Strona 1 z 1

cały w miu miu, na dworze stoję a miu miu boye teraz w modzie

: pn sie 25, 2025 2:03 pm
autor: Phileas Baskerville
Każdy z nas ma swój własny sposób na wejście w poranek, trochę jak z gotowaniem jajecznicy, jedni mieszają od razu, a inni czekają na to jak zetną się białka. Phileas natomiast nie zaczynał od jajecznicy, ani nawet od owsianki, nie wspominając o matchy- on preferował whisky. Kilka łyków na dobry początek dnia, taka turbo cola, gdy twój budżet nie opiewa na kilka dolców dziennie. Zawsze nosił przy sobie swoją piersiówkę po dziadku, do której przelewał ulubione trunki, które to przelewał sobie w chwilach znużenia do filiżanki z herbatą, tak by kelnerzy nie patrzyli na niego z ukosa, równocześnie świdrując wzrokiem tarcze zegara.
Z reguły wybierał kawiarnię najbliższą jego miejscu zatrudnienia, ale nie było to zasadą. Na określony ramy był za wygodny i za mało uporządkowany. Taki właśnie był- lekki nieład, ale mimo wszystko całość miała niejako klamrę. Koszula zawsze była najwyższej jakości, marynarka tylko pozornie narzucona od niechcenia. Nonszalancja, która była wyuczona i wyreżyserowana, tak jakby chciał dać światu małego pstryczka w nos, udając, że zupełnie mu nie zależy na opinii innych. Zupełnie jakby chciał pokazać każdemu z osobna, że nie jest dla niego wystarczająco ważny, by Phileas Baskerville zaczął się starać.
Czekał tutaj na swoją wspólniczkę. Tak, wspólniczkę. Tak właśnie ją nazywał, mimo że tylko pracował w kancelarii, a nie był jej udziałowcem. Czemu, więc to robił. Cóż, gdy dostaje się wszystko na srebrnej tacy od dobrze sytuowanych rodziców, chce się mieć coś własnego, nawet jeśli nie jest to prawdą. Brzmi to dumnie i prestiżowo, czyż nie? Nawet jeśli to tylko iluzja. Czasem naprawdę uwielbiał karmić swe ego ludzką zazdrością, już nieważne czy była ona spowodowana tym, co serio osiągnął czy tym, co oni myśleli, że sam sobie wypracował. Błysk zazdrości w oku, słowa pełne niedowierzania, były tego zdecydowanie warte. Na początku zastanawiał się, czy Malen wiedziała o tej mistyfikacji. Może tak, a może i nie. Prawdopodobnie tylko uśmiechała się półgębkiem w towarzystwie, gdy on znowu roztaczał te swoje anegdoty o współpracy. Jednak nie poprawiała go i nie starała się przebić nadmuchanego przez niego balonika. A to wystarczało, przynajmniej na ten moment.
Tak czy inaczej, postarał się i był przed czasem. Sącząc leniwie herbatę, przerzucał, niby to od niechcenia strony najnowszego wydania Financial Times. Zerkał tylko na nagłówki i mruczał coś pod nosem. Zupełnie jakby robiło na nim wrażenie rosnące bezrobocie czy tam inflacja. Nie zajmował się tego typu kwestiami. W zasadzie obchodziło go tylko to, za co mu płacono. Jedyne sprawy w jego życiu, w jakie się angażował to te, za które dostał niezłe honorarium. Jego własna definicja hedonizmu. Wskazówki na tarczy zegara nie dyktowały rytmu jego dnia, był ponad to w każdym aspekcie. Świat mógł nagle runąć, a dla niego liczyło się tylko wypicie herbaty i wnerwianie Malen.
Bowiem naprawdę nie miał się za ideał. Wiedział, jaki był, ale mimo to wciąż dostrzegał jedną kwestię, z której był dumny. Mimo wszystko był cholernie dobry na sali sądowej. Potrafił sobie poradzić z prawie każdym klientem, a tego nikt nie mógł mu odmówić. Nawet jeśli klient nie popierał jego metod to i tak wracał po więcej, bo każdy lubi wygrywać. Każdy lubi ostre jak brzytwa riposty, o ile nie są w niego wycelowane. Okrutne, ale żeby osiągać sukces, trzeba być twardym. Taka oto smutna życiowa prawda.

