Dog Day
: czw sie 21, 2025 2:21 pm
Lucky Martino
Nie ma to jak wolne popołudnie.
Kolejne spotkanie z Lucky, tym razem ze zdecydowanie mniejszą ilością procentów. Claire po ostatnim alkoholizowaniu się skręciła kostkę. Niezbyt dobrze poruszała się, więc wynajęła przyjaciółkę na wspólny spacer z psem. Wszystko wydawało się być proste. Wzięła ze sobą psa, kocyk oraz kosz piknikowy, by mogły chłonąć ostatnie dni lata, które im pozostały. Nic innego nie wydawało się być aż tak proste. Wystarczyło tylko przymknąć powieki, by poczuć ciepłe promienie słońca. Nagrzewały porządnie, a w nich spędzanie czasu ze zwierzakiem wydawało się być odpowiednie. Tak zaczęły stacjonować sobie przy spokojniejszym miejscu w parku.
— No to Lucky, rzuć piłeczką — kundelek wesoło merdał ogonkiem na jedną i drugą, wyczekując zabawy. Był pieskiem odwołalnym. Price była w stanie całkowicie mu zaufać, dopóki nie trafiła na jedną przeszkodę. Był nią kot, ale raczej nikogo w okolicy nie było. Tylko one dwie i cały wielki park. Mogły korzystać w spokoju, osłonięte drzewami od tłocznych ulic Toronto. Wcisnęła piłkę finalnie do dłoni przyjaciółki, uśmiechając się przy tym szeroko. — Churro, lecisz skarbie — zaśmiała się, rzucając smaczka odrobinę dalej. Po chwili piesek zaczął dopominać się o jeszcze większą uwagę. Zaczął lizać Martino po nogach, by w końcu mógł pobawić się z psim dzieckiem, z przyjaciółką. Ostatnie dni wydawały się jej nie rozpieszczać. Chociaż może jedna sprawa wydawała się jeszcze dla niej ważna. Dawno nie widziała się z Laurentinem. W pewnym zamyśleniu spędzała te kilka minut. Zaczęła się poważnie zastanawiać, co się działo u mężczyzny od ich wspólnego wyjazdu na camping.
— Lucky... to kot! — rzuciła szeptem, pokazując go przyjaciółce palcem. W środku już zaczęła obawiać wielkiego Churro'sowego najazdu na kicię.
Nie ma to jak wolne popołudnie.
Kolejne spotkanie z Lucky, tym razem ze zdecydowanie mniejszą ilością procentów. Claire po ostatnim alkoholizowaniu się skręciła kostkę. Niezbyt dobrze poruszała się, więc wynajęła przyjaciółkę na wspólny spacer z psem. Wszystko wydawało się być proste. Wzięła ze sobą psa, kocyk oraz kosz piknikowy, by mogły chłonąć ostatnie dni lata, które im pozostały. Nic innego nie wydawało się być aż tak proste. Wystarczyło tylko przymknąć powieki, by poczuć ciepłe promienie słońca. Nagrzewały porządnie, a w nich spędzanie czasu ze zwierzakiem wydawało się być odpowiednie. Tak zaczęły stacjonować sobie przy spokojniejszym miejscu w parku.
— No to Lucky, rzuć piłeczką — kundelek wesoło merdał ogonkiem na jedną i drugą, wyczekując zabawy. Był pieskiem odwołalnym. Price była w stanie całkowicie mu zaufać, dopóki nie trafiła na jedną przeszkodę. Był nią kot, ale raczej nikogo w okolicy nie było. Tylko one dwie i cały wielki park. Mogły korzystać w spokoju, osłonięte drzewami od tłocznych ulic Toronto. Wcisnęła piłkę finalnie do dłoni przyjaciółki, uśmiechając się przy tym szeroko. — Churro, lecisz skarbie — zaśmiała się, rzucając smaczka odrobinę dalej. Po chwili piesek zaczął dopominać się o jeszcze większą uwagę. Zaczął lizać Martino po nogach, by w końcu mógł pobawić się z psim dzieckiem, z przyjaciółką. Ostatnie dni wydawały się jej nie rozpieszczać. Chociaż może jedna sprawa wydawała się jeszcze dla niej ważna. Dawno nie widziała się z Laurentinem. W pewnym zamyśleniu spędzała te kilka minut. Zaczęła się poważnie zastanawiać, co się działo u mężczyzny od ich wspólnego wyjazdu na camping.
— Lucky... to kot! — rzuciła szeptem, pokazując go przyjaciółce palcem. W środku już zaczęła obawiać wielkiego Churro'sowego najazdu na kicię.