Był rozkojarzony i chociaż wydawało się, że skupia się na więcej, niż jednej rzeczy, to tak naprawdę nie skupiał się dobrze na żadnej. Domyślał się, że Eddie doskonale to widział, co frustrowało go jeszcze bardziej. Nie chciał żeby się martwił jeszcze nim, ale nie miał też energii, żeby to ukrywać. Nawet nie wiedział czy jakikolwiek wysiłek dałby pożądany rezultat. Mógł oszukać Rose, ale nie Edwarda, już nie. Przyjął pocałunek w czoło i odprowadził go wzrokiem, przez chwilę po prostu przyglądając się tej scenie. Rose przy stole, Eddie siadający obok i wisząca nad nimi gradowa chmura, szara i ciężka.
Przede wszystkim był na siebie zły i jednocześnie bezsilny, co nie było najlepszym połączeniem. Nie pamiętał czy kiedykolwiek wcześniej coś takiego czuł, może wtedy, kiedy odjeżdżał z dworca ze świadomością, że gdzieś tam został Milo, samotny i wystraszony. Tym razem stawka była jednak inna, większa, bo podwójna. Było jeszcze coś. Wtedy był tylko młodym chłopakiem, zdominowanym przez ojca i wiele już razy dochodził do wniosku, że to nie była jego wina. W odróżnieniu od tego, co działo się teraz. Mógł dać sobie więcej czasu na zastanowienie się i rozegranie ucieczki rozsądniej. Mógł przez te kilka lat zabezpieczyć się lepiej, zadbać o to, żeby nie mogli lub nie chcieli ich dalej szukać. Mógł uciec dalej, schować się lepiej, nie okradać pieprzonej organizacji, która tak skrzętnie dbała o swoje interesy, będąc jedną z najbardziej brutalnych. Ponadto zadali ten cios w trakcie wojny, co na pewno dodało mu negatywnego znaczenia. Ojciec Marii też na pewno nie był zadowolony, że odebrano mu nie tylko córkę, ale i wnuczkę.
Nie chciał myśleć o tym w każdej chwili, ale nie mógł przestać. Co będą musieli zrobić, żeby spłacić swój dług i zatrzymać Rose? Czy w ogóle wchodziły jeszcze w grę negocjacje? Najprawdopodobniej po prostu ich zastrzelą, a Rose trafi pod opiekę Carlosa i reszty gangu. Nic dziwnego, że nie miał apetytu, a kiedy siedział już przy stole, nawet nie myślał o tym, żeby chociaż spojrzeć na jedzenie. Napił się za to odrobiny soku i przełknął go z trudem, po czym otarł wierzchem dłoni wargi.
一
Tanie to nie było 一 powiedział ciszej na komentarz Edwarda, przyznając się do tego, że przyspieszył trochę proces przedszkolny gotówką i już nie wnikał na ile prawdziwy był powód zwolnienia się miejsca, który przedstawiła mu kierowniczka placówki. Przesunął językiem po zębach i uśmiechnął się kącikiem warg na kolejne słowa męża.
一
Jutro pojedziemy na zakupy po wyprawkę przedszkolną 一 powiedział po chwili, a dziewczynka wyraziła swoje zadowolenie okrzykiem zwycięstwa, unosząc ręce do góry, w jednej dalej trzymając widelec, z którego zwisała nitka makaronu. Parsknął cicho i ponownie uniósł szklankę do ust, odchylając się nieco, aby oprzeć się o oparcie krzesła. 一
A teraz jedz, zanim wystygnie. Smacznego. Potem będziesz mogła jeszcze raz obejrzeć Króla Lwa 一 oznajmił, na co Rose również się ucieszyła i opuściła ręce, a potem wzięła się za jedzenie.
Może i nie powinien pozwalać, żeby dziewczynka spędzała zbyt dużo czasu przed ekranem, ale dzisiaj robili też i inne rzeczy, jak zabawa plasteliną, a niedługo i tak idzie do przedszkola, więc będzie większość dnia poza domem. Nic nie było ostatnio normalne, ich rytm dnia również nie. Chociaż to mógł sobie wybaczyć. Cmoknął cicho i przełknął kolejny łyk soku, znowu niechętnie, po czym przesunął językiem po wargach i odstawił szklankę, sięgając po widelec, chociaż nie był pewien czy w ogóle go użyje. Nawet nie pochylił się nad talerzem.
一
Na tej samej ulicy, co przedszkole 一 wyjaśnił, bo tak było prościej. Nie mógł sobie teraz przypomnieć nazwy. Natknął się na klub w tamtym tygodniu, przy okazji, i nie mógł wyrzucić tego z głowy. W końcu dzisiaj sprawdził ich w sieci i spontanicznie tam zadzwonił. Nie potrafił ogarnąć się na tyle, aby uporządkować emocje, więc pomyślał, że może powrót do boksu pozwoli mu odreagować. Niby nie był do końca przekonany czy to dobry pomysł, ale też nie mógł powiedzieć, że całkowicie zły. Uniósł dłoń i podrapał się po nosie, słysząc odpowiedź mężczyzny i sam nie do końca wiedział jak to odebrać.
一
Nie będziesz… 一 zaczął, ale wtedy wtrąciła się Rose.
一 Jak to? Połamiesz? 一 zapytała, robiąc duże oczy i oblizując usta z sosu nieporadnie, co tylko bardziej rozmazało go na jej buzi. Pablo sięgnął po serwetkę, po czym nachylił się do niej i z delikatnym uśmiechem zebrał nadmiar sosu z jej brody, a ona tylko się bardziej nadstawiła.
一
Nikt się nie połamie. Tata tylko żartował 一 wytłumaczył jej, po chwili z powrotem lądując plecami na oparciu i wbijając spojrzenie w Edwarda. 一
Z drugim warunkiem nie będzie problemu 一 mruknął po chwili i puścił mu oczko. Jego dawne treningi łączyły się nie tylko z obitą twarzą, złamanym żebrem, czy
patrzeniem.
Samo patrzenie po prostu nie zawsze wystarczało i często wykorzystywali rozbudzenie, nadmiar emocji i krążącą jeszcze w żyłach adrenalinę do ostrego pieprzenia się w szatni lub pod prysznicem, średnio przykładając wagę do tego, czy ktoś ich na tym przyłapie. Tutaj pewnie będzie inaczej, bo to nie było ich miasto. Nie mogli sobie pozwolić na wszystko.
Skinął głową, przyjmując zmianę tematu. Poza tym należało wyrwać się z domu, poznać miasto, sąsiadów i rozejrzeć się trochę po okolicy. Od szybkiej przeprowadzki nie byli jeszcze nigdzie we troje, nie na spokojnie. Za to jak mała pójdzie do przedszkola będzie musiał spędzić trochę czasu na zakręceniu się przy Milo. Dotknął widelcem makaronu z sosem, chociaż zamiast tak naprawdę nabrać porcję, po prostu trochę go tylko rozgrzebał.
一
Brzmi świetnie. Możemy w ten weekend. Jutro po zakupach albo w niedzielę 一 zaproponował, znowu unosząc wzrok na Eddiego. Może i wydawał się nieobecny i stroniący od kontaktu, jakby gdzieś uciekał, ale tak naprawdę cały czas go szukał, trochę niecierpliwie i chaotycznie, ale wyczekiwał momentu, kiedy znajdą się sam na sam. Chciał porozmawiać, tak naprawdę, i spędzić trochę czasu po prostu na upewnianiu się, że Eddie
jest.
一
Przyszły kolejne paczki. Chyba trzeba rozpakować kartony, bo niedługo zagracą nam cały przedpokój i będziemy się o nie potykać 一 przyznał, zerkając kątem oka w stronę wyjścia z salonu. W ciągu ostatnich dni zamówił sporo i sam już nie pamiętał co dokładnie. Na pewno wyposażenie kuchni i łazienki, trochę ciuchów, butów, pościel i sprzęt głównie dla siebie, ale i dla Edwarda. Wziął też robota sprzątającego, chociaż ostatniego i tak średnio używali. Tym razem może będzie inaczej.
Edward Rivera-Sahin