Malen W. Vishwakar

cały w miu miu, na dworze stoję a miu miu boye teraz w modzie

: śr wrz 10, 2025 11:23 pm
autor: Malen W. Vishwakar
3.
i talk to god but sky is empty.
malen & phileas


Jestem głęboko rozczarowana, że nie odbierasz ode mnie telefonu.
U s u ń.
Twój ojciec podupada na zdrowiu przez Twoje wybryki.
U s u ń.
Jesteś rozczarowaniem całej rodziny.
U s u ń.
Kamalo, wróć do domu.
U s u ń.
Choć wiadomości głosowe szybko poszybowały gdzieś w niebyt, ich treść nadal natrętnie brzęczała w głowie Malen, przyprawiając ją o równie niewdzięczną migrenę. Kto by pomyślał, że wieści o jej niechlubnym u p a d k u dotrą aż do Bombaju? Jakby mało miała aktualnie problemów; jakby potrzebowała teraz jeszcze dodatkowego ciężaru w postaci niekończących się telefonów. To nic, że uparcie odrzucała każde połączenie - to nie zrażało w ogóle matki przed wykonywaniem ich na okrągło. Vishwakar chciałaby wierzyć, że to zainteresowanie wynikało z matczynej troski; że po latach napiętych relacji w sytuacji podbramkowej jej rodzina potrafiła stanąć na wysokości zadania i odłożyć na bok wszelkie niesnaski. Ale niestety znała ich za dobrze.
Wróć i nie przynoś więcej wstydu.
U s u ń.
Wszyscy sąsiedzi o Tobie mówią. Czy ty nie masz s e r c a?
U s u ń.
Powtarzała sobie, że nie powinna odczuwać wyrzutów sumienia; że jej rodzice w przeszłości zawiedli ją wystarczająco dużo razy, by teraz przejmować się ich opinią. A mimo to... Mimo to każda odsłuchana wiadomość stanowiła kolejną szpilę wbitą między żebra. W zaistniałej sytuacji powinna skupić się wyłącznie na walce o odzyskanie dobrego imienia, a tymczasem marnowała czas na rodzinne dramaty, które przecież trwały odkąd tylko sięgała pamięcią.
Dlatego zacisnąwszy zęby z irytacji na widok kolejnych nieodsłuchanych wiadomości, skasowała je wszystkie i tym razem bez wgłębiania się w ich treść. Zamiast tego zebrała się w sobie, spakowała do torby wszystkie wcześniej przygotowane dokumenty i ruszyła na spotkanie w ulubionej kawiarni ze swoim P R A C O W N I K I E M. Normalnie zdecydowałaby się na spacer dla oczyszczenia głowy, ale że było już stosunkowo późno, a ona miała patologiczną alergię na spóźnialstwo, zamówiła taksówkę. Wygramoliwszy się z niej piętnaście minut później, od razu skierowała się prosto do lokalu, a po wejściu do środka bez trudu wyłapała znajomą czuprynę.
Długo czekasz? — spytała na powitanie, darując sobie grzecznościowe formułki. Zająwszy miejsce naprzeciwko, na wolne krzesło postawiła torebkę, z której od razu wyciągnęła plik spiętych papierów. — Miałam się tym zająć, ale w zaistniałej sytuacji... Sam rozumiesz — i bezpardonowo położyła je na blacie stolika, bo Malen naprawdę nie pojmowała definicji spotkań czysto koleżeńskich, kiedy z tyłu głowy wciąż zalegała jej p r a c a.

Phileas Baskerville

cały w miu miu, na dworze stoję a miu miu boye teraz w modzie

: sob wrz 20, 2025 8:45 am
autor: Phileas Baskerville
CZY MÓGŁ CHOĆ RAZ ZROBIĆ COŚ NORMALNIE? Otóż nie. Gdy tylko jego oczy podniosły się niespiesznie znad gazety, jego spojrzenie było doprawdy rozbawione. Być może widokiem, który na niego czekał, lub była to pozostałość po uprzednim liczeniu gazet w nagłówkach artykułów, lub fantazjowaniu o tym komu z brukowcowych twarzy, dorysowałby wąsy. Gdy tylko spostrzegł Malen, nieco sposępniał. Wymachiwała teczką przepełnioną nuda i paragrafami niczym ksiądz gromnicą na kazaniu. Czy ksiądz wymachuje gromnicą? Nie wiem, mam nadzieję. W każdym jednak razie jej ostre wtargnięcie było tak intensywne, że nawet ktoś tak wartki w myśleniu, jak Phleas nie był w stanie ułożyć sobie, choć minimalnie błyskotliwej riposty na powitanie, gdyż lawina słów z jej ust potoczyła się tak nagłe, że Phileas nie zdążył nawet wypić kolejnego łyka swej nakrapianej spirytualiami herbaty.
Gdy w końcu zechciał przeanalizować oskarżycielskie pytanie Malen, lub jak kto woli, jej stwierdzenie, wiedział, że nie może zrobić tego tak po prostu. NORMALNIE. Pozwolił sobie, więc na teatralną pauzę. Kolejno odłożył gazetę na stolik znajdujący się przed nim, zrobił to z teatralną wręcz pauzą i powolnością, a gazetę ułożył tak ostrożnie jak gdyby by była najdroższym kolekcjonerskim labubu w mieście. Po tym wszystkim poprawił pozycję na krześle, a dłonie splótł ze sobą na kolanach.
-Czy czekałem? Moja droga, otóż tak, czekałem. Całą wieczność. Jednak na nasze szczęście nawet ona nie była w stanie pozbawić mnie cierpliwości, wspólniczko.- powiedział bez cienia uśmiechu, akcentując wyraźnie na ostatnie słowo, swym tonem podszytym bez reszty ironią, nawet jeśli w duchu pękał ze śmiechu. Prawda jednak była taka, że ze swoją nakrapianą herbata był w stanie tu czekać nawet na sam koniec świata.

Normalny człwoeik czekałby na odpowiedź, ale nie Phileas. Zanim Malen zdążyła choć westchnąć, z ust meżczyny wystrzeliło kolejne salwo. Z lekcaeważycym uśmiechem lustrował wzrokiem stosy papierów, nie rpzerwyając popijania swej ulubionej herbaty. A może raczje drinka? Wszak ni właśnie była, po dodaniu włąściwych skąłdników.
-Wiesz co ci powiem, kochana? Zepsułaś atmosferę. Myślałem, że zaczniesz od jakiegoś, co u ciebie Phileasie? Jak się dzisiaj masz, stary druhu? Świetnie dziś wyglądasz.-powiedział naśladując jej głos w nieco nieudany sposób.-Ale jednak jest i ona, definicja naszego wspólnego spędzania czasu. Papiery i przynudzanie.-Rozłożył teatralnie ręce, śmiejąc się przy tym cierpko. Był dziwny, no co tu dużo poradzić, taki właśnie był Phileas Baskerville.
-Chociaż, jak tak o tym myślę- po raz kolejny sięgnął po swoją filiżankę i napił się, jakby chciał zebrać myśli.- Ta ciągła gadka o pracy w zasadzie daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nie muszę męczyć się ckliwymi tematami, jak opowiadanie ci o moim dzieciństwie, pytaniu o twoje samopoczucie i ulubiony kolor. Swoją droga o to ostatnie, akurat mógłbym zapytać, być może się nam pokrywają...-urwał momentalnie, zanim zdążył rozmarzonym tonem przejść na temat zaplatania bransoletek przyjaźni, gdyż zauważył, że jego napój właśnie się kończy. Cóż, najwyraźniej filiżanki nie były tak pojemne jak kieszenie jego rodziców. Straszna szkoda.
- I wiesz co ci jeszcze powiem, Kamalo? dzisiaj spóźniłaś się na nasze spotkanie tylko kwadrans. Z mojej perspektywy to totalna porażka, ale na twoim miejscu nazwałbym to sukcesem. Jak na ciebie oczywiście. Na każdą inną osobę pewnie byłbym wściekły, ale skoro jesteśmy wspólnikami, to oczywiście, że ci wybaczam. Tylko ten jeden raz.-przez krótką chwilę w jego głosie była powaga, która szybko ustąpiła rozbawieniu, gdy puścił jej oczko. Miał specyficzne poczucie humoru, bowiem naprawdę lubił Malen. Serio, lubił ją jak mało kogo. On po prostu umiał to pokazywać tylko na swój dziwny, nieco absurdalny sposób, ale o tym na pewno zdążyła się już przekonać. []b-Ale serio, możesz na mnie liczyć jeśli coś się dzieje. Wiem, że musisz jeszcze przez kwadrans poudawać teraz, że nikogo nie potrzebujesz, a ja będę musiał parę razy ponowić propozycję, ale może sobie to darujemy? Wiesz, że jestem w tym kiepski, ale chcę pomóc. Pokaż mi te papiery i może znajdę w nich coś ciekawszego niż te ostatnie papiery rozwodowe i dyrdymały o inflacji. -[/b] wrócił przy tym oczami i upił koleny łyk herbaty. Cóż, być może nic jej nie ujawniał, ale byli dobrymi współpracownikami. Pasowali do siebie prawie tak bardzo jak daniel magical do bana na nagrywanie.
Malen W. Vishwakar