor: Nathaniel Rourke
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek na spotkaniu mafijnym może się poczuć komfortowo. Takie granie na dwa fronty nieźle ryło mu głowę, pomijając fakt, że nie miał tam i tak za dobrze. Po prostu Ernest był dla niego największą zagadką, jak każdego człowieka jeszcze przejrzeć mógł i względnie wiedział co ma się po nim spodziewać to Salvatore nie należał do tego grona. Nie widzieli się za często, nie byli kumplami, nie pili razem piwa, wiedział o nim tyle, ile chyba powinien. Przekazano mu proste informacje, więcej musiał się dowiedzieć na własną rękę, przy takich sytuacjach jak ta.
Nie zadrżał, kiedy mężczyzna wstał i podszedł do barku. Wszystkie lata pracy pod przykrywką nauczyły go jednego - im wyższy poziom stresu, tym chłodniejszy musiał być. Teraz działał na instynkcie. Czekał na słowa, analizował każdy gest. Bo po tym człowieku można było spodziewać się absolutnie wszystkiego.
Uniósł brew na propozycję, w sumie przyjechał samochodem i miał zamiar nim wracać, ale odmówienie wspólnego napicia się mogło zostać odebrane negatywnie.
Polej — odpowiedział wciąż wpatrując się w ścianę przed nim. Może będzie tego żałował, może nie. Ważne było jedno, jeśli to sprawa tej wagi, za jaką ją brał, musiał ją przełknąć. Nawet jeśli smakowała gorzej niż sam trunek.
Byleby nie musiał kogoś zabijać.
Wzrok przeniósł na niego dopiero wtedy, gdy ten usiadł obok z ciężkim westchnieniem. Miał ochotę unieść brew, ale się powstrzymał. Obrócił lekko głowę w bok i skrzywił się, gdy ramię znów dało o sobie znać. Zbyt wiele stresu w jego życiu kończyło się właśnie takimi bólami, uniósł dłoń i położył na barku, żeby rozmasować bolące miejsce.
Na początku nie wiedział nawet, co odpowiedzieć na jego słowa, choć słuchał ich z taką uwagą jak nigdy dotąd. W pewnym sensie mógł się pod nimi podpisać, znał ten rodzaj myśli. Jego i Diane wiele poróżniło, a mimo to naprawdę chciał, żeby była szczęśliwa. Tylko, że nie potrafiłby znieść myśli, że miałaby być z kimś innym. Nawet jeśli ten facet okazałby się najporządniejszym człowiekiem na świecie.
Nie przeżyłby tego, żeby jego córka mówiła do kogoś innego tato.
Uniósł rękę i sięgnął po szklankę, którą mu Ernest pewnie również nalał, skoro wcześniej poprosił. Zamoczył usta w alkoholu, a po przełknięciu trunku, westchnął. Trudny temat, ale nic, czego nie da się przełknąć. Oparł się wygodniej na krześle, spojrzał wprost na niego. Rozluźnił się na krześle, już nie siedział tak spięty jak przed chwilą. Uniósł swój wzrok, by spotkać się z tym jego.
Chcesz go odjebać? — zapytał bez mrugnięcia okiem. O ile mógł uwierzyć w tę łzawą historię, którą usłyszał, to taki wniosek wysnuł głównie przez własne przemyślenia. On sam nie zawahałby się ani sekundy. Konflikt interesów był oczywisty: chciał, żeby jego kobieta była szczęśliwa, ale nie zniósłby, gdyby miało się to stać przy innym. — Jakich informacji potrzebujesz? Powiedz konkrety, jutro masz wszystko na biurku. Chyba, że potrzebujesz innej pomocy.


ernest salvatore