Strona 1 z 2

no corpses on the dance floor

: pt sie 22, 2025 11:57 am
autor: Lawrence B. Osbourne
- trzy -


Uczelniane spędy może nie były jakąś super rozrywką, ale można było spędzić trochę czasu z innymi studentami, często zobaczyć ich z tej lepszej, bardziej rozrywkowej strony. Pokazać się przed profesorami, a przede wszystkim za darmo zjeść coś dobrego i wypić drinka. Dzisiaj też stoły zdobiły różnego rodzaju przystawki, mini kanapeczki, mini deserki, mini koreczki i mini porcyjki. Na barze można było dostać drinka, dość słabego, ale za to kolorowego, takiego, żeby nie uderzał do głowy, ale wprowadzał imprezowy nastrój.
Imprezowy nastrój wprowadzały też kreacje, zupełnie inne niż te na uczelni, jedwabne sukienki do ziemi, czasami krótkie miniówki w stonowanych kolorach, garnitury i koszule. Nie tylko białe. Bo Lawrence na przykład postawił na kolorową, która ładnie kontrastowała z jego ciemnym, dopasowanym garniturem. Wyglądał elegancko, jak na niego bardzo. Chociaż jakby go postawili wśród innych studentów, którzy postawili na klasykę, to się wyróżniał, ale chyba o to mu chodziło.


Wypił jednego drinka, jakieś mohito. Porozmawiał z ludźmi z roku, oczywiście zapytali go, jak mu się pracuje z Cynthią, czy w ogóle ona go czegoś uczy, czy tylko wywala z sali. Nie to, że Lawrence się tym chwalił, po prostu musiał nie być jedyny. Trochę się skrzywił, bo jednak myślał, że ma u niej "specjalne względy", ale oczywiście odpowiadał, że dobrze. Nie dzielił się szczegółami, wystarczyło, Doktor Ward jest dobrą nauczycielką.
Przywitał się tez z kilkoma profesorami, w zasadzie zrobił to bardziej dla tego, że wypadało, a nie dla rozrywki. Ale trzeba mu przyznać, że Lawrence umiał rozmawiać z każdym i zjednać sobie każdego. Kilka żarcików, jakaś wymiana zdań na tematy bardziej medyczne, jakaś ładnie zakamuflowana pochwała i już wiedział, że go zapamiętają. Czuł, że już odbębnił swoje i nawet jakby Cynthia Ward rzeczywiście go wywaliła, to miał jeszcze inne opcje. Lubił mieć inne opcje.


A właśnie, ale gdzie jest Cynthia? Lawrence wiedział, że nie będzie na świeczniku, właściwie zastanawiał się, czy w ogóle przyjdzie, ale gdzieś mu się obiło o uszy, że miała odebrać jakąś nagrodę. Nagrodę dla Królowej Lodu może?
Musiała się pojawić.
Zobaczył ją przy barze, opartą o kontuar. Nie poznał jej od razu, bo jednak znacząco się różniła od tego jak widywali się na co dzień, w białych fartuchach.
Podszedł i oparł się o ladę obok niej.
- Mają tu Black Martini albo Vampiro? Bo nie wyobrażam sobie, że zamówisz Cosmo, Cynthio - uśmiechnął się zerkając na nią z ukosa.
W zasadzie chyba pierwszy raz spotkali się poza prosektorium. Więc Lawrence nie musiał być cicho, a przede wszystkim nie mogła go wyprosić.


Cynthia A. Ward

no corpses on the dance floor

: pt sie 22, 2025 12:14 pm
autor: Cynthia A. Ward
Uczelniane imprezy nie należały do jej ulubionych, w zasadzie żadnych nie lubiła. Głośna muzyka, szum spowodowany rozmowami i Ci pijani ludzie. Wolała siedzieć po cichu w swojej pracowni, niż wychodzić do ludzi. Jednak przychodziły takie momenty jak te, w których smoczyca musiała wyjść ze swojej jamy. Niezbyt komfortowo. Na co dzień nigdy się nie stroiła, nie malowała, nawet perfum nie nakładała. Takie spotkania towarzyskie wymagały tego od niej. Może dlatego niewiele ludzi od razu ją poznawało? Włosy miała upięty w kok. Nałożyła delikatniejszy makijaż podkreślający jej oczy. Założyła dosyć długą, obcisłą sukienkę. Nikt nie pomyślałby, że tak Cynthia Ward może wyglądać. Makijaż dodawał jej odrobinę koloru. W końcu na jej twarzy pojawiły się inne barwy niż blada skóra. Nawet jej własne perfumy wydawały się jej przeszkadzać. Dla samej siebie wydawała się być sztuczna, odpicowana. Nie w ten sposób powinna prezentować się lekarka sądowa. Jednak te doroczne galę musiała przeżyć, pokazać się i opowiedzieć o swoich badaniach.
Sama nie podchodziła do ludzi. Stała gdzieś z boku z kieliszkiem czerwonego wina w ręku, które od czasu do czasu powoli sączyła. Nie spodziewała się, że to będzie jej aż tak potrzebne do życia. Prosecco tańsze od terapii? Wino też, a po wydarzeniu będzie go potrzebowała. Modliła się, by kilka najbliższych dni spędzić w ciszy w kostnicy i by nikt nie podchodziła do niej porozmawiać o pogodzie.
I wtedy pojawił się on.
Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego do niej trafił. Za to usłyszała rąbek rozmowy innych rezydentów na jej temat. Cóż, zgodziła się z nimi. Chociaż tak samo zdziwiła się, słysząc, że jest dobra nauczycielką.
- Tanie wino jest lepsze i mniej wymyślne - rzuciła suchym tonem, przenosząc na niego wzrok. Nawet w takiej sytuacji nie potrafił się zachować? Ta kolorowa koszula? Chyba próbował zniszczyć jej życie. Jeszcze pomyślą, że i ona za nimi przepada.

no corpses on the dance floor

: pt sie 22, 2025 2:04 pm
autor: Lawrence B. Osbourne
A już na pewno nie pomyślał tak Lawrence, że smoczyca może tak wyglądać. Wiedział, że jednak to nie będzie kitel, ale nie spodziewał się makijażu, a tym bardziej obcisłej sukienki. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu, a kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach jej perfum, to już w ogóle się zdziwił, a gdzie zapach formaliny i śmierci? Coś tutaj nie grało.
Miła odmiana, chociaż chyba czuł, że to nie jest prawdziwa Cynthia, a bardziej taka wystrojona, pokazowa. Kolejna zagwozdka, kolejna tajemnica do odkrycia, jaka jest naprawdę Cynthia Ward, poza prosektorium, poza uczelnią, nie wklejona w obrazek wystawnej imprezy?
Żeby się dowiedzieć, to chyba będzie musiał zajść ją w jej własnym domu.
- Na takich imprezach stawiają na drinki, nie są mocne, ale naprawdę dopieszczone, tak, żebyśmy poczuli się luksusowo, a wino jest najtańsze, nikt go nie pije, a na drugi dzień okropnie boli po nim głowa - powiedział z miną prawdziwego znawcy - przed studiami dorabiałem sobie jako kelner na takich spędach, wiesz... dobrze wyglądam też w muszce - uśmiechnął się do niej. To nie było wymądrzanie się, po prostu dobra rada, chociaż... z tym Vampiro to chciał jej trochę dogryźć, bo chyba nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. Zamówił sobie Mohito, najprostszy drink, w zasadzie nie można go zepsuć, a do tego ta jego świeżość sprawia, że jutro będzie mógł wstać bez zbędnych komplikacji i rozpocząć dzień jak wesoły skowronek. Czyli typowo dla Lawrenca.
Upił dwa, łyki, a potem zmarszczył nos i zaciągnął się zapachem jej perfum.
- Jedno nie daje mi spokoju, to lilia, czy bergamotka? Bo obstawiam lilię, grobowe kwiaty, ale mogę być mało obiektywny, bo powiem szczerze, że myślałem, że spróbujesz założyć fartuch - znowu się odezwał i teraz to odwrócił się do sali, żeby oprzeć się o ladę, ale spojrzenie zawiesił na Cynthii. Ludzie rozmawiali, śmiali się, pili, niektórzy postawili sobie chyba za cel spróbowanie tych wszystkich mini przekąsek, zwłaszcza studenci, którzy na co dzień pewnie żyli na parówkach i zupkach chińskich. Normalne impreza, niby uczelniana, ale jednak bez jakiegoś takiego sztywniactwa. Dobrze, że zapraszali studentów, od razu był lepszy klimat. Chociaż znaleźli się też tacy, co udawali, że chyba są tu ważniejsi od profesorów.

Cynthia A. Ward

no corpses on the dance floor

: sob sie 23, 2025 10:10 pm
autor: Cynthia A. Ward
Lawrence B. Osbourne

Nawet w takiej sytuacji musiała z nim rozmawiać? Chociaż wydawał się lepszy niż jej koledzy z branży. Z nim była wręcz zmuszona do rozmów. Zdążyła się do niego przyzwyczaić, a gdy rozmawiali nikt do niej nie podchodził. Czy Lawrence Osborune miał widoczne plusy? Widocznie zobaczyła pierwszy z nich i zdążyła się zauroczyć w tej idei. Coś męczącego codziennie mogło obronić ją przed totalnie zbędnymi rozmowami na temat pogody. Z tego powodu zdecydowała się na rozmowę dłuższą niż w prosektorium. Kiedyś musiał pojawić się ten dzień.
— Za to do wina nie ma żadnych kolejek — skwitowała krótko, upijając porządny, duży łyk wina. Finalnie skończyła pić swój kieliszek. Mogło być tanie, a i tak było lepsze od terapii. Dlatego zdążyła się do niego przywiązać. Samotne kobiety nie spożywały kolorowych drinków, a piły wino z lodami, kiedy życie zaczynało walić się pod ich nogami — To może pokażesz swoje umiejętności i coś dla mnie przygotujesz? — skoro tak się przechwalał, to mógł jej coś udowodnić. Co prawda gdyby zobaczyła kolorowego drinka, pewnie zaczęłaby rzygać tęczą, ale skoro Lawrence nie potrafił przynieść jej odpowiedniego rodzaju kawy, to może z alkoholem da radę? Spojrzała na niego spod ukosa. Dalej przy niej stał, co ją zadziwiało.
I te niefortunne jego pytania. Gdyby byli w prosektorium właśnie kazałaby mu wyjść, a tym razem krótko pokręciła głową. Na dziwne szczegóły zwracał on uwagę. Sama nigdy nie przywiązywała do niej takiej uwagi.
— Bergamotka. Lilię będziesz czuł, jak trafisz do prosektorium — powiedziała chłodnym tonem, ale doceniła jego słowa. Na parę milimetrów uniosły się jej kąciki ust. Widocznie jego energia zaczęła powoli przechodzić na nią. Na samą myśl dostawała skrętu jelit. Musiała sobie z tym poradzić — Fartuch zakładam, wtedy gdy muszę. Tutaj nie jest potrzebny — choć mógłby. Ile by dała, by atmosfera stała się taka jak w prosektorium. Jedyne co zostawało stałą, to upierdliwy rezydent, który nie chciał dać jej spokoju.

no corpses on the dance floor

: sob sie 23, 2025 10:51 pm
autor: Lawrence B. Osbourne
Tych plusów zapewne było trochę więcej niż to, że swoją obecnością odpędzał od niej nudziarzy. Tylko jakby Cynthia mu dała szansę je odkryć...
Chociaż trzeba przyznać, że to, że nie wyprosiła go jeszcze za drzwi i wciąż z nim rozmawiała to już jest postęp. Naprawdę.
- Do Faux Gras też nie ma, ale jakoś nikt po niego nie sięga - powiedział z lekkim uśmiechem. Wzrok utkwił w kieliszku, który opróżniła, w zasadzie to pasowało to do niej czarna Cynthia i czerwone wino. Powinno być tylko zmrożone.
Opierał się o ladę, niby nonszalancko, niby tak jakby się miał zaraz od niej odepchnąć i ruszyć przed siebie. Ale prawda jest taka, że nie miał zamiaru się stąd ruszyć, przynajmniej tak długo, jak ona mu na to pozwoli.
Uniósł jedną brew, kiedy zaproponowała żeby przygotował jej drinka. On? Dla niej? Czy naprawdę mógł się na to ośmielić, czy to była tylko jakaś podpucha i zaraz mu powie, błąd, to był test, oblałeś.
- Ale jeśli Cię zaskoczę, to będę mógł mieć jedno życzenie? - nie powiedział jeszcze jakie, bo w zasadzie to trochę się bał, że nie da się mu zaskoczyć, że ona i tak powie tego się po tobie spodziewałam Osbourne. Ale przecież... warto próbować. A Lawrencowi trzeba przyznać to, że był nieustępliwy.
Zawołał do siebie barmana i pochylił się, żeby dać mu instrukcje.
- Specjalny drink dla tej Pani. Dragon’s Breath on Ice - baza to gin typu London Dry, czysty i zimny, jak chirurgiczna stal, dodatek - likier Chartreuse Verte, ziołowy, mocny, tajemniczy, do tego kropla absinthu, nuta smoczej intensywności i lód w formie jednego, dużego kryształu, żadnego rozcieńczania, tylko lodowy majestat, a na koniec twist z cytryny zamrożonej w płatkach róży, coś pięknego i groźnego jednocześnie. Podawany w niskiej, ciężkiej szklance, nic krzykliwego, tylko powaga i klasa - powoli przekazał barmanowi informacje śledząc spojrzeniem jak przygotowywał ten specjał. To nie był żaden klasyk, bardziej coś autorskiego, co pasowało do Cynthii i miał nadzieję, że ją zaskoczy. Kiedy ta szklanką stanęła przed nią to Lawrence aż wstrzymał powietrze, bo zaraz smoczyca spóbuje smoczego drinka i wyda wyrok.
Ale zanim go wydała, to Lawrence znowu się odezwał.
- Czyli bergamotka zarezerwowana jest na specjalne okazje, a lilia do prosektorium - stwierdził i uśmiechnął się - to nawet do Ciebie pasuje Cynthio - dodał, a później wzruszył ramionami - nigdy nie wiadomo gdzie będzie trzeba przeprowadzić trepanację czaszki - rzucił i znowu się zaśmiał, bo przecież tutaj mógł, tutaj nie był na jej terenie i nie mogła mu tego zabraniać - a jak drink? - zapytał po chwili i odwrócił się do niej przodem łokieć opierając na kontuarze. Kręcił się i jakoś tak nie mógł ustać w miejscu, bo cały czas się zastanawiał, czy zaskoczył, czy jednak nie. Cały Lawrence.

Cynthia A. Ward

no corpses on the dance floor

: ndz sie 24, 2025 10:14 am
autor: Cynthia A. Ward
Cynthia A. Ward

Sam fakt tej przedziwnej wymiany zdań musiał być po stronie Lawrence czymś nowym. Dla Cynthii samo odstraszanie wydawało się na tyle kuszące, że pozwoliła sobie na tę rozmowę. Nawet zaczęła mówić więcej niż w prosektorium. Odpowiednio wymieszane ze sobą procenty musiały minimalnie rozwiązać jej język.
— Za to od czerwonego wina zaczyna się większość grzechów. Chcesz sprawdzić, które będę miała na sumieniu? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko. Nigdy nie porównywałaby tych dwóch wyborów. Były inne, a czerwone wino wyjątkowe. Co prawda faktycznie brakowało jej w winie lodu, co nie zmieniało sensu jej wyboru. Wybieranie kolorowych drinków było dla niej klasycznym wyborem, za którym szedł każdy śmiertelnik. Ona była inna. Nie potrzebowała nadętych dań, czy atrakcji. W winie za to mogłaby się utopić ze szczęścia.
— Niech będzie — zaraz westchnęła ciężko, jakby miało to być wielkie poświęcenie. Z pewnością niedługo pożałuje tych słów. Tylko w głowie grały już jej procenty, a poza tym mogła się zemścić, kiedy tylko wrócą z powrotem do pracy. Lawrence nie był głupi. Sama doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Poza tym nie każde życzenie człowiek może spełnić. Nie była wróżką zębuszką, czy złotą rybką, by mu to zagwarantować.
Chociaż w kościach czuła, że będzie żałować.
— Podawałeś instrukcję do drinka, czy prowadziłeś psychoanalizę? — spytała, wsłuchując się w drinkowe polecenia do barmana. Nuta smoczej intensywności oraz chłodu? Zaczęła poważnie zastanawiać się, co dokładnie bierze Lawrence. Może sama powinna tego spróbować? Może wtedy jej mózg zacząłby działać kompletnie inaczej? Westchnęła cicho pod nosem. Ten facet obok niej miał naprawdę wielki tupet, ale... chyba zaczynała go, o zgrozo, lubić.
A przynajmniej tolerować.
— Dobrze, że nie próbujesz zgadywać, co wybieram na randki — bo nie nakładała nic. Nie chodziła na nie. Musiała go w jakikolwiek sposób sprowokować. Psychoanaliza i rozkładanie wszystkiego na części proste zaczęło ją frustrować. Cokolwiek by nie zrobiła, wyciągał z niej informacje, a piekielnie nie lubiła, kiedy ktoś ciągnął ją za język — jeśli to komplement, to musisz się bardziej postarać — wbiła w niego swój chłodny wzrok. Chociaż później nie wytrzymała i uśmiechnęła się delikatnie — tylko w prosektorium, bo materiał dowody będzie zanieczyszczony — poprawiła go, wracając do swojej naturalnej, ponurej miny. Upiła drinka. Po jej twarzy nie dało się absolutnie nic wyczytać. Nic dziwnego — dobry. Mam nadzieję, że nie pożałuję twojego życzenia — przymknęła oczy. Czy ten piekielny rezydent postanowił jednak ją poznać bliżej?

no corpses on the dance floor

: ndz sie 24, 2025 11:58 am
autor: Lawrence B. Osbourne
Rzeczywiście sytuacja dość dziwna, bo to zazwyczaj Lawrence gadał, a Cynthia raczej milczała, bo Cynthia przecież uwielbiała ciszę. A tutaj było głośno, tutaj mieszały się ze sobą dźwięki rozmów, śmiechy, muzyka.
- Czyli już dzisiaj zaczęłaś grzeszyć Cynthio? - zapytał, bo przecież przyłapał ją na tym, że piła to czerwone wino - mam tylko asystować, czy pozwolisz mi dzisiaj przejąć pałeczkę? - zapytał, nawiązując do ich pracy, ale też do jej słów. Bo jeśli dzisiaj Cynthia Ward miała zgrzeszyć, a Lawrence miał sprawdzić jak jej pójdzie, to pozostawało tylko pytanie, czy on może wziąć w tym udział, czy znowu ma się tylko przyglądać z boku?
Chociaż... Zaraz, przecież nie byli w prosektorium, więc w zasadzie to nie musiała być tylko jej decyzja.
Kiedy się zgodziła to tylko się uśmiechnął, czyli jakaś szansa jest, jakaś iskierka nadziei, że jednak ten drink zbije ją z tropu i będzie musiała mu przyznać, że ją zaskoczył.
- A czy te dwie rzeczy nie mogą się łączyć? A taki drink, nawet wymyślny jest tańszy niż terapia... a za to ile może powiedzieć o człowieku - powiedział uśmiechając się lekko. Zwłaszcza ten absynt czasami potrafił zdziałać cuda i działał jak serum prawdy. Miał nadzieję, że tym razem też tak będzie. Że jak Cynthia Ward spróbuje tego drinka i dotrze do niej ta piołunowa nuta, to może odrobinę zejdzie z tonu?
Chociaż to nie tak, że on nie lubił tego jej oblicza smoczycy, czy królowej lodu, lubił. Ale też był bardzo ciekawy co kryje się gdzieś głębiej, za tym lodowym murem i pod tymi smoczymi łuskami.
- Myślę, że pieprz, bo lubisz... Duszące zapachy - parsknął śmiechem, ale nie spuścił spojrzenia z jej oczu. Skoro ona go prowokowała, to on też ją mógł, prawda?
Prawda.
- Ale tak bardziej, to znaczy, że mam powiedzieć, że ładnie dzisiaj wyglądasz, czy, że ta sukienka ładnie podkreśla Twoją figurę? - zapytał trochę się pochylając w jej kierunku, mimochodem, bez jakiegoś przekraczania granic, bez nacisku. Kiedy się na moment uśmiechnęła, to Lawrence zawiesił wzrok na jej ustach, ale czy patrzył na jej uśmiech, na jej szminkę, czy na jej wargi wilgotne od tego drinka?
Odchrząknął i odwrócił wzrok na salę. Usta, albo uśmiech, Cynthii Ward zrobiły na nim wrażenie, a Lawrence był młody, nie umiał grać. Nie umiał ukrywać emocji. Ale za to umiał być bardzo niecierpliwy. Więc kiedy tylko powiedziała, że drink jest dobry, a on ma prawo wypowiedzieć życzenie, to milion myśli przeszło mu przez głowę. Zaprosi ją na randkę, albo poprosi, żeby mu powiedziała jakie są jej najskrytsze marzenia, albo pozwoli mu rozmawiać w prosektorium, albo wyjdzie z nim stąd, albo zaprosi go do siebie, albo on ją zaprosi. Na szczęście w tle zagrała muzyka, łagodna, ładna, ciut imprezowa, ale stonowana, taka właśnie jak gra na imprezach Uniwersyteckich, kilka par jednak skorzystało z parkietu. A Lawrence otworzył usta, zamknął je i uśmiechnął się delikatnie, bo już wiedział. Odepchnął od lady, żeby stanąć przed nią, a później wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Zatańczysz ze mną Cynthio? - zapytał.

Cynthia A. Ward

no corpses on the dance floor

: ndz sie 24, 2025 2:59 pm
autor: Cynthia A. Ward
Lawrence B. Osbourne

Znajomy dźwięk był dla niej lepszy niż panujący gwar. Powoli głowa zaczynała ją od niego boleć, ale będzie musiała sobie z nim poradzić. Stąd nie kazała odejść Osbourne'owi. Wydawał się być jej ostoją. Impreza rządziła się swoimi prawami, a ona mogła delektować się chwilą bez niekoniecznie lubianych ją osób. Zresztą do niego zdążyła się przyzwyczaić. Język sam się jej rozplątywał po jednym kieliszku wina.
— Raczej dopiero mam ochotę zacząć, chociaż grzechem można nazwać rozmowę z Tobą — zaśmiała się pod nosem, wpatrując się w jego oczy. Cokolwiek zadzieje się między nimi, zaczynała czuć dziwne napięcie, którego nie czuła w prosektorium. Albo miała niestrawność po winie — chcesz zgrzeszyć ze mną? — spytała dosyć prowokacyjnie. Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej ciągnął ją za język. Sama nie wiedziała już, z czego dokładnie to wynika. Może nie był aż tak wkurzającą osobą, jaką go widziała swoimi oczami? Ta rozmowa powoli zaczynała ją ciekawić. Nie był to small talk, jak zwykle w prosektorium. Coś zaczynało się za nią kryć, a ona uwielbiała rozwiązywać zagadki.
— Mówisz jak ja. Chociaż moje powiedzenie to, prosecco jest tańsze i lepsze od terapii — zaśmiała się uroczo pod nosem. Tym razem to był prawdziwy chichot. Nie spodziewała się po rezydencie, że będzie w stanie zabrzmieć jak ona. Coś w tym rezydencie było, czego nie widziała wcześniej. Mógł nie być aż takim wrzodem, jakiego go widziała na co dzień w pracy. Zmierzyła go wzrokiem i zatrzymała się na dłuższy moment na jego oczach. Co kryły te tęczówki? Taka osoba nie pracowała w prosektorium, powinien ratować ludzi, a nie pracować u jej boku — twierdzisz, że jestem smoczycą, która jest czysta i chłodna? Czy że jestem piękna i groźna? — spytała poważnie, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. Pięknie się o niej wypowiadał. Musiała mu to przyznać. Tylko czy się jej nie bał? Mogłaby mu odciąć dłoń i pozbawić go możliwości kariery, a jednak szła tym przedziwnym tropem. Absynt musiał mieć w sobie prawdziwą nutę szczerosci, skoro jeszcze od niego nie uciekła.
— Pieprz? — spytała lekko zbita z tropu, parskając cicho pod nosem — dziwi mnie, jak łatwo kojarzysz mnie z czymś, co jest dławiące i palące. Może to twoje fantazje, a nie mój wybór? — czuła, że właśnie wchodziła na granicę. Tylko przy tym drinku wszystko wydawało się być dla niej jeszcze łatwiejsze, a rozmowa z Lawrecem powoli była dla niej uzależniająca. Trudno było jej powiedzieć, co w nim było. Widocznie nie widziała tego wcześniej, a może ten drink okazał się być dla niej na tyle dobry, że zapomniała o całym świecie. Zresztą połowę już wypiła. Na tego typu imprezach szybko spożywała alkohol, by móc przez moment poczuć się komfortowo.
— Ładna, albo figura? — spytała cicho, kręcąc głową — zaskakujące. Myślałam, że nie traktujesz mnie jak kobiety w losowym barze — uniosła do góry ten jeden z kącików ust do góry. Zaczęła bawić ją ta przedziwna dyskusja. On zaczynał ją bawić. Stanęła na palcach, gdy do niej niech pochylił i dodała kilka słów, by mieć pewność, że tylko on ją usłyszy — doceniam próbę, ale musisz być bardziej kreatywny, panie Osbourne — odwróciła się w stronę imprezy. Nikt nie zdawał sobie sprawę z ich rozmowy. Postanowiła dopić drinka do końca. Zaraz jak wróżka zębuszka będzie próbowała spędzić jego życzenia. Westchnęła cicho pod nosem, czekając na jego słowa. Pierwszy raz w środku zaczynała ich oczekiwać. Widocznie alkohol już zaczynał ją zmienić.
Taniec? Zmarszczyła brwi. Nigdy nie tańczyła, nawet z Cassianem miała wielką niechęć. Była sztywna jak kłoda, nieważne ile alkoholu by się napiła. Tyle że życzenie to życzenie, nie chciała by jej to wypominał przez dłuzszy okres czasu. Musiała się na to zdobyć.
— Pani Doktor Ward — finalnie go poprawiła, ale chwyciła za jego dłoń — jeden, krótki. Będę odliczała w głowie do końca — zabrzmiała jak maszyna. Za to w środku czuła, jak wewnętrznie coś ją skręca. Powinna z nim wychodzić na parkiet? Sama nie wiedziała, ale dała się pociągnąć w jego stronę. Nogi mimowolnie sama się poruszały.

no corpses on the dance floor

: ndz sie 24, 2025 8:36 pm
autor: Lawrence B. Osbourne
Gdyby Lawrence wiedział, że jeden kieliszek wina wystarczy, żeby rozwiązać Cynthii Ward język, to już dawno by je przyniósł do prosektorium, zamiast kawy. Chociaż oczami wyobraźni widział, jak ona mówi, że tutaj się nie pije wina, nie rozmawia, a najlepsza opcja to jest po prosu nie żyć.
- To chcesz mi powiedzieć, że prawie grzeszymy już od kilku miesięcy? - bo oni zawsze rozmawiali tak prawie, a dzisiaj, dość wyjątkowo, ciut bardziej. Dość wyjątkowo też, stali blisko siebie, w kostnicy często między nimi leżały jeszcze jakieś zwłoki.
- Tak... i to w każdy możliwy sposób, nawet jeśli dotyczyłoby to zakopywania zwłok, a trochę się już dzięki Tobie znam na zwłokach Cynthio - powiedział ciszej, a tylko jeszcze bardziej pochylił się w jej kierunku. Wciąż nie za bardzo, tylko odrobinę bliżej. Lawrence dał się wodzić za nos jak mało, kto, więc jej prowokacyjny ton działał tak jak powinien, a może nawet ciut za bardzo. Bo on nawet na chwilę nie odrywał od niej spojrzenia.
- Czyli Cynthia Ward lubi czerwone wino i lubi prosecco - stwierdził. Chyba powinien sobie dzisiaj zrobić jakąś listę rzeczy, których się o niej dowiedział, bo naprawdę tylu rewelacji co dzisiaj nie uświadczył przez cały ten czas, od kiedy z nią pracował. No i jeszcze ten uroczy uśmiech. Może Lawrence nagle przeniósł się do jakiejś równoległej rzeczywistości, w której jego Pani Profesor od trupów nie dość, że z nim rozmawiała, że go prowokowała, to jeszcze śmiała się uroczo. Na pewno musiało się coś takiego wydarzyć, innego wyjaśnienia nie ma.
Coraz bardziej go intrygowała, a on coraz bardziej nie umiał ustać w miejscu.
- Wszystko po trochu, a to najgorsze połącznie - powiedział jakoś tak poważnie, bo to był fakt, piękna i groźna. Powinien się jej bać, każdy inny student na jego miejscu pewnie by się bał, zaraz zdystansował, a nie zastanawiał tylko nad tym jak ten dystans sprowadzić do zera.
Kiedy znowu się uśmiechnęła, trzeci raz? Czwarty? Niemożliwe. A jednak. To kąciki usta Lawrenca też uniosły się ku górze. Nie wiedział, że miała taki ładny uśmiech bo w zasadzie, to tak rzadko w ogóle go widział.
- To chyba doszliśmy do takiego momentu, że musisz sprawdzić na ile moje fantazje pokrywają się z Twoimi wyborami Cynthio - dzisiaj ta granica, ten mur, który między sobą mieli, jakby nagle eksplodował i to wszystko za sprawą drinka? A może jednak tych niebieskich oczy Lawrenca, albo jego kolorowej koszuli?
Albo do-pa-so-wa-nej sukienki Cynthii. I perfum o zapachu bergamotki.
Kiedy stanęła na palcach to dosłownie poczuł na policzku jej ciepły oddech, gdyby nie byli na imprezie uczelnianej to Lawrence Osbourne by tego tak nie zostawił, a tak tylko spojrzał na nią z ukosa, oblizał wargi, które nagle wyschły, chyba też potrzebował drinka. Chociaż Lawrence na takich imprezach nie pił zbyt dużo, ogólnie wcale nie pił nigdy dużo.
- Gdyby ktoś miał rozrysować na tablicy w prosektorium proporcje idealne, i tak by mu nie wyszło tak, jak tobie w tej sukience - te słowa powiedział jej do ucha, tym razem pochylając się tak blisko, że czuł jej perfumy, czuł też, że czeka niecierpliwie na to jego życzenie. Jakby to jej oczekiwanie też miało zapach.
- Panią Doktor Ward będziesz jutro w prosektorium - rzucił i pewnie chwycił ją za rękę. Na parkiecie nie byli jedyną parą, może jedyną mieszaną, profesorsko-studencką, chociaż niektóre studentki gdzieś w ciemnych kątach pewnie posuwały się już do bardziej śmiałych gestów niż Lawrence względem swoich profesorów.
Najpierw ją obrócił, powoli, dookoła swojej osi, jakby jeszcze przez moment podziwiał tę jej sukienkę, w ogóle ją, w ogóle to, że się zgodziła, a później jedną ręką objął ją w talii, a palce tej drugiej splótł z jej palcami. Nie był nachalny, nie trzymał jej zbyt blisko siebie, prowadził ją delikatnie, powoli, tak, żeby z boku wcale nie wyglądało to skandalicznie. Chociaż to co teraz siedziało w głowie Lawrenca na pewno było skandaliczne. Chciał patrzeć na jej twarz, ale kiedy poruszała się na parkiecie w rytm muzyki, to raz po raz jego spojrzenie schodziło niżej, na jej dekolt, na jej biust. Chociaż... mimo wszystko najbardziej go intrygowały jej oczy. Bo jeszcze nie mógł z nich wyczytać w co ona gra.

Cynthia A. Ward

no corpses on the dance floor

: ndz sie 24, 2025 10:08 pm
autor: Cynthia A. Ward
Lawrence B. Osbourne

Jeden kieliszek, jeden drink z absyntem, a by wejść w bardzo dobry nastrój wcale nie potrzebowała więcej. Mieszanie alkoholu z lekami na depresje potrafiło stanowić mieszankę wybuchową. Więcej nie potrzebowała. Była bezbronna bez swojego chłodnego stosunku do rezydenta, bo w głębi duszy zdążyła go polubić.
— A czy w ciągu tych kilku miesięcy rozmawiałeś ze mną tak długo bez twojego wyjścia z sali? — spytała całkiem poważnym tonem. Wtedy nie grzeszyli. Nie było w nich nic ekscytującego. Dla Cynthii jak dotąd Lawrence był wrzodem na dupie. Jednak magiczna dawka leków wymieszana z alkoholem potrafiła zmienić jej nastawienie — chociaż rozmowa nie będzie moim najgorszym grzechem tego wieczoru — stwierdziła finalnie, zawieszając na nim swój wzrok. Biedni koledzy z jego roku. Pewnie odprawiają modły, widząc go stojącego przy niej. Jeszcze się nie załamał, a sam prowokował rozmowę. Podobał się jej taki Lawrence. Złapała samą siebie na tym, że mimowolnie wzrok spada na jego usta.
— Miałabym zakopywać zwłoki z Tobą? Całe miasto by nas usłyszało, lepiej wybrać... — tu zatrzymała się na moment, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Prawie od razu rzucało się jej intymne, ale nawet po alkoholu nie była jeszcze na tyle odważna. Miała oczy, widziała, w jaki sposób na nią patrzył — coś bardziej tajemniczego — rzuciła finalnie bez większego wyrazu na twarzy. Oczami wyobraźni widziała Lawrence, który zakopuje zwłoki i nie może powstrzymać się od rozmów. Typowe jego zachowanie. Chociaż jego bliskość mu jej nie przeszkadzała, zapach perfum też nie.
— Lubię też ciszę, ale przy Tobie jej nie zaznam — powiedziała przewrotnie, jakby znowu znaleźli się w prosektorium. Tak jej wyliczał to prosecco i wino. Dużo dało się z niej wyczytać. Lubiła czarny, swoją pracę, ciszę i spokój, a tego wieczoru chyba polubiła jego. Pod żadnym pozorem nawet pijana nie przyznałaby się do tego głośno.
— Wyglądasz, jakbyś chciał się przekonać, jak bardzo groźne jest to połączenie — stwierdziła, bacznie go obserwując. Przypominał dziecko, które widziało prezenty pod choinką. Niecierpliwe, upominające. Tylko tym razem Osbourne jej odpowiadał. Jego rozmowy przestały być dla niej tak bardzo irytujące.
— Zależy, jakie wybory mi oferujesz — wzruszyła delikatnie ramionami. Ta rozmowa zaczynała wchodzić na naprawdę niebezpieczne tory. Kiedyś wyobrażała swoje kontakty z innymi w formie zamku. Nikt nie jest w stanie przedostać się przez fosę, wielkiego, strasznego smoka, czy armię żołnierzy. Nie mówiąc już o samych murach. Za to Osbourne mocno go rozbijał. Sama czuła wewnętrzną satysfakcję, gdy się w niego wpatrywała. Mogła spełnić jego fantazje. Jutro zgotuje mu koszmar. Widziała, co robił. Powoli domyślała się, co myślał, a jej w ogóle to nie powstrzymywało.
— Uważaj Osbourne — rzuciła poważniejszym, typowym dla niej tonem — ktoś pomyśli, że naprawdę potrafisz być czarujący — dopowiedziała z kpiącym uśmiechem. Tylko był dla niej czarujący. Im dłużej toczyła się ta dyskusja, tym bardziej chciała ją przedłużyć.
— Dobrze. Ty jutro będziesz tym studentem, który mnie denerwuje — przypomniała mu, kiedy wchodzili na parkiet. Nie potrafiła tańczyć. Czuła się wewnętrznie spięta, a mimo to poruszała swoim ciałem. Ciepło, które od niego biło, było kojące. Ile to już było? Prawie dziesięć lat od zerwania zaręczyn. W tym czasie unikała mężczyzn, a teraz jej rezydent obracał ją na imprezie uniwersyteckiej. Pracowała kilka lat, a nigdy się na nich nie uśmiechała, nie tańczyła. Niektórzy profesorowie zaraz dostaną zawału. Za to ona w tańczyła, milcząc. Spoglądając na swojego rezydenta, na tego jego oczy, kolorową koszulę, której mógłby nie mieć.
— Jadę do domu — powiedziała mu finalnie do ucha, gdy piosenka wydawała się kończyć — uber będzie za chwilę, możesz przyjść, ale wychodzisz osobno — muzyka przestała grać i skinęła mu głową na pożegnanie. Poszła pożegnać się z szefem i ruszyła w stronę taksówki. Ciekawiło ją jedynie, czy dobrze zinterpretowała całą sytuacje